Ankieta: Ocena:
Ankieta jest zamknięta.
Świetne
0%
0 0%
Podoba mi się
0%
0 0%
Jest ok
0%
0 0%
Może być
0%
0 0%
Marne
100.00%
1 100.00%
Beznadziejne
0%
0 0%
Razem 1 głosów 100%
*) odpowiedź wybrana przez Ciebie [Wyniki ankiety]

Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Wybory
#1
W pokoju Davida, za siedmioma górami pustych puszek od piwa, za siedmioma lasami z kartonów siedziała na obszarpanych fotelach (wczorajsza popijawa obrała niespodziewany kierunek) dwójka dorosłych chłopów. Pierwszy z nich, David, miał twarz tak zarośniętą, że przypadkowy przechodzeń miałby spory problem z rozróżnieniem jego głowy od wyjątkowo brzydkiej szczotki klozetowej. Z kolei Alfred, jego przyjaciel z którym nie jeden raz leżał w rowie; ten był przeciwieństwem Davida. Był starannie wygolony, uczesany, nawet miał wszystkie zęby (David miał dwa) a w połączeniu z grubymi okularami na nosie wyglądał jak wyjątkowo zadbany kujon, któremu obiecano dodatkowe zadanie domowe w zamian za przyzwoity wygląd. Jednakże w portfelu i w mózgu oboje mieli tyle samo; nic.
― Może tak dla odmiany… Napijmy się czegoś mocniejszego, co?! ― wybuchnął nagle David dodając mocy swojej wypowiedzi potężnym beknięciem.
― Dla odmiany? Mam rozumieć, że wczorajsze dwadzieścia Mocnych Full’ów jest słabe?
― Przecież to rekwizyty filmowe!
― Zaprawdę powiadam ci, że na etykiecie napisano jasno i wyraźnie, iż jest pełny, mocny i…
― Mocnego to możesz dostać tylko kopniaka! No to nie wiem… Może zaprośmy do nas płeć przeciwną? Gdybyśmy już się wygodnie rozsiedli przy stole, to ja bym wyciągnął spod niego herbatę i cukierniczkę, nasypuję aż trzy łyżeczki i mieszam tak głośno, żeby wszyscy w okolicy wiedzieli, że stać nas na cukier!
― Powiadam ci, iż nie wypada…
― Oj dobra! To może zostańmy radnymi! Za tydzień wybory!
Alfred wysunął język na brodę, zmarszczył czoło, przygryzł wargę i przystawił palec do skroni. David nie mógł się powstrzymać i ryknął gromkim śmiechem. Zawsze, gdy starał się skupić przybiera taką charakterystyczną pozę, jaką częściej się używa przy siedzeniu na sedesie. Ba! Istotnie raz mu się to udało zrobić na fotelu, w spodnie!
― Tak! To jest myśl!
― Ale co? ― Zdumiał się David wytrzeszczając oczy.
― No wybory!
― To był tylko taki żarcik!
― Nie śmieszny. Ale jednak to jest myśl!
― No cóż… ― Wypiął dumnie pierś ― W kupie siła!
― To nie ma sensu.
― A kto powiedział, że miało mieć?
― No tak, wybacz. Już nigdy nie pomyślę, że mówisz z sensem.
― To rozumiem!
― Mhm. Więc idziemy na wybory!

***

Jak powiedział, tak zrobili. Stanęli przed nieskąpo wyglądającym biurkiem z nie mniej skąpo wyglądającym mężczyzną z gburowato-burakowatą twarzą.
― W czym mogę panom pomóc?
David zaczął gorączkowo grzebać w kieszeniach. Pozostała dwójka zaczęła się mu przyglądać w niemym zdumieniu. W końcu wyciągnął świstek wyrwany z zeszytu, i z uśmiechem pełnym samozadowolenia zaczął czytać:
― Dwa kilo cukru, chleb, osiem Żywców…
― David! Do sklepu idziemy potem!
― Aha! Myślałem, że ten burak za biurkiem to sprzedawca…
― Tak, a więc ― Alfred podrapał się po tyłku ― Przyszliśmy złożyć naszą kandydaturę na radnego…
― Sraj tu ― Dokończył za niego David, najwyraźniej dumny ze swojej roli.
― Słucham? ― zdumiał się urzędnik.
― No złożyć kandydaturę na radnego sraj tu ― Powtórzył z pobłażliwym uśmiechem na twarzy, jakby miał przed sobą analfabetę.
― A nie przypadkiem sejmu?
― Nie, chyba jeszcze mówię wyraźnie! ― żąchnął się.
― Tak jest, do sejmu ― wtrącił szybko Alfred ― Pan wybaczy koledze… kupiliśmy wczoraj dwa czołgi, a jemu się opona przebiła na gwoździu… rozumie pan, więc teraz jest rozkojarzony i kupiliśmy wahadłowca…
― Aha ― Przerwał mu już mocno speszony urzędnik ― No dobrze. Niech panowie podadzą nazwiska, a ja…
― A co cię jak mamy na nazwisko?! ― Wybuchnął nagle David wyciągając ze spodni skórzany pasek ― Jeszcze raz wyskocz z czymś takim to zleję cię pasem na goły tyłem przy wszystkich!
― A schodząc z pańskiego tyłka… ― Zaczął szybko Alfred, ale David nie dał sobie w kaszę dmuchać, i mu przerwał.
― Nawet nie zdążyłem mu wejść, ale niech ten pedofil mnie jeszcze raz zapyta o moje nazwisko albo miejsce zamieszkania, to niech się nie martwi o opaleniznę na tyłku! Będzie miał tak czerwoną jak ten czerwony teletubiś i…!
― Może przetłumaczę, bo kolega niewyraźnie mówi ― wtrącił Alfred ― A więc David pragnie podzielić się z panem wszelkimi informacjami o sobie, ale tak mu się spieszy do waszego uroczego, prezydenckiego nocnika w celu opróżnienia pęcherza moczowego poprzez aktywowanie mięśni… no, nie ważne. Jeszcze powiedział, że nazywa się David Lejnamur.
Urzędnik wyciągnął chusteczkę higieniczną i przetarł nią spocone czoło. David natychmiast obruszył się na widok różowego koloru materiału, ale Alfred w porę ostudził jego zapał.
― No dobrze, a hmm… pan jak ma na nazwisko?
― Alfred Srajpantu. Miło mi pana poznać, niech gwiazda przyświeca naszemu spotkaniu i…
― O tak, tak ― wtrącił David ― I żyli długo i szczęśliwie. Mam tylko nadzieję, że nie zobaczę dzisiaj następnego pederasty w różowym…
Z dwuskrzydłowych drzwi znajdujących się za biurkiem wyskoczył Bronisław Komorowski w różowym biustonoszu i dopasowanym do niego różowym listkiem na szelki zakrywającym… no. David pomyślał, że wygląda jak Tinky Winky, tyle że go w ogóle nie przypominał…
― A niech mnie ksiądz zapasteryzuje w lodówce! ― krzyknął przerażony David odskakując do tyłu ― Z jakiej to okazji ubrałeś pan ten…
― Obywatelu ― zaczął głosić kazanie Bronek ― Powiadam ci, że młodzież od trzynastego roku życia powinna nosić takie właśnie biustonosze. Tak mi mama mówiła, a mamy mają zawsze rację! Nie dość, iż czuję się w nich świetnie, to jeszcze podkreślają moją męskość! A poniżej widzimy wynaleziony przeze mnie tak zwany listonosz. Wietrzenie miejsc intymnych jest bardzo zdrowe, powiadam wam…
― Czy to już wszystko? ― David szybko sprawdził czy jeszcze ma na sobie spodnie ― Możemy iść?!
― Tak, tak, bywajcie zdrowi! ― Szybko pożegnał ich spocony z nerwów urzędnik.

***

Nadszedł czas na naradę dotyczącą reklamacji i innych równie śmiesznie bezsensownych spraw dla Davida. W Życiu by na to nie przyszedł, gdyby nie fakt, że Alfred zorganizował darmowe jedzenie i procenty. Posilmy się za darmo!
― A więc… przejdźmy do reklamy ― zaproponował Alfred.
― Więc posłuchaj ty mnie ― zaczął niemalże urzędowym tonem David gapiąc się na lampę i wskazując w nią poważnie palcem (po czwartym piwie trochę się zdezorientował) ― Widzę to tak: Idziemy do biedronki w środku nocy, wykopujemy drzwi i dobieramy się do tych reklamówek jednorazówek które zawsze mi się rozrywają przy pakowaniu. Rysujemy na nich nasze twarze z hasłem „My się nigdy nie mylimy, kiedy mamy rację”. Dla ścisłości dopiszemy pod tym drobnym maczkiem „No chyba, że racji nie mamy to wtedy się mylimy”. Mamy ich w garści!
Alfreda wybawiło z wygłoszenia komentarza pukanie do drzwi.
― Hej, ty przy drzwiach! ― ryknął David ―Przed pukaniem w drzwi najpierw puknij się w łeb! Są otwarte!
ŁUP! Drzwi wypadły z zawiasów i rąbnęły o podłogę wzbijając w powietrze gęste kłęby dymu, z którego wyłoniła się gruba sylwetka zacieszonego Rodericka Larsona.
― Mówiłem, że są otwarte!
― Eee tam, było fajnie! Heja!
― Oragne!
― Nie dziękuję, jadłem w domu. To jak, bierzemy się za tą reklamę, co?
David powtórzył swoją propozycję z pijańskim błyskiem w oku. Larson spadł z fotela i począł się tarzać po zagraconej podłodze ze śmiechu.
― Tak, tak, to genialny plan! ― rechotał ― Przecież nikt się nie domyśli, czyja to sprawka skoro narysowaliście na nich swoje twarze, ależ skąd! Ochroniarze na pewno by na was zagłosowała, ale nie do rządu tylko do odsiadki w pudle!
― No to wymyśl coś lepszego, pawianie! ― Zdenerwował się David kopiąc w pokaźną górkę puszek od piwa. Jedna z nich rozbiła okno.
― A jakże! Wymyślę! Wy od razu walicie do biedronki, a to pomału trzeba, z pomysłem! Na dobry początek rozpalmy w piecu.
― Po co? ― zdumiał się Alfred.
― Żeby sąsiedzi wiedzieli, iż stać was na węgiel, rzecz Jasna! Już będziecie mieli kilka głosów w garści!
David spojrzał na Rodericka z uwielbieniem.
― Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale… wydaje mi się, że mamy drobny śmieć w pokoju ― Wstał, przeszedł pokój potykając się o góry puszek i przewracając się przez lawinę pudełek po pizzach, aż w końcu dotarł do komody. Włożył pod nią rękę i wyciągnął papierek po gumie ― I od razu lepiej!
― Dobry pomysł, bracie! ― ucieszył się Alfred ignorując Davida ― Niech się tak stanie! Ale co później? To trochę za mało.
― Ano następnie wejdziecie na jakiś wysoki budynek w centrum miasta i hejkniecie na całe gardło coś takiego: Jeśli zagłosujecie na Alfreda Srajpantu albo Davida Lejnamur, to w zamian będziemy wam bardzo wdzięczni! Nikt się temu nie oprze!

***

Fazę pierwszą czas rozpocząć. David i Alfred stanęli przed piecem na węgiel, wpatrując się w niego żarzącym wzrokiem. No i… stali tak i stali… aż w końcu po pięciu minutach Alfred stwierdził:
― Hej, David! To chyba nie działa! On nas nie słucha!
― Cicho bądź i żarz tym wzrokiem! Co ty myślisz, że w piecu samo się napali?! Widziałem na youtube jak to goście robili!
― Tak sobie myślę, że znalazłem lepszy sposób.
― Nie rozśmieszaj mnie! Niby jak chcesz inaczej?
― Może wrzućmy do pieca drewno i węgiel i podpalmy to zapałką, co?
David zamyślił się.
― W sumie dobre i to!
Zrobili jak powiedział i David przyłożył zapałkę do węgla.
― Nie działa!
― Ale najpierw trzeba ją zapalić.
Podpalił i znowu trzyma, trzyma… zero reakcji.
― Czemu ten piec jest dla nas taki niedobry? ― Jęknął Alfred.
― A może polejmy to czemś, co da temu kopa, co?
― Co masz na myśli?
― Wlejmy całt kanister paliwa! Jeśli i to nie zadziała, to już chyba nic.
Kilkanaście sekund później wrócił wlewając całą zawartość kanistra.
― Będzie fajnie! ― skwitował David wrzucając zapałkę do środka , i zatrzaskując szybko drzwiczki.
Jednak fajnie nie było. Huknęło zdrowo i pod mocą eksplozji drzwiczki zostały wyrwane z zawiasów i rozwaliły drzwi od kotłowni gnany przez pióropusz ognia. David i Alfred jednak wykazali się resztką rozumu i zdążyli wybiec z pomieszczenia. W momencie, gdy drzwi obok zostały wyważone przez drzwiczki od pieca Alfred zdumiał się nieco.
― To tak miało być?
― Tak! Może nawet podpaliliśmy więcej niż było trzeba, ale co za różnica! Grunt, że się pali!
Zajrzeli do wnętrza. Żelazne ścianki pieca były tak powyginane, że przypadkowy przechodzeń miałby spory problem z powiedzeniem, co to u licha jest. Ściany były osmalone i popękane, drzwiczki wyważając uprzednio drzwi od kotłowni i okno wyleciały na podwórze. Ale co prawda, udało się! Tylko jakim kosztem… dlatego Alfred nigdy nie rozpala w piecu.
― To nic! ― ucieszył się David ― Gdy już będziemy tymi w sejmie to kupisz sobie nowy!
Wybiegli na podwórze, przebyli wyłożony nierówno kostkami chodnik (robota Davida) i wypadli na ulicę. Spojrzeli na komin; dym leciał aż miło było patrzeć!
― Ha! Zobacz! Nikt inny nie pali w piecu! ― David miał coraz szerszy, bezzębny uśmiech na twarzy.
― No cóż… tak to jest, gdy jest środek la, a na zewnątrz jest trzydzieści siedem stopni ciepła ― burknął Alfred.
― Wiesz co? Przyspieszmy to trochę!
― Ale co? Nie!
― Niesamowite! ― ryknął David na całe gardło ― Absolutnie niewiarygodne! Ludziska, chodźcie zobaczyć!
Wbrew nadziejom Alfreda z kilku domów wybiegli ludzie z wręcz komiczną determinacją na twarzy i okrążyli ich ze wszystkich stron czekając na niesamowite wieści. Wtedy David, dumnie wypinając pierś, wskazał na komin. Ludzie niezbyt wiedzieli, a co mu choinki, jasnej chodzi, więc dodał:
― Napaliliśmy w piecu!
Cisza.
― Węglem!
Pomruki.
― Z kanistrem benzyny!
Szepty. Nieco speszony David postanowił nieco zmienić taktykę.
― Ludzie, ludzie! Oszalałem! Węgiel rozdaję! Naładuję wam taczki, samochody, ciężarówki, czołga, co tam jeszcze macie! Stać nas na to!
Oklaski i wiwaty. Ludzie porozbiegali się po wiadra.
― Genialne ― stwierdził Alfred ― Szkoda tylko, że kupiliśmy tylko trzydzieści kilo węgla. Co teraz?
― Nie powiedziałem im, że naładujemy do pełna! Po węgielku!

***

Pół godziny później znaleźli się w tak wielkim centrum, jak wielka jest ich głupota. Mnóstwo ludzi, samochodów, reklam, nawet biedronka… czego chcieć więcej? Ano wejść na biurowiec i wykrzyczeć wyborcom postanowienia.
Zdyszani, ledwo żywi (nie potrafili obsługiwać się windą) stanęli na dachu i spojrzeli w dół z czwartego piętra. David przyjął tradycyjną pozę (wypiął dumnie pierś) i ryknął na całe gardło przez megafon:
― Zagłosujcie na Davida i Alfreda! Wierzcie mi, że naprawdę nam się to opłaci, gdyż nam się dom spalił na cele marketingowe! Naprawdę warto! Jakby tego było mało, że przeznaczymy pieniądze na szczytny cel, to jeszcze będziemy wam bardzo wdzięczni! Z góry dziękuję za głosy! Wiemy, że wygramy ale skromnie powiem, że pewnie przegramy! Pamiętajcie, my nigdy się nie mylimy, kiedy mamy rację! ― Po chwili wahania dodał ― No chyba, że racji nie mamy to wtedy się mylimy ale to szczegół! Dziękujemy!
W centrum zaległa cisza na dobrą minutę. Oczywiście David i Alfred uznali, że to znak, iż poważnie rozmyślają nad ich kandydaturą. Ponieważ domu już nie mieli postanowili się wprosić do Rodericka.
***

Minął tydzień. Całą trójką siedzieli przed telewizorem wśród górek pustych puszek od piwa (Roderick powiedział, żeby czuli się jak u siebie w domu, David wziął to nieco zbyt dosłownie). W końcu wiadomości! Już układali w myślach okrzyki, którymi uraczą po wieści o zwycięstwie. Słuchają, słuchają i mina im nieco zaczynała rzednąć. Okazało się, że zajęli ostatnie miejsce. Trochę ich to zbiło z tropu.
― Ale dostaliśmy jeden głos! ― szukał dziury w całym Alfred.
― Mój ― bąknął Roderick.
― Nie mogę w to uwierzyć! ― Podjął David dobierając się do kolejnego piwa ― Bronek bez portek jest prezydentem a my, porządni obywatele, zdobywcy świadectwa ukończenia gimnazjum nie możemy być nawet radnymi!
― Przecież wietrzenie miejsc intymnych jest zdrowe ― zauważył Alfred przesadnie oficjalnym tonem.
― Jak będę chciał przewietrzyć jajka to wsadzę sobie do spodni wentylator! ― warknął David.
― Styczność z naturą jest…
― Ach tak? Więc zaraz ty zetkniesz się z czubkiem mojego kapcia z naturalnych materiałów!
― Nie, dziękuję, mam swoje.
― Mam na myśli zdrowego kopniaka tam, gdzie słońce nie dochodzi!
― Jeśli nosi się taki sam ubiór co nasz kochany prezydent to czemu miałoby nie dochodzić? ― zarechotał Roderick.
― Wiecie co… odpowiem na to cytatem z biblii „Na początku była ciemność” mam nadzieję, że zrozumieliście. Amen!





Odpowiedz
#2
Sądzę, że autor zbyt inspirował się poetyką "Kiepskich", "Ąckich" i kabaretowych skeczy i nie uniknął naśladownictwa, powielania. Znaczy - nic śmiesznego, bo nie ma krztyny oryginalności.
Sorry - świetny motyw z pomysłem kradzieży toreb foliowych z "Biedronki" w celu zorganizowania kampanii wyborczej i.... warto by rozbudować ten wątek,
Inaczej mówić dowcip ograny, postaci schematyczne, pointa nijaka

Językowo trzeba by odkurzyć, bo paprochów interpunkcyjnych i "kotów" składniowych co niemiara.

Nie podobało mi się. Najbliższe określenie, jakie mi wpadło do głowy to "chińska podróbka" markowego dowcipu. Skatologia nadmiernie eksploatowana, spowodowała, że powstała "kupa wdzięku z przewagą kupy".

OCENA

2/10
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#3
Ok, dzięki za komenta.
To był mój pierwszy taki utwór i raczej ostatni. Taki drobny test jak mi wychodzi w tych klimatach Smile
Nie spodziewałem się po nim niczego dobrego.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości