Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Zima
#1
Wiem, że to raczej nie powinno być w tym wątku, ale z uwagi na następne części (a powstały takowe) zamieszczam to tutaj, by czytelnicy niepotrzebnie nie szukali poszczególnych epizodów.

Weronika zatupała lekko by się rozgrzać. Śnieg pod butami zaskrzypiał cicho. Było około godziny dwudziestej trzeciej. Ciężko było liczyć na klientele o tej porze i do tego w tak odludnym miejscu, ale tak jej kazano. Łysek znowu skatowałby ją gdyby nic nie zarobiła. Nie chciała tego, nie takiego losu.
Jej uwagę przykuły kroki. Ktoś się zbliżał. Może jakiś potencjalny klient.
Mężczyzna, który się pojawił był młody. Wyglądał na dwadzieścia osiem lat. Kroczył zaśnieżonym chodnikiem spokojnie. Padający śnieg przyprószył mu bielą jego włosy koloru orzecha. Postanowiła spróbować.
- Hej przystojniaku, nie chciałbyś się trochę rozgrzać w ten mroźny wieczór?
Wyminął ją nie zaszczycając nawet spojrzeniem. Nie chciała dać za wygraną. Nie chciała kolejnych siniaków.
- Poczekaj, a może... – próbując go dotknąć ręką poślizgnęła się i straciła równowagę. Upadła na śnieg zmieszany z błotem. Ku jej zdziwieniu , gdy chciała wstać zauważyła, że ktoś wyciąga do niej rękę. To był ten facet.
- Nic Ci nie jest? – zapytał gdy wstała.
- N..nie wszystko w porządku, dziękuję. Ja przepraszam... – zmieszała się. Wyglądał na spokojnego, ale gdy na nią patrzył czuła się dziwnie. Miał w oczach coś dziwnego. Coś bardzo złego.
- A Ty co się kurwo obijasz? Zainkasowałaś już kasę? Bo mi się spieszy! – Łysek wysiadł z pobliskiego samochodu w asyście swojego przypakowanego kumpla.
- Nie, poczekaj chwilkę...
Uderzył ją na odlew w twarz.
- Nie mów do mnie co mam robić suko. Nigdy.
Gdy próbował ja kopnąć, kiedy leżała dziwny nieznajomy odepchnął go lekko.
- Spokojnie chłopczyku. Nie bij jej. Jest od ciebie słabsza, to raz. Po drugie nie ma powodu by się złościć.
- Nie pouczaj mnie łachu! – W ręce Łyska pojawił się nóż sprężynowy, a jego przypakowany koleś sięgnął do samochodu po kij bejsbolowy.
To co nastąpiło potem Weronika wspominała ze strachem, ale także z ponurą satysfakcją. Nieznajomy wytrącił lekkim ruchem Łyskowi nóż z dłoni,a następnie uderzył go lekko w twarz. Łysek odleciał kilka metrów do tyłu i zatopił się w brudnej, śniegowej zaspie. Próbował niezdarnie wstać plując zębami oraz krwią, ale raz po raz znowu upadał.
Ten przypakowany próbował uderzyć nieznajomego bejsbolem, ale ten złapał kij, po czym pchnął dużego tak, że tamten z donośnym hukiem uderzył w samochód, i osunął się nieprzytomny na ziemię.
Weronika patrzyła jak jej wybawiciel podchodzi do Łyska i podnosi go do góry lekko, jak kociaka.
- Nigdy nie baw się kata człowieczku bo ktoś się zabawi tak z Tobą.
Rzucił przerażonym Łyskiem o ścianę pobliskiego budynku. Ten osunął się na ziemię jak szmaciana lalka. Z uszu pociekł mu cienki strumyczek krwi.
- Nic Ci nie zrobił?
Weronika spojrzała na swojego nieoczekiwanego wybawiciela. Wyglądał tak jakby nic się nie stało.
- Nie, ale... jak się o tym dowiedzą ich przełożeni to będziesz miał kłopoty. Ja też będę miała...
- Tylko nie płacz. Chodź opowiesz mi o wszystkim w samochodzie.
Nie wiedziała dlaczego z nim poszła. Facet przed chwilą zmasakrował dwóch ludzi i nie sprawiał wrażenia, aby nim to specjalnie wstrząsnęło. Jednak...nie czuła z jego strony żadnego zagrożenia.
Samochód był zwyczajny, nie rzucający się w oczy. W środku było ciepło i przytulnie. Pachniało, nie wiedzieć czemu, lasem.
- Słuchaj, dziękuję, że chcesz mi pomóc, ale lepiej się nie mieszaj. Nie sądzę....
- Nie, to TY posłuchaj. Nienawidzę gdy ktoś pastwi się nad słabszym. Aby Ci pomóc dołożyłem tym dwóm alfonsom.
- Ale...powiedz mi dlaczego? Dlaczego pomagasz dziwce? Nieznajomej?
Zamilkł na chwilę.
- Nie wiem. Sam nie wiem...ale, skoro już zacząłem... to skończę. A teraz opowiedz, jak w to wpadłaś. Bez kłamstw proszę, mnie nie da się okłamać.
„Nie próbowałabym nawet” pomyślała Weronika.
- Powiedz mi chociaż jak się nazywasz, tak dla ułatwienia rozmowy. Chyba, że wolisz pozostać anonimowym mścicielem.
- Maciek – nie przejął się lekką ironią w jej głosie. – Teraz opowiadaj.
Przez chwilę milczała próbując zebrać słowa i myśli.
- Możesz zacząć od podania swojego imienia, potem przejdziesz do tego jak się tu znalazłaś i dlaczego – podsunął.
- Jestem Weronika, przyjechałam tu parę miesięcy temu z siostrą. Jej chłopak obiecał, że załatwi nam w mieście pracę. Gdy tu przyjechałyśmy od razu nas dopadli. Zrobili z nas dziwki – po policzkach zaczęły cieknąć jej łzy. Otarła je lekko starając się zachować względny spokój. – Rozdzielili nas. Ja zostałam podopieczną Łyska, tego małego, którego przed chwilą załatwiłeś. Stałam na ulicy, jak zwykła tirówka. Łysek często mnie bił, mocno. Jak nie zarobiłam dużo to wpadał w szał. Ja..ja miałam już dość!
Na chwilę zapadło milczenie przerywane tylko cichym szlochem Weroniki.
- A Twoja siostra? Co z nią?
- Nie wiem, nigdy nie odpowiadali na moje pytania, nie miałam z nią kontaktu. Wiem tylko, że zawieźli ją do jakiegoś klubu za miastem – „Róży Wieczoru”
- W takim razie, pora odwiedzić ten klub...
- Ale...teraz? Już?
- Czemu nie? W końcu taki klub otwarty jest głównie w nocy
- No dobrze...
Przy akompaniamencie cichego szumu silnika pokonywali miasto. Patrzyła na pozornie uśpione miasto.
Zasnęła. Nienawistnik prowadził w milczeniu. W myślach prowadził sam ze sobą gorączkowy dialog. Po co? To co niedawno zrobił nie przynosiło mu żadnych korzyści. Nie prowadziło do niczego. Dobra, pomógł biednej, skatowanej dziewczynie, wykazał się dobrocią, i wrażliwością. Mistrz byłby zadowolony, ale po co to ciągnąć? Nie wiedział w sumie. Dziewczyna...jakoś, nie mógł jej tam zostawić.
Czuł się głupio, co wprawiało go w zły nastrój.
Docierali do granic miasta. Spojrzał na nią. Spała...było w niej coś co go przyciągało, ale nie wiedział co. Może fakt, że nie bała się go jak inni ludzie? Ech...
Dojeżdżali. Spory neon „Róży Wieczoru” widać było już z daleka. Delikatnie obudził Weronikę.
- Wstawaj. Dojeżdżamy...ostrożnie! Nie machaj tak rękoma jak się przeciągasz bo się rozbijemy.
- Przepraszam.
Po wyjściu z ciepłego samochodu, dotkliwie odczuła panujące na zewnątrz zimno.
Skierowali się do wejścia do klubu. Policja tu nie zaglądała. Bywalcy tego przybytku zapłacili wystarczająco dużo, by organy ścigania nie interesowały się tym co dzieje się w „Róży Wieczoru”.
Przy wejściu zatrzymał ich bramkarz – wysoki, łysy i przypakowany mężczyzna.
- Gdzie? To nie klub młodzieżowy.
Maciek spojrzał łysemu głęboko w oczy.
- Chcemy wejść. Tylko na chwilę. JUŻ.
Bramkarz wyglądał jakby cos go zamoczyło. Zamrugał oczami.
- Ja...ee..tak, oczywiście proszę wejść. Miłego wieczoru.
- Dzięki.
W środku było ciepło i przyjemnie. Zapach kobiecych i męskich perfum mieszał się z subtelnym zapachem alkoholu oraz papierosów. Weronika nie wiedział, gdzie znajdą szefa klubu. Nigdy tu nie była. Skierowali się do głównej sali. Tam wśród gorącej aprobaty publiczności tańczyła na rurze młoda dziewczyna o dość ponętnych kształtach. Maciek podszedł do baru i zaczepił skąpo odzianą dziewczynę.
- Sory, gdzie znajdę kogos kto zarządza tym przybytkiem?
- Co Ci do tego koleś? Drinka?
- Nie dzięki, zapytam jeszcze raz – gdzie znajdę szefa? – Oczy nagle zrobiły mu się czarne jak smoła. Wokół nich pojawiły się czarne żyłki. Dziewczyna cofnęła się przestraszona.
- Na drugim końcu tej sali. Za kotarą, ale tam nie wolno....
- Dzięki.
Koło kotary siedział kolejny bramkarz. Potraktowany został tak samo jak tamten przy wejściu. W środku była grupa ludzi – dokładniej dwóch mężczyzn i kilkoro, skąpo ubranych dziewcząt.
- A co wy tu kurwa robicie? Wypad? – jeden z nich wstał.
- Spokojnie, przyszliśmy jedynie zapytać o siostrę pewnej panienki. Podobno tu pracuje.
- Won! – facet rzucił się na Maćka. Ten zbił jego pięść, a drugą ręką chwycił go za gardło i podniósł do góry.
- Któreś z was zacznie krzyczeć to zrobi się tu naprawdę nieprzyjemnie. Ostrzegam dla waszego dobra – wycedził Maciek.
Drugi z mężczyzn wstał. Był spokojny.
- Cos ty za jeden? Kogo właściwie szukasz?
- Ty kierujesz tym klubem?
- Ja. Puść proszę mojego przyjaciela. Dziękuję, a teraz łaskawie odpowiedz na moje pytania.
- Przyszedłem tu po siostrę tej dziewczyny – Maciek wskazał na Weronikę. – Gdzie mogę ja znaleźć?
Właściciel klubu uśmiechnął się lekko
- Pewnie chodzi ci o Basię? Widzę, że Twoja nowa znajoma to potwierdza. Cóż, Weronika może iść z Tobą to płotka. Ale Baśka...
- Odradzam zatrzymywanie mnie siłą.
- Heh, nie będę was zatrzymywał. Jej tu nie ma. Jest teraz na całonocnej zmianie u Mraczewskiego. Znacie Janusza Mraczewskiego, prawda?
Maciek bez słowa wyszedł zabierając Weronikę.
- Nie zatrzymasz go? Facet ot tak zabiera Ci dziewczynę z interesu, planuje zabranie następnej a Ty tak o go wypuszczasz? – zdziwił się ten przyduszony.
- Nie zależy mi na tej pierwszej. Niech ją bierze. Zresztą nie ma sensu tego gościa zatrzymywać, słyszałem o nim trochę i wierz mi, lepiej go nie zatrzymywać. A co do tej drugiej, Baśki... cóż, nie martwię się o nią. Naprawdę. A teraz, na czym stanęliśmy?

***
Posiadłość Mraczewskiego otaczał wysoki mur. Dom, choć nieduży, przypominał małą twierdzę.
- Zostań w samochodzie. Niedługo wrócę.
Maciek nie zamierzał się patyczkować. Furtka była zamknięta. Wyłamał ją. Psy, biegające na podwórku na jego widok wycofały się skomląc. Wyczuwały jego aurę. Drzwi do domu były otwarte. Ktoś był na górze. Dwójka ludzi Mężczyzna i kobieta. Ruszył po schodach na piętro.
Wtem z jednego z pokojów ktoś zaatakował. Szybko i bezszelestnie – jak nietoperz. Maciek odskoczył do tyłu i przyjrzał się napastnikowi. Był to człowiek, prawdopodobnie ochroniarz, ale wyglądał dziwnie. Miał całkiem czarne oczy. Wokół nich, oraz na jego rękach pulsowały czarne żyłki.
Maciek zdziwił się. Nienawistnik? Nie, to musiał być ktoś inny. Nienawistnika wyczułby od razu. Tamten zaatakował trzymanym w ręce nożem myśliwskim. Maciek robił uniki badając jednocześnie przeciwnika. W końcu złapał jego rękę i wykręcił ją tak, że chrupnęło. Ochroniarz wypuścił nóż, po czym osunął się na podłogę. Podszedł do niego. Energia nienawiści nagle wyparowała z niego. Zemdlał.
Maciek nachylił się nad nim. Położył mu rękę na czole. W jego umyśle nie było nic, co mogło by dawać podstawy, że mężczyzna umie posługiwać się nienawiścią. Jego uwagę przykuł mały drobiazg, który wypadł nieprzytomnemu ochroniarzowi z kieszeni. Wyglądał jak jeden z tych tanich talizmanów sprzedawanych za kilka złotych na rynkach. Jednak Maciek rozpoznał Znak Przekazu. Miał krótkotrwałe działanie. Czyżby ktoś zaczął handlować energią nienawiści jak narkotykiem? Nie, nikt nie byłby tak szalony.
Maciek na wszelki wypadek zabrał Znak. Ruszył do pokoju którym prawdopodobnie była siostra Weroniki. Na szczęście walka z ochroniarzem była wystarczająco cicha, by tamci pogrążeni w miłosnej ekstazie nic nie usłyszeli.
Delikatnie uchylił drzwi. Starszy, otyły facet właśnie pieścił biust Baśki. Na widok obcego odskoczył jak oparzony. Dziewczyna szybko zasłoniła się kołdrą. Staruszek wyciągnął spod poduszki pistolet.
- Coś ty za jeden? Wynocha? – wykrzyknął machając bronią.
Maciek poraził jego umysł niewielką porcją nienawiści. Staruszek wypuścił broń z ręki i osunął się na kolana.
- Basia, Basia to naprawdę Ty?
Weronika nie mogła dłużej czekać w samochodzie. Musiała iść. Teraz przepchnęła się koło Maćka i rzuciła ze łzami w oczach do siostry.
- Tak się bałam o Ciebie. Już będzie dobrze, wrócimy...
- Weronika, ale co Ty tu robisz? I o czym Ty mówisz? – Baśka gwałtownie wyrwała się z ramion siostry.
- No przecież..teraz wrócimy do domu. Koniec tego koszmaru.
- Koszmaru? Dziewczyno ja tu mam wszystko czego chciałam!
- Ja..jak to? – Weroniko stała zdębiała. Maciek przeczuwał jaki będzie finał tej rozmowy, ale wolał popatrzeć.
- Co „jak to”? Chciałam tak żyć! Zobacz, jestem szanowna, ludzie płacą grube tysiące by spędzić ze mną choć chwilę. Traktują mnie jak królową! Mam wszystko czego zawsze chciałam? A że płacę za to ciałem? Ja to lubię. Podoba mi się. Nie wiem co sobie uroiłaś, ale nigdzie z Tobą nie idę.
- Ale, ale ja... na ulicy...
- Trudno, nie umiałaś o siebie zadbać. Nie obchodzi mnie twój los. Nigdzie z tobą nie pójdę i nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. A teraz wynoś się.
Weronika z płaczem wybiegła na zewnątrz.
Tyle miesięcy bólu, upokorzeń. Troska o siostrę i chęć wyrwania się ponuremu losowi były jednymi rzeczami, które pozwalały zachować jej jasność umysłu.
A teraz...jej własna siostra okazuje się być największym potworem ze wszystkich.
Nie wiedziała, co zrobić, miała już dość. Wszystkiego serdecznie dość!
Poczuła, że ktoś otula ją kurtką. Maciek.
- Chodź, jest zimno, przeziębisz się.
W samochodzie trochę się uspokoiła.
- Co teraz? Czy masz gdzie pójść?
- Nie wiem, miałam odłożone parę groszy, ale nie chcę wracać do mojego starego mieszkania. Do rodziców nie wrócę, nie mogę...
Maciek przygryzł wargę. Przez chwilę bił się z myślami.
- Słuchaj możesz na razie zatrzymać się u mnie. Mieszkam kawałek stąd. Jeśli chcesz...oczywiście.
Propozycja ta zaskoczyła ją. Jeszcze bardziej zdziwiła się, gdy zorientowała się, że Maciek jest czerwony jak burak. W zestawieniu z jego kamienną miną dawało to komiczny efekt.
- A wiesz...chętnie. Tylko proszę zajedźmy do mojego starego mieszkania. Chcę tylko wziąć parę rzeczy, dobrze? Dzięki.To na Szeli 5.

***

Maciek uśmiechnął się lekko. Znowu w domu. Niewielki budynek położony w niewielkiej wiosce w pobliskich górach. Kochał to miejsce.
Weronika spała na przednim siedzeniu pasażera. Nie chciał jej budzić. Wziął jej bagaże i zaniósł do jednego z pokoi. Po chwili, najdelikatniej jak umiał ułożył w nim Weronikę na łóżku. Przykrył kołdrą by nie zmarzła.
Wyglądał tak pięknie. Nie bała się go. Może dlatego chciał by u niego zamieszkała?
Bał się tego trochę mimo wszystko. Ktoś taki jak on nie powinien mieć dziewczyny. To zbyt ryzykowne.
Siadł w kuchni z zrobił sobie herbaty. Taka jak lubił...z cytryną, dwiema łyżeczkami cukru. Uspokajała go. Jednak co do Weroniki, postanowił zapytać się Mistrza.
Skupił się. Wysłał impuls.
Odpowiedź przyszła prawie natychmiast.
- No proszę, Maciek. Witaj. Czego chcesz?
- Mistrzu ja, mam pytanie. Pomogłem dziś pewnej dziewczynie. Nie była to historia z happy endem ale... chciałem jej pomóc. Zabrałem ją do siebie, bo nie miała gdzie pójść. Mistrzu, niech się Mistrz nie śmieje, ja się boję wiązać z kimś. To ryzykowne.
Przez chwilę nie było żadnej odpowiedzi.
- Maciek, powiedz kim jesteś?
- Nienawistnikiem Mistrzu.
- To też, ale nie chodzi mi o to czym się zajmujesz, pytam się o to kim jesteś.
- Eee..
- Człowiekiem. Mimo całej swojej siły, jesteś człowiekiem. Byłeś nim jak Cię znalazłem i pozostaniesz nim. Korzystasz z mocy jaką daje Ci energia nienawiści.
Ale pamiętaj by walcząc i wchłaniając zło, nie zapomnieć o innych emocjach. Choćby tej bliźniaczo podobnej do nienawiści – miłości. Mieszkam z żoną i dzieckiem. Oni dobrze wiedzą kim jestem i co to ze sobą niesie. Ale ja ich kocham. Nauczyłem się, że kochać i być kochanym to nasz jedyny ratunek.
Wielu Nienawistników zginęło, bo zatracili się w samej nienawiści. Stali tym co mieli niszczyć. Znalazłeś kogoś kogo pokochałeś? Ten ktoś odwzajemnia uczucia? Co z tego, że przeszłość miał nieciekawą.
Nie dziw się chłopcze, twoje myśli są teraz dla mnie tak widoczne jak słońce. Wstydzić się też nie musisz, tak lepiej.
A teraz słuchaj: bądź z nią. Zostań, bo to właśnie ona będzie cię trzymać przy życiu. Przypomni, że jesteś człowiekiem, a nie potworem. A teraz żegnam i dobranoc.
Maciek siedział w milczeniu przy stole. Bał się? A jeśli ona odejdzie? Uzna go za dziwnego? Może rano okaże się, że uciekła?
Zatopiony w najczarniejszych scenariuszach nie usłyszał cichych kroków za sobą. Drgnął gdy poczuł na policzku dotyk ciepłej dłoni. Jej dłoni.
- Czemu się nie kładziesz mój wybawicielu? Późno już.
- Przepraszam, zamyśliłem się.
Pod tym dotykiem nie czuł się potężnym niszczycielem zła. Był Maćkiem, samotnym młodym człowiekiem.
Czuł się dobrze, teraz od tak dawna naprawdę czuł się dobrze.
Jgbart, proud to be a member of Forum Literackie Inkaustus since Nov 2009.
http://www.youtube.com/watch?v=4LY-n9nx5...re=related

Necronomicon " Possesed Again" \m/
Necrophobic "Hrimthursum" \m/

EVERYONE AGAINST EVERYONE - CHAOS!
Odpowiedz
#2
„Ciężko było liczyć na klientel(ę) o tej porze”

Jgbart napisał(a):Nie chciała tego, nie takiego losu.
To zdanie jest trochę nieczytelne. Lepiej byłoby je uprościć, np. „Nie chciała takiego losu” i jużBig Grin

Jgbart napisał(a):Kroczył zaśnieżonym chodnikiem spokojnie.
Zasadniczo powinno się unikać niektórych części mowy na końcu zdania, przysłówków również. Lepiej byłoby „kroczył spokojnie chodnikiem”.

Jgbart napisał(a):Padający śnieg przyprószył mu bielą jego włosy koloru orzecha.
Skoro jest „mu”, to wiadomo już, że to „jego” włosy, więc „jego” jest niepotrzebne.

„Ku jej zdziwieniu<niepotrzebna spacja>, gdy chciała wstać zauważyła, że ktoś wyciąga do niej rękę.”

Jgbart napisał(a):Nic Ci nie jest?
„Ci” powinno być małą literą. Nie stosujemy tu takich zwrotów grzecznościowych, to nie list Wink

„ N..nie(,) wszystko w porządku, dziękuję. Ja przepraszam... „ - tu przecinek zmienia zupełnie sens zdania, więc raczej powinien być Smile poza tym „Ja” jest niepotrzebne, ponieważ forma czasownika wskazuje już osobę.

Jgbart napisał(a):Ten przypakowany próbował uderzyć nieznajomego bejsbolem, ale ten złapał kij, po czym pchnął dużego tak, że tamten z donośnym hukiem uderzył w samochód, i osunął się nieprzytomny na ziemię.
Ten, tamten, ten, tamten – to trochę razi w oczySmile

Jgbart napisał(a):Aby Ci pomóc dołożyłem tym dwóm alfonsom.
Ona to wie i czytelnik również, nie ma potrzeby tak tego tłumaczyćSmile

Jgbart napisał(a):Ja zostałam podopieczną Łyska, tego małego, którego przed chwilą załatwiłeś.
Znów niepotrzebne „ja”.

„Weronika nie wiedział(a), gdzie znajdą szefa klubu.”

„- A co wy tu kurwa robicie? Wypad? – jeden z nich wstał.” - po „wypad” chyba powinien być raczej wykrzyknik Wink

„- (jeśli) Któreś z was zacznie krzyczeć(,) to zrobi się tu naprawdę nieprzyjemnie.”

Jgbart napisał(a):Zresztą nie ma sensu tego gościa zatrzymywać, słyszałem o nim trochę i wierz mi, lepiej go nie zatrzymywać.
Zatrzymywać, zatrzymywać...powtórki rzucają się w oczy.

„- Coś ty za jeden? Wynocha? – wykrzyknął machając bronią.” - po „wynocha” powinien być wykrzyknik.

„Mam wszystko czego zawsze chciałam?” - tu również zły znak interp.

„ Niewielki budynek położony w niewielkiej wiosce w pobliskich górach. Kochał to miejsce.” - niewielki, niewielkiej – powtórzenia.

„Wyglądał(a) tak pięknie. Nie bała się go.”

„(u)Siadł w kuchni z(i?) zrobił sobie herbaty.”

„Mistrzu ja, mam pytanie. Pomogłem dziś pewnej dziewczynie. Nie była to historia z happy endem ale... chciałem jej pomóc. Zabrałem ją do siebie, bo nie miała gdzie pójść. Mistrzu, niech się Mistrz nie śmieje, ja się boję wiązać z kimś. To ryzykowne.” - ciągle to niepotrzebne „ja” Tongue

„Byłeś nim jak(lepiej: kiedy) Cię znalazłem i pozostaniesz nim.”

„Stali (się) tym(,) co mieli niszczyć.”

Jak sam widzisz, sporo jest błędów. Poza tym prawie nie ma interpunkcji. Nie wskazywałem braków przecinków, zbyt dużo by ich było, żeby wymieniać każdy z osobna. Musisz pisać uważniej. Tekst sprawia wrażenie, jakby został opublikowany od razu po napisaniu, bez przeczytania go choć raz.
Fabułę wymyśliłeś niezłą, pomysł z Nienawistnikiem jest świetny!Smile Można było jednak napisać to nieco inaczej, trochę bardziej oryginalnie, bo niektóre fragmenty brzmią tak...pospolicie.

Pozdrawiam.
Dis.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości