nie wiem co to za miejsce
między początkiem a końcem jest taki czas
kiedy wszystko się odkształca
kolejny dzień gaśnie w złożonych dłoniach
na kolanach dopełza do zmierzchu
świat kręci się gdzieś poza mną
bez nas czego nikt nie dostrzega
że mam już tylko listy
nadal dochodzą szczeliną pod drzwiami
albo dziurką od klucza
do której czasem przykładam oko
piszesz że niebo się wyludnia
zmarli wracają na ziemię
i mówią choć wcześniej milczeli
że idą święta i pewnie stąd tłok na ulicach
topnieje śnieg
brudną rzeką spływa do studzienek
zima grzejnik parzy w zdrętwiałe kolana
gdy przyklejeni do szyb pilnują oddechu
między początkiem a końcem jest taki czas
kiedy wszystko się odkształca
kolejny dzień gaśnie w złożonych dłoniach
na kolanach dopełza do zmierzchu
świat kręci się gdzieś poza mną
bez nas czego nikt nie dostrzega
że mam już tylko listy
nadal dochodzą szczeliną pod drzwiami
albo dziurką od klucza
do której czasem przykładam oko
piszesz że niebo się wyludnia
zmarli wracają na ziemię
i mówią choć wcześniej milczeli
że idą święta i pewnie stąd tłok na ulicach
topnieje śnieg
brudną rzeką spływa do studzienek
zima grzejnik parzy w zdrętwiałe kolana
gdy przyklejeni do szyb pilnują oddechu