16-06-2011, 15:01
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 28-11-2011, 21:49 przez gorzkiblotnica.)
Trwał typowy letni dzień. Słońce górowało nad zabudowaniami i biło swoim blaskiem oraz zalewało promieniami każdą niezakrytą powierzchnię.
Część mieszkańców Orchowa i okolic przebywało w domkach letniskowych przy pobliskim jeziorze.
Jednak część ludności miasteczka, w tym szczególnie młodzi ludzie przebywali w parku miejskim, szukając zbawczego cienia.
Niektórzy siedzieli na ławkach, jakaś grupka zrobiła sobie piknik na starannie przystrzyżonym trawniku, a kilkunastu z nich spacerowało w przepięknej alejce, zwanej przez lokalnych mieszkańców aleją szczęśliwości.
Była ona bardzo zadbana, po obu jej stronach rosły dorodne klony, których korona złożona
z intensywnie zielonych liści nie przepuszczała promieni słonecznych, zapewniając spacerującym cień.
W tym momencie szedł nią tylko jeden młody mężczyzna.
Był on wysoki, średniej budowy ciała.
Jego dość długie, ciemne, przystrzępione włosy opadały na jego ramiona okalając twarz młodzieńca. Błąkał się na niej lekki uśmieszek, miał też brązowe oczy, co dawało w sumie pogodny wyraz twarzy.
Miał na sobie jasnozieloną koszulkę z krótkim rękawem, jeansowe spodnie do kolan oraz niskie, białe buty.
Widać było, że jest wyluzowany i zmierza w tylko sobie znanym kierunku z nieukrywaną ulgą.
Po pięciu minutach wyszedł z parku i skierował się w prawą stronę. Przeszedł przez skrzyżowanie i ruszył żwawym krokiem w kierunku wieżowców, które górowały nad miastem. Minął kilka domków jednorodzinnych i znalazł się na terenie osiedla, które, jak głosił napis na jednym z bloków nosiło nazwę osiedla Lecha.
Po przejściu zaledwie pięćdziesięciu metrów wszedł do bloku opatrzonego numerem trzy, pokonał w szybkim tempie klatkę schodową. Gdy znalazł się na drugim piętrze, stanął przed drzwiami mieszkania numer sześć i wyjął klucz z przedniej kieszeni spodni oraz szybkim, zdecydowanym ruchem otworzył owe drzwi i wszedł do pierwszego pomieszczenia, którym był przedsionek.
Wielkością przypominało windę. Praktycznie nic się w nim nie było oprócz małego wieszaka oraz średniej wielkości szafki na buty. Zdjął obuwie i zamienił na dość wygodne kapcie koloru kremowego. Następnie tworzył drzwi znajdujące się po lewej stronie pomieszczenia
i wszedł do środka. Za drzwiami znajdował się mini salon połączony z malutkim aneksem kuchennym. Salon wyposażony był w dwa jasnoniebieskie fotele, mały, drewniany stoliczek oraz telewizor.
Aneksem kuchennym była maleńka część pokoju z dwiema jasnymi szafkami na ścianie, blatem kuchennym ze stojącą na nim mikrofalówką oraz połączony był ze zlewem, a także niezbyt duża lodówka ze znajdującą w dolnej jej części zamrażarką.
Mężczyzna podszedł do zamrażarki i otworzył ją.
Przez chwilę przypatrywał się jej zawartości, by w następnym momencie wyciągnął jakieś pogniecione opakowanie i zamknął ją.
Podniósł paczkę do góry, bliżej światła, aby dokładnie się jej przyjrzeć. Napis na niej głosił:
„ Warzywa z przyprawami orientalnymi”.
Odwrócił ją i zagłębił się w lekturze. Po upływie niecałej minuty rzucił ją niedbale na blat, otworzył jedną z górnych szafek, z której wyjął talerz, a następnie zamknął ją. Z powrotem chwycił opakowanie, rozerwał je, a jego zawartość wysypał na wcześniej wyjęte naczynie.
Następnie otworzył drzwiczki mikrofalówki i włożył do jej środka potrawę. Zamknął ją
i ustawił czas ogrzewania na dziesięć minut. Odczekał moment, wyjął danie, a następnie zjadł je w dość szybkim tempie i umył talerz, który potem postawił na suszarce.
Przeszedł salon i usadowił się wygodnie w fotelu, sięgając pilota, który leżał na stoliku
i włączył telewizor. Potem westchnął głęboko i szepnął do siebie:
- Nareszcie spokój.
Przez chwilę przełączał kanały telewizyjne i ustawił na jakimś programie geograficznym poświęconym turystyce. Po chwili telewizor wyłączył się.
Zdziwiony powiedział :
- prąd wyłączyli?
Jednak w następnej chwili pomyślał: to niemożliwe, zegar przecież działa.
W następnym momencie przed nim zaczęła się tworzyć biała mgiełka.
Przestraszony pomyślał: chyba śnie, zdaje mi się, że przede jest biała mgiełka.
Chwilę później zabrzmiał mu jakiś głos w głowie:
- Nie zdaje ci się.
Coraz dziwniejsze myśli krążyły mu po głowie.
Głosik w jego głowie podpowiada, że słyszenie głosów w głowie to oznaka szaleństwa.
Otrząsnął się z tych myśli i wytężył wzrok przypatrując się mgiełce.
Mgiełka była coraz bielsza, co więcej zaczęła przybierać dziwne kształty.
Po chwili uformowała się w coś, czego nie można było dokładnie zdefiniować.
Ni to mgiełka, ni to duch.
Nagle biała formacja odezwała się:
- Witaj Jakubie!
Pełen zdumienia Jakub siedział z oniemiałą miną malującą się na jego twarzy.
- Ale jak? Co? Yyy… - jąkał się co chwile ni potrafiąc znaleźć słów, aby się wysłowić
W końcu pozbierał myśli i spytał:
- kim jesteś?
-estem Etariell – wysłannikiem Najwyższego – odpowiedział kształt.
- Ale mi chodziło o …
- Wiem o co tobie chodziło – rzekła postać.
- Nie jestem duchem, nie jestem demonem, nie jestem też człowiekiem. Jestem bytem!
- Po co do mnie przybyłeś? - zapytał Jakub
- Przybyłem, aby zabrać cię przed oblicze Najwyższego. Ma dla ciebie misję, którą musisz wypełnić. – odpowiedział Etariell.
- Ale jak? Mam tam iść? Gdzie on jest? – zestaw pytał mężczyzny zadawał się nie mieć końca.
- Przeniesiemy się do Niego. Znajduje się w miejscu, w którym czas nie płynie. Jest to miejsce poza czasem i poza przestrzenią. Spotykają się tam przeszłość, teraźniejszość
i przyszłość. Kraina ta nosi miano Arkadii. – oznajmił wysłannik.
Po tych słowach podszedł do zdziwionego Jakuba, stanął przed nim, a następnie wykonał jakiś gest ręką mrucząc coś w nieznanym języku. Chwilę później zniknęli razem otoczeni białą mgiełką.
W tym samym momencie pojawili się, które Kuba po raz pierwszy widział. Było ono niezwykłe.
Wokół nich znajdowały się domy, zrobione ze srebra, które przypominały koszary. Mężczyzna rozejrzał się i zdziwił się niezmiernie, gdy spostrzegł, ze w wolnej przestrzeni między budynkami nie ma żadnego krajobrazu, lecz jest tam po prostu …
Czyżbym był w Niebie? To chyba niemożliwe. – pomyślał.
Wtedy rzekł Etariell:
- Chodź za mną!
Poprowadził go przez alejkę, w której praktycznie nic nie było oprócz stojącego w pewnej odległości przed nimi budynku ze szczerego złota. Nie był zbyt duży, ani też zbyt mały.
Nie miał żadnych okien. Pośrodku konstrukcji znajdowały się złote, dwuskrzydłowe drzwi,
Część mieszkańców Orchowa i okolic przebywało w domkach letniskowych przy pobliskim jeziorze.
Jednak część ludności miasteczka, w tym szczególnie młodzi ludzie przebywali w parku miejskim, szukając zbawczego cienia.
Niektórzy siedzieli na ławkach, jakaś grupka zrobiła sobie piknik na starannie przystrzyżonym trawniku, a kilkunastu z nich spacerowało w przepięknej alejce, zwanej przez lokalnych mieszkańców aleją szczęśliwości.
Była ona bardzo zadbana, po obu jej stronach rosły dorodne klony, których korona złożona
z intensywnie zielonych liści nie przepuszczała promieni słonecznych, zapewniając spacerującym cień.
W tym momencie szedł nią tylko jeden młody mężczyzna.
Był on wysoki, średniej budowy ciała.
Jego dość długie, ciemne, przystrzępione włosy opadały na jego ramiona okalając twarz młodzieńca. Błąkał się na niej lekki uśmieszek, miał też brązowe oczy, co dawało w sumie pogodny wyraz twarzy.
Miał na sobie jasnozieloną koszulkę z krótkim rękawem, jeansowe spodnie do kolan oraz niskie, białe buty.
Widać było, że jest wyluzowany i zmierza w tylko sobie znanym kierunku z nieukrywaną ulgą.
Po pięciu minutach wyszedł z parku i skierował się w prawą stronę. Przeszedł przez skrzyżowanie i ruszył żwawym krokiem w kierunku wieżowców, które górowały nad miastem. Minął kilka domków jednorodzinnych i znalazł się na terenie osiedla, które, jak głosił napis na jednym z bloków nosiło nazwę osiedla Lecha.
Po przejściu zaledwie pięćdziesięciu metrów wszedł do bloku opatrzonego numerem trzy, pokonał w szybkim tempie klatkę schodową. Gdy znalazł się na drugim piętrze, stanął przed drzwiami mieszkania numer sześć i wyjął klucz z przedniej kieszeni spodni oraz szybkim, zdecydowanym ruchem otworzył owe drzwi i wszedł do pierwszego pomieszczenia, którym był przedsionek.
Wielkością przypominało windę. Praktycznie nic się w nim nie było oprócz małego wieszaka oraz średniej wielkości szafki na buty. Zdjął obuwie i zamienił na dość wygodne kapcie koloru kremowego. Następnie tworzył drzwi znajdujące się po lewej stronie pomieszczenia
i wszedł do środka. Za drzwiami znajdował się mini salon połączony z malutkim aneksem kuchennym. Salon wyposażony był w dwa jasnoniebieskie fotele, mały, drewniany stoliczek oraz telewizor.
Aneksem kuchennym była maleńka część pokoju z dwiema jasnymi szafkami na ścianie, blatem kuchennym ze stojącą na nim mikrofalówką oraz połączony był ze zlewem, a także niezbyt duża lodówka ze znajdującą w dolnej jej części zamrażarką.
Mężczyzna podszedł do zamrażarki i otworzył ją.
Przez chwilę przypatrywał się jej zawartości, by w następnym momencie wyciągnął jakieś pogniecione opakowanie i zamknął ją.
Podniósł paczkę do góry, bliżej światła, aby dokładnie się jej przyjrzeć. Napis na niej głosił:
„ Warzywa z przyprawami orientalnymi”.
Odwrócił ją i zagłębił się w lekturze. Po upływie niecałej minuty rzucił ją niedbale na blat, otworzył jedną z górnych szafek, z której wyjął talerz, a następnie zamknął ją. Z powrotem chwycił opakowanie, rozerwał je, a jego zawartość wysypał na wcześniej wyjęte naczynie.
Następnie otworzył drzwiczki mikrofalówki i włożył do jej środka potrawę. Zamknął ją
i ustawił czas ogrzewania na dziesięć minut. Odczekał moment, wyjął danie, a następnie zjadł je w dość szybkim tempie i umył talerz, który potem postawił na suszarce.
Przeszedł salon i usadowił się wygodnie w fotelu, sięgając pilota, który leżał na stoliku
i włączył telewizor. Potem westchnął głęboko i szepnął do siebie:
- Nareszcie spokój.
Przez chwilę przełączał kanały telewizyjne i ustawił na jakimś programie geograficznym poświęconym turystyce. Po chwili telewizor wyłączył się.
Zdziwiony powiedział :
- prąd wyłączyli?
Jednak w następnej chwili pomyślał: to niemożliwe, zegar przecież działa.
W następnym momencie przed nim zaczęła się tworzyć biała mgiełka.
Przestraszony pomyślał: chyba śnie, zdaje mi się, że przede jest biała mgiełka.
Chwilę później zabrzmiał mu jakiś głos w głowie:
- Nie zdaje ci się.
Coraz dziwniejsze myśli krążyły mu po głowie.
Głosik w jego głowie podpowiada, że słyszenie głosów w głowie to oznaka szaleństwa.
Otrząsnął się z tych myśli i wytężył wzrok przypatrując się mgiełce.
Mgiełka była coraz bielsza, co więcej zaczęła przybierać dziwne kształty.
Po chwili uformowała się w coś, czego nie można było dokładnie zdefiniować.
Ni to mgiełka, ni to duch.
Nagle biała formacja odezwała się:
- Witaj Jakubie!
Pełen zdumienia Jakub siedział z oniemiałą miną malującą się na jego twarzy.
- Ale jak? Co? Yyy… - jąkał się co chwile ni potrafiąc znaleźć słów, aby się wysłowić
W końcu pozbierał myśli i spytał:
- kim jesteś?
-estem Etariell – wysłannikiem Najwyższego – odpowiedział kształt.
- Ale mi chodziło o …
- Wiem o co tobie chodziło – rzekła postać.
- Nie jestem duchem, nie jestem demonem, nie jestem też człowiekiem. Jestem bytem!
- Po co do mnie przybyłeś? - zapytał Jakub
- Przybyłem, aby zabrać cię przed oblicze Najwyższego. Ma dla ciebie misję, którą musisz wypełnić. – odpowiedział Etariell.
- Ale jak? Mam tam iść? Gdzie on jest? – zestaw pytał mężczyzny zadawał się nie mieć końca.
- Przeniesiemy się do Niego. Znajduje się w miejscu, w którym czas nie płynie. Jest to miejsce poza czasem i poza przestrzenią. Spotykają się tam przeszłość, teraźniejszość
i przyszłość. Kraina ta nosi miano Arkadii. – oznajmił wysłannik.
Po tych słowach podszedł do zdziwionego Jakuba, stanął przed nim, a następnie wykonał jakiś gest ręką mrucząc coś w nieznanym języku. Chwilę później zniknęli razem otoczeni białą mgiełką.
W tym samym momencie pojawili się, które Kuba po raz pierwszy widział. Było ono niezwykłe.
Wokół nich znajdowały się domy, zrobione ze srebra, które przypominały koszary. Mężczyzna rozejrzał się i zdziwił się niezmiernie, gdy spostrzegł, ze w wolnej przestrzeni między budynkami nie ma żadnego krajobrazu, lecz jest tam po prostu …
Czyżbym był w Niebie? To chyba niemożliwe. – pomyślał.
Wtedy rzekł Etariell:
- Chodź za mną!
Poprowadził go przez alejkę, w której praktycznie nic nie było oprócz stojącego w pewnej odległości przed nimi budynku ze szczerego złota. Nie był zbyt duży, ani też zbyt mały.
Nie miał żadnych okien. Pośrodku konstrukcji znajdowały się złote, dwuskrzydłowe drzwi,