Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Wielka Msza
#1
Cisza. Absolutna, nie zmącona niczym cisza, od której dzwoniło w uszach.
Maciek żuł powoli kęs kanapki obserwując niewielki, samotnie stojący przy lesie dom. W samej ciszy nie byłoby nic złego – w końcu jest to dźwięk zimy. Jeśli w zimie zatrzymamy się gdzieś pośród lasu, albo pokrytych grubą warstwą śniegu łąk, jeśli skupimy się głęboko, to wtedy można usłyszeć ten dźwięk absolutnej pustki i spokoju jaki towarzyszy zimie.
Tylko, że w ciszy jaka otaczała ten samotnie stojący, elegancki, otoczony wysokim, żelaznym ogrodzeniem oraz równie wysokim, obecnie odartym z liści, gęstym żywopłotem, było coś głęboko nienaturalnego.
Już przechodząc tędy wcześniej mógł wyczuć dziwne zakłócenia w aurze tego miejsca. Były delikatne, powodujące jedynie chwilowy dreszcz lub gęsią skórkę, ale nie były właściwe. Obecnie nie było tu nic. Podchodząc do bramy dostrzegł kilka stojących na podjeździe kilka samochodów – tych nowych, wypasionych modeli. Wiedział też, że z tyłu domu jest zagroda dla trzech ogromnych rottweilerów.
Nie wyczuwał żadnego znaku życia, jakby cały dom został pospiesznie opuszczony przez jego mieszkańców. Tylko kto z własnej woli zostawiłby choćby takie drogie wózki?
Maciek połknął ostatni kęs kanapki i zwinnie przeskoczył ogrodzenie. Zaklął gdy wpadł po kolana w śnieg. Brnąc przez śnieg wyminął samochody i skierował się ku zagrodzie dla psów.
Psów nie było. Druciana siatka odgradzająca wybieg dla psów była rozerwana od strony podwórza.
Zauważył, że boczne drzwi, wychodzące na taras są otwarte. Otrzepując śnieg z butów ostrożnie wszedł do środka.
Wewnątrz panował straszliwy chaos. Meble były powywracane, podłoga była pokryta cienką warstwą konfetti z podartych gazet. Przy głownych drzwiach leżały w nieładzie płaszcze, kurtki i buty. Po chwili poczuł dziwny, nieprzyjemny odór. Odór zgnilizny?
Idąc jego tropem dotarł do przestronnej kuchni, tam smród był najintensywniejszy. Znalazł jego źródło. W głębokim zlewie oraz częściowo na blacie leżało fachowo poćwiartowane ciało człowieka - mężczyzny. W zlewie poukładane były dłonie, ramiona, stopy, oraz łydki i uda. Tors, wypatroszony i oczyszczony gnił na blacie stołu obok. Maciek ocenił, że ciało leżało już tutaj kilka dni. W ogromnej, dwumetrowej lodówce znalazł głowę ofiary – oraz inne kawałki ludzkiego mięsa, zgrabnie owinięte w folię i opisane. Na małych, naklejonych na nich karteczkach były podane wiek, imię oraz, co zdziwiło Maćka, dzień i godzina.
Usłyszał, że ktoś wchodzi powoli do kuchni, niezdarnie się skradając. Kątem oka zauważył drobną kobiecą dłoń sięgającą po długi, ostry, trzydziestocentymetrowy nóż leżący na blacie obok torsu.
Dostał dwa razy nożem w plecy w okolice serca. Osunął się powoli na ziemię i pozwolił by odwrócono go na plecy. Zadźgała go młoda dziewczyna – gotka, jak ocenił po specyficznym makijażu, z czarną szminką, ilości kolczyków na twarzy oraz w uszach. Miała na sobie jedynie podartą, brudną, czarną koszulę oraz pożółkłe majtki. Zachowywała się jak narkoman na głodzie – nerwowa, rozszerzone oczy i bezsensowny potok słów wylewający z siebie. Na jej przedramionach dostrzegł liczne ślady ukłucia po igłach.
- Nie, nie jesteś żadnym z nich...policjant? Nie...chociaż może...kurde...
- No dobra – Maciek wstał z podłogi. Dziewczyna z wrzaskiem odskoczyła do tyłu. Poślizgnęła się na posadzce i rozmachem usiadła na tyłku. Wycofała się pod ścianę z oczami wielkimi jak spodki. – Coście tutaj zrobili?
- Precz! Odejdź! Kuuuuurwa!!! – wyła dziewczyna w ataku paniki. Maciek westchnął, po dobroci nic z niej nie wydobędzie, szkoda. Jego oczy zrobiły się czarne jak smoła.
- Milcz – rozkazał. – Siadaj na krześle, tak lepiej. Jesteś w stanie mi powiedzieć co tu się stało?
- Ja...oni...msza była...i krew...aaa..., tyle krwiii...trzy ofiary dla Jarg’ohta...krewwwww... – przeciągnęła ostatni wyraz, a jej głos przeszedł w szloch.
Wyciągnął dłoń do jej okrągłej twarzy. Z jej ust, oczu i nosa zaczęła się sączyć ciemna smuga wnikając w wyciągniętą dłoń.
Gdy wypłynęła cała dziewczyna zaczęła się kiwać bezmyślnie na krześle jakby miała autyzm. Nakazał jej by na razie tak siedziała, jak warzywo.
Wspomnienia jakie od niej uzyskał były bardzo chaotyczne. Analizując je potwierdził swoje przypuszczenia, że mieszkała tutaj grupa satanistów, ambitnie studiująca okultyzm. Planowali coś wielkiego, coś co udowodni ich siłę, a słabych rzuci na kolana, ale nie można było jednoznacznie potwierdzić co to było, ani znaleźć szczegółów – wyglądało to tak, jakby od pewnego zdarzenia jej umysł został rozbity na kawałki. Jedyne co robiła to szprycowała się narkotykami.
Odszukał boczne w holu boczne drzwi prowadzące do piwnicy wypełnionej słojami z rozmaitą zawartością. Obok tradycyjnych przetworów w słoikach poupychane też były ludzkie narządy. Jego uwagę przykuł ogromny słój wypełniony pływającymi, prawdopodobnie w alkoholu, oczami ludzkimi.
W jednej ze ścian wmurowane były ciężkie, grube stalowe drzwi – zwykle zamknięte, choć obecnie stały otworem. Wąskim korytarzem prowadziły do dużego pomieszczenia, kiedyś zapewne urządzonego tak by przypominało kaplicę – obecnie przypominało ono pole bitwy dodatkowo pokryte gnojem. Całą kaplicę wypełniał ohydny słodki smród. Podłoga była pokryta czymś przypominającym kolorem i konsystencją nawóz. Wśród tego Maciek dostrzegał ubrania – marynarki, paski, spodnie, buty, zegarki czy nawet telefon komórkowy. Czyżby ta breja w której brnął teraz po kostki była kiedyś ludźmi? Gdy w nią wdepnął dostrzegł, ze wewnątrz niej roiło się od ohydnych, wielkich ślimaków bez muszli. Paskudy zdawały się uciekać od niego gdy szedł.
Dostrzegł poruszenie za jednym z wiszących na ścianie flag. Zdziwił się zobaczywszy za nią przejście prowadzące do jeszcze kolejnego pomieszczenia.
Były tam dwa rzędy klatek, po pięć w każdym. Część z nich była otwarta.
Wyglądały jak ze schroniska dla zwierząt – ciasne, wąskie prostokąty. W pierwszym na lewo od wejścia dostrzegł małą postać. Była wychudzona, brudna, ubrana jedynie w szarą szmatę, przypominającą nocną koszulę. Dziewczyna...Boże, wyglądała jak cień człowieka.
- Jesteś od nich? – zapytała cichym głosem. – Nie chyba nie..
- Od nich, czyli od kogo? – Maciek nachylił się nad klatką.
- Od sekciarzy. To ich dom, ale od sześciu dni nikogo nie ma. Poza Martą, ale ona chyba zwariowała. Jesteśmy tutaj ich więźniami. Niewolnikami, bydłem...
Spojrzała mu prosto w oczy - A ty coś ty za jeden?
Maciek bez problemu zerwał kłódkę przy bramce do boksu.
- Możesz wstać? Powiedzmy, że jestem kimś, kto postanowił sprawdzić co tu zaszło i to zakończyć. Jestem Maciek.
Pomógł dziewczynie wyjść z klatki. Była lekko jak piórko. Dziwił się jak jeszcze mogła utrzymać się na nogach.
- Dlaczego.. – popatrzyła mu głęboko w oczy, a po policzku popłynęła jej samotna łza. – Dlaczego dopiero teraz przychodzisz? Czemu nikt nie przyszedł wcześniej?
Nie umiał jej na to pytanie odpowiedzieć, więc milczał. Spuściła wzrok zrezygnowana, zagryzając wargi. Wskazała ostatnią klatkę.
- Tam jest jeszcze jedna, Żaneta się nazywa...chyba. W ostatniej klatce w rzędzie naprzeciwko.
Rzeczywiście tam ktoś był. Gdyby nie sugestia dziewczyny w życiu by nie znalazł Żanety. Była zawinięta w kilka brudnych kocy. Wydawała się całkowicie obojętna na to co się dzieje wokół. Posłusznie dała się wyciągnąć z klatki, a na jej wyniszczonej, pełnej siniaków twarzy nie drgnął żaden mięsień.
- A...jestem Majka – przedstawiła się pierwsza dziewczyna. – Coś jest, tam w kaplicy? Tam byli ludzie.
- Nie wiem, wygląda jakby coś ich przezuło i wypluło. Sama zobaczysz.
Gdy weszli do kaplicy skrzywiła się.
- Tam – wskazała miejsce pod jedną ze ścian obrysowaną zapomnianymi przez ludzi bluźnierczymi symbolami, gdzie w szarej breji leżało kilka przewróconych, ogromnych świeczników.– To będzie Artur, ich guru, ich przywódca. Tylko on miał wtedy fiolet na sobie.
Maciek podszedł w to miejsce. Spod warstwy szlamu wystawała długa, fioletowa, podarta suknia. Zauważył, że spod szaty wystaje coś co wygląda na książkę. Ostrożnie ją wyciągnął, a jego oczom ukazała się oprawiona w skórę gruba księga. „Unaussprechlichen Kulten” Von Juntza – owiane złą sławą dzieło zawierające w sobie informacje, które żaden człowiek nie powinien nigdy znaleźć. Czy próbowano przeprowadzić jeden opisanych tu rytuałów? Miał nadzieję, że nie.. W kuchni Majka stanęła jak wryta, gdy zobaczyła kiwająca się na krześle gotkę.
- Spokojnie, ona nic nam nie zrobi – Maciek zaprowadził dziewczyny do salonu. Żanetę posadzili na kanapie. Maciek przyniósł im z kuchni kilka jabłek i butelkę mineralnej – wolał nie ryzykować częstowania ich czymkolwiek z lodówki.
Odczekał aż zjedzą. Wbrew temu, że były głodzone, jadły powoli, długo przeżuwając każdy kęs.
Gdy skończyły zapytał się Majki.
- Chciałbym bys mi opowiedziała co tu zaszło. Nie, spokojnie, jeśli to dla Ciebie zbyt trudne to mogę...sam to obejrzeć, ale myślę, że lepiej będzie jeśli wyrzucisz to z siebie. Nie martw się uwierzę ci, za dużo widziałem by nie wierzyć. Na pewno?
Dziewczyna zagryzła wargi i zacisnęła w pięści drobne dłonie. Następnie zaczęła opowiadać.

***

Miały to być normalne wakacje. Majka i jej dwie przyjaciółki ,Baśka i Ruda, chciały pojechać stopem nad morze, pod namioty. Trafiły bez problemów. Pierwszego dnia postanowiły poszaleć na dyskotece, tam poznały Marcina i jego kolegów. Marcin, przystojny, opalony blondyn zaproponował im, że ich odprowadzą do namiotów, na co chętnie się zgodziły. W końcu w lato można zaszaleć.
Obudziła się w ciasnej, śmierdzącej klatce. Baśka była w klatce obok, nieprzytomna, Rudej nigdzie nie widziała. Na początku krzyczała, kopała, potem prosiła i płakała by ktoś ją uwolnił. W końcu przyszedł ubrany na czarno facet w długich włosach, ze szpiczastą bródką. Zwięźle i dosadnie wyjaśnił im, że są niczym więcej teraz tylko bydłem, wybranym by pomóc im wypełnić misję. Bo zbliża się Wielki Dzień. Następnie w małych, plastikowych miskach podano im jedzenie. Załatwiać się miały do wiader stojących w klatkach, które wymieniano raz dziennie. Jeśli ktoś nie chciał jeść, nie dostawał nowej porcji. Czas odmierzała poprzez podawanie posiłków.
Szybko zorientowała się, że krzyk, płacz, prośby oraz groźby nic nie zdziałają. Baśka cały czas płakała albo patrzyła się nieruchomo w ścianę. Jakiś czas potem przywleczono następnych – dwóch łysych byczków zapakowało do oddzielnych boksów mężczyznę i kobietę. Z ich rozmów wywnioskowała, że te ofiary zostały złapane podczas miesiąca miodowego. Piękne ukoronowanie miłości.
Później dowiedziała, że nazywali się Maciek i Renata.
Ich porywacze byli członkami jakiejś sekty. Na początku myślała, że to sataniści, ale to było coś innego. Słuchała w przerażeniu, gdy odprawiali swoje msze w kaplicy obok, gdy swoich monotonnych śpiewach powtarzali imię wzbudzające u niej mimowolny dreszcz – Jarg’oht..
Na pierwsze nabożeństwo zabrali Baśkę. Wywlekli ją siłą z klatki, a gdy próbowała się stawiać uderzono ją w twarz zmieniając zgrabny nosek w krwawą miazgę. Baśka nie wróciła już do klatki, ale Majce cały czas dźwięczały w uszach jej krzyki.
Dwa dni później przyszli po nią. Twarde, silne dłonie brutalnie wywlekły ją za włosy z klatki.
Nie stawiała oporu, bo bardziej by bolało. Obiecała sobie, ze cokolwiek z nią zrobią – nie będzie krzyczeć i błagać. Nie może.
Przyprowadzili ją do dużego, zaciemnionego pomieszczenia, gdzie jedynym źródłem światła były świece ułożone wokół dużego, kamiennego bloku, na którym leżała jedynie cienka czerwona kapa.
Dostrzegła, że na granicy światła stało kilku mężczyzn. Byli nadzy, i nie miała wątpliwości, ze czekają na nią.
Brutalnie rzucono ją na kapę. Po chwili poczuła dotyk chłodnych dłoni głaszczących jej wychudzone ciało.
Głaskano ją po twarzy, ktoś inny ugniatał pierś, szczypał w sutki.
Nagle gwałtownie rozwarto jej nogi, po czym jeden z nich brutalnie w nią wszedł.
Gwałcili ją, każdy po kolei. Cudem powstrzymała się od krzyku i od tego by im się wyrwać. Wydawało się, że minęła wieczność. Gdy w końcu skończyli, usłyszała cichy szept.
- Dobrze malutka, dobrze, że obyło się bez niepotrzebnego bicia ciebie i problemów. Jak będzie tak dalej to jeszcze pożyjesz...
Następnie zaniesiono ją z powrotem do klatki. Dopiero gdy ucichły kroki zaczęła szlochać.
Od tego czasu gwałcili ją co drugi dzień. W zamian dawali jej więcej jedzenia, które przypominało już normalne pożywienie niż pomyje.
Co jakiś czas do klatek trafiali nowi ludzie – starała się z nimi nie zadawać zbytnio. Wiedziała, że nie zdoła im pomóc, a jeśli się do nich przywiąże bardziej odczuje ich stratę.
Po pewnym czasie zaczęli ją zabierać poza podziemia, pierwszy raz ich przywódca – Adam, kazał ją przyprowadzić do siebie do sypialni. Tam razem z jego dziewczyną, umalowaną na czarno, z ogromną ilością kolczyków wpiętych w usta, nos, brwi i uszy, która przedstawił jako Marta mieli się z nią zabawić.
Odurzyli ją narkotykami, pamiętała całe to szaleństwo jak przez mgłę – kajdany, chłostanie pejczem z całej siły, bicie, wyzwiska. Wszystko ją bolało. Gdy się ocknęła, w okrwawionej pościeli, doleciały ją zza drzwi strzępki rozmowy. Kilkoro ludzi z głosami pełnymi ekscytacji rozmawiało o mającym już niedługo nadejść Wielkim Dniu.
Na tą okazję zamierzali specjalnie przyrządzić jedną z ich zdobyczy – wtedy dowiedziała się czemu porywali ludzi. Ich msze wymagały czystości ciała, którą można było osiągnąć tylko poprzez regularne spożywanie ludzkiego mięsa.
W panice rzuciła się okna, w ostatniej chwili powstrzymała się przed wyskoczeniem: tuż pod oknem była zagroda dla psów. Czterech, czarnych, wielkich jak cielaki. Zobaczyła też leżący tam poszarpany kłąb mięsa, o ludzkich kształtach. Gdy jeden z psów podbiegł i zaczął szarpać mięso, dostrzegła twarz jednego z zabranych niedawno ludzi.
Odskoczyła jak oparzona, by wpaść prosto na Adama.
Jej przerażenie wywołało na jego twarzy szeroki uśmiech, zapewnił ją wtedy, ze jeśli spróbuje uciec – nakarmią nią psy. Jeśli spróbuje komuś pomóc w ucieczce – nakarmią tym kimś psy, a także nią.
Nie było ucieczki.
Nie było ratunku.
Tylko codzienne piekło gwałtu, przemocy i okrucieństwa. Jedynym plusem był fakt, że nie zmuszali współwięźniów do kanibalizmu. Mięso ludzkie było tylko dla wybranych, nie dla bydła, jak pouczył ją jeden z członków sekty.
Adam i jego podwładni często też dla zabawy pokazywali jej chłodne, wyłożone białymi kafelkami pomieszczenie, gdzie zabijano i drobiazgowo dzielono mięso. Demonstrowali piły do kości, tasaki, noże, czasem przypinali ją do stołu na którym zabijano przyszły posiłek. Mebel był zrobiony z metalu i wyposażony w kanaliki, którymi ściekała krew, którą wypijano podczas ceremonii.
Cały czas starała się okazywać jak najmniej emocji, by jej oprawcy czerpali z tego jak najmniejszą przyjemność. To była jej własna, forma obrony.
W końcu nadszedł ten dzień – słyszała jak w kaplicy obok trwały przygotowania. Była śmiertelnie przerażona – wiedziała, że to nie ją zamierzają poświęcić, ale przerażało ją to co chcieli przywołać, ich mroczne bóstwo z otchłani ciemności – wyczuwała czyjąś obecność już kilka dni wcześniej. Coś czającego się na granicy ich świata, czuła jego ekscytację i potworny głód, słyszała nocami szeptane cicho dziwne słowa w niezrozumiały, bulgotliwym języku dobiegające z cieni lub ze ścian.
Wszystkie klatki na ten dzień były pełne. Z samego rana zaczęli przychodzić po swoją zdobycz, każdego z porwanych kolejno wyciągali tłukąc brutalnie w razie oporu.
Kilka godzin później słyszała jak do kaplicy schodzą się wszyscy wierni. Było ich zaskakująco dużo.
Potem dobiegł ją spokojny, donośny głos Adama. Deklarował radość z nadejścia ich ukochanego bóstwa, oraz obiecywał, że ich nagroda będzie wielka. Potem zaczęło się składanie ofiar – Majka dobrze wiedziała jak to będzie wyglądało, Adam kilkakrotnie z podnieceniem opisywał jej właściwe składanie ofiary w tym dniu. Troje ludzi, trzy rodzaje okrutnej śmierci.
Pierwszej rozpruwano brzuch, od miednicy, aż do mostka i pieczołowicie wycinano serce, które było palone w kadzielnicy.
Pierwsza ofiara – krótki krzyk i wyraźny pomruk niezadowolenia wśród zebranych. Widocznie umarła przedwcześnie z szoku lub ze strachu.
Następną obdzierano powoli ze skóry. Najpierw nogi i ręce, następnie brzuch oraz twarz. Jeśli ofiara przeżyła do tego momentu podrzynano jej gardło.
Przeraźliwy wrzask rozbrzmiewał w podziemiach niemal bez przerwy. Majka modliła się by to się skończyło szybko.
Trzecia i ostatnia miała być poćwiartowana. Odcinano kolejno palce, dłonie i stopy, ramiona i łydki, przedramiona oraz uda, a na końcu głowę.
Tym razem był tylko zduszony krzyk zakneblowanego człowieka, jako że trzeci akt przywołania nie miał prawa być sprofanowany przez żaden obcy głos. Słychać było tylko rytmiczny, Adama wymieniającego głośno kolejno odcinane części: palce u nóg i u stóp, nogi na wysokości kolan, ręce przy łokciach. Gdy została tylko sama głowa i korpus odcinano uszy, nos, wargi oraz powieki.
Potem zapadła absolutna cisza. Majka usłyszała jakby dudnienie, coraz bliższe i coraz silniejsze do tego stopnia, że zaczęła drżeć ziemia.
Z kaplicy dobiegł donośny trzask i wtedy poczuła ohydny smród, słodkawy duszący odór, drażniący płuca i gardło przy każdym oddechu. Wtuliła się w róg swojej klatki i zatkała usta brudnym kocem, jednak odór wwiercał się w nozdrza niczym świder.
Poprzez dudnienie dobiegło ją głośne wołanie Adama. Na moment zapanowała cisza potem usłyszała jego przerażający krzyk, powoli przechodzący w słabnący skrzek. W kaplicy musiała wybuchnąć panika. Słyszała rumor, tupoty, ogłuszające krzyki i obrzydliwy mlaszcząco-ssący odgłos.
Wtedy TO zobaczyła. A raczej tego czegoś część. Było grubości uda dorosłego mężczyzny, czarne niczym ogromna dżdżownica lub pijawka. To powoli sunęło po ziemi zatrzymując się powoli przy każdej klatce.
Majka była bliska obłędu gdy to się zatrzymało przy jej kojcu. Uniosło się powoli do góry jakby węsząc. Nagle gwałtownie rzuciło się na pokryte drucianą siatką drzwiczki. Zobaczyła jak na zwieńczeniu tego czegoś pojawia się coraz większy otwór – dojrzała niewielkie igłowate zęby w środku tego czegoś. Zamknęła oczy modląc się by umarła szybko.
Gdy je otworzyła potwór zniknął. Wokół panowała absolutna cisza – pozostał tylko smród. I wspomnienie bestii z najdalszych krańców ludzkiego koszmaru.

***

W salonie zapadło milczenie, potem Majka zaczęła płakać. Najpierw cicho szlochać, by przejść w rozdzierający, głośny płacz.
Maciek jej nie przerywał. Gdy już się trochę uspokoiła podszedł do niej i delikatnie położył dłoń na twarzy.
- A więc jednak przywołali jeden z pomiotów ciemności – westchnął. Penetrował teraz powoli zakamarki jej pamięci modyfikując wspomnienia z niewoli. – Wytniemy wspomnienie ostatniej mszy tylko, i zabierzemy trochę twojego strachu oraz gniewu. Voila!
Pchnął lekko Majkę, a ta odchyliła się na kanapie zapadając w pierwszy od dawna głęboki sen.
To samo zrobił z Żanetą.
W jednym z pokoi znalazł działający telefon komórkowy, przez który wezwał policję.
Brama, którą otworzyli tutaj ci kretyni na szczęście została całkowicie zamknięta. Widać, ich bóg po prostu się nasilił i ruszył w dalszą podróż po bezkresie wieczności.
Zadrżał myśląc co mogłoby się stać, jakby przywołana przez nich istota pozostała w tym świecie.
Wyszedł z domu i wyciągnął rękę trzymającą księgę przed siebie. Jego dłoń zajęła się czarnym płomieniem, który całkowicie wymazał wspomnienie
Wiedział, że istnieje jeszcze wiele egzemplarzy pozwalających śmiertelnym otworzyć bramy innych światów, jednak dzisiaj jest już o jeden klucz do koszmaru mniej.
Gdy oddalał się, ciemny, obły kształt który sunąc po ziemi, pospiesznie cofał się w kierunku lasu.
Jgbart, proud to be a member of Forum Literackie Inkaustus since Nov 2009.
http://www.youtube.com/watch?v=4LY-n9nx5...re=related

Necronomicon " Possesed Again" \m/
Necrophobic "Hrimthursum" \m/

EVERYONE AGAINST EVERYONE - CHAOS!
Odpowiedz
#2
Ja się ogólnie nie czepiam, ale:
Cytat:Cisza. Absolutna, nie zmącona niczym cisza, od której dzwoniło w uszach.

Jak od ciszy może dzwonić w uszach?


Cytat:W samej ciszy nie byłoby nic złego – w końcu jest to dźwięk zimy.

Ponownie cisza to nie dźwięk, a brak dźwięku. Tak samo jak brak samochodu to nie samochód.

Dialogi są trochę sztuczne według mnie. Ogólnie te ofiary jakoś tak mało przerażone.

Fabuła tak sobie. Mógłbyś się bardziej postarać Wink Nie zaciekawiło mnie to zbytnio.
Odpowiedz
#3
Cytat:Jak od ciszy może dzwonić w uszach?
A nie czytałeś "To cisza krzyczy"? Big Grin Cisza może dzwonić w uszach.

Mnie akurat zaciekawiło, ale jakoś tego nie czuję. Nie potrafię wytłumaczyć konstruktywnie, więc już się zamykam.
One sick puppy.
Odpowiedz
#4
Właśnie po to to zamieściłem bo sam czuję, że można tu cosik też dodać...ale nie wiem właśnie co:]
A od ciszy moze dzownić w uszach, sprawdziłem - Pan Kracy ma tutaj słuszność.
Jgbart, proud to be a member of Forum Literackie Inkaustus since Nov 2009.
http://www.youtube.com/watch?v=4LY-n9nx5...re=related

Necronomicon " Possesed Again" \m/
Necrophobic "Hrimthursum" \m/

EVERYONE AGAINST EVERYONE - CHAOS!
Odpowiedz
#5
Gość logujący się jako "boa" dodał następujący komentarz:

KOMENTARZ: coś zmienić? może uczucia? nie ma żadnych, widzi kawałki ludzi i tylko widzi, a co czuje? no i dialogi do zmiany, bo są kiepskie. Poza tym to chyba fajnie Smile
"Adama wymieniającego głośno kolejno odcinane części: palce u nóg i u stóp" - a nie rąk i stóp?
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości