Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Veritas
#1
Siedzę przy barze i rozglądam się na boki, oczekując swojej wybranki. W gruncie rzeczy nie ma w niej nic niezwykłego, aby tak ją nazwać, jednakże została przeze mnie wybrana, więc taki tytuł jej przysługuje.
Dokładnie pamiętam dzień, kiedy ją wybrałem. Pogoda była ładna, słońce świeciło, rażąc w oczy, wiał lekki, ale chłodny wiaterek... Idealnie jak na początek wakacji, prawda? Tłum ludzi przemijał ulicami miasta, jedni obeszli już wszystkie okoliczne sklepy od odzieżowych po spożywcze, drudzy zaś dopiero przymierzali się do tego. Ja chodziłem w tę i z powrotem bez konkretnego celu, towarzyszyły mi jedynie muzyka w słuchawkach i moje myśli. Od zawsze lubiłem takie samotne spacery, to dawało mi chwilę spokoju i skupienia. Mijałem sklep z sukniami ślubnymi, patrząc na nie kątem oka. W pewnym momencie coś mnie tknęło i odruchowo się obejrzałem. I wtedy ujrzałem młodą, trochę zagubioną dziewczynę, która od razu przypadła mi do gustu. Teoretycznie nie różniła się niczym od innych. Wysoka, zgrabna, dobrze ubrana – jak większość. Była naturalnie ładna, a jedyny makijaż, o jaki się pokusiła, ograniczał się do pomalowanych rzęs. W tamtej chwili emanował od niej jakiś dziwny niepokój; kiedy na nią zerknąłem, ona akurat nie patrzyła przed siebie. A mimo to zauważyłem owe dziwne zjawisko. Nie miałem pojęcia, co mogło oznaczać i co mogło zdarzyć się kilka minut wcześniej. I szczerze mówiąc, zbytnio mnie to nie obchodziło, w końcu nie znałem jej. Jednak kiedy obracałem głowę, kątem oka zdążyłem uchwycić różowy błyszczyk wychodzący poza kącik ust. Wtedy mój umysł zaczął wytwarzać scenariusz, który najprawdopodobniej miał miejsce i byłem tak z tego dumny, że aż uśmiechnąłem się pod nosem. Wtedy właśnie stwierdziłem, że ona będzie moim następnym celem, wplątanym w plan, nie wiedząc nawet o tym. I zapewne po dzisiejszej nocy tez nie będzie dane jej pojąć, dlaczego tak się stało.
Powoli sączę drinka, który jest wręcz ohydny, kiedy nagle czuję, że ktoś kładzie rękę na moim ramieniu. Odwracam głowę i słyszę:
- Sam? - pyta odpicowana nastolatka, której dałbym nie więcej niż trzynaście lat. Aż sunie mi się na usta zapytać, w jakim jest wieku.
- Drink dotrzymuje mi towarzystwa – odpowiadam i posyłam jej swój zawadiacki uśmiech, na co ona reaguje rumieńcem.
- Mogę się przysiąść? - zagaduje, gdy ja nie proponuje jej tego.
- Przykro mi, ale czekam na swojego chłopaka, który za minutę powinien się pojawić.
Idź sobie w końcu – myślę, nie przestając się uśmiechać. Owszem, lubię, jak to dziewczyny do mnie przychodzą, ale nie, jeśli są nimi szukające wrażeń gimnazjalistki.
- Och. Rozumiem. - Ta wiadomość naprawdę ją zszokowała. Teraz nie wie, co zrobić lub powiedzieć, a na jej twarzy pojawiło się speszenie. To zawsze działa.
Stoi jeszcze chwilę, rozglądając się po pomieszczeniu, po czym odchodzi do nowo przybyłego mężczyzny. Najwyraźniej szuka jakiegoś sponsora bądź starszego faceta, którym mogłaby się pochwalić przed koleżankami. Dosyć niewłaściwy sposób, aby zaistnieć, bo laski już zapewne uważają ją za małą kurewkę, ale to jej sprawa.

Spoglądam na ludzi kręcących się po klubie. W tle słuchać jakieś nowości Eski, do czego większość z nich dobrze się bawi. Zauważam jednostki podpierające ściany i to w dosłownym znaczeniu. Pozycja stania tych osób ma okazywać obojętność i przyciągać jednocześnie, jednak w rzeczywistości jest po prostu żałosna. I jak tu się nie zaśmiać?
Odwracam się do barmana, prosząc o wódkę z colą, po czym spoglądam na zegarek. Jest kilka minut po dwudziestej drugiej, niedługo powinna przyjść. Już nie mogę się doczekać, kiedy w końcu będę mógł zamieć z nią pierwsze słowo. Dlaczego aż tak bardzo tego chcę? Chyba po prostu pragnę poznać jej głos. Nie mam w stosunku do niej jakiś związkowych zamiarów, ale ciekawi mnie ta osóbka. Za każdym razem gdy ją obserwowałem, była kimś innym. Raz grzeczną, niewinną dziewczyną, chadzającą po mieście z koleżankami, raz zimną i bezuczuciową kobietą, niedającą się omotać chłopakom, a raz wcielała się w rolę uwodzicielki. Czegoś takiego nie lubię najbardziej – jak można flirtować i umawiać się z pierwszym lepszym napotkanym kolesiem, których w ciągu dnia jest co najmniej pięciu? Rozumiem, że taka jest natura kobieca, jednak wszystko ma jakieś granice. Jednak nie będę się nad tym rozwodził, nigdy nie zrozumiem płci przeciwnej.
Przez pół godziny od mojego przyjścia było spokojnie. Teraz słyszę jakieś małe zamieszanie w drugim pomieszczeniu; zbytnio nie interesuje mnie, co się tam dzieje, ale mimo to spoglądam przez chwilę w tamtą stronę, jednak nie zauważam nic ciekawego. Gdy powracam do obserwowania wejścia, zza zasłon wyłania się wysoka postać. Wytężam wzrok. Nareszcie – myślę, gdy rudowłosa dziewczyna przekracza próg. Muszę przyznać, że w czarnych, wysokich szpilkach, krótkiej spódniczce i bokserce w tym samym kolorze wygląda naprawdę dobrze. Jednak muszę też przyznać, że wygląda na zarozumiałą. Ach, no co poradzę, czasami oceniam ludzi, zanim z nimi porozmawiam, ale to chyba nie aż takie wielkie przestępstwo, prawda?
Rudowłosa rozgląda się po klubie. Nasze spojrzenia się spotykają, chwilę tkwię w tym stanie, po czym mierzę ją wzrokiem i znów patrzę jej w oczy. Zauważam, że na twarzy dziewczyny pojawił się lekki grymas. Ma dość mojego wzroku. Mmm, dobrze. Odwraca się napięcie, rzucając mi wyzywające spojrzenie. Ach, I like it. Czekam, aż zrobi kilka niepewnych kroków, po czym odstawiam pustką już szklankę i ruszam w przeciwną stronę. Cały czas patrzę na nią, podczas gdy ona walczy z pokusą obejrzenia się. Nawet z odległości kilku metrów czuję, jak robi się jej gorąco. Mój plan zaczyna się rozkręcać.
W trakcie gdy ona rozgląda się w poszukiwaniu swoich znajomych, ja rozglądam się ot tak. Dzieli nas odległość zaledwie dwóch metrów, kiedy przyśpieszam i nagle pojawiam się tuż przed nią. Wygląda to tak, jakbym jej nie zauważył lub jakby wpadła na mnie, ponieważ odruchowo robi krok do tyłu. Mierzymy się wzrokiem, co trwa zaledwie sekundę. Posyłam jej ostatnie spojrzenie, uśmiecham się, po czym mijam ją zwinnym ruchem. Idę z podniesioną głową, nie oglądając się. Nie muszę zerkać do tyłu, aby wiedzieć, że ona wciąż tam stoi i patrzy w moją stronę.
Wracam do baru. Rozglądam się dookoła, rudowłosa znika mi z pola widzenia. Trudno, zaraz się znajdzie.
- Widziałeś tą rudą pannę, która weszła niedawno do klubu? - pytam kelnera.
- Jasne. Jakbym mógł ją przeoczyć! - odpowiada najwyraźniej podniecony.
- Niezła jest, co?
- I to jak!
- Wiem. Zamawiam dla tej pani drinka.
- Oczywiście.
- A i mam prośbę. Mógłbyś powiedzieć jej, że to od chłopaka, którego pożerała wzrokiem?
- Nie ma sprawy.
- Dzięki.
Płacę i odwracam się. Zauważam, że osoby, które podpierały ściany, robią to w dalszym ciągu. Po co oni w ogóle tu przyszli?
Chwilę chodzę między ludźmi, po czym staję przy ścianie, gdzie doskonale widać mnie z drugiego pomieszczenia. Rozglądam się ostatni raz i spuszczam głowę. Myślę, że w ciągu pięciu minut powinna przyjść. Na pewno się pojawi. Dziwne, żeby dziewczyna nie chciała poznać kolesia, który postawił jej drinka. Nawet ze zwykłej ciekawości, a człowiek z reguły jest ciekawski. Tak, ja też taki jestem. Ale co z tego? Ach, no tak, zapomniałem, że bardzo intryguje cię moja osoba; więc jednak jest to istotne.
Muszę dziwnie wyglądać, cały czas nie podnosząc głowy. Pewnie ktoś już mnie obgadał, ale i tak są zbyt próżni, aby zastanowić się, jaki cel mam w takim staniu. Jednak po co się tym przejmować, są ważniejsze sprawy, niż czyjeś zdanie na ten temat. Jednakże plotkowanie to jakaś choroba XXI wieku. I już nie chodzi nawet o starsze panie przesiadujące godzinami na ławkach pod blokiem, na które tak wszyscy narzekają, szczególnie młodzież. W rzeczywistości jest tak, że nie ma żadnego człowieka, nie wyrażającego opinii o drugiej osobie. Ktoś może się wypierać, iż nie obgaduje za plecami, ale tak naprawdę każdy z nas to robi. I nie ma co się oszukiwać – uświadom sobie w końcu, że nie jesteś jakimś ewenementem. A teraz przypomnij sobie tych kilka sytuacji, gdzie kogoś osądziłeś i bardziej utwierdź w przekonaniu, jaki jesteś.
Wsłuchuję się w piosenkę Eminema, gdy do moich uszu dobiega dźwięk pewnych już kroków.
- Z tego co pamiętam, to chyba ty pożerałeś mnie wzrokiem.
W końcu. Muszę przyznać, że ma dość ładny głos. Trochę taki wredny, ale ładny. Podnoszę głowę, patrzę jej głęboko w oczy i mówię poważnym tonem:
- Nigdy nie miałem w planach pożarcia cię.
- Cieszę się. - Uśmiecha się.
- Ja również – mówię bez większego entuzjazmu.
Odrywam od niej wzrok i zaczynam patrzeć przed siebie. Ona staje pod ścianą i idzie w moje ślady.
- Co młody mężczyzna robi sam w piątek w klubie?
- Co młoda kobieta robi sama w piątek w klubie?
Prycha.
- Skąd wiesz, że jestem sama?
- Gdybyś nie była, nie rozmawiałabyś teraz ze mną.
- Chyba że podeszłabym, aby podziękować za drinka.
- Jakbyś przyszła z kimś, nigdy byś go nie otrzymała.
Cisza. Nie wie, co powiedzieć. Punkt dla mnie. Kątem oka widzę, że bardziej ścisnęła nogi. Jej pewność siebie gdzieś się ulotniła.
- Czekam – mówię nagle, ani przez chwilę nie zerkając w jej stronę.
- Na co? - pyta zdezorientowana.
- Ach. A to niby faceci mają się wszystkiego domyślać. - Kręcę głową.
Czuję, że odwróciła się w moją stronę.
- Nie wiedziałem, że z taką trudnością przychodzi wypowiedzenie jednego, głupiego słowa. Ech. - Spuszczam głowę, żeby wyglądało to bardziej emocjonalnie.
- Dziękuję – mówi w końcu. Trochę to trwało, ale mam wrażenie, że od początku wiedziała, o co mi chodzi, tylko nie chciała palnąć jakiejś głupoty.
- Proszę. - Spoglądam na nią. - Siedem złote się należy.
Na jej twarzy pojawia się zdziwienie. Ja jestem poważny, a ona nie wie, co ma zrobić.
- Co proszę? - Podejrzewam, że jej serce zaczyna być szybciej, a w ciele zaczyna rodzić się lekka złość.
- Chyba nie muszę powtarzać.
- Jesteś niepoważny – krzyczy. Jej ton głosu nie robi mi wielkiej różnicy przy głośnej muzyce, więc wcale na to nie reaguję. - Spadam stąd, cześć.
Robi zaledwie dwa niepewne kroki, gdy mówię:
- Stój. Żartowałem. Nigdy nie kazałbym kobiecie płacić.
- To był naprawdę kiepski żart.
- Chciałem po prostu sprawdzić twoją reakcję. - Ruszam w jej stronę. - Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz, Auroro.
- Skąd wiesz, jak mam na imię? - Dopiero teraz zwraca się w moją stronę. Na lekko różowej twarzy mojej rozmówczyni maluje się zdziwienie. Krzyżuje ramiona. Chyba lekko się pogniewała.
- Łańcuszek.
- Ach. - Automatycznie dotyka naszyjnika, chcąc sprawdzić, czy wciąż jest na swoim miejscu. - Jakiś ty spostrzegawczy – szydzi.
- Co tu dużo mówić, mam dobry wzrok.
- Nie wątpię. A tobie jak na imię? - Chyba coraz bardziej zaczynam ją interesować.
- Mów mi Zeus.
- Nie wiedziałam, że jesteś bogiem.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz. - Uśmiecham się, pokazując swoje białe zęby.
- Racja. - Opuszcza ręce. W obecnej chwili jest do mnie milej nastawiona już przed kilkoma sekundami.
- Zatańczymy? - Wyciągam dłoń ku niej. Nie tylko ma to oznaczać zaproszenie do tańca, ale również przyjacielski gest.
- A nie pobierzesz za to opłaty?
- Auroro, proszę... Sprawisz mi tym przyjemność, a za to nie żądam pieniędzy.
- Hm. Zgoda. - Uśmiecha się. Nareszcie. W sumie i tak dosyć szybko złagodniała, ale to dobrze.
Idziemy na parkiet. Aurora momentalnie wczuwa się w muzykę, zachowując się przy tym jak mała kocica. Rozglądam się i widzę masę mężczyzn, którzy nie mogą oderwać od niej wzroku. Jednym okiem próbują towarzyszyć swoim partnerkom, drugim zaś sprowokować Aurorę, aby choć na moment na nich spojrzała. Napaleńcy – myślę, próbując dotrzymać rudowłosej kroku. Czuję, że to będzie niezapomniana noc.



* * *



- Nie wiem, jak ty, ale ja mam dość – mówi po jakimś czasie.
- Ja też. Idziemy się przejść?
- Jasne.
Kiedy tańczyliśmy, zamieniliśmy ze sobą zaledwie parę zdań. Teraz trzeba to nadrobić. Muszę dowiedzieć się o niej jak najwięcej, co raczej nie będzie trudne. Sprawia pozory dziewczyny zamkniętej w sobie, lecz wcale nie tak trudno zauważyć, iż jest zupełnie inaczej.
- Tak w ogóle – zaczynam – masz ładne imię.
- Dziękuję – odpowiada bez entuzjazmu.
- Kto ci je nadał?
- Ojciec.
- Ma dobry gust.
- Nie znoszę tego imienia.
- Dlaczego?
- Mam swoje powody.
Dobra, jedno już wiem. Nie znosi ojca.
- Ładną mamy dziś noc, prawda? - pytam po chwili ciszy.
- Owszem, aczkolwiek nie lubię początku lipca.
Jej uśmiech gdzieś znikł. Ponadto zaczyna robić się marudna. Czyżby to taka gra wstępna?
- Ja też nie. Zdecydowanie wolę czerwiec.
- Ja również. - Aurora rozgląda się dookoła. - Usiądziemy? - pyta, wskazując na ławkę przy wielkiej wierzbie.
- Pewnie. - Siadamy. Podczas gdy ona wędruje wzrokiem po okolicy, ja cały czas patrzę na nią. Wygląda to bardzo perfidnie, jednak o to właśnie chodzi.
- Co się tak gapisz? - pyta w pewnym momencie.
- Zastanawiam się – odpowiadam, nie odrywając od niej oczu.
- Nad czym?
- Nad tobą.
- I do jakich wniosków dochodzisz?
- Ukrywasz coś.
- Jak każdy.
- Tak, ale u ciebie jest tego więcej.
- Ciekawie... Dużo jeszcze na mój temat możesz powiedzieć?
- Nie bardzo wiesz, jak zachować się w tym momencie. - Na jej bladej twarzy pojawia się niedowierzanie. - Pokazujesz, że jesteś bardzo wyluzowana, obojętna na wszystko oraz, że nie aż taka grzeczna dziewczynka z ciebie. W rzeczywistości jednak jest troszeczkę inaczej. A, no i co chwilę zmieniasz swój humor, jakbyś chciała pokazać dominację. Przyznam, trochę dziwny sposób wybrałaś, ale chyba nie będę się wtrącał w twoją taktykę.
- Mam się ciebie bać?
- Niby dlaczego?
- Rozmawiamy ze sobą parę minut, a już tyle o mnie wiesz.
- Ma się ten talent. - Posyłałam Aurorze swój uwodzicielski uśmiech, na który i ona się uśmiecha. - To może, aby szanse były wyrównane, zagramy w pewną grę, żebyś i ty dowiedziała się czegoś o mnie. Przykładowo - ja zadaję jedno pytanie, ty odpowiadasz, oczywiście zgodnie z prawdą, a potem przejmujesz pałeczkę. I tak w kółko...
- Okej, niech będzie. Zaczynaj.
- Masz rodzeństwo?
- Tak.
- Utrzymujesz z nimi kontakt?
- Teraz moja kolej.
- Racja, przepraszam.
- Jak masz na imię?
- Zeus. To jak z tym rodzeństwem?
- Nie rozmawiam z nimi. Czemu nie chcesz odpowiedzieć mi na pytanie?
- Przecież odpowiadam. Jaki jest twój naturalny kolor włosów?
- Blond. Skąd wiesz, że się malowałam?
- Nie masz ani jednego piega czy pieprzyka na twarzy.
- Jesteś naprawdę spostrzegawczy.
- To już wiemy. Podobam ci się? - Wiem, co odpowie. Widzę to dzięki jej źrenicom.
- Co to za pytanie? - Spodziewałem się tego.
- Odpowiedz.
- Tak.
- Co tak?
- Teraz moja kolej.
- Szybko się uczysz.
- Czemu akurat ja?
- Bo twoje ciało mnie podnieca.
Patrzymy sobie w oczy. Powoli przysuwam się do niej i i wodzę głową wokół szyi, nie dotykając jej. Czuję, że puls Aurory przyśpiesza.
- A co, gdybym chciał cię teraz pocałować? - szepcę do jej ucha.
- Zapewne nie miałabym nic przeciwko temu.
Dostaję pozwolenie, więc robię to. Całuję szybko i łapczywie, jakbym miał zaraz ją pożreć. Próbuję szczęścia i wkładam prawą rękę pod bokserkę Aurory. Mimo że nie stawia żadnego sprzeciwu, dotykam palcami tylko jej brzuch, plecy, stanika na razie nie ruszam. Nie wszystko naraz.
- Nie sadzisz, że zbytnio się śpieszymy? - pytam, na chwilę odrywając się od jej ust
- Nie – mówi, przysuwając się do mnie – tak jest dobrze.
Teraz ona bierze sprawy w swoje ręce. Nigdy w życiu nie spotkałem tak szybkiej dziewczyny. Zazwyczaj trochę to trwało, zanim w ogóle mogłem się do niej zbliżyć, a jeśli chodzi o nią, to jest łatwizna. Nigdy bym nie pomyślał, że już po tak krótkiej rozmowie dojdzie do namiętnego całowania. Ach, najwidoczniej nie doceniałem siebie.
- Może chodźmy stąd, ludzie się na nas gapią – mówię ot tak, odrywając się od niej.
- Wiesz, sądzę, że przed pierwszą w nocy mało kto się szlaja. Ale okej, możemy iść. Do ciebie czy do mnie?
- Do ciebie.
- Wedle życzenia.
Aurora szybko wstaje i pewnym krokiem idzie w kierunku bloków. Ja jak pies podążam za nią z wielkim uśmiechem. Nie mogę powiedzieć o niej nic więcej, niż to, że jest łatwa. Bardzo łatwa. Nim by się obejrzała, przeleciałbym ją, a ona i tak nie byłaby w stanie uwolnić się ode mnie.
Rozglądam się po klatce schodowej, podczas gdy Aurora próbuje znaleźć klucze w torebce. Gdy w końcu jej się to udaje, wchodzimy do przytulnego mieszkanka, w którym panuje niezwykły porządek i słodki zapach.
- Ładnie tu.
- Dziękuję.
- Ale wiesz co? - Obejmuję ją w talii i szybkim ruchem przysuwam do siebie.
- Co takiego?
- Ty jesteś jeszcze ładniejsza.
I znów zatracamy się w długim i jakże namiętnym pocałunku. Po chwili zdaję sobie sprawę, że robi wszystko, aby wziąć górę nade mną. Ach, powodzenia, złociutka. Na moment pozwalam jej przejąć władzę i ulegam, gdy zdejmuje ze mnie bluzkę. Powoli cofa się do sypialni, a ja, wciąż mocno ją trzymając, idę za nią. W pokoju panuje ciemność, Aurora jedną nogą zamyka drzwi, z drugiej zrzuca buta. W drodze do łóżka gubi kolejnego, lekko tracąc przy tym równowagę. Równocześnie kładziemy się na łóżku; powoli zaczynam zdejmować z niej bokserkę, która nie stawia większych oporów. Czekam jakieś dwie minuty, po czym zabieram się za spodenki. Wodzę palcami po talli, wywołując falę ciepła, przeszywającą jej ciało. Niech się nacieszy – myślę, całując szyję Aurory. Robię malinkę na karku dziewczyny, tuż obok tatuażu w kształcie kociej łapki, na co ona wybucha śmiechem.
Koniec.
Momentalnie wstaję i z poważną miną, której ona i tak nie zobaczy, siadam na brzegu łóżka.
- Jesteś pewna, że tego chcesz? - pytam z pochyloną głową.
- Gdybym nie była, nie zapraszałabym cię do siebie – odpowiada, przysuwając się do mnie.
- Racja. Ale czy chcesz się narażać? - Spoglądam w jej stronę.
- Na co? - Wciąż się zbliża, jednak teraz jest trochę zdezorientowana.
- Widziało nas trochę osób. Myślisz, że twój chłopak się o niczym nie dowie?
- Ja nie mam chłopaka. - Strach. W jej głosie jest nic innego jak strach, który stara się zatuszować.
- Złotko, proszę... Myślisz, że ani razu nie spotkałem was razem? - Z mężczyzny z poczuciem winy staję się facetem bez skrupułów. - A żeby to raz było... Muszę przyznać, że jest naprawdę szczęśliwy. Szkoda tylko, że trafił na ciebie.
- Jak śmiesz mnie osądzać! - krzyczy. Nerwowa z niej kobieta.
- Jeszcze cię nie osądziłem. Ale naprawdę, jeśli już chcesz go zdradzać i puszczać się na prawo i lewo, to rób to rozsądniej, skarbie. Nie chcesz chyba, aby twój luby poznał prawdę, czyż nie?
- Czego chcesz ode mnie?
- Myślisz, że jesteś inna od wszystkich dziewczyn? Myślisz, że jesteś jakimś wyjątkiem? Myślisz, że tylko ty jesteś niezrozumiana, zrozpaczona, zaniedbana, samotna? Skarbie, zrozum to w końcu – nie jesteś jakimś ewenementem. Nie rób z siebie idiotki, którą chcesz pokazać światu. Nie rób z siebie biednego kundelka, który szuka schronienia u każdego napotkanego człowieka, w twoim wypadku mężczyzny. Przestań być egoistką, chyba nie chcesz, abym pomyślał, że rude są wredne, prawda?
- Teraz mnie osądziłeś – warczy.
- Mówię tylko szczerą prawdę.
- Spójrz na siebie – najpierw uwodzisz, a potem rzucasz tyle niemiłych słów!
Muszę przyznać, że gra aktorska dobrze jej wychodzi. Chce zrobić z siebie poszkodowaną, co i tak jej się nie uda, ponieważ teraz w moich oczach wyszła na nikogo.
- Mogłaś nie być taka łatwa. Gdyby nie to, nigdy byś tego nie usłyszała. - Tym razem to ja się do niej przysuwam i szepcę do ucha: - Tak. Jesteś łatwa, skarbie.
Spoglądam w jej oczy, które patrzą gdzieś w dal. Chcę odgarnąć kosmyk włosów z jej twarzy, lecz Aurora robi unik. Odwraca głowę, po czym wstaje i łkając, mówi:
- Wynoś się stąd.
- Oczywiście. Ale zapamiętaj sobie coś jeszcze: tak, jak ty traktujesz ludzi, tak oni traktują ciebie.
Opuszczam mieszkanie w dobrym humorze. Tak, chciałem powiedzieć jej parę innych rzeczy, ale tamto w zupełności wystarczyło. Wiem, że minie trochę czasu, zanim o mnie zapomni. Cały ja. Lubię mącić ludziom w głowach.



- Mówiłeś, że wszyscy kłamią.
- Kłamałem.
Odpowiedz
#2
Cytat:Już nie mogę się doczekać,kiedy w końcu będę mógł zamieć z nią pierwsze słowo

Niepotrzebny przecinek.

Cytat:Ach, I like it.

Kurde, jak ja mogę nie lubić takich wtrąceń. Jakby polski język nie był wystarczająco dobry. Owszem, żyjemy w świecie gdzie język angielski jest powszechnie używany, ale nie dajmy się zwariować. W tym zdaniu wystarczałoby zwykłe, polskie:"Jak ja to lubię". Takie konstruowanie zdań to kaleczenie naszego, pięknego języka.

Cytat:- Widziałeś tą rudą pannę, która weszła niedawno do klubu? - pytam kelnera.
- Jasne. Jakbym mógł ją przeoczyć! - odpowiada najwyraźniej podniecony.
- Niezła jest, co?
- I to jak!

Ten dialog jest do kitu. Czy ten kelner nie skończył jeszcze gimnazjum? Pracownik baru, powinien nie być zaskoczony tym, że jakaś bardzo pociągająca kobieta wchodzi do knajpy. W końcu to nie jest chyba przybytek dla emerytów. Wygląda to tak, jakby dwóch napalonych nastolatków zobaczyło fajną kobitkę.



Źle, bardzo źle. Historia nie trzyma się kupy, ogólnie cały tekst stoi pod znakiem niekonsekwencji. Z tekstu nic nie wynika. Najpierw przychodzi gościu do knajpy, zaczyna gadkę z dziewczyną, idą do niej, a on wytyka jej puszczalstwo. Nie wiem, jest kumplem jej chłopaka, który prosił go o sprawdzenie dziewczyny? Z jakich pobudek to zrobił? Fabuła jest niestety do kitu.
Bohater jest źle pomyślany, jego charakter zmienia się jak w kalejdoskopie. Najpierw wyszydza ludzi stojących pod ścianą, potem sam pod nią staje. Taka ironia, co?

Podsumowując, tekst fabularnie wyje i kwiczy, technicznie nie jest źle, oprócz nadmiaru przecinków nie znalazłem nic rażącego. Niestety, ale tekst nie zasługuje na więcej niż na szkolną dwóję.
Odpowiedz
#3
Tak, właśnie, dobrze zauważyłeś, IRONIA. To jest tylko kawałek fragmentu czegoś dłuższego, aczkolwiek potem w małym stopniu będzie powrót do tego wypadu do baru. Ale nieważne. Czy z każdego tekstu musi coś wynikać? A może on chciał POKAZAĆ TEJ DZIEWCZYNIE, JAKA NAPRAWDĘ JEST? Co za różnica, czy sam na to wpadł, czy ktoś mu to zlecił. On przyszedł do tego klubu specjalnie dla niej, co wynika z ostatniego dialogu. Dlaczego dokładniej to zrobił? Chce pokazać ludziom prawdę, której oni nie zauważają. Ot co. A wtrącenie angielskie... cóż, według mnie ma to związek z jego charakterem, no ale każdy odbiera to sobie inaczej.

- Mówiłeś, że wszyscy kłamią.
- Kłamałem.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości