03-09-2011, 19:24
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 03-09-2011, 19:28 przez blain master.)
... o wierze (uzdrowiciel)
moj dotychczas najlepszy tekst. jestem z niego bardzo zadowolony. prosze skrytykuj
moj dotychczas najlepszy tekst.
prosze skrytykuj
Od tygodnia został mi przepisany abilify. Na pobudzenie. Jak wspominałem już wcześniej przesypiałem blisko szesnaście godzin na dobę. Efekt jest piorunujący sypiam po osiem godzin i cały czas mam chęć na robienie czegoś. Taki amfetaminowy odpowiednik psychotropów. Który przekłada się na pisanie. Lek nie wywołuje u mnie skutków ubocznych, poza jedną bezsenną nocą nie miałem żadnych ubocznych skutków działania tego neuroleptyku. Mam nadzieję, że po nim nie przytyje. Abilify jest czymś czego brakowało mi w dotychczasowym leczeniu. Po prostu funkcjonuje normalnie. To mu zawdzięczam blisko trzydzieści treści, które już napisałem. Ale ostatnio się coś wydarzyło. Będąc u swojej dziewczyny zostałem zaproszony na mszę. Zazwyczaj nie chodzę do Kościoła , ale tym razem było głupio mi odmówić. Poza tym nie była to zwykła msza. Do jednego z legnickich kościołów został zaproszony uzdrowiciel ze Stanów Zjednoczonych. Przez blisko cztery godziny wygłaszał swoje przemówienie. W kazaniach poruszał cudy jakie czynił Chrystus. A zwykła liturgia często przerywana była pytaniami czarnoskórego kapłana. „Co chcecie aby uczynił dla was Chrystus”. Ludzie odpowiadali różnie. Ale głównie o co się modlili to o zdrowie. Sam też wykrzykiwałem, że chce, aby choroba ustąpiła. A po cichu. W duchu powtarzałem sobie mantrę „chcę mieć więcej energii, chce mieć więcej energii...”. Mimo, że nie jestem praktykujący uczestniczyłem w mszy świętej. Co prawda długość liturgii mnie trochę znużyła, ale wytrzymałem do końca. Na zakończenie ksiądz poprosił, aby ludzie na wózkach wstali i spróbowali przejść kilka kroków. Słowa księdza wywołały u mnie spore zaciekawienie. Sytuacje tą obserwowałem z mieszanymi uczuciami. Nie wierzyłem, że ksiądz aż tak wierzy w swoje możliwości. Zgodnie z moimi przewidywaniami chorzy upadali na ziemię. Rozczarowałem się, przez chwilę naprawdę wierzyłem, że mogę być uzdrowiony. Sytuacja ta szybko wywołała też uśmiech na mojej twarzy. Czekałem tylko na koniec liturgii. Ksiądz pożegnał nas słowami „... leczenie się rozpoczęło, pierwszy etap za nami...”. Po zakończeniu spotkania z uzdrowicielem sfrustrowany wysłuchiwałem zachwytu zgromadzonych ludzi. Dla mnie były to tylko zwykłe cztery godziny w Kościele, gdzie jedyna atrakcją był czarnoskóry kapłan. Na dodatek zaraz po mszy u mojej dziewczyny wystąpiły objawy choroby. Pierwsze, po czterech latach spotkanie z Bogiem okazało się porażką...
Do tej pory z szacunkiem patrzyłem na kwestię Boga, ale nie praktykowałem. Nie powierzałem Bogu swoich problemów, ale wierzyłem, że jest coś więcej. Stosunek z Bogiem mógłbym określić jako czystą sympatię. Kiedy pojawiała się kwestia dotycząca niego wywołuje to u mnie respekt. Ale się go nie boję. Trudno jest mnie zaciągnąć do Kościoła. Mimo wątłej relacji z Bogiem pozostaje człowiekiem mocno wierzącym. Tym, że moja wiara jest nieco inna. Wierzę w ludzi, wierzę w treści i historię, które już się wydarzyły. To one nadają mojemu życiu pędu, to one mnie motywują. Dalej uparcie wierzę, że z walką ze schizofrenią najbardziej pomogła mi muzyka i kinomatografia. Pozytywne treści niesione przez niektórych muzyków często nadawały mojemu życiu sensu. Podobnie było z filmem. Takie obrazy jak np. „Piękny umysł” ukazywały mi ludzi, którzy nie poddali się. Mimo ciężkich objawów walczyli. Historie takie jak życie Nasha pomagały mi w życiu z chorobą. To dzięki nim pozytywnie myślę. Fotografuje i pisze. A takie treści jak posty z forum uświadamiają mi ogrom tej choroby. Ilość zachorowanych. Dzięki nim czuje, że nie jestem sam. Czuje wspólnotę z tymi ludźmi. Wstaje rano, bo oni też mimo utrudnień jakie przyniosła im egzystencja budzą się do życia. To moja motywacja, to moja wiara...
Teraz na chwilę wrócę do ostatniego tygodnia. Do czasu kiedy biore abilify i piszę. Jak wspomniałem wcześniej wzmożyła się moja aktywność i chęć do pisania. Magia, która kryje się za tym procesem jest tak wielka, że zastanawiam się czy nie stoi za tym coś więcej niż tylko leki. Dopuszczam nawet do siebie taką myśl, że na moje dotychczasowe postępowanie mogła mieć wpływ ta przygoda z kościołem. Może warto zaufać uzdrowicielowi i uwierzyć w słowa „... uzdrawianie się zaczęło...” i jestem już za pierwszym etapem. W każdym bądź razie miło jest czasem też uwierzyć w Boga....
Do tej pory z szacunkiem patrzyłem na kwestię Boga, ale nie praktykowałem. Nie powierzałem Bogu swoich problemów, ale wierzyłem, że jest coś więcej. Stosunek z Bogiem mógłbym określić jako czystą sympatię. Kiedy pojawiała się kwestia dotycząca niego wywołuje to u mnie respekt. Ale się go nie boję. Trudno jest mnie zaciągnąć do Kościoła. Mimo wątłej relacji z Bogiem pozostaje człowiekiem mocno wierzącym. Tym, że moja wiara jest nieco inna. Wierzę w ludzi, wierzę w treści i historię, które już się wydarzyły. To one nadają mojemu życiu pędu, to one mnie motywują. Dalej uparcie wierzę, że z walką ze schizofrenią najbardziej pomogła mi muzyka i kinomatografia. Pozytywne treści niesione przez niektórych muzyków często nadawały mojemu życiu sensu. Podobnie było z filmem. Takie obrazy jak np. „Piękny umysł” ukazywały mi ludzi, którzy nie poddali się. Mimo ciężkich objawów walczyli. Historie takie jak życie Nasha pomagały mi w życiu z chorobą. To dzięki nim pozytywnie myślę. Fotografuje i pisze. A takie treści jak posty z forum uświadamiają mi ogrom tej choroby. Ilość zachorowanych. Dzięki nim czuje, że nie jestem sam. Czuje wspólnotę z tymi ludźmi. Wstaje rano, bo oni też mimo utrudnień jakie przyniosła im egzystencja budzą się do życia. To moja motywacja, to moja wiara...
Teraz na chwilę wrócę do ostatniego tygodnia. Do czasu kiedy biore abilify i piszę. Jak wspomniałem wcześniej wzmożyła się moja aktywność i chęć do pisania. Magia, która kryje się za tym procesem jest tak wielka, że zastanawiam się czy nie stoi za tym coś więcej niż tylko leki. Dopuszczam nawet do siebie taką myśl, że na moje dotychczasowe postępowanie mogła mieć wpływ ta przygoda z kościołem. Może warto zaufać uzdrowicielowi i uwierzyć w słowa „... uzdrawianie się zaczęło...” i jestem już za pierwszym etapem. W każdym bądź razie miło jest czasem też uwierzyć w Boga....
moj dotychczas najlepszy tekst. jestem z niego bardzo zadowolony. prosze skrytykuj
moj dotychczas najlepszy tekst.
prosze skrytykuj