Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Upij się
#1
— Gówno realizm — skomentowałem trafnie film. — Kurde — dodałem po chwili namysłu.
Siedziałem w fotelu… no dobra, może raczej leżałem, ciężko stwierdzić. Może będzie lepiej, jeśli przedstawię dokładniej moją pozycję: głowa zlatywała mi w miejscu, gdzie normalnie powinienem mieć nogi, podczas gdy jedna z nich przewieszona była przez oparcie, a druga została zawieszona w powietrzu, bawiąc się dziurawym kapciem. Z ręki oczywiście zwisała mi butelka z piwem, a dokładniej z Żywcem. W tej oto pozycji wpatrywałem się w ekran telewizora, który nadawał teraz mój ulubiony gatunek filmu, czyli tragedię.
— „Tragedia” w tym wypadku to nie gatunek filmu, ale tragedią jest to, jak to potraficie spieprzyć! — mamrotałem dalej, upijając kolejny łyk Żywca. — Nigdy by tego nie powiedziała! Gówno realizm. A to co zaś, kurwa?
Uwielbiam oglądać filmy w samotności, a już zwłaszcza, gdy jestem otoczony przez butelki z dobrym, ale i nie za drogim piwem. Mimo że mam czterdzieści pięć lat, nadal chwalę się, ile to piw potrafię wypić, bo w sumie mam czym: po ośmiu… w takich chwilach czuję, że żyję, czasami nawet zapominam, dlaczego ciągle sięgam po ten alkohol; wcale nie dla zabawy, czy też dla przyjemności, chociaż fakt, że coś w tym jest, ale żeby zdusić w sobie ból i poczucie winy, który dręczy mnie od… dzisiaj mija dokładnie dwudziesty rok, odkąd…
Butelka wypadła mi nagle z ręki, a ja zerwałem się do tradycyjnej pozycji siedzącej ze zwinnością kulawego hipopotama, wpatrując się nieustannie w ekran, przerażony. Mężczyzna, który udawał, że pił, podczas gdy koleżanka zaczęła wymiotować z nadmiaru, podszedł do niej, chwycił za bluzkę i pociągnął ku otwartemu oknu, zamierzając ją wyrzucić. Drżącą dłonią sięgnąłem po pilot, trafiając dopiero za czwartym razem na właściwy przycisk, zmuszając niedoszłego mordercę i upitą ofiarę do zniknięcia z ekranu.
— Piwo. — Wyciągnąłem dłoń po nie, by zdusić falę bolesnych wspomnień. — Chodź tu! — ryknąłem, gdy nie mogłem wycelować, mając lekkie zaburzenia wzroku po trzeciej butelce.
W końcu palce zacisnęły się na szyjce Żywca. Podniosłem ją na wysokość oczu, odczytując napis pod marką „jasne i pełne”.
— Aaaaaaa!!! — wrzasnąłem, ciskając piwo w ekran telewizora, który pękł z drażniącym brzękiem. — Ty też! Spierdalaj! — Chwyciłem ostatnią butelkę leżącą przy fotelu, rozbijając nią okno na trzecim piętrze bloku mieszkalnego.
Zwaliłem się na podłogę obok mojego byłego miejsca posiedzenia, wybuchając żałosnym płaczem. Nie mogłem już powstrzymać armii wspomnień, wprawiające moje ciało w spazmatyczne dreszcze. Zakrywając załzawione oczy dłońmi osunąłem się w ten dzień, w Boże Narodzenie.

***

Siedzę z przyjacielem, jedynym zresztą, w pokoju gościnnym mojego domu na wsi, którego pozbyłem się tydzień później, chociaż teraz nawet mi przez myśl nie przeszło, że tak może się stać. Kumpel przyniósł ze sobą dwie zgrzewni najmocniejszego piwa, jakie w ogóle widziałem, za co byłem mu oczywiście bardzo wdzięczny. Albert dobrze wiedział, jak lubię sobie popić.
Jednak nawet to nie odwróciło moich myśli od zdarzeń wczorajszego dnia, gdy uderzyłem jego żonę z całej siły w głowę, na oczach całej jego rodziny, na wigilii. Byłem podpity i niewiele mi było trzeba, żeby kogoś zdzielić. Emma, jego żona właśnie, zwróciła mi wtedy uwagę, może i bardzo uprzejmie, ale cóż… że ubrudziłem sobie koszulę barszczem. Zdawało mi się wtedy, że usłyszałem „jesteś brudny jak świnia — wskazała ręką na bluzę. — mówię, że się ubrudziłeś, cholero”. W każdym razie po uderzeniu sam wyszedłem, czując się głęboko urażony, i zanim ktokolwiek zdążył się odezwać, ja trzasnąłem ich drzwiami frontowymi, ruszając do swojego domu po przeciwnej stronie ulicy.
— Sory, kurde, za to wczoraj — wymamrotałem popijając trzecie piwo. — Byłem… tego, no wiesz… trochę upity…
— To nic, naprawdę. — Uśmiechnął się do mnie jakoś dziwnie, krzywo.
Objąłem pijackim spojrzeniem jasny pokój, przez którego okna wlewały się wesołe promienie słońca, oświetlając wielki ekran plazmowy, gruby, czerwony dywan, dwa fotele i stół pomiędzy nimi, na którego blacie leżały podarunki od Alberta.
— Źle usłyszałem wtedy i… co ona… wiesz…
— Mówiła, jasne. Nic nie szkodzi.
Wyszczerzyłem do niego zęby w pijackim geście, co jeszcze umacniał fakt, że brakowało mi czterech zębów. Odrzuciłem pustą butelkę na podłogę.
— Następne? — zapytał, zrywając się z fotela naprzeciwko mnie i wciskając (nie wręczając, tylko wciskając) mi butelkę do ręki.
— Nie… dooość… — pokręciłem głową.
— Nie żałuj sobie. — Spojrzał na mnie niemal z wyrzutem. — Są wszystkie twoje.
I tak się ciągnęło aż do szóstego piwa.
— Wyglądasz, kurwa… jaaak świnia, mówiła! — krzyczałem, bulgotając ponad miarę i łamiąc wszelkie możliwe granice poprawnej polszczyzny. — Taaak! Już ci ja… dziwkooo ty… daaam!
Albert uśmiechnął się i podszedł do mnie, ale ja nie miałem siły skupić na nim wzroku, więc szybko zaniechałem tych prób.
— Masz rację, David — powiedział. — Trzeba coś z tym zrobić. Idę to zmienić. Trzymaj się.
— Nara! — czknąłem.
Kilkanaście sekund później zasnąłem.
Obudziłem się z potwornym bólem głowy, który krzyczał o pomstę do nieba. Zmrużyłem oczy i syknąłem z bólu, rozglądając się po pokoju; wszędzie leżały butelki po alkoholu, a w domu panowała cisza tak głęboka, że myślałem, iż się w niej po prostu utopię.
— Boże, za jakie grzechy stworzyłeś kaca? — Pokręciłem głową nad Jego głupotą. — Zmień to, bo jak ci zaraz… — Pomachałem pięścią w stronę sufitu.
Urwałem, gdy spojrzałem na zegar: ósma rano. Aż tyle przespałem? Nie pamiętam wszystkiego zbyt dokładnie z wczorajszego dnia, ale nietrudno się domyślić, że to „Herakles”, dał mi taki wycisk. Ale nie to mnie tak zdziwiło; żona powinna obudzić mnie już godzinę temu, żebym zawiózł ją do pracy. Stanąłem więc na równych nogach, czemu towarzyszyło drażniące strzyknięcie w kolanach. Podreptałem po schodach na górę, żeby ją szybko obudzić. Czyżby Marta, moja czternastomiesięczna córka jeszcze spała? To dziwne, bo zwykle działa jak budzik bez baterii, budząc się do siódmej.
Popchnąłem uchylone drzwi do sypialni.
Przez budynek potoczył się echem mój wrzask.
Żona i małe dziecko miały poderżnięte gardła.

***

Nagły trzask drzwi, które z rozmachu rąbnęły w stojącą obok nich szafkę, wyrwały mnie z powrotem do teraźniejszości. Przecierając łzy spływające rzekami po policzkach, skupiłem wzrok na John’ie, który z lekko rozdziawionymi ustami zamarł w progu drzwi, trzymając obie dłonie za plecami, jakby coś chowając. Ciężko mi było się skupić na szczegółach, ale dostrzegłem bródkę w stylu araba, dosyć długie, brązowe włosy z taką ilością kogutów, że zapewne wszyscy pytali go, czemu nosi na głowie kurnik.
— Hej, David, co jest? — zapytał zaniepokojony kolega.
— Nic. Po prostu idź! — jęknąłem.
John rzucił okiem na wybite okno i rozwalony ekran telewizora, z którego zwisała szyjka butelki, niczym działo armatnie wycelowane groźnie prosto w niego. Z pewnością też dostrzegł trzy puste butelki wokół fotela, przy którym się kuliłem.
— Hmm… mam rozumieć, że nie chcesz się ze mną napić? — upewnił się, wyciągając zza pleców dwie butelki „Tyskie”, wykrzywiając usta. — Tak na pocieszenie, co ty na to? Jak za starych dobrych czasów.
Zerknąłem na butelki i aż zadrgałem na ich widok. Zerwałem się na chwiejące i niezbyt równe nogi, biegnąc niezbyt prosto ku koledze, wyciągając ku niemu ręce, a tamten odwzajemnił gest, widocznie myśląc, że chcę mu się rzucić w ramiona, ale ja tylko chwyciłem jedną z butelek. Tamten już się uśmiechnął na myśl, że jednak nie wszystko stracone.
Rozbiłem mu szkło na głowie.
Chwyciłem oszołomionego kolegę za przód zielonego swetra, biegnąc z nim w stronę rozbitego okna.
Rozwaliłem nim ramę i drugą okiennicę, która jeszcze nie była zniszczona. Pod działaniem alkoholu jednak nie zadziałałem dość szybko i wypadłem na zewnątrz razem z nim, spadając z trzeciego piętra.



Odpowiedz
#2
Podobało mi się pomimo wielu niedociągnięć i potknięć. Jednym z nich jest to, że nie zdecydowałeś się gdzie umieścić akcję. Z jednej strony polskie marki piwa, z drugiej obco brzmiące imiona.
Zmieniłabym też :
Cytat:Rozwaliłem nim ramę i drugą okiennicę, która jeszcze nie była zniszczona. Pod działaniem alkoholu jednak nie zadziałałem dość szybko i wypadłem na zewnątrz razem z nim, spadając z trzeciego piętra.
bo uwierz, rzadko spotyka się okiennice w oknach domu wielorodzinnego.

Inne błędy pewnie wypunktują fachowcy Smile.

Jest coś w Twoim tekście, co przyciągnęło moją uwagę, być może to, że bohater wydaje mi się wiarygodny, być może sama historia.

Pozdrawiam.
Odpowiedz
#3
Dziękuję za komentarz Smile

Faktycznie, to zdanie dosyć dziwnie brzmi. Zmienię je Smile
Odpowiedz
#4
Cytat:Siedziałem w fotelu… no dobra, może raczej leżałem, ciężko stwierdzić. Może będzie lepiej, jeśli przedstawię dokładniej moją pozycję: głowa zlatywała mi w miejscu, gdzie normalnie powinienem mieć nogi, podczas gdy jedna z nich przewieszona była przez oparcie, a druga została zawieszona w powietrzu, bawiąc się dziurawym kapciem. Z ręki oczywiście zwisała mi butelka z piwem, a dokładniej z Żywcem. W tej oto pozycji wpatrywałem się w ekran telewizora, który nadawał teraz mój ulubiony gatunek filmu, czyli tragedię.
Koszmarny fragment. Nikt normalny nie siada (kładzie się?) w takiej pozycji, więc pytam – po co bohater to robił? Głowa mu „zlatywała? To fatalny dobór słów. Jeżeli dobrze sobie tę pozycję wyobrażam, to bohater jest do góry nogami a więc jak pije piwo, które trzyma w dłoni? Bez sensu.

Cytat:A to co zaś, kurwa?
Nie rozumiem.

Cytat:Mimo że mam czterdzieści pięć lat, nadal chwalę się, ile to piw potrafię wypić, bo w sumie mam czym: po ośmiu… w takich chwilach czuję, że żyję, czasami nawet zapominam, dlaczego ciągle sięgam po ten alkohol; wcale nie dla zabawy, czy też dla przyjemności, chociaż fakt, że coś w tym jest, ale żeby zdusić w sobie ból i poczucie winy, który dręczy mnie od… dzisiaj mija dokładnie dwudziesty rok, odkąd…
Jako pięć-sześć zdań ten fragment wyglądałby dużo lepiej.

Cytat:Butelka wypadła mi nagle z ręki, a ja zerwałem się do tradycyjnej pozycji siedzącej ze zwinnością kulawego hipopotama, wpatrując się nieustannie w ekran, przerażony.
„Zerwanie się” kojarzy mi się raczej z gwałtownym ruchem a hipopotam, w dodatku kulawy, jakoś mi nie pasuje. „Przerażony” zepchnięte na koniec zdania wygląda źle.

Cytat:Nie mogłem już powstrzymać armii wspomnień, wprawiające moje ciało w spazmatyczne dreszcze.
Wprawiających.

Cytat:Kumpel przyniósł ze sobą dwie zgrzewni najmocniejszego piwa, jakie w ogóle widziałem, za co byłem mu oczywiście bardzo wdzięczny.
Zgrzewki.

Cytat:Są wszystkie twoje.
Wszystkie są twoje.

Cytat:Ciężko mi było się skupić na szczegółach, ale dostrzegłem bródkę w stylu araba, dosyć długie, brązowe włosy z taką ilością kogutów, że zapewne wszyscy pytali go, czemu nosi na głowie kurnik.
Araba – wielką literą.

Cytat:— Hmm… mam rozumieć, że nie chcesz się ze mną napić? — upewnił się, wyciągając zza pleców dwie butelki „Tyskie”, wykrzywiając usta. — Tak na pocieszenie, co ty na to? Jak za starych dobrych czasów.
Tyskiego.

Strasznie kulawe opowiadanie. Niestety nie ma w nim nic, co mógłbym pochwalić. Zdania budujesz mega długie, w dodatku zaczynasz zdanie o jednym a kończysz na zupełnie innym wątku. I w ogóle o czym jest to opowiadanie? Jaka tu jest fabuła? Nie ma co się rozgadywać, co miałem do wytknięcia, wymieniłem powyżej. Przykro mi, słabizna.
Odpowiedz
#5
Łapanki jako tako nie będę robił, tylko kilka uwag.

Dajesz nazwy piw w cudzysłowy, wszystkie oprócz Żywca. Nie rozumiem tej niekonsekwencji, niedopatrzenie?

Rozumiem, ze to Anglicy mieszkajacy w Polsce? Bo David i John jakos nie pasuje do Polaków. W czym sens - pijackie opowiadanie pasuje bardziej do Jana i Dawida, niż do Johna i Davida, tak na mój gust.

Okej, fabuła. Całkiem przyjemna, jednak nie chciałbym być na jego miejscu.Smile Nieźle oddałeś stan, kiedy budzimy się (robiąc wcześniej paskudne rzeczy), a potem musimy łyknąć nie piwko, ale nasze czyny. A potem moralniak... Podkolorowałeś to i jest dobra obyczajówka, ja jestem co do fabuły na TAK.

Warsztat miejscami leży, ale przedmówca dobrze to wyłapał.

Pozdrawiam!
Odpowiedz
#6
Nazwy piw nie korelują z imionami. Dla mnie opowiadanie jako tzw. "moralniak" jest słabe. Słaby związek przyczynowo-skutkowy, wklepane toto na siłę. Za uderzenie żony kumpel mu zabił rodzinę? Coś się tutaj kupy nie trzyma. Poza tym, jak wynika przynajmniej z moich ekscesów, jak się jest pijanym, to się wcale nie ma ochoty leżeć w jakiejś dziwnej pozie na fotelu. No i facet na ciężkim kacu wstał i pobiegł zobaczyć co się stało z dzieckiem i mamusią, biorąc pod uwagę że jest pijakiem i ma w dupie rodzinę to trochę śmieszne się wydaje, gdy facet czuje się jak gówno i leci do rodziny.

Dla mnie cienkie. Nie czepiam się literówek, przecinków et cetera. wystarczy spojrzeć na mój komentarz, żeby stwierdzić że grammar nazi gdyby mnie dopadli, to zagazowaliby przecinkami. Opowiadanie jest słabe, bo nie trzyma się dla mnie kupy, za dużo naciągania. Ot.
Masssssakra.

[Obrazek: 29136-65e26c5e68f2a8b1dc4d3c4283a1bf34..gif]
Odpowiedz
#7
Przede wszystkim - to opowiadanie jest niewiarygodne emocjonalnie, budzi we mnie poczucie, że porusza się całkowicie obok istoty problemu - jakby istotą był stan "nawalony" i stan "kac" o nigdzie dalej nie odsyła. Środowisko i jego reprezentanci sportretowani są bez refleksji, która pozwalałaby poukładać psychologiczne klocki.

Nie podobało mi się. Jest puste.

Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#8
Dziękuję za komentarze.
No angielskie imiona mogą być dlatego, że ktoś wyemigrował do naszego kraju, ale nie napisałem tego, a to faktycznie błąd. Smile Nie pisałem tego z myślą o fabule, raczej o wydarzeniu, które doprowadziło tego człowieka do takiego pijackiego stanu. No będę pracował dalej, za niedługo wystawię coś, co skupia się na akcji. Może to trochę lepiej przemówi do czytelników Smile
Jeszcze raz dziękuję za komentarze.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości