13-12-2011, 19:46
Błysk światła porażający gałki oczne. Błysk, który stopniowo przechodził w emanującą kolorami siatkę. Ta następnie zaczęła przybierać formy, złożone tak przypominające ludzkie. Okres chwilowego otumanienia myśli minął.
- Co się stało ? zapytałem w myśli lecz dlaczego usłyszałem te słowa jakby zniekształcone echem
Zanim zdążyłem się zastanowić nad pytaniem formy zaczynały przybierać konkretne kształty. Na moich oczach ujrzałem tworzące się na moim ciele naramienniki podczas gry światła toczącej się na barkach. Gdy na chwilę oderwałem wzrok od barków i spojrzałem na tors ujrzałem żelazną zbroję. Wyglądała na nową i mógłbym rzecz, że jej nowość można potwierdzić tym jak błyszczy, ale we wszechobecnych liniach a właściwie już punktach silnego światła nie miało to znaczenia. Ostrość obrazu zaczęła się poprawiać gdy nagle pole widzenia zostało ograniczone. Dotknąłem głowy czubkami palców, taki przynajmniej miałem zamiar bo jak się okazało na dłoni miałem już skórzaną rękawice. Rękawice która nie dotknęła mojej głowy. Na głowie miałem hełm, prawdziwy żelazny hełm. W dłoni zaczął mi wyrastać podłużny kawałek żelaza, ostrze zaczynało być coraz dłuższe aż zaczynało się zwężać by na samym końcu stworzyć szpic. Patrząc z podziwem na zakończenie broni zauważyłem barwy ubioru, podniosłem głowę, ubiór przecież musiał na czymś a raczej kimś leżeć,. Tym kimś okazał się dosyć dobrze zbudowany wojak który zastygł w pozycji z mieczem trzymanym nad swoją głową. Mógłbym się założyć że gdyby tylko mógł się poruszać ten cios byłby śmiertelny. Nim zdążyłem się przyjrzeć dokładnie mężczyźnie przede mną usłyszałem brzdęk odbitej klingi od miecza, skąd dobiegał ten dźwięk? Zastygły wojak się poruszył, celował prosto w głowę jednak zdążyłem sparować, ja zdążyłem sparować !? przecież ja nic nie zrobiłem, przecież nawet nie zauważyłem jego ruchu, ale po prostu to wiedziałem. Leżałem na posadzce, nie ja nie leżałem leżała jakaś osoba ale nie ja. Ja byłem tylko obserwatorem w jakimś ciele. Tak mi się chociaż wydawało dopóki nie odczułem ciężaru zbroi, dopóki nie zaczęły do mnie docierać słowa człowieka który mnie powalił.
- To już koniec, koniec wielkiego Semibora, koniec całego twojego popapranego ruchu.
Jakiego Semibora zabrzmiało mi w myśli pytanie? Przecież jestem Siemibąd z Ethani. Jakiego ruchu? Czułem nie swoimi uczuciami, ale wydawały się takie realne. Czułem że jestem kimś wielkim, kimś znaczącym dla dużego grona osób. Nie widziałem nikogo oprócz postaci która unosiła broń aby zadać mi ostateczny cios. Otrząsnąłem się nie mi tylko tej postaci. Opanuj strach to nie mi grozi śmierć. Pewnie leże gdzieś na jakieś biesiadzie w oberży wytrzeźwieje i wrócę do domu, a może karczmarz dodał coś specjalnego do tego piwa, ale przecież to było takie realne. Od rozważań oderwał go przeszywający w pierś ból. Jednak nie to było przytłaczające, tak naprawdę dobijało uczucie, że coś się kończy, coś na co pracował bardzo długi okres czasu, coś co budował od fundamentów. Ponownie musiał się otrząsnąć to nie ja to jest całkiem inna postać. Strużka krwi zaczęła wydzierać się z piersi spływając po torsie na glebę. Myśli uciekały obraz się rozmazywał, wzrok oddalał. Widział zbrojnego broczącego się we własnej krwi i stojącego nad nim w poszarpanym stroju straszną postać. Postać, która napełniała go strachem kryła się za nią tajemnica. Chciał ujrzeć jej twarz lecz nie potrafił. Cień padający z kaptura zasłaniał mu twarz. Zrobiło się nagle głucho, usłyszałem nawet szelest gałęzi na drzewach otaczającym pole bitwy. Pole bitwy chwila, przecież to nie ja tak pomyślałem, to jest pole jakieś bitwy ? Nagle w nozdrza uderzył odór krwi, ale i on z czasem zanikł. Zobojętniały na to co się dzieje zerknąłem na wszystko z oddali, na zachodzie stało tysiące ludzi większość uzbrojonych jak się patrzy, zerkając na przeciwny kierunek zobaczyłem tysiące, ale nie ludzi, sylwetek bez zbroi , bez przywódcy. Ich zachowanie budziło lęk, wodzone zwierzęcym instynktem pragnęły krwi. Skąd wg ja to wiedziałem ? Przecież pierwszy raz na oczy to widziałem, coś mi nasuwało myśli, coś mi te myśli kreowało, tym czymś niestety nie byłem ja. Każda ich decyzja, ruch przypominał bezduszny z góry zaprogramowany mechanizm. Chciałem się im przyjrzeć bliżej lecz nieznana siła oddalała mnie coraz dalej od całego zajścia. Próbowałem ją przemóc, skupiłem się wyłącznie w tym celu. Sam nie wiem jak tego dokonałem nie byłem znany z nadmiernej koncentracji a jednak. Chociaż po opuszczeniu ciała byłem nicością poczułem chłód wywołujący ból. Zanim przyzwyczaiłem się do takiego zimna powrócił dźwięk szeleszczących liści oraz zapach krwi. Zaczynałem się przybliżać. Z dołu usłyszałem brzdęk żelaza o żelazo, jęki zapewnie wydawane z bólu, okrzyki, którym celem było zagrzanie do boju pomimo tak rozpierającego chłodu.
- Co się stało ? zapytałem w myśli lecz dlaczego usłyszałem te słowa jakby zniekształcone echem
Zanim zdążyłem się zastanowić nad pytaniem formy zaczynały przybierać konkretne kształty. Na moich oczach ujrzałem tworzące się na moim ciele naramienniki podczas gry światła toczącej się na barkach. Gdy na chwilę oderwałem wzrok od barków i spojrzałem na tors ujrzałem żelazną zbroję. Wyglądała na nową i mógłbym rzecz, że jej nowość można potwierdzić tym jak błyszczy, ale we wszechobecnych liniach a właściwie już punktach silnego światła nie miało to znaczenia. Ostrość obrazu zaczęła się poprawiać gdy nagle pole widzenia zostało ograniczone. Dotknąłem głowy czubkami palców, taki przynajmniej miałem zamiar bo jak się okazało na dłoni miałem już skórzaną rękawice. Rękawice która nie dotknęła mojej głowy. Na głowie miałem hełm, prawdziwy żelazny hełm. W dłoni zaczął mi wyrastać podłużny kawałek żelaza, ostrze zaczynało być coraz dłuższe aż zaczynało się zwężać by na samym końcu stworzyć szpic. Patrząc z podziwem na zakończenie broni zauważyłem barwy ubioru, podniosłem głowę, ubiór przecież musiał na czymś a raczej kimś leżeć,. Tym kimś okazał się dosyć dobrze zbudowany wojak który zastygł w pozycji z mieczem trzymanym nad swoją głową. Mógłbym się założyć że gdyby tylko mógł się poruszać ten cios byłby śmiertelny. Nim zdążyłem się przyjrzeć dokładnie mężczyźnie przede mną usłyszałem brzdęk odbitej klingi od miecza, skąd dobiegał ten dźwięk? Zastygły wojak się poruszył, celował prosto w głowę jednak zdążyłem sparować, ja zdążyłem sparować !? przecież ja nic nie zrobiłem, przecież nawet nie zauważyłem jego ruchu, ale po prostu to wiedziałem. Leżałem na posadzce, nie ja nie leżałem leżała jakaś osoba ale nie ja. Ja byłem tylko obserwatorem w jakimś ciele. Tak mi się chociaż wydawało dopóki nie odczułem ciężaru zbroi, dopóki nie zaczęły do mnie docierać słowa człowieka który mnie powalił.
- To już koniec, koniec wielkiego Semibora, koniec całego twojego popapranego ruchu.
Jakiego Semibora zabrzmiało mi w myśli pytanie? Przecież jestem Siemibąd z Ethani. Jakiego ruchu? Czułem nie swoimi uczuciami, ale wydawały się takie realne. Czułem że jestem kimś wielkim, kimś znaczącym dla dużego grona osób. Nie widziałem nikogo oprócz postaci która unosiła broń aby zadać mi ostateczny cios. Otrząsnąłem się nie mi tylko tej postaci. Opanuj strach to nie mi grozi śmierć. Pewnie leże gdzieś na jakieś biesiadzie w oberży wytrzeźwieje i wrócę do domu, a może karczmarz dodał coś specjalnego do tego piwa, ale przecież to było takie realne. Od rozważań oderwał go przeszywający w pierś ból. Jednak nie to było przytłaczające, tak naprawdę dobijało uczucie, że coś się kończy, coś na co pracował bardzo długi okres czasu, coś co budował od fundamentów. Ponownie musiał się otrząsnąć to nie ja to jest całkiem inna postać. Strużka krwi zaczęła wydzierać się z piersi spływając po torsie na glebę. Myśli uciekały obraz się rozmazywał, wzrok oddalał. Widział zbrojnego broczącego się we własnej krwi i stojącego nad nim w poszarpanym stroju straszną postać. Postać, która napełniała go strachem kryła się za nią tajemnica. Chciał ujrzeć jej twarz lecz nie potrafił. Cień padający z kaptura zasłaniał mu twarz. Zrobiło się nagle głucho, usłyszałem nawet szelest gałęzi na drzewach otaczającym pole bitwy. Pole bitwy chwila, przecież to nie ja tak pomyślałem, to jest pole jakieś bitwy ? Nagle w nozdrza uderzył odór krwi, ale i on z czasem zanikł. Zobojętniały na to co się dzieje zerknąłem na wszystko z oddali, na zachodzie stało tysiące ludzi większość uzbrojonych jak się patrzy, zerkając na przeciwny kierunek zobaczyłem tysiące, ale nie ludzi, sylwetek bez zbroi , bez przywódcy. Ich zachowanie budziło lęk, wodzone zwierzęcym instynktem pragnęły krwi. Skąd wg ja to wiedziałem ? Przecież pierwszy raz na oczy to widziałem, coś mi nasuwało myśli, coś mi te myśli kreowało, tym czymś niestety nie byłem ja. Każda ich decyzja, ruch przypominał bezduszny z góry zaprogramowany mechanizm. Chciałem się im przyjrzeć bliżej lecz nieznana siła oddalała mnie coraz dalej od całego zajścia. Próbowałem ją przemóc, skupiłem się wyłącznie w tym celu. Sam nie wiem jak tego dokonałem nie byłem znany z nadmiernej koncentracji a jednak. Chociaż po opuszczeniu ciała byłem nicością poczułem chłód wywołujący ból. Zanim przyzwyczaiłem się do takiego zimna powrócił dźwięk szeleszczących liści oraz zapach krwi. Zaczynałem się przybliżać. Z dołu usłyszałem brzdęk żelaza o żelazo, jęki zapewnie wydawane z bólu, okrzyki, którym celem było zagrzanie do boju pomimo tak rozpierającego chłodu.