Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Wompiry
#1
Wompiry

Nie wiadomo, skąd ów człowiek przybył. Czy ze wschodu, z zachodu, północy czy też z południa. Nikt tego nie wiedział, bo w sumie kogo to miało obchodzić. Młody i blady człek wchodząc do gospody nie wzbudził wśród siedzących tam ludzi zbyt wielkiego zainteresowania.
- Niegazowaną proszę - powiedział.
Jego Pierwsze Marzenie było spełnione, został tym, kim chciał być już w dzieciństwie.
Był Wieśminem. A każdy Wieśmin, jak wiadomo pochodził z nieznanych rejonów, więc o zaufanie do niego było ciężko. Wieśmini mieli zadanie chronić farmerów i pomagać im w potrzebie, a to wytępić jakieś Polne Potwory, a to znów ochronić jakiegoś rolnika.
Wieśmin ten nie był nikim niezwykłym, nie miał żadnego z tych wymyślnych imion z pomieszanymi literami, bowiem nazywał się po prostu Gerard, a pochodził on z Rigverii. Jego włosy również były najnormalniejsze z pośród sławnych wojowników, toteż kolor ich był lekko czarny, a owe włosy nie były długie. Nie był on taki jak inni, ale też nie był inny jak wszyscy. Był z niego prosty chłopiec, gdyż nie ratował całego świata, jak inni bohaterowie, zaledwie tylko planetę Ziemię.
Młody chłopiec pragnący zostać sławnym i twardym rycerzem nie miał przyjaciół. Jak sam twierdził, jego przyjaciółmi byli jego wrogowie, których było mu zadaniem pokonywać. Choć właściwie nie należał on do walecznych, jednakże odważny był i zręczny, dlatego też pszeszedł test i został wybrany na Wieśmina.
- Dziękuję - rzekł grzecznie do oberżysty - Dobra była.
Wiedział dobrze i nie zapomniał, że to dziś ma poważną misję, dzięki której bardziej zasłynie, czego bardzo, ale to bardzo (tylko nie w sensie, że tylko bardzo bardzo, lecz BARDZO) pragnął. Jego misją było pomóc wieśniakom pewnej wsi na zachód od gospody, w której to ponoć zalęgły się wampiry. A z racji tego, że to groźne istoty, Gerard postanowił, że wypełni zadanie w sposób szlachecki, aby wszyscy go podziwiali.

Słońce było wysoko, kiedy młody człek z nowym mieczem, kupionym dwa dni wcześniej od starego, pomarszczonego zbrojmistrza, który to mu powiedział, że jeśli miecz nie spełni wymagań wojownika, wtedy ten może go oddać i oczekiwać na zwrot pieniędzy. Nasz bohater zdziwiony był uprzejmością handlarza, którego następnego dnia nie było już na miejscu sprzedaży.
Tak, czy siak ostrze było lekkie, więc wymachiwało się równie sprawnie, a kowalowi, który ten miecz wykuł należą się co najmniej ogromne brawa z owacją na stojąco. Przypadkiem, myśląc tak, Gerard przypomniał sobie, że też kiedyś wykuwał. To były piękne czasy. Wykuwał wtedy na kartkówkę z matmy, ale to już inna historia, dlategoż pozwólcie, moi drodzy czytelnicy, iż nie będę się jej tykał na odległośc co najmniej jednego akapitu.
Tak więc wróćmy do naszego dzielnego Łowcy Wampirów, który właśnie mijał strażników wioski zabitej dechami.
Na powitanie wybiegł mu jakiś wieśniak ze śmiesznym kapeluszem.
- Dzińdobry! - krzyknął podchodząc do wojownika - Tyś jest tyn Wiśmin?
- Tak, to ja! Sławny Gerard z Rigverii, dla innych El Migren, pogromca wszelkiego plugastwa! - wychwalał się - Największy z wszystkich Wieśminów! Czego pragniesz, wieśniaku?
Rolnik patrzył na niego pobłażliwym wzrokiem.
- Czy to prawda - zaczął ponownie Gerard, widząc, że wieśniacy nie są zbyt rozmowni - Czy to prawda, że macie tu jakiś problem z wampirami?
Wieśniak ze śmiesznym kapeluszem podrapał się po prawym pośladku i zaczął mówić cieniutkim głosem.
- Ano, chodzą tu tokie wilkołoki, chodzą mi po polu i ino gnój rozwoloją! A jak człowik posprząto, to one znowu rozwoloją i tak w kółko! Ni można się skupić przyz te pótwory jedne! A pogodać się z nimi nie do, bo to zdziczałe jakie...!
Zmieszany nieco Wieśmin począł zadawać pytania.
- A jak pan myśli, co należy z nimi zrobić, żeby się wyniosły?
- Panie, trza to wytępić jak napryndzej, bo to zacznie sie rozprzestrzeniać, czy cuś, to mnie tak zdenerwują, że jo normolnie ich porozdupcom z granatnika!
- Yyy... z czego? - niedosłyszał Gerard.
- Jak to z czygo, mówie ino, ży z kuszy, a co jo powiedzioł?
- Nie, nic. Musiałem źle usłyszeć. - powiedział, a potem przyjął postawę mężnego rycerza - Proszę się nie martwić! Potwory jeszcze dzisiaj znikną z waszych pól! Wielki El Migren...
- Przypraszam - przerwał mu wieśniak - Ale jak pan Wiśmin wczyśnie zocznie, to pryndzej skuńczy, ni prowda?
- Tak, tak. Więc niechaj wszyscy mieszkańcy tejże wiochy słuchają! Wampiry zostaną wypędzone albo nawet wybite, jeśli zajdzie taka potrze...
- Może pan już zocznie, a?
- Dobrze, już idę, idę - i wyruszył na poszukiwania wompi... yyy, wampirów.

Było gorąco, toteż El Migren nie zakładał ciężkiej zbroi, której właściwie nie posiadał. Popatrzył w głąb jaskini, w której to według mieszkańców wioski, wychodziły na wieczór, po czym ,,rozwoloły im kupki gnuju“. Gerard dobył miecz wyciągając go powoli z pochwy. Robiąc krok do przodu sprawdzał, czy w jaskini jest wilgotno. Było mokro jak cholera!
- Jest mokro jak cholera! - wykrzyczał głośno do siebie samego El Migren.
Pomacał dokładnie skalne ściany ciemnej jamy. Tam było gorzej.
- Jest mokro jak dwie cholery! - wykrzyczał głośniej, choć nikt nie mógł go usłyszeć, a następnie zasłonił z boków usta tak, by jego głos dotarł w głąb jaskini i wrzasnął najgłośniej jak potrafił - Hop, hop! Jest tam kto? Wampiry, jesteście tam?
Nikt nie odpowiedział.
- To wszystko wyjaśnia wszystko! - powiedział z dumą wojownik, dalej wywołując bestie - Hop, hop!
Pomyślał jednak, że wampiry ze względu na inne obyczaje, być może nie reagują na ,,hop, hop!“. Więc spróbował inaczej.
- Więc spróbuję inaczej. - stwierdził - Hap, hap!
Nikt nie odpowiedział, więc krzyczał nadal.
- Hep, hep! - darł się na całe gardło, aż go zabolało podbrzusze - Hip, hip! Hup, hup! Hyp, hyp!
Wszedł głębiej, tak głęboko, że nie widział czubka swojego nosa.
- Jest tu kto? - zapytał głośno.
- Nie ma! - odpowiedział mu ochrypły głos.
- Na pewno? - zapytał ponownie.
- Na pewno, dam sobie krwi wypić, jak ktoś tu jest!
- Ale z pewnością?
- Tak!
- Definitywnie?
- A co ty, w Huberta się bawisz, czy jak?
El Migren nie zrozumiał ironi, więc wyszedł z jaskini będąc pewny, że nic mu nie grozi. W końcu popatrzył na miecz, który nadal trzymał i zwrócił się do niego:
- Dam ci ja imię... - zaczął - Może Tytan? Nie, to za krótkie. Hmm, jak by cię tu nazwać... - zastanawiał się - Mam! Żeby było dłużej, to może Tytanik! Ale gdzieś to już słyszałem, a nie chciałbym robić plagiatu. Więc może Tatanik? Nie, to nie pasuje. Hm, mam, będziesz się nazywał Tystanik! Albo lepiej nie, to się kojarzy za bardzo z seksem.
W czasie, kiedy się tak zastanawiał nad nazwą swojej broni, ktoś zaszedł go od tyłu. Nachylał się do jego szyi, kiedy nasz zamyślony wojownik postanowił machnąć swym bezimiennym mieczem na próbę. I machnął.
- Auć! - usłyszał, po czym głowa wampira z zamazaną twarzą czerwoną krwią oderwała się od tułowia i opadła na ziemię.
- Dziwne - mruczał do siebie El Mirgen - Dokładnie jakbym usłyszał dźwięk oderwanej głowy od tułowia wampira o zamazanej twarzy czerwoną krwią opadającej na ziemię.
Wieśmin się odwrócił, przyglądając się leżącym zwłokom.
- Hm, ciekawe... - mówił do siebie - Może miał zawał? Wylew? Ale co tam będę się przejmował, to nie moja sprawa. Mam tutaj inną misję do wykonania.
Spojrzał z powrotem na swój miecz.
- Ojć! Mój malutki, ubrudziłeś się! - mówił i ścierał plamę z krwi chusteczką do nosa - Muszę o ciebie dbać, bo inaczej oddam cię z powrotem temu dziadowi, a tego byś nie chciał, co?
El Migren zastanawiając się nad nazwą swojego ostrza, wyrzucił ubrudzoną chusteczkę za siebie.
- Auć! - to samo co wcześniej, wraz z dźwiękiem odpadającej głowy.
- Znowu to samo, dziwne! Może to dom kata, który ma dzisiaj trening! Lepiej nie będę mu przeszkadzał! Jednakże świetnie mi się tu myśli. Może Rex? Nie, to już oklepane! Ludzie pomyślą, że sobie wkłądam psa do pochwy!
Zamyślony Wieśmin nie zauważył kolejnego potwora, który zakradał się do niego.
- Hmm, Mistrz Yogi-Yogi powiadał zawsze, że maksymalna horda wampirów składa się z trzech członków! Mój członek kontra trzy inne to niezbyt honorowa walka! Ale wpierw mój miecz powinien posiąść jakiekolwiek imię. Hm, może Wyłamywacz Kości? Nie, to bez sensu! - powiedział na głos Gerard, po czym harkliwie pierdnął.
Tymczasem ostatni już wampir, który stał za naszym bohaterem trzymając się za szyję udusił się o opadł na ziemię.
- Już wiem! - krzyknął radośnie Gerard - Już wiem! Nazwę cię Wyrwipoślad!
Więc uradowany El Migren skierował się do chatki Mistrza Yogi-Yogi, który był szefem całego Klubu Pradawnej Patelni, gdzie członkowie po udanej akcji znalezienia skradzionego przedmiotu o nazwie Stringi Świętej Kingi pilnowali artefaktu, który posiadał moc niekończącego się nigdy orgazmu, albo przynajmniej tak mówili, bo był on być może tak długi jak to pieprzone zdanie i zdawał się być potężny niczym Wyrwipoślad - miecz wielkiego El Migrena, którego życie się jednak kiedyś kończy...
Uff!
- To wszystko wyjaśnia WSZYSTKO! - krzyknął radośnie widząc, że przedwiośnie.


Miejmy nadzieję, że baba do lekarza będzie przychodzić, póki żyjemy.
Odpowiedz
#2
Cytat:maksymalna horda wampirów składa się z trzech członków! Mój członek kontra trzy inne to niezbyt honorowa walka!
Big Grin

Błędy się trafiły, głównie interpunkcyjne. Ogólnie nieźle, chociaż końcówka przerysowana za bardzo, na moje oko.
Ok.
Cytat:Wieśmini mieli zadanie chronić farmerów i pomagać im w potrzebie, a to wytępić jakieś Polne Potwory, a to znów ochronić jakiegoś rolnika.

Cytat:A z racji tego, że to groźne istoty, Gerard postanowił, że wypełni zadanie w sposób szlachecki, aby wszyscy go podziwiali.
to takie średnie.
Cytat: Hm, mam, będziesz się nazywał Tystanik! Albo lepiej nie, to się kojarzy za bardzo z seksem.
Cytat:Więc uradowany El Migren skierował się do chatki Mistrza Yogi-Yogi, który był szefem całego Klubu Pradawnej Patelni, gdzie członkowie po udanej akcji znalezienia skradzionego przedmiotu o nazwie Stringi Świętej Kingi pilnowali artefaktu, który posiadał moc niekończącego się nigdy orgazmu, albo przynajmniej tak mówili, bo był on być może tak długi jak to pieprzone zdanie i zdawał się być potężny niczym Wyrwipoślad - miecz wielkiego El Migrena, którego życie się jednak kiedyś kończy...
Uff!
- To wszystko wyjaśnia WSZYSTKO! - krzyknął radośnie widząc, że przedwiośnie.

Zacytowane fragmenty moim zdaniem do przeredagowania.
Pozdrawiam.
Odpowiedz
#3
Dla mnie ten tekst jest za mało śmieszny. Widać twoje nieudolne próby rozbawienia czytelników. W dodatku końcówka jest przedobrzona. Od razu wypaliłeś w jednym zdaniu z tym Yogim-Yogim, Stringami Świętej Kingi, Klubem Pradawnej Patelni i mieczem Wyrwipośladem, czy jak to tam było. Brzmiało ono, jakbyś się gdzieś okropnie śpieszył, ale musiał dokończyć. Mam nadzieję, że to poprawisz. Pozdrawiam.
Czemu tak bardzo chce mi się leniuchować?
Odpowiedz
#4
A mnie się podobało. Może dlatego, że dobrze zadziałało na moją wyobraźnię i po prostu śmiałam się ze swoich własnych wizualizacji Twojego tekstu.

(03-07-2011, 11:50)Lantus napisał(a): - Auć! - usłyszał, po czym głowa wampira z zamazaną twarzą czerwoną krwią oderwała się od tułowia i opadła na ziemię.
- Dziwne - mruczał do siebie El Mirgen - Dokładnie jakbym usłyszał dźwięk oderwanej głowy od tułowia wampira o zamazanej twarzy czerwoną krwią opadającej na ziemię.
To ubawiło mnie niezmiernie. Wieśmin z beztroską niewiedzą, wypisaną na twarzy, tak zajęty jednym, że nie jest w stanie dostrzec drugiego. ;-) To takie życiowe.

Pozdrawiam i powodzenia.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości