Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Raj
#1
Raj

Słabe światło Księżyca rozjaśniało noc. Dookoła słychać było tylko cichy szelest drzew. Wysoka, męska postać z zasłoniętą twarzą powolnym, ciężkim krokiem zbliżała się do stojącego samotnie domu.

Gdzieś pomiędzy Paryżem, a mitycznym piekłem Feng Du, po starych torach kolejowych, przecinających puste, zielone pole, szło trzech młodych mężczyzn. Wszyscy ubrani byli w długie, czarne płaszcze. Nie rozmawiali, szli bardzo szybko, dużymi, zdecydowanymi krokami, zdawali się być lekko zdenerwowani. Nie podziwiali wschodzącego Słońca, ani cudownie wyglądających w jego świetle widoków. Nie zajmowała ich też stojąca daleko, na linii horyzontu wielka, ale sprawiająca wrażenie nie większej od paznokcia świątynia. Zresztą, ona nie zajmowała nikogo.

Mężczyzna wiedział jak wiele ryzykuje. Nie czuł jednak stresu, a raczej podniecenie. Spojrzał na stojący przed nim dom. Wydał mu się niesamowicie piękny.

Nagle najmłodszy z chłopców chwycił dłoń jednego ze swoich towarzyszy. Obaj zwolnili kroku, pozwalając, by trzeci mężczyzna oddalił się.
-Nie wytrzymam - szepnął
-To jest nasza przyszłość, nasze Kanaan! Wytrzymaj, a będziesz szczęśliwy. Wreszcie będziesz szczęśliwy - odpowiedział mu przyjaciel, przyspieszając krok, by dogonić trzeciego chłopaka.
-Słyszałem, że po wejściu każdemu zakładają kajdanki - jęknął cicho najmłodszy, raz jeszcze łapiąc rękę kompana.
-Niemożliwe! Kto ci to powiedział? Twoja matka? A może ksiądz na kazaniu? Oni zawsze to samo. Nie możecie być szczęśliwi, bo to złe.
Nie spełniajcie swoich marzeń, bo założą wam kajdanki! - powiedział niezwykle wzburzony. Zdawało się, że wypluł z siebie skrywaną nienawiść,
lub urazę z przeszłości - Uwierz mi, chcę twojego szczęścia - dodał po chwili.
-Ruszcie się! Mamy niewiele czasu! - przerwał im nagle nastarszy mężczyzna. Jego głos był niezwykle władczy. Czuć w nim było pogardę. Chłopcy zaraz dobiegli do niego.

Wszyscy domownicy już spali. Byli narażeni na atak i bezbronni jak dzieci.

-Nareszcie! - zawołał najstarszy, widząc nadjeżdżający pociąg. Zamknął oczy i zaczął wyobrażać sobie jak, jadąca z olbrzymią prędkością maszyna, muska jego ciało. W tym momencie z otchłani podświadomości najmłodszego mężczyzny wydostała się niezwykła myśl. Tak oczywista,
a jednak rewolucyjna. Nienawidził go. Nienawidził tego obrzydliwego fetyszysty, który od zawsze było jego przewodnikiem.
-Zejdźcie z szyn!- odezwał się nagle donośny, przywódczy głos. Najmłodszy z chłopców stanął po jednej, a dwaj pozostali po drugiej stronie, wszyscy bardzo blisko torów. Widzieli już dobrze zbliżającą się ogromną lokomotywę. Przyjęli stabilne pozycje. Byli już przygotowani, czekali. Nagle poczuli potężne uderzenie. Pęd powietrza niemal ich przewrócił. Kolejne wagony przejeżdżały obok z zawrotną prędkością, wytrącając chłopców z równowagi i zdzierając z nich ubrania. Najstarszy z wędrowców wydał z siebie głośny, ekstatyczny jęk. Wreszcie był zadowolony. Kilkanaście sekund, a może minut potem ostatni wagon przejechał obok chłopców. Dopiero po chwili zorientowali się,
że najmłodszego z nich brakuje.

Ekspres Tar-Tartar, jedyny zawsze punktualny środek transportu publicznego, mknął przez zielone, bezkresne pola. Wszystkie wagony wyglądały tak samo, jednak niemożliwe było ich opisanie. W żadnym z nich nie było już miejsca, także nowy pasażer musiał jechać na zewnątrz.

Postać stanęła dziesięć metrów przed domem. Zdawała się oceniać sytuację. Gdzieś w okolicy z drzewa spadło jabłko, wydając przy tym dźwięk głośniejszy od wystrzału armatniego. Mężczyzna obrócił nerwowo głowę w kierunku, z którego dotarł do niego odgłos, po czym zrobił ciężki krok naprzód.

Coś trzymało go mocno za ręce, za nogi, za klatkę piersiową, za tułów. Coś potrząsało głową i ściągało brania, których nie zerwał z niego przejeżdżający pociąg. Kiedy tylko otrząsnął się z szoku i zauważył, że jedzie na gapę, na zewnętrznym miejscu jakimś upiornym ekspresem, najmłodszy z podróżników chwycił instynktownie kratę i zaczął odmawiać „Ojcze nasz”. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz się modlił. Po słowach „tak jak my odpuszczamy naszym winowajcom” zauważył, że jest trzymany, przez setki brudnych, pokaleczonych rąk. Potężny pęd powietrza odrywał go od okna, jednak dłonie, które go pochwyciły były silniejsze. W panice nawet nie zastanawiał się, jak to możliwe, że został tak zuchwale porwany. Spojrzał do środka wagonu, ale widział jedynie ręce. Po chwili, między nimi pojawiło się kilka głów. Wszystkie były zaniedbane i przerażające. Zdawało się, że bardzo się spieszą. Jedna z nich znalazła się nagle przy kratach. Gapowicz mógł teraz zobaczyć każdą bliznę, ropiejący wrzód i pusty oczodół.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus - jej posiadacz zaszeptał dość głośno, by mężczyzna mógł to usłyszeć - ostatni raz spowiadałem się siedem lat temu. Zabiłem cztery osoby… - Głos został zagłuszony przez krzyki innych pasażerów.
-Nie pamiętam więcej grzechów… - Młodzieniec znowu nie dosłyszał- poprawę obiecuję.
Chłopak był w szoku. Dopiero po chwili doszło do niego, że ci ludzie to skazańcy. Skazańcy, którzy chcą pogodzić się z Bogiem.
-Jak brzmiały te słowa, które ksiądz wymawiał, kiedy grzesznik wyznał swoje winy- zastanawiał się mężczyzna, wciąż szapany przez wiatr i więźniów.
-Czy Bóg mi wybaczy?! - jego rozważania przerwał rozpaczliwy krzyk.
-Tak- odpowiedział przestraszony spowiednik.
-Zgwałciłem dwunastolatkę!
-Zabiłem swoją rodzinę!
-Udzielisz mi chrztu?
Mimowolny pośrednik między człowiekiem, a Bogiem był przerażony. Nie wiedział, co ma robić i jak udziela się pierwszego z sakramentów.
-Czy wyrzekasz się zła? - wyrwało się z jego ust. W odpowiedzi uzyskał jedynie serię rozpaczliwych wrzasków.
-Ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - wcale nie chciał tego powiedzieć. Po chwili jego ręka zrobiła na głowie skazańca znak krzyża. W miejscu, gdzie dotknęła jego czoła pozostał błękitny ślad.
-Okradłem i zabiłem mojego ojca!
-Spaliłem kościół!
-Bóg wybacza ci twoje grzechy - chłopak nie panował nad sobą, nie słyszał już, co mówili do niego więźniowie, nie wiedział, też co sam odpowiada. Widział jednak, że ci, którzy z nim rozmawiali przenoszą się do innego wagonu. Zdawał sobie sprawę, że uratował już kilkanaście dusz, zastanawiał się jednak, czy one zasłużyły na wybaczenie.
Nagle w jednym z proszących o wybaczenie rozpoznał swojego najstarszego towarzysza. Wcale nie zdziwiło go to spotkanie. Poczuł, że ogarnia go potężna cheć zemsty. Wiedział, że ma teraz szansę ukarać tego, kto od zawsze niszczył mu życie.
-Tak, robiłem to, ale tylko dlatego, że inaczej nie mogę być szczęśliwy. Muszę krzywdzić, muszę czuć ryzyko. Przepraszam ojcze! - zdawał się nie zauważać swojego przyjaciela, mówił do niego tak, jakby rozmawiał z kimś innym. Kimś niobecnym.
-Twoje grzechy są odpuszczone - powiedział młodzieniec nieswoim głosem. Jego ciało zatrzęsło się lekko. Jednocześnie jakiś głoś w jego wnętrzu wypowiedział słowo „bracie”.
Mężczyzna zniknął. W tym samym momencie świeżo upieczony spowiednik zobaczył drugiego ze swoich kompanów. Siedział w kącie, skulony. Chłopak zaczął go wołać, przestając zwracać uwagę na spowiadających się mu skazańców.
-Chodź do mnie, wreszcie będziesz szczęśliwy!- krzyczał do swojego przyjaciela.
-Nie mogę, tak mnie wychowano - odpowiedział tamten, a jego usta wykrzywiły się w nienaturalny, ironiczny uśmiech. Nagle obok niego pojawiła się mała dziewczynka. Zdarł z niej białą, koronkową sukienkę. Wtedy ręce trzymające spowiednika nagle rozluźniły chwyt. Młodzieniec, nie zauważył tego i nie złapał się w porę kraty. Spadł. Jego głowa uderzyła w kamień, wydając głuchy dźwięk. Na jasnozieloną trawę popłynęła strużka krwi.

Mężczyzna znów zatrzymał się, tym razem przed samym domem. Odwrócił się do niego plecami, zdjął kominiarkę i lekkim, żwawym krokiem ruszył przed siebie. Czuł się jakby pusty w środku. Nagle nie wiedział jaki jest, ani czego pragnie. Wreszcie był szczęśliwy.
"I don't have to sell my soul,
he is already in me"
Odpowiedz
#2
Witaj,

- Cudownie! Byle więcej takich tekstów. Świetny, mroczny klimat. Bardzo ciekawy pomysł i dobre wykonanie.
- W moim odczuciu powinnaś odpuścić sobie motyw tego, że spowiednik nie lubił swojego kompana, ponieważ wcześniej nie wspomniałaś o tym w tekście, przesłanka o tym wydaje się wciśnięta w tamtym momencie na siłę, a spowiednik i tak odpuszcza mu winy. Jeśli chcesz pozostać przy tym, powinnaś napomknąć o tym, kiedy oni idą torami.
- W niektórych miejscach masz zbędne akapity, pewnie przy wklejaniu program je dodał. Warto edytować ten tekst.
- W zapisach dialogów brakuje spacji przed i po myślnikach. Niektóre błędy Ci wskazałam, resztę sama na pewno znajdziesz.
- Zbyt często używasz słowa <powiedział>/<odpowiedział> - zmień na > mruknął/jęknął/odparł itd
- Tak jak wspomniałam, bardzo mi się podoba i na pewno zajrzę jeszcze do innych Twoich prac.

MOJE SUGESTIE:

Dokoła słychać było tylko - <Dookoła>
Ciemna, męska postać z zasłoniętą twarzą powolnym, ciężkim krokiem zbliżała się do stojącego samotnie domu. - ciemna w jakim sensie? zasłoniętą czym twarz?
Paryżem(,) a mitycznym piekłem Feng Du
światło Księżyca / wschodzącego słońca, - pisz albo dużą albo małą literą. Zdecyduj się na jedną wersję.
zatrzymali się i odczekali chwilę, by trzeci mężczyzna oddalił się. - powtórzenie: się/się
-Nie wytrzymam- szepnął - brak spacji
szczęśliwy- odpowiedział - brak spacji
kajdanki- powiedział najmłodszy, - brak spacji
Oni zawsze to samo- nie możecie być szczęśliwi, bo to złe, nie spełniajcie swoich marzeń, bo założą wam kajdanki!- powiedział bardzo ostro. Zdawało się, że wypluł z siebie skrywaną nienawiść, jakąś urazę z przeszłości- uwierz mi, chcę twojego szczęścia- dodał po chwili. - <Oni zawsze to samo. Nie możecie być szczęśliwi, bo to złe. Nie spełniajcie swoich marzeń, bo założą wam kajdanki! - powiedział wyraźnie wzburzony. Zdawało się, że wypluł z siebie długo skrywaną nienawiść, lub urazę z przeszłości. - Uwierz mi, chcę twojego szczęścia - dodał po chwili.>
czasu!- krzyknął nagle trzeci, najstarszy mężczyzna, władczym głosem. - brak spacji, <przerwał im nagle najstarszy mężczyzna>
Byli bezbronni jak dzieci, narażeni na atak. - <Narażeni na atak i bezbronni jak dzieci>
-Nareszcie!- zawołał najstarszy, widząc nadjeżdżający pociąg. Zamknął oczy i zaczął wyobrażać sobie jak(,) jadąca z olbrzymią prędkością maszyna(,) muska jego ciało. - brak spacji
przejeżdżały obok nich z zawrotną prędkością - wytnij > nich
Ekspres Tar- Tartar, - brak spacji
z którego doszedł do niej odgłos, - <dotarł do niego>
Coś potrząsało jego głową i ściągało z niego ubrania, niezerwane przez przejeżdżający pociąg. - wytnij > jego, <ściągało ubrania, których nie zerwał z niego przejeżdżający pociąg>
Kiedy tylko otrząsnął się z szoku i zorientował się, - powtórzenie : się/się
Zdawało się, że bardzo się spieszą. Jedna z nich zbliżyła się - powtórzenie: się/się/się
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus- zaszeptał jej posiadacz, dość głośno, by mężczyzna mógł to usłyszeć- ostatni raz spowiadałem się siedem lat temu. Zabiłem cztery osoby…- głos został zagłuszony przez krzyki innych pasażerów. - <- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus - zaszeptał dość głośno jej posiadacz. - Ostatni raz spowiadałem się siedem lat temu. Zabiłem cztery osoby… - Głos został zagłuszony przez krzyki innych pasażerów.>
-Jak brzmiały te słowa, które ksiądz wymawiał, kiedy grzesznik wyznał swoje winy(?)
wciąż rozrywany przez wiatr i więźniów. - <wciąż szarpany przez>
Mimowolny pośrednik - mimowolny nie bardzo mi tu pasuje, ale nie umiem w tej chwili znaleźć alternatywy
Nie wiedział(,) co ma robić, jak udziela się - <robić i jak udziela się>
-Spaliłem kościół(!)
wiedział też(,) co sam odpowiada.
Przepraszam ojcze!- zdawał - brak spacji
ironiczny uśmiech . Nagle obok - spacja za dużo
Jego głowa uderzyła w kamień, - <Uderzył głową o kamień>

Dużo weny życzę, pozdrawiam,
Lilith
Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.
William Shakespeare
[Obrazek: gildiaPiecz1.jpg]
Odpowiedz
#3
Dziękuję, jestem naprawdę wdzięczny. Błędy, o których wspominasz wynikają głównie z tego, że tekst pisałem jednej nocy- myślę, że w ten sposób tworzy się coś prawdziwszego. Teraz jednak przyznaję Ci rację. Bardziej niepokoi mnie Twoje przekonanie o tym, że jestem dziewczyną. To chyba powinno mi dać do myśleniaBig Grin Mam jednak nadzieję, że to że jestem osobnikiem płci męskej nie wpłynie na Twoją ocenę, która bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła.
pozdrawiam

ps. Ten młody nie lubił tego starszego, bo on prowadził tę wyprawę, której on miał już dość. Zmuszając go do tego krzywdził go. Tam na torach starszy krzyczy na młodego, wzbudza w nim strach. Zdawało mi się, że to wystarczy, ale może faktycznie tylko ja to tak rozumiemBig Grin
EDIT:: To ten Twój avatar! To jego wina Big Grin Nic, a nic nie zmienia to w mojej ocenie utworu. No może nieco na plus nawet Tongue Czekam na kolejne Twoje teksty! // Lilith
"I don't have to sell my soul,
he is already in me"
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości