14-06-2012, 10:36
Ćpać, ćpać, ćpać ... Non stop o tym myślę, o niczym innym już nie umiem, no, chyba że myślę o kasie na kolejną działkę.
Już sam siebie nie rozumiem, samego siebie oszukuję.
Powiedzmy sobie szczerze: jestem szmatą, zeszmaciłem się dla czegoś, z czego nigdy nie wyniknie nic dobrego. Stałem się wrakiem człowieka bez źrenic, tylko dlatego, że chciałem uciec od tego całego syfu, który mnie otaczał. Chciałem nie musieć patrzeć na matkę, która zawsze miała ten zrezygnowany wyraz twarzy, nie chciałem patrzeć na wiecznie pijanego ojca rozwalonego na łóżku, nieraz we własnych rzygach. Ohyda. Nie mogłem na to patrzeć, więc zacząłem uciekać w swój własny świat. Chciałem być jak Rysiek z Dżemu, mój imiennik. Doszło do tego, że na osiedlu zaczęli wołać na mnie "Riedel".
Ale dość pieprzenia dyrdymałów i wspominania nieistotnej dziś przeszłości. Lepiej skupić się na tym, co za kilka godzin zrobię. Przygotowywałem się do tego długo, a chwile zwątpienia przechodziły od razu, kiedy spoglądałem na rodziców, na świat w jakim żyję.
Dziś są moje siedemnaste urodziny i właśnie dziś, o godzinie 23, czyli o godzinie, w której się urodziłem, skończę ze sobą. Najwyższy na to czas, nie mogę dłużej na to czekać. Skończyłbym ze sobą już w poprzednie urodziny, ale cudem mnie odratowali. Dziś nic już nie stanie mi na przeszkodzie.
Przygotowałem wszystko bardzo dokładnie. Zrobię to w swoim domu, aby rodzice mogli mnie znaleźć, żeby poczuli, jak to jest, kiedy umiera ich jedyne dziecko, które nigdy ich nie kochało, podobnie, jak oni nie kochali tego dziecka. Zresztą, jak oni mogli kochać taki niewypał? Nie uczy się, całymi dniami włóczy się niewiadomo gdzie, słucha dziwnej muzyki, a jego idolem jest ćpun, który nie żyje od 15 lat.
Skąd mam pewność, że tym razem mnie nie uratują? To proste, wezmę tyle towaru, ile jeszcze nigdy. Odkładałem na niego każdy wolny grosz, a resztę ukradłem matce. 5 gram ... tyle nawet najstarszy ćpun nie byłby w stanie wziąć i przeżyć.
Godziny wloką się niemiłosiernie, ale wiem, że to żmudne oczekiwanie zostanie nagrodzone.
To już ... tuż, tuż. Idę do łazienki i przygotowuję wszystko, co mi będzie potrzebne. Nie spieszę się, chcę zrobić wszystko dokładnie i tak, jak należy. Dokładnie wszystko podgrzewam na łyżce, a później niespiesznie wciągam do nowiutkiej strzykawki, którą kupiłem specjalnie na tę wyjątkową okazję.
Wybija 23, to już, nadszedł czas. Wbijam igłę we wcześniej znalezioną żyłę, przyciskam pompkę ... Odpływam.
Kilka dni później spoczął snem wiecznym pod nagrobkiem z wykutymi słowami "W życiu piękne są tylko chwile".
Coś takiego na początek.
Już sam siebie nie rozumiem, samego siebie oszukuję.
Powiedzmy sobie szczerze: jestem szmatą, zeszmaciłem się dla czegoś, z czego nigdy nie wyniknie nic dobrego. Stałem się wrakiem człowieka bez źrenic, tylko dlatego, że chciałem uciec od tego całego syfu, który mnie otaczał. Chciałem nie musieć patrzeć na matkę, która zawsze miała ten zrezygnowany wyraz twarzy, nie chciałem patrzeć na wiecznie pijanego ojca rozwalonego na łóżku, nieraz we własnych rzygach. Ohyda. Nie mogłem na to patrzeć, więc zacząłem uciekać w swój własny świat. Chciałem być jak Rysiek z Dżemu, mój imiennik. Doszło do tego, że na osiedlu zaczęli wołać na mnie "Riedel".
Ale dość pieprzenia dyrdymałów i wspominania nieistotnej dziś przeszłości. Lepiej skupić się na tym, co za kilka godzin zrobię. Przygotowywałem się do tego długo, a chwile zwątpienia przechodziły od razu, kiedy spoglądałem na rodziców, na świat w jakim żyję.
Dziś są moje siedemnaste urodziny i właśnie dziś, o godzinie 23, czyli o godzinie, w której się urodziłem, skończę ze sobą. Najwyższy na to czas, nie mogę dłużej na to czekać. Skończyłbym ze sobą już w poprzednie urodziny, ale cudem mnie odratowali. Dziś nic już nie stanie mi na przeszkodzie.
Przygotowałem wszystko bardzo dokładnie. Zrobię to w swoim domu, aby rodzice mogli mnie znaleźć, żeby poczuli, jak to jest, kiedy umiera ich jedyne dziecko, które nigdy ich nie kochało, podobnie, jak oni nie kochali tego dziecka. Zresztą, jak oni mogli kochać taki niewypał? Nie uczy się, całymi dniami włóczy się niewiadomo gdzie, słucha dziwnej muzyki, a jego idolem jest ćpun, który nie żyje od 15 lat.
Skąd mam pewność, że tym razem mnie nie uratują? To proste, wezmę tyle towaru, ile jeszcze nigdy. Odkładałem na niego każdy wolny grosz, a resztę ukradłem matce. 5 gram ... tyle nawet najstarszy ćpun nie byłby w stanie wziąć i przeżyć.
Godziny wloką się niemiłosiernie, ale wiem, że to żmudne oczekiwanie zostanie nagrodzone.
To już ... tuż, tuż. Idę do łazienki i przygotowuję wszystko, co mi będzie potrzebne. Nie spieszę się, chcę zrobić wszystko dokładnie i tak, jak należy. Dokładnie wszystko podgrzewam na łyżce, a później niespiesznie wciągam do nowiutkiej strzykawki, którą kupiłem specjalnie na tę wyjątkową okazję.
Wybija 23, to już, nadszedł czas. Wbijam igłę we wcześniej znalezioną żyłę, przyciskam pompkę ... Odpływam.
Kilka dni później spoczął snem wiecznym pod nagrobkiem z wykutymi słowami "W życiu piękne są tylko chwile".
Coś takiego na początek.