Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
koniec
#1
Nie wiem, czy to dobry dział, ale na miniaturę jest to raczej zbyt długie. Jeśli ktoś ma lepszy pomysł, gdzie umieścić ten tekst, proszę kogoś z góry o przesunięcie go do odpowiedniego działu. Z góry dziękuję.



koniec.

mam dylemat:
czy lepiej spełniać marzenia
czy je po prostu mieć?
czy lepiej stanąć na mecie
czy lepiej wciąż ku niej biec?

Śliwka Tuitam

Pan Henryk spoglądał przez okno.
Często mu się to zdarzało. Nawet kiedy zapadał mrok, on nadal zawieszał gdzieś wzrok. Podziwiał zachody słońca, podziwiał też wschody, albo gwiazdy. Nie znał się na gwiazdach i nie wiedział nawet, gdzie leży Wielki Wóz. Ale była w nich odrobina magii.
- Panie Henryku?
W pustej sali odbijały się kroki pielęgniarki. Zegar dawno już wybił jedenastą, wszyscy spali w swoich salach. Jedynie pan Henryk nadal siedział przed oknem.
- Niech pani podejdzie – odezwał się. Miał łagodny, kojący głos. Ale mimo wszystko męski. Pewnie sprawdziłby się w radiu. Albo w telewizji, gdziekolwiek.
- Tak?
- Niech pani spojrzy, pani… - rzucił okiem na plakietkę. Zawsze tak robił. Był gotów zapomnieć czyjegoś imienia już po kilku sekundach. Jeśli był w złym nastroju, posługiwał się niewybrednymi inwektywami. ‘Imbecylu, podaj mi cukier.’ W ten sposób pan Marina nadal jest obrażony na Henryka. Ale Henryk upiera się, że to imbecyl i nawet lepiej, że się do niego nie odzywa. Swoją drogą, pan Henryk miał doskonały wzrok, nawet w ciemnościach. – Pani Aniu – uśmiechnął się. – Tam, jest taka piękna, jasna gwiazda. Wydaje mi się, że na nas patrzy.
- To gwiazda polarna – wytłumaczyła pani Ania.
- To miłe, że gwiazdy mają imiona – odrzekł spokojnie pan Henryk. – Nie znam się na nich. Jest tak wiele rzeczy, na których się nie znam – zasępił się.
- Niech pan tak nie mówi!
- Och, pani… - rzut oka na plakietkę – pani Aniu. Niech pani tak nie mówi! Każdy z nas jest głupcem. Niestety.
Pielęgniarka przykucnęła obok wózka inwalidzkiego i położyła dłoń na schorowanej ręce pana Henryka. Zazwyczaj bezpośredni kontakt potrafił zdziałać cuda.
- Skąd ten pesymizm?
- Wie pani, pani – spojrzał – Aniu, zastanawiam się.
- Nad…?
Pan Henryk nie odpowiedział. Dopiero po chwili, jakby ważąc słowa, odezwał się:
- Co teraz?
- Jak to… co teraz?
- No wie pani. Co będzie dalej. Siedzę tutaj, gniję, nie mogę chodzić, śmierć spogląda na mnie pustymi oczodołami i wesoło wymachuje kosą. Jestem na mecie. Jednak… nie czuję się jak zwycięzca.
- Meta… to chyba złe określenie – osądził pani Ania. – To raczej… - zająknęła się.
- Koniec, prawda? To chciała pani powiedzieć – stwierdził sucho pan Henryk. Ania zagryzła wargę. Była już zmęczona. Cholerne dyżury.
- To także niefortunne określenie. Poza tym, przed panem jeszcze sporo czasu!
- Och tak, z pewnością, pani… Aniu. Ale, po co mi on? Zostałem już sam. Nie mam już, och, nie mam już marzeń. Widzi pani, pani… ekhm, pani Aniu, kiedy byłem młody, miałem prosty plan. Szereg celów do spełnienia. To miała być furtka do nieba, namiastka ziemskiego raju. Wierzyłem, że w ten sposób będę szczęśliwy. Chciałem znaleźć swoją drugą połówkę, spłodzić syna, stworzyć kilka arcydzieł. Chciałem być mężem, ojcem, artystą. Chciałem zdobyć wykształcenie, bo wierzyłem, że nauka, że wiedza są niezbędne. Że muszę mieć wiedzę, żeby ludzie mnie szanowali, żeby wiedzieli, z kim mają do czynienia.
- To fundamenty – podsumowała cicho Ania. – Chyba… prawie każdy tego chce. Szczęśliwa rodzina, praca, spełnienie, pasja. Każdy z nas do tego dąży.
- Widzi pani, pani… Aniu. Miałem trzydzieści lat. Na koncie tytuł doktora, cudowną żonę, dwóch synów oraz kilka obrazów w galeriach. To, o czym marzyłem, miałem pod ręką. I wtedy kiedyś stanąłem przy oknie, spojrzałem w dal, ponad wieżowce, miejski smog i zadałem sobie pytanie: co teraz? Co dalej? Mam rodzinę, dom, pracę i obrazy. Co dalej?
- Powinien być pan dumny! – odrzekła radośnie Ania. Starała się podnieść pana Henryka na duchu. W zasadzie, po prostu chciała już się zdrzemnąć. A nie mogła go przecież zostawić tutaj samego. Co prawda, Henryk był twardy, ale w domu spokojnej starości zbyt wiele było już prób i dziwnych przypadków, by zasmuconych pacjentów pozostawiać sam na sam z gwiazdą polarną. – Niewiele osób potrafi spełniać swoje marzenia, dopinać celów.
- Widzi pani, pani Aniu, życie to, na całe szczęście, nie samochód. Nie ma lusterka wstecznego, w którym moglibyśmy na wszystko rzucić okiem, prześledzić, spojrzeć jeszcze raz, na jałowym biegu, na spokojnie i bez pośpiechu. Widzi pani, pani… pani Aniu, kiedy byłem mały, ojciec powtarzał mi, że najważniejsze, by w życiu niczego nie żałować, nie żałować swoich wcześniejszych decyzji. Żeby zawsze wybierać tak, by później nie musieć się wstydzić. Ale to jest… niemożliwe.
Ania milczała. Miała na karku dwadzieścia cztery wiosny. Cóż mogła wiedzieć o życiu? Prawdą jest, że czasem lepiej milczeć, niż pleść głupoty
- Kiedyś, wie pani, pani Aniu, mój wnuczek grał na komputerze. Zapytałem go, co robi. Powiedział, że to taka gra komputerowa. Na pytanie, na czym polega, odpowiedział, że na podejmowaniu decyzji. Że każdy taki wybór wpływa na rozgrywkę. Usiadłem koło niego i zapytałem: ‘A co, jeśli wybierzesz źle?’. Wnuczek uśmiechnął się niewyraźnie. ‘Wtedy po prostu wczytam grę’, odrzekł. Widzi pani, pani Aniu, życie to nie gra. Chociaż reguły są prawie takie same.
Na niebie pojawiły się kolejne gwiazdy.
- Chciałem zapytać go, skąd wie, jakiego wyboru powinien dokonać. Ale sam sobie odpowiedziałem. Na pewno jego koledzy już wcześniej grali w tę grę i wiedzieli dokładnie, co trzeba zrobić. W każdej chwili mogli mu podpowiedzieć.
- Na pewno – skwitowała Ania. Chciała się odezwać, a nic lepszego nie przyszło jej do głowy.
- Widzi pani, ja też przeszedłem tę grę. Przeszedłem życie. Dziewięćdziesiąt dwa lata na tym pierdolonym świecie. Krew, pot i łzy. I wie pani co, pani Aniu? Ja nie potrafię pani podpowiedzieć. Po tylu latach nadal niewiele wiem. Nie mogę nikomu powiedzieć, jakie decyzje należy podejmować. Bo do dziś nie wiem, które z nich są słuszne.
Pielęgniarka spojrzała na zegar. Wskazówka powoli zbliżała się do godziny dwunastej. Północ była już tuż. Ania czuła, że jej powieki z każdą minutą stają się coraz cięższe.
- Wie pani co, pani… Aniu, tak? – Pielęgniarka skinęła głową. – Czasem sobie tak myślę, że życie jest jak rejs dookoła świata. Zaczynasz tutaj i kończysz w tym samym miejscu. I mogłoby się wydawać, że przecież przebyło się cały świat. Ale czymże on jest w obliczu potęgi wszechświata. Czymże jest nasze życie wobec miliardów lat na karku kuli ziemskiej? To zaledwie ziarnko piasku w klepsydrze. Pędzimy na złamanie karku wzdłuż równika, a nadal stoimy w miejscu.
Ania ziewnęła. Pan Henryk chyba tego nie zauważył. A nawet jeśli, zadecydował, że lepiej będzie to po prostu zignorować.
- Mój wuj był bardzo mądrym człowieku. Wie pani, pani Aniu, on nigdy nie życzył spełnienia marzeń. Zawsze mówił mi: miej je. Posiadaj marzenia. Dopiero wtedy możesz je spełniać. Teraz… teraz myślę, że chyba lepiej jest mieć marzenia, niż naprawdę je spełniać. Cel… cel gdzieś nas prowadzi, wytycza szlak. Kiedy dopinamy celu, jesteśmy jak dzieci we mgle, błądzimy i nawet nie wiemy, dokąd chcemy się udać.
- Niespełnione marzenia… też są złe – mruknęła Ania. – Chciałby pan… cofnąć czas?
Pan Henryk zasępił się. Na jego twarzy przewinęło się kilka sprzecznych uczuć. Po chwili, jakby strawił to pytanie, spojrzał na pielęgniarkę i pokręcił przecząco głową.
- Absolutnie. Bo co z tego? Gdybym ponownie stanął na rozstaju… skąd mógłbym wiedzieć, która z dróg jest tą… właściwą? Skąd mógłbym wiedzieć, czy którakolwiek z nich jest tą właściwą? Sądziłem, wie pani, pani Aniu, że to będzie taka wspinaczka. Że któregoś dnia stanę na szczycie, będę mógł objąć wzrokiem cały świat, wypnę dumnie pierś i tak oto będę, spełniony i ledwie żywy. Wyczerpany. A dziś czuję się… czuję się jakbym wspiął się na kopiec kreta. Zauważą mnie tylko sąsiedzi, pukną się w czoło i pomyślą: ‘Czubek!’.
- Panie Henryku…
- Wiem, dochodzi już północ. Godzina duchów, jak to mówią. Może mnie tu pani zostawić, pani Aniu, naprawdę – uśmiechnął się blado.
Ania wstała i pogłaskała go po łysinie.
- Dobranoc, w takie razie – odezwała się cicho.
- Pani Aniu…
- Tak?
- Opowie mi jutro pani o gwieździe polarnej?
- Oczywiście.

cel w życiu ogranicza
więc go nie mam.

Pelson
Odpowiedz
#2
Cytat:Podziwiał zachody słońca, podziwiał też wschody, albo gwiazdy. Nie znał się na gwiazdach i nie wiedział nawet, gdzie leży Wielki Wóz.
Powtórzenie.

Cytat:- Niech pani spojrzy, pani… - rzucił okiem na plakietkę.
Błędny zapis dialogu.

Cytat:- Meta… to chyba złe określenie – osądził pani Ania. – To raczej… - zająknęła się.
Literówka. <A może nie wiemy czegoś o pani Ani? Big Grin>

Cytat:- Mój wuj był bardzo mądrym człowieku.
Chyba człowiekiem.

To tyle z łapanki. Albo nie ma więcej błędów, albo ja ich nie wypatrzyłam. Szczerze mówiąc, bardziej skupiałam się na przesłaniu, niż formie zapisu. Ale o fabule później.
Co do formy...
Mimo wszystko mam kilka uwag. Całość czytało się dobrze i przyjemnie, ale czasem zdania w narracji są za krótkie. Nie wiem, czy skracałeś je celowo, ale moim zdaniem do tego typu opowiadania lepiej pasowałyby jednak zdania złożone. One IMO pomogłyby w budowaniu sennego, melancholijnego i refleksyjnego klimatu. W każdym razie trochę mi to zgrzytało. Takie zabiegi stosuje się raczej by podkręcić tempo akcji, a w tym tekście chodziło jednak o coś zgoła innego Wink Zupełnie inaczej ma się ta kwestia w dialogach. Tam zdania maja odpowiednią długość i moim skromnym zdaniem pasują wręcz idealnie. Druga sprawa to powtórzenia imion. O ile w dialogu nie mam do nich absolutnie zastrzeżeń, ale w narracji powinieneś się postarać o różnorodność. Szczerze mówiąc, kiedy czytałam po raz kolejny Ania/pan Henryk zaczynałam czuć się lekko poirytowana.
Masz też u mnie spory plus za przedstawienie postaci. Tekst był krótki, pola do popisu nie było wiele, ale oboje wydają mi się prawdziwi. Pozwoliłeś mi poczuć do nich sympatię, wyobrazić sobie, że taka hipotetyczna rozmowa faktycznie mogłaby mieć miejsce.
I na koniec fabuła. Cały tekst opera się głównie na dialogu, co jest bardzo dobrym pomysłem. Takie zestawienie dwóch osób: jednej znajdującej się u kresu życia, a drugiej tak naprawdę na jego początku ma jak dla mnie silny wydźwięk metaforyczny.
To, jak się przeżyło życie, jest chyba tematem rozważań każdego starszego człowieka. Moim zdaniem wypadło to naturalnie. Podoba mi się również lekkie niedopowiedzenie: z jednej strony spełnienie marzeń powoduje wypalenie, ale z drugiej pozostawienie pewnych rzeczy tylko w sferze wiecznego "chcenia" pozostawia po sobie niedosyt, niepewność z cyklu A co by było gdyby.

Podsumowując:
Tekst generalnie na plus. Przydałoby się poprawić stronę techniczną i zrobić z niego perełkę, bo przesłanie kopie solidnie.

To tyle ode mnie.
Pozdrawiam, mając nadzieję, że moja pisanina się do czegoś przydała.
Odpowiedz
#3
Cytat:Nawet kiedy zapadał mrok, on nadal zawieszał gdzieś wzrok.
Na haku może? :-)
Lepiej błądził wzrokiem. No i ten rym mrok/wzrok wywołuje efekt raczej komiczny.
Cytat:Podziwiał zachody słońca, podziwiał też wschody, albo gwiazdy.
To wyliczenie po prostu fatalnie brzmi. Poza tym nie bardzo się to wiąże z obrazem, który chcesz oddać. Najważniejsza dla fabuły jest tu ciemność i odległe gwiazdy, wtrącanie jak popadnie poranka zakłóca nastrój, który chcesz osiągnąć.
Cytat:Nie znał się na gwiazdach i nie wiedział nawet, gdzie leży Wielki Wóz. Ale była w nich odrobina magii.
Zaimek nich powinien się odnosić do ostatniego rzeczownika poprzedniego zdania, to poprawiłoby logikę zdania i było bardziej kompatybilne z ludzkim sposobem myślenia ;-)
Cytat:W pustej sali odbijały się kroki pielęgniarki.
Wiem, skrót myślowy, ale znów o komicznym wydźwięku - może raczej echo się odbijało?
Cytat:Pewnie sprawdziłby się w radiu. Albo w telewizji, gdziekolwiek.
W wojsku pewnie by się nie sprawdził.
Idziesz na łatwiznę. Użyłeś tego słowa tylko dla rytmu zdania?

Moim skromnym zdaniem - styl trzeba by doszlifować...
Odpowiedz
#4
Poniewaz mam na tapecie techniki kreacji bohatera to powiem, że tutaj zabrakło wiedzy autorowi - stworzył bohatera doktora i artystę, który wypowiada się językiem z kompletnie innej bajki. To poważna wada, bo kiedy bohater mnie nie weźmie w podróż do świata utworu, to już nikt.

I przez to powstała miniaturka paskudnie papierowa i tendencyjna (taka z tezą).
Przeczytałam i ...nic. Nie wiem o czym. To znaczy - o śmierci, ale co nowego, z jakiej perspektywy? Jako doznanie osobiste? Na pewno nie. Takie uśrednione doznanie statystycznego...
Sporo banalnych, ogranych metafor

4/10
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości