Ocena wątku:
  • 3 głosów - średnia: 2.33
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Powrót przyjaciela
#1
Information 
Cichy, jesienny poranek. Na dworze królewskim słychać donośne, rozchodzące się echem, pukanie w bramę strażniczą. Przysypiający wartownik na murze, usłyszawszy to spadł ze stołka, po czym zerwał się na równe nogi i spojrzał za mur.

- Kto puka? I co się tak z rana piekli? – wykrzyknął zaspany żołnierz.

Nie otrzymał jednak żadnej odpowiedzi od postaci stojącej na dole. Kilku innych strażników zeszło się pod bramę, by zmienić swoich towarzyszy po nocnej warcie. Pojawiła się tam również królowa, która akurat robiła poranny obchód po ulicach miasta w towarzystwie Gwardii Królewskiej.

- Psia mać! Odzywaj się, jeśli cię ktoś pyta włóczęgo! – krzyknął ponownie żołnierz, jednak tym razem dało się wyczuć w jego głosie nutę poirytowania i oburzenia.

Reakcja znów była taka sama. Wytężył wzrok i spojrzał na postać odzianą w łachmany jeszcze raz. Tym razem dostrzegł odbłysk sztyletu, który miał przymocowany do pasa i rękojeść kuszy wystającą zza pleców. Dał znak towarzyszom, by zajęli pozycję i powoli otworzyli wejście do fortu. Brama rozchyliła się. Zapadła grobowa cisza, wszyscy zastygli w miejscu i wtapiali czujny wzrok w tajemniczą postać. Strażnicy łapali rękojeści swoich mieczy paląc się do walki i powoli, bezszelestnie zaczynali je wyciągać.

- Kim jesteś i czego tu szukasz? Odłóż spokojnie broń na ziemię i odsłoń swe oblicze! – powiedział dowódca Gwardii Królewskiej.

Nagle tajemnicza postać zaczęła się poruszać w ich stronę.

- Spokojnie przyjaciele... Możecie schować swe miecze, nie jestem wrogiem. – uniósł głowę i zrzucił kaptur przysłaniający mu twarz.

Wszyscy w osłupieniu wbijali w niego wzrok, aż w końcu ktoś z tłumu wykrzyknął :

- Przecież to Garev !
- On jednak żyje! On żyje! - dołączyły się głosy z tłumu, który zdążył się już zebrać pod bramą.

Królowa z łzami w oczach, lecz sercem wypełnionym radością wydała rozkaz strażnikom by opuścili swe miecze. Zwróciła się do jednego z Gwardzistów, by przyniósł z zamku odzienie godne rycerza i poinformował służbę o przygotowaniu wieczerzy z okazji szczęśliwego powrotu przyjaciela. Jeszcze przez chwilę odprowadzała wzrokiem Gwardzistę, po czym zaczęła biec w stronę Gareva rzucając mu się na szyję i czule go obejmując.

- Pewnie jesteś zmęczony? Chodź, wracamy do zamku, doprowadzisz się do porządku i odpoczniesz. Służka przyniesie Ci zaraz coś do jedzenia. – rzekła Lizawieta, biorąc Gareva pod ramie i kierując się w stronę zamku.

Zapadł wieczór, wieczerza na zamku trwała w najlepsze. Wszyscy siedzieli już przy stołach zajadając się królewskimi przysmakami, popijając dobre wino i prowadząc między sobą rozmowy. Gdy Królowa Lizawieta weszła do sali balowej, wszyscy powstali i popatrzyli w jej stronę. Miała na sobie białą, jedwabistą suknię, zdobioną kryształkami i pozłacanymi paseczkami. Wyglądała jak istny anioł i nikt nie mógł oderwać od niej wzroku.

- Witajcie przyjaciele ! Zebraliśmy się tu dziś z dwóch przyczyn. Wszyscy ciężko pracujecie, by jak najszybciej naprawić zniszczenia, które pozostawiła po sobie II Wielka Wojna. Powinniście zrobić sobie dzień odpoczynku i zregenerować siły, a dzisiaj jest do tego odpowiednia okazja, gdyż Bogowie zwrócili nam Gareva ! - Królowa zerknęła na niego, a następnie uniosła dłoń wskazując palcem drzwi na końcu sali.

– A tam... Czeka prezent dla każdego z Was, to skromny podarunek, za trud jaki wkładacie w odbudowę naszego królestwa ! - rzekła z uśmiechem na twarzy.

Przy stołach wybuchł ogromny entuzjazm, zahartowani w boju mężowie, którzy swym spojrzeniem potrafiliby wyważyć drzwi, na wieść o prezentach ucieszyli się jak młodzieńcy. Gdy sługa wyciągnął klucz i zmierzał otworzyć drzwi, wszyscy zaczęli powstawać z miejsca i udawać się w ich stronę. Nagle przed nimi otworzyła się wielka komnata po sufit załadowana pakunkami. Jedni cieszyli się nowym orężem, drudzy przymierzali jedwabne szaty, a inni radowali złotem i kryształami. Gdy wrzawa ustała i każdy znów zasiadł przy stolę, królowa zabrała głos.

- Zapomnijcie dziś o wszystkich obowiązkach i bawcie się ! - wychyliła kielich wina i zasiadła na tronie spoglądając swoim zniewalającym wzrokiem na zebrane towarzystwo.

Wszyscy bawili się przednie, niektórzy pod wpływem upojenia zaczęli prawić bajędy, których reszta z uśmiechem na twarzy uważnie słuchała.
Garev przez pięć lat przebywania w zakonie odwykł od takiego zgiełku, więc postanowił zaczerpnąć trochę świeżego powietrza i ciszy. Wyszedł na taras i rozsiadł się w bujanym fotelu. Wyciągnął drewnianą fajkę, napchał ją tytoniem, zapalił i powolnie delektując się chwilą spokoju pykał kolejne dymki. Ta chwila prywatności nie trwała jednak długo.

- Eh… Nic się nie zmieniłeś, nadal palisz? Zabije Cię to kiedyś przyjacielu...

Nie musiał się odwracać by wiedzieć kto to. Głos Jeffreya rozpoznałby zawsze, nawet w najbardziej gwarnej i zatłoczonej karczmie.

- Na coś trzeba umrzeć przyjacielu. Pisana mi śmierć w walce, więc na pewno nie zginę od palenia fajki. Witaj, przysiądź się do mnie przyjacielu, dawno nie rozmawialiśmy...

Noc trwała jeszcze długo, ostatni goście wyszli razem ze wschodem słońca. Byli też tacy, których trzeba było wynosić z komnaty, bo solidnie przesadzili z trunkami. Królowa była zadowolona, a ludzie wdzięczni swojej dobrodusznej Pani za podarunki i wieczerzę.

- Ja otrzymałam swój prezent od samych Bogów… - pomyślała Lizawieta kładąc się na łożu i zamykając oczy...
[Obrazek: Piecz2.jpg]
"Nigdy nie wiedziałem co jest poezją,
próbuję tylko wytłumaczyć parę spraw."
Odpowiedz
#2
Niektórzy musieli wynosili swoich kompanów. - To dziwnie brzmi.

Jedyny "błąd" jaki znalazłem. Musiałem się czegoś czepić, bo ta praca jest za dobra.Wink
Odpowiedz
#3
Na początku tekstu nadużywasz moim zdaniem słówka "zaczynać" w różnych formach i to razi najbardziej.

Cytat:- Spokojnie przyjaciele... Możecie schować swe miecze, nie jestem wrogiem. – uniósł głowę i ręką zrzucił kaptur, który przysłaniał mu twarz.
To jest oczywiste. Dlatego pogrubione słowo jest niepotrzebne.

Cytat:Zwróciła się do jednego z Gwardzistów, by przyniósł z zamku odzienie godne rycerza i poinformował służbę o przygotowaniu wieczornej wieczerzy z okazji szczęśliwego powrotu przyjaciela.
Trochę masło maślane.

Cytat:Gdy Królowa Lizawieta weszła do sali balowej wszyscy powstali i popatrzyli w jej stronę
Przecinek po "balowej".

Cytat:Przy stołach wybuchł ogromny entuzjazm, zahartowani w boju mężowie, którzy swym spojrzeniem potrafiły by wyważyć drzwi, na wieść o prezentach ucieszyli się jak młodzieńcy.
Potrafiliby.

W dalszej części tekstu bardzo często przewijało mi się przed oczami słówko "ich". Pasowałoby jakoś urozmaicić te zdania.

Warsztatowo całkiem dobrze, ale akcja tego opowiadania w ogóle mnie nie porwała, nie działo się nic ciekawego właściwie.

Pozdrawiam!

PS. Nie rozumiem zabiegu z kursywą.
Odpowiedz
#4
Błędy poprawione, dziękuję za opinie.
Hanzo, tekst nie porywa bo miał pełnić rolę wprowadzenia.
Obiecuję że w kolejnym będzie akcja Wink
[Obrazek: Piecz2.jpg]
"Nigdy nie wiedziałem co jest poezją,
próbuję tylko wytłumaczyć parę spraw."
Odpowiedz
#5
A mi rzeczony brak akcji(typowej) nie przeszkadza. Natomiast brakuje mi nieco bardziej rzetelnego nakreślenia charakterów postaci, oraz ich cech zewnętrznych. Mówię tutaj w szczególności o królowej. Coś tam się mglistego pojawia, ale dla mnie to za mało. W ogóle trochę krótko.
Podoba mi się umieszczenie fabuły w czasach nieco odleglejszych. Zawsze wprowadza mnie to w większe zainteresowanie tekstem, a szczególnie tam gdzie jest duże pole do wyobraźni. Tutaj jest z tym co prawda trochę problemu, ale wszystko do nadrobienia i przed Tobą.
Całościowo tekst wypada całkiem nieźle. Bez wielkich porywów co prawda, ale można to spokojnie przeczytać Wink
Warsztat masz w miarę do rzeczy. Radziłabym jednak niektóre zdania przeredagować.

Cytat: Okoliczna straż zaczęła schodzi się pod bramę, by sprawdzić o co się rozchodzi tak wczesnym rankiem,

schodzi, rozchodzi - to jakoś razem w kupie nie brzmi zbyt dobrze.

Ogólnie, to po prostu 3/5
[Obrazek: Piecz2.jpg]






Odpowiedz
#6
Question 
Obudził go świt, pierwsze promyki słońca wpadały do komnaty prosto na jego twarz, która leżała na lepkim od rozlanego piwa stole.

- Ile czasu mogło minąć? Pamiętam tylko jak wznosiłem toast i po kilku kuflach urwał mi się film. Łeb łupie mnie jak dzwon w niedzielne popołudnie, wzywający wiernych na msze. – szeptał pod nosem Garev.

Rozglądnął się dookoła. Dostrzegł przyjaciela, który cały czas bełkocząc coś do drewnianego kufla, wypijał kolejną kolejkę.

- Ach, Jeffrey… - pomyślał patrząc na niego. Ten chłop zawsze miał twardą głowę do picia. Stare pokolenie, dziś już tacy się nie rodzą !

Nagle do jego uszu dobiegł dźwięk ryczących koni - roczny pobyt w zaciszach zakonu i częsta medytacją dobrze wyostrzyły mu zmysły.

Wstał i wybiegł z królewskiej komnaty. Drzwi otworzyły się ze strasznym zgrzytem, do złudzenia przypominającym pisk zranionego Feniksa, któremu ktoś silnym ciosem wbił topór w krtań. Na zewnątrz było już jasno, kamienna posadzka odbijała blask wschodzącego słońca. Kierował się do uliczki skąd dobiegał odgłos. Wyskoczył zza kamienicy i dostrzegł kilku wojowników szykujących się do wyprawy. Oni również zorientowali się, że ktoś stoi na ulicy i przygląda się im.

- Czy to Ciebie zwą Garev? - spytał zainteresowanym głosem jeden z nich.

- Tak to ja. Gdzie się udajecie o tak wczesnej porze ?

- Wyruszamy ukrócić żywot Bazyliszka, który ostatnimi czasy dość często wypuszcza się ze swojej jaskini, plądrując wioski podległe naszemu królestwu. Wieśniacy żyją w ciągłym strachu, boją się opuszczać chaty, co prowadzi do spadku produkcji zbóż. Musimy położyć temu kres , bez odpowiedniej ilości zapasów nie przetrwamy zimy ! – wyjaśnił mi przywódca grupy.

- Mamy jednego wolnego konia, może pokazałbyś czy twoje umiejętności nie są wyssane z palca? - dopowiedział półgłosem najmniejszy, z chytrym uśmiechem na twarzy.

- Nigdy nie stroniłem od udowadniania moich zdolności. Może przy okazji nauczę was młodziki kilku sztuczek. Ruszam z wami, przygotujcie mi konia ! Wybaczcie na chwilę, pójdę się tylko odlać. – dodał z widocznym grymasem na twarzy.

Gdy opuszczali miasto, Garev obrócił się i zauważył królową Lizawiete. Machała do nich białą chustą, w jej oczach było widać troskę. Otrzeźwiał i zrozumiał, że ich przeciwnik to nie byle błahostka, to będzie prawdziwa walka na śmierć i życie. Jedna z tych, które wojownik musi przeżyć, by stać się prawdziwym mężczyzną.

- Trochę się boje, to moja pierwsza taka wyprawa... – powiedział młody chłopak.

- Jak Cię zwą młodzieńcze?

- Nazywam się Argus, jestem synem dowódcy tej grupy – Arlekina. Ojciec zabrał mnie ze sobą, bym hartował się w boju. – odpowiedział szeptem, a w jego słowach dało się wyczuć niepewność.

- Nie martw się, mnie też ogarnia niepokój. Tylko głupcy nie odczuwają strachu... – powiedział Garev, by podnieść na duchu, młodego wojownika.

Jechali dalej w milczeniu, przemierzając polany i łąki. Po dwóch godzinach podróży dostrzeli na horyzoncie pierwsze wiejskie zabudowania. Niedużo dalej doszedł do ich nozdrzy zapach zgnilizny. To co zobaczyli na miejscu przeraziło wszystkich - cała wioska była zniszczona, , same zgliszcza, a wokół tylko krew i skamieniałe ludzkie posągi w przeróżnych pozycjach. Nagle zza drzewa wybiegło do nich zapłakane dziecko.

- Pro... pro.. proszę Pana... Moi rodzice zostali zjedzeni... Jestem głodny, od wczoraj nic nie jadłem...

Arlekin wyciągnął z torby pajdę chleba i podał mu. Chłopczyk chwycił ją i zjadł zanim zdążyli go o cokolwiek zapytać.

- Kto to zrobił? – spytał Argus.

- Wczoraj przez naszą wioskę przeszedł ogromny Bazyliszek, niszczył i pożerał wszystko co było w zasięgu, był naprawdę rozwścieczony... – opowiedział łamiącym się głosem.

- W którą stronę poszedł?

- Na północ od wioski, panie...

Ruszyli w pościg szalonym galopem. Stanęli jak wryci, gdy po paru kilometrach przed nimi, na leśny trakt wyłonił się Bazyliszek. Była to bestia sporych rozmiarów, na oko mierząc długości 35 stóp. Wyglądem przypominający olbrzymiego jaszczura. Wojownicy nie często mieli okazję spotkać tego gada podczas swojego życia. Legendy głosiły, że rodzi się on raz na sto lat, z jaja zniesionego przez koguta.

- Pamiętajcie by nie patrzeć mu prosto w oczy. Jeśli popełnicie ten błąd, podzielicie los tych biedaków z wioski i zostanie po was tylko skała ! Formować szyk ! – ostrzegał Arlekin.

Zeskoczyli z koni, chwytając oręż i tarcze, a Garev wyciągnął zza pleców swą kusze celując w jego kierunku. Gad szybkim krokiem zaczął przemieszczać się w ich stronę. Ustawili się w formacji bojowej i gdy znajdował się już kilkanaście stóp przed nimi, usłyszeli tylko świst wystrzelonego bełtu. Pocisk wbił się prosto w prawe oko Bazyliszka, który w jednym momencie zatrzymał się i wydał okropny ryk, otwierając przy tym pysk, z którego było widać ostre jak brzytwa kły.

- Jeszcze tylko jedno i problem z głowy. – podsumował z uśmiechem Garev swój strzał, gdy pozostali odwrócili się spoglądając na niego ze zdziwieniem.

Bestia wzięła głęboki wdech, po czym dmuchnęła chmurą trującej substancji. Wojownicy rozproszyli się i z wstrzymanym oddechem zaczęli uciekać w stronę drzew, by uniknąć oddychania trucizną. Jedynie Argus, dla którego walka nabrała zbyt szybkiego tempa, zapomniał wstrzymać oddechu, a trucizna dostała się do jego oczu, powodując bolesne szczypanie. Po omacku biegł przed siebie. Tym razem Bogowie mu nie sprzyjali, wybiegając z chmury natknął się na rozwścieczonego gada, który pazurami rozpłatał mu całą klatkę piersiową. Cios odrzucił go na sporą odległość, a huk uderzającego o ziemie ciała zwrócił uwagę wszystkich towarzyszy. Arlekin widząc nieprzytomnego syna leżącego na glebie, w furii ruszył wprost na jaszczura. Wydał przy tym głośny okrzyk, który miał odciągnąć go od rannego młodzieńca.

- Mares, Rivin, biegnijcie i zajdźcie go od tyłu, trzeba przygwoździć go do ziemi! – krzyknął do swoich kompanów.

Wykonali rozkaz, gdy tylko słowa dobiegły do ich uszu. Przedzierali się między drzewami z obu stron lasu, by z zaskoczenia zajść gada od tyłu i pomóc dowódcy w walce. Arlekin był rosłym mężczyzną, zahartowanym w boju, więc udało mu się zablokować cios potwora. Drugi cios był znacznie silniejszy i jego tarcza rozleciała się na kawałeczki. Trochę nim zachwiało, jednak zdołał utrzymać się w na nogach. Chwycił topór oburącz i z gniewem w oczach, wbił go głęboko w łapę bestii, która znów wydała przerażający ryk. Mares wybiegł z lasu pierwszy, stwór zdążył go zauważyć i odwinął mu ogonem prosto w niego. Kolec znajdujący się na końcówce ogona przebił ciało na wylot, unosząc je górę. Wydał tylko ciche westchnie, po czym zemdlał, a krople krwi opadały powolnie na ziemie.

- Nieee !!! Mares... – krzyknął Rivin z łzami w oczach, który był jego młodszym bratem.

- Będziesz zdychać w męczarniach okropna kreaturo! - dodał z wściekłością.

Krew się w nim gotowała, białka w oczach nabrały czerwonego koloru. Wyciągnął zza pleców miecz, dobiegając do Bazyliszka, przebijając mu ogon i przytwierdzając go do ziemi. Chwycił topór, który opuścił jego brat i przeciął ścięgna tylnych kończyn jaszczura, który momentalnie opadł na glebę. Garev wykorzystując okazję oddał kilka celnych strzałów w gardło potwora, po czym podbiegł i odciągnął ciało Argusa w bezpieczne miejsce. Na klatce piersiowej miał trzy grube szramy po pazurach. Jednak rana nie wyglądała na zagrażającą życiu, choć blizna po nich na pewno pozostanie pamiątką na całe życie.

- Żyjesz chłopie? – spytał Garev, cucąc go.

- Ach… Żyję… Ale nie czuję żadnej części ciała… Nie mogę się nawet poruszyć… - wysapał z trudem młodzieniec.

- Nie martw się, to efekt trucizny, która krąży teraz po Twoim ciele. W królestwie na pewno znajdzie się jakiś medyk, który sporządzi dla Ciebie antidotum. Możesz tu bezpiecznie odpocząć, zaraz ta walka się skończy. – uspokoił go.

W tym czasie przywódca grupy zdążył już wskoczyć na grzbiet bestii, która chyliła się ku glebie. Biegł w stronę głowę, zatrzymując się czasem by sieknąć ją w bok potężnym uderzeniem topora. Wskoczył na łeb i zadał cios, rozłupującą czaszkę na pół. Bazyliszek runął na ziemię, tworząc przy tym chmurę pyłu. Rivin przyklęknął nad zwłokami brata, roniąc łzy, które opadały na jego twarz. Nagle Mares otworzył oczy i ostatkiem sił wypowiedział swoją wolę :

- Słuchaj mnie bracie… Weź mój miecz, wyczyść nim świat z całego zła… Opowiedz jak umarłem… I proszę, zajmij się moją rodziną… - po tych słowach wydał ostatnie tchnienie i zamilkł na wieki.

Arlekin podszedł i położył mu rękę na ramieniu, łącząc się z nim w bólu. Widział już nieraz śmierć swoich towarzyszy, ale dziś już prawie był pewny, że stracił syna, więc dobrze wiedział co czuje młody Rivin.

- Zabierz miecz brata, zapamiętaj dobrze jego życzenia. – powiedział, przerzucając zwłoki przez ramie i niosąc je w stronę wierzchowców.

Garev uniósł ciało Argusa i dołączył do swoich ziomków.

- Jak ma się mój syn?

- Ma rozdartą skórę na klatce piersiowej, ale przeżyję. Trucizna rozeszła się po jego ciele i jest sparaliżowany, zajmą się nim najlepsi medycy w zamku, niebawem wróci do formy.

Przerzucili ciała przez konie, zasiedli w siodłach i udali się w milczeniu w drogę powrotną. Gdy wracali, wszyscy wieśniacy z okolicznych wiosek, klękali by złożyć im hołd, a gdy dojechali na dwór w bramie przywitała ich sama królowa.


[Obrazek: bazyliszek.jpg]
[Obrazek: Piecz2.jpg]
"Nigdy nie wiedziałem co jest poezją,
próbuję tylko wytłumaczyć parę spraw."
Odpowiedz
#7
Nie chcę się tutaj kreować na znawcę, więc jako kompletny amator odbiorca powiem, co mi się podobało bądź nie. Tak ogólnie - wydaje mi się, że wykrzykniki się daje bez spacji.

Cytat:Obudził go świt, pierwsze promyki słońca wpadały do komnaty prosto na jego twarz, która leżała na lepkim od rozlanego piwa stole.

Ogólnie tutaj po świt dałbym kropkę. Nie wiem w sumie czemu, po prostu dziwnie mi się czyta z przecinkiem, jakby tak.. za szybko.

Cytat:boją się opuszczać chaty, co prowadzi do spadku produkcji zbóż
Produkcji zbóż? Z tego co wiem, zboża się nie produkuje! I dla mnie brzmi to trochę zbyt oficjalnie, ale chyba tak miało być.


Cytat:oddychania trucizną
Może zatrutym powietrzem? Nie wiem jak to wygląda od strony chemii, ale mi np. trucizna kojarzy się z płynną formą, nie gazową.

Cytat:- Nieee !!! Mares... – krzyknął Rivin z łzami w oczach, który był jego młodszym bratem.

W sumie aż się lekko zaśmiałem :p. Od razu mi się skojarzyło "Osoby używające więcej niż 3 wykrzykników lub pytajników to osoby z zaburzeniami własnej osobowości". Ale do rzeczy.
Jeden wykrzyknik by IMO starczył i ubogaciłbym to o jakiś fajny opis np. zmiany koloru twarzy. I to "który był jego młodszym bratem" też mi tutaj jakoś śmierdzi niedopasowanym puzzlem.
Cytat:- Słuchaj mnie bracie… Weź mój miecz, wyczyść nim świat z całego zła… Opowiedz jak umarłem… I proszę, zajmij się moją rodziną… - po tych słowach wydał ostatnie tchnienie i zamilkł na wieki.

Ble. Zbyt patetycznie.

Cytat:- Ma rozdartą skórę na klatce piersiowej, ale przeżyję. Trucizna rozeszła się po jego ciele i jest sparaliżowany, zajmą się nim najlepsi medycy w zamku, niebawem wróci do formy.

Przeżyje.
I to wyrażenie "wróci do formy" nie pasuje mi do takich czasów. Ja bym to czymś zastąpił.

No ogólnie czytało się przyjemnie, ale to chyba tyle. Większego sensu dla fabuły tutaj nie widzę, bardziej mi się to skojarzyło z grą RPG, gdzie musisz zrobić zadanie, a otrzymasz pierścień +5 do siły. I ogólnie tak jakby zbyt szybko się tutaj wszystko dzieje. Tam początek się koleś budzi zmęczony, z dupy mu wychodzi jakaś kompania i już są na misji. Ogólnie dla mnie, jako odbiorcy - w porządku, ale bez zachwytów. Raczej neutralnie.

Edit:
I w sumie dialogi mi jakoś śmierdzą sztucznością jak cycki Asy Akiry.

[Obrazek: 2w5ujyt.png]

- Thierry Henry on the ball and Zanetti trying to catch up with him, Henry steps inside, Pires is there, Henry will have to do it alone - OH! SENSATIONAL GOAL FROM THIERRY HENRY!
Odpowiedz
#8
(15-11-2012, 02:51)Alf Pacino napisał(a): Tak ogólnie - wydaje mi się, że wykrzykniki się daje bez spacji.
Tutaj masz absolutną racją.

Cytat:Ogólnie tutaj po świt dałbym kropkę. Nie wiem w sumie czemu, po prostu dziwnie mi się czyta z przecinkiem, jakby tak.. za szybko.
Nie ma sprawy, początek powinien być spokojny, więc kropka pojawi się w tym miejscu przy edycji na pewno.

Cytat:Produkcji zbóż? Z tego co wiem, zboża się nie produkuje! I dla mnie brzmi to trochę zbyt oficjalnie, ale chyba tak miało być.
Tu się zgodzić nie mogę, jestem w technikum rolniczym i dość często ten zwrot nam się przewija. Używany jest też często w wiadomościach agrobiznesu, np. "We październiku FAO prognozowała spadek produkcji zbóż w 2012 r. o ..."
"Spodziewany jest spadek światowej produkcji zbóż w 2012 r. o 2,7 mln ton..."
A brzmi oficjalnie dlatego że jest to poważna sprawa, od której może zależeć ich przetrwanie.


Cytat:Może zatrutym powietrzem? Nie wiem jak to wygląda od strony chemii, ale mi np. trucizna kojarzy się z płynną formą, nie gazową.
Racja, Twoja wersja nawet lepiej będzie brzmiała w tekście.

Cytat:W sumie aż się lekko zaśmiałem :p. Od razu mi się skojarzyło "Osoby używające więcej niż 3 wykrzykników lub pytajników to osoby z zaburzeniami własnej osobowości". Ale do rzeczy.
Jeden wykrzyknik by IMO starczył i ubogaciłbym to o jakiś fajny opis np. zmiany koloru twarzy. I to "który był jego młodszym bratem" też mi tutaj jakoś śmierdzi niedopasowanym puzzlem.
Coś z tym fantem zrobię na pewno ;P

Cytat:Ble. Zbyt patetycznie.
A jak ma wyglądać moment śmierci wojownika?! Big Grin
Specjalnie zrobiłem to w takim patosie, żeby podkreślić wielkość ludzi, którzy ginęli w walkach w tamtych czasach.


Cytat:Przeżyje.
I to wyrażenie "wróci do formy" nie pasuje mi do takich czasów. Ja bym to czymś zastąpił.
No w sumie, bardziej zalatuje naszymi czasami niż średniowieczem. Ulegnie zmianie przy kolejnej edycji Smile

Cytat:bardziej mi się to skojarzyło z grą RPG
Opowiadanie fantastyczne z grą RPG ma wiele wspólnego. Jestem członkiem Klubu Fantastyki i uwierz że dość często grywam w takich systemach.

Cytat:I w sumie dialogi mi jakoś śmierdzą sztucznością jak cycki Asy Akiry.
Nie wiem, nie wąchałem, więc się nie wypowiadam ;P
[Obrazek: Piecz2.jpg]
"Nigdy nie wiedziałem co jest poezją,
próbuję tylko wytłumaczyć parę spraw."
Odpowiedz
#9
Cześć~!

Jeśli nie masz nic przeciwko przyczepie się do niektórych elementów twojego tekstu Smile

Cytat:W cichy, jesienny poranek na dworze królowej Lizawiety słychać donośny, rozchodzący się echem, stukot w bramę strażniczą

Cichy a jednocześnie słychać stukot. Oddzieliłbym poszczególne partie tego zdania kropką tworząc dwa.

Stukot to także słowo mało pasujące - dlaczego kombinować? Nie można wprost napisać pukanie? Dobijanie się? walenie? Tylko stukot który pierwsze co przywodzi na myśl to końskie podkowy na wyłożonym kamieniami szlaku?

Ps. Dalszy Huk ma się do stukotu po "synonimie" czy to tylko i wyłącznie Twój pomysł?

Cytat:Huk narobił wystarczająco hałasu by zrzucić ze stołka przysypiającego wartownika na murze

Huk jest złym słowem w tym przypadku. Huk (pojedynczy) ciężko wywołać uderzając o bramę. Słowo huk jest stricte kojarzone z wypałem wszelakiej broni palnej czy też pracą pewnych maszyn.

"Także dalsza część zdania jakby mało sensu posiadać miała"

może by tak:

...wartownika przysypiającego na murze - w Twojej wersji jakoś sztucznie mi się to czyta.

Ah i czy huk aby na pewno może coś zrzucić?

Cytat:który zdezorientowany sytuacją zerwał się na równe nogi.

Dałbym kropkę po "murze" i zrobił z powyższego:

"Zdezorientowany zerwał się na równe nogi"

Sytuacją nie pasuje - może zajściem ale to także byłoby zbędne słowo.

Cytat:Nie otrzymał jednak żadnej odpowiedzi od postaci stojącej na dole.

Cytat:Okoliczna straż zaczęła schodzi się pod bramę, by sprawdzić o co się rozchodzi tak wczesnym rankiem, pojawiła się tam również zaciekawiona królowa, która akurat robiła poranny obchód po ulicach miasta w towarzystwie Gwardii Królewskiej.

Budujesz dziwne długie zdania które jakby miały niedobór fantastyki. Wszystko to można ubarwić.

Jeśli okoliczna straż schodziła pod bramę to jak mogli cokolwiek sprawdzić? Ciekawe co widzieli w tej kupie drewna/metalu

Zaciekawiona królowa? Bo ktoś nie odpowiedział na wołanie?

Cytat:- Kto puka, i czego chce?!

Mógł krzyknąć coś innego - to nie błąd

Cytat:lecz tym razem dało się wyczuć w jego głosie nutę niepewności i obawy.

Obawiał się jednej postaci tylko dlatego że się nie odszywała?

Cytat:Zapadła grobowa cisza, wszyscy zastygli w miejscu i wtapiali czujny wzrok w tajemniczą postać. Strażnicy nerwowo łapali rękojeści swoich mieczy i powoli, bezszelestnie zaczynali je wyciągać.

Strażnicy? Ciężko pojąć mi taki obrót spraw. Jeśli to są zaprawieni w boju strażnicy to raczej nie narobiliby w spodnie widząc tajemniczą postać! Ba nawet jeśli to młodziaki to tym bardziej paliliby się do jakiejś bitki.

Zgaduje że w forcie? zamku? - nieważne - w miejscu w którym przebywa królowa i król? jest więcej armii niż drzew w pobliskim lesie.

Ah i "postać włóczęgi odzianego w łachmany" raczej nie jest czymś niezwykłym a raczej czymś "gorszym" od reszty społeczeństwa.

Jedynie kusza daje do myślenia ale jako że nie wiemy kiedy co i jak to się do niej nie odniosę.

Cytat:Przecież to Garev

Przecież to Garev stał jak ostatni kretyn pod bramą a następnie przed swymi "przyjaciółmi" przez Bóg jeden wie ile czasu milcząc jak upośledzony.

Cytat:Królowa z łzami w oczach, lecz sercem wypełnionym radością wydała rozkaz strażnikom by opuścili swe miecze.

A nie zrobili tego wcześniej po tym jak zauważyli "przyjaciela"?

Cytat:Gareva i rzuciła mu się na szyję czule go obejmując.

To jest jej syn? Ktoś wysoko rodzony? Czy zwykły paź znaczy się wojak którego wita się z wylewnością godną powrotu króla?

Dalszego wypisywania sobie oszczędzę.



Całość nie wywarła na mnie pozytywnego wrażenia. Niestety opowiadanie jest pozbawione magi która powinna towarzyszyć fantastyce. Sprawdzając gotowe prace staraj się odnaleźć słownictwo które może niekoniecznie pasować do danej sytuacji czy okresu jaki przedstawiasz. Zwróć uwagę także na relacje i postawy jakie określają postaci przedstawione w twoich opowiadaniach. Fantastyka fantastyką ale niektóre schematy są trwale utarte w głowach czytelników. Prawda można je dowolnie zmieniać i naginać ale wszystko musi mieć ręce i nogi. Zgrabny opis tu i ówdzie i czytałoby się dużo lepiej - treść nie byłaby naiwna.



Nie odbieraj mojego komentarza zbyt dosłownie. Sam nie piszę najlepiej jednak jako czytelnik jestem uczulony na sporo rzeczy. Jestem także typem człowieka który uważa że to właśnie szczera krytyka (nawet przerysowana) sprawia że robimy postępy.

W skali gwiazdek niestety muszę wystawić 1 na 5. Praca to mały maluteńki fragment pozbawiony większej historii czy akcji.

Pozdrawiam Cię ciepło
Patryk.


ps. nie wdaje się w dyskusje jak masz pytanie to pisz pw. Smile
Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide...


"The Edge... there is no honest way to explain it because the only people who really know where it is are the ones who have gone over."
Odpowiedz
#10
Floras, połączyłem Twoje opowiadanie. Zalecam lekturę Regulaminu odnośnie wstawiania opowiadań w częściach. Otrzymujesz 20%.
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#11
Dobra, już dodawałem do tamtego, ale nic:


Ja, jako, że błędy zostały wymienione odniosę się do fabuły.

- Zachęca.
-Intryguje.
-
-
- Zostawiłem sobie jeszcze dużo pauz. Może je jeszcze uzupełnię, na razie tyle, bo całość nie ma jakiejś oryginalnej fabuły, czy też postaci.



Pozdro.
Odpowiedz
#12
Wstępem zaznaczę, że pewnie powielę błędy wytknięte przez poprzedników - tyle Ci się zebrało odpowiedzi, że nie przeglądam. Tongue
Ok, lecimy. Większość rzeczy to kosmetyczne uwagi, co ja bym zmienił by tekst był płynniejszy.

Cytat:- Ile czasu mogło minąć? Pamiętam tylko jak wznosiłem toast i po kilku kuflach urwał mi się film. Łeb łupie mnie jak dzwon w niedzielne popołudnie, wzywający wiernych na msze. – szeptał pod nosem Garev.
Bez kropki po 'msze'. (zajrzyj do kącika literata, poradnik o dialogach - błąd ten powtarza się potem dość często). Poza tym dość wątpliwe, by rzekł akurat tak.
Trochę to sztucznie brzmi.

Cytat:Rozglądnął się dookoła. Dostrzegł przyjaciela, który cały czas bełkocząc coś do drewnianego kufla, wypijał kolejną kolejkę.
Rozejrzał po mojemu.

Cytat:Nagle do jego uszu dobiegł dźwięk ryczących koni - roczny pobyt w zaciszach zakonu i częsta medytacją dobrze wyostrzyły mu zmysły.
- Nagle - słowo, które moim zdaniem zabija dynamikę. Jest banalne. A bez niego zdanie też miałoby sens.
- 'medytacja' literówka, niepotrzebny ogonek.
- 'dobrze' - niepotrzebne słowo. Osobiście wyznaję zasadę, że więcej znaków nie znaczy lepiej.

Cytat:Wstał i wybiegł z królewskiej komnaty.
To jest dość oczywiste, że musiał wstać, by wybiec. Ale to już sobie musisz przemyśleć sama - chcesz tekst dynamiczny czy bardziej opisowy.

Cytat:- Takprzecinek to ja. Gdzie się udajecie o tak wczesnej porze ?
Co do przecinka - pewny nie jestem, lecz tak mi coś świta, że powinien być.
Usuń spację sprzed pytajnika.

Cytat:- Wyruszamy ukrócić żywot Bazyliszka, który ostatnimi czasy dość często wypuszcza się ze swojej jaskini, plądrując wioski podległe naszemu królestwu. Wieśniacy żyją w ciągłym strachu, boją się opuszczać chaty, co prowadzi do spadku produkcji zbóż. Musimy położyć temu kres , bez odpowiedniej ilości zapasów nie przetrwamy zimy ! – wyjaśnił mi przywódca grupy
Usuń spacje po: "kres" i po "zimy".
Literówka - "mu".

Cytat:Machała do nich białą chustą, w jej oczach było widać troskę.
Widniała proponuję. "był-" to jest słowo potwór, gdzie się da lepiej wystrzegać się jak ognia. Kojarzy się ze słabym, szkolnym stylem.

Cytat:- Nie martw się, mnie też ogarnia niepokój. Tylko głupcy nie odczuwają strachu... – powiedział Garev, by podnieść na duchu, młodego wojownika.
"młody" - przewija się w tej partii tekstu stanowczo za wiele razy.

Cytat:- Pro... pro.. proszę Pana... Moi rodzice zostali zjedzeni... Jestem głodny, od wczoraj nic nie jadłem...
Sztucznie. Jestem zwolennikiem naturalizmu w literaturze (wiem, że fantastka, ale...). Także dla mnie sztuczne - gdybym ja to pisał dzieciak rzekłby mniej więcej: aaaaAAAAaaaa i miał kupę w rajstopach. Big Grin
Przemyśl, błędu nie ma, ale porozmyślaj.

Cytat:Stanęli jak wryci, gdy po paru kilometrach przed nimi, na leśny trakt wyłonił się Bazyliszek.
"na leśny trakt wypełzł/wylazł/wyszedł" - po mojemu tak.

Cytat:Była to bestia sporych rozmiarów, na oko mierząc długości 35 stóp.
Cyfra słownie.

Cytat:Bestia wzięła głęboki wdech, po czym dmuchnęła chmurą trującej substancji.
"trującą chmurą" bym napisał. Dlaczego? Ano słówko "substancji" nie pasuje mi do twojego fantastycznego opowiadania spod znaku miecza, a bardziej do s-f jakiegoś. Do przemyślenia.

Cytat: Wojownicy rozproszyli się i z wstrzymanym oddechem zaczęli uciekać w stronę drzew, by uniknąć oddychania trucizną. Jedynie Argus, dla którego walka nabrała zbyt szybkiego tempa, zapomniał wstrzymać oddechu, a trucizna dostała się do jego oczu, powodując bolesne szczypanie.
Powtórzenie.

Cytat:Trochę nim zachwiało, jednak zdołał utrzymać się w na nogach.
Zbłąkane "w" - niepotrzebne.

Cytat:Wyciągnął zza pleców miecz, dobiegając do Bazyliszka, przebijając mu ogon i przytwierdzając go do ziemi
Natłok, za dużo słów tego typu.

Cytat:- Ach… Żyję… Ale nie czuję żadnej części ciała… Nie mogę się nawet poruszyć… - wysapał z trudem młodzieniec.
Pogrubione brzmi sztucznie - moim zdaniem niepotrzebne.


PODSUMOWUJĄC:
Moim zdaniem tekst jest napisany na gorąco i wrzucony zbyt szybko na forum (i to jest błąd największy początkujących, też tak miałem). Trzeba było dać mu odleżeć trochę, a potem na spokojnie poprawić błędy. Nie wiem czym mam rację, ale tak mi się zdaje. Tongue

Było literówek trochę, w wielu miejscach dałem Ci moje sugestie - co zrobić by było dynamicznej, płynniej. Aha, no i pomyśl o tym co pisałem na temat naturalizmu. Może warto?

Dla mnie największym plusem jest to w jaki sposób przebiegła walka z bazyliszkiem. Często widywałem takie potyczki w literaturze: potwór wylazł, heros siekł mieczem i koniec. U Ciebie spodobało mi się, że ta walka była rozbudowana, działo się tam dużo. (Po tekście widać, że pisanie tego fragmentu musiało sprawić Ci szczególną przyjemność).

Minusem - sztuczność w niektórych miejscach.

Lubisz pisać? Pisz! Mam nadzieję, że moje wskazówki jakoś Ci pomogą!

Pozdrawiam!
Odpowiedz
#13
Poprawiony tekst przesłany przez autora wrzuciłem do pierwszego posta w wątku.
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#14
Jest to 3 część cyklu, która została napisana jako wprowadzenie w historię i fabułę opowiadania. Tą częścią postanowiłem pokazać, dlaczego np. "zwykły włóczęga" pod bramą jest witany z tak wielkim entuzjazmem przez samą królową, itp.
Zapraszam do lektury i słów obiektywnej krytyki
Wink

Wiatr. Cisza. Smutek. Plusk kropli deszczu uderzających o ziemie. Tak wyglądały ostatnie dwa dni, po pogrzebie Maresa. Jakby sami Bogowie płakali nad tym co się wydarzyło. Garev siedział na stołku, obserwując tworzący się mały strumyczek, płynący środkiem brukowanej uliczki. Przed oczami ciągle miał obraz płaczącej wdowy z dwójką małych dzieci, które poległy pozostawił pod opiekę swojemu bratu. Monotonnie mijały kolejne chwile, a on siedział wpatrując się w okno. Przy bramie kręciło się dwóch strażników, wpuszczających kupców, którzy wracali z jarmarku. Ktoś zapukał do chaty.

- Wejść! – krzyknął Garev, obracając głowę w stronę drzwi.

Do mieszkania wszedł Jeffrey. Otrzepał kaftan z kropli deszczu i opierając się o próg, rzekł do przyjaciela.

- Zbieraj się wyskoczymy do karczmy na piwo. Już drugi dzień siedzisz sam w chacie i nie dajesz znaku życia, martwię się o Ciebie.

W milczeniu podniósł się ze stołka. Z oparcia krzesła zgarnął płaszcz, narzucił go na plecy i opuścili mieszkanie. Szli szybkim krokiem i po kilku minutach marszu ujrzeli bujającą się na wietrze, drewnianą tabliczkę karczmy. Lokal nosił nazwę „Karczma pod Kurlikiem” i nie wyróżniał się niczym szczególnym. Przy ścianach stały długie ławy, ozdobione papierowymi serwetami, a na każdej z nich stała nowa, woskowa świeca. Na jednej, widniała tabliczka z napisem „Rezerwacja”. Środek pomieszczenia wypełniały drewniane stoły, widocznie nadgryzione zębem czasu. Obok nich dostawione były po trzy krzesła, a stan i ilość posiadanych przez nie nóżek, świadczył że były one podstawową bronią przy awanturach. Zadymy w tej karczmie były już legendami, a lokal mimo niezbyt dobrej sławy, zawsze cieszył się tłumami klientów. Tak było i dzisiaj. Jeffrey otworzył drzwi i wszedł pierwszy, a wzrok wszystkich gapiów skierował się w jego stronę. Gęby ucieszyły się im od razu, gdyż był on tutaj dobrze znaną postacią. Ustępowali mu krzesła przy stoliku, na którym paru pijanych kupców grało w kości. Jednak dzisiaj nie przyszedł w tym celu, grzecznie odmówił i rozglądnął się. Wypatrzył wolny stół w ciemnym kącie pomieszczenia i ruszył w jego kierunku. Wystarczyło tylko spojrzenia w oczy gospodarza, by zrozumiał co nowo przybyli klienci sobie życzą. Nalał im dwa duże kufle piwa korzennego z miodem i wręczył je synowi, który pośpiesznie podbiegł i położył je na ich stoliku. W tym momencie drzwi knajpy otworzyły się szeroko. Do środka wdarł się zimny powiew wiatru, który powodował aż ciarki na ciele. Przez próg zaczęli wchodzić żołnierze służący w Gwardii Królewskiej, którzy wracali do domu po skończonej warcie. Obejrzeli twarze wszystkich zgromadzonych i zasiedli przy długiej ławie, która jak się okazało zarezerwowana była właśnie dla nich. Zamówili kilka dużych dzbanów piwa i szeptali coś między sobą.

- Przyjacielu, powiedz mi co Cię tak smuci? – przerwał cisze Jeffrey. – Przecież nieraz widziałeś już jak giną ludzie. Ba! Widziałeś takie rzeczy, po których zwykły śmiertelnik umarłby z przerażenia. A ty przeżyłeś to wszystko i nadal śpisz spokojnie.

- Nie chodzi o śmierć Maresa – odparł Garev. – Po prostu, gdy zobaczyłem płaczącego nad jego ciałem Rivina, zobaczyłem w nim siebie. Przed oczami pojawiło mi się wspomnienie, gdy to ja klęczałem na ziemi przy zwłokach Tenarusa – dopowiedział smutnym głosem.

- Domyślałem się że może o to chodzić… Wiele razy powtarzałem Ci byś nie obwiniał się o jego śmierć. Nie miałeś na to żadnego wpływu, to był porywczy człowiek.

Przywódca Gwardii podszedł do ich stolika, widocznie zaciekawiło go wypowiedziane imię Tenarusa.

- Garev jak mniemam? – bardziej oznajmił niż spytał strażnik. – Królowa darzy Cię wielkim szacunkiem i sentymentem. Doszły mnie również słuchy, że to Ty byłeś ostatnim przywódcą Gwardii Królewskiej króla Tenarusa. Przysiądźcie się do naszego stołu, zamówiliśmy już dla was po kuflu ciemnego piwa. Ja i moi ludzie chętnie poznamy Twoją historię, zapraszam – dokończył i gestem ręki wskazał miejsce, w którym siedzieli jego towarzysze.

Dopiliśmy swoje piwo i udaliśmy się na nowe miejsce. Ławy były dużo wygodniejsze niż stare krzesła, na siedzenie i oparcie narzucone były futra, a blat między nimi był czysty i pachnący.

- Jeśli chcecie poznać historię mojej znajomości z Tenarusem, musimy cofnąć się daleko w przeszłość – rzucił nagle Garev, pociągając łyk piwa.

- Nie było was jeszcze na świecie, a nasze królestwo cieszyło się spokojem i swobodnie budowało własną potęgę. Oboje pochodziliśmy z wysoko postawionych rodów. Zaprzyjaźniliśmy się już jako paroletnie dzieci, bawiąc się wspólnie na dworze królewskim i to właśnie tam poznaliśmy Lizawiete. Spędzaliśmy ze sobą całe dnie, a między nami wytwarzała się silna więź. Lata leciały, a my wyrastaliśmy na mężczyzn. Gdy podrośliśmy na tyle by móc utrzymać miecz, zgodnie z tradycją ojcowie oddali nas do Szkoły Rycerskiej, a rodzice naszej przyjaciółki wypełniali jej czas edukacją i nauką szlacheckich obyczajów. Wtedy właśnie złożyliśmy przed sobą przysięgę, że nigdy się nie rozstaniemy i zawsze będziemy trzymać się razem. Trenowaliśmy sztukę władania bronią pod okiem najlepszych mistrzów oręża. Tenarus szybko mnie wyprzedził we władaniu bronią białą, a jego postura już wtedy wzbudzała strach. Moim darem okazało się jednak precyzyjne i celne oko, dzięki któremu stałem się wyborowym strzelcem. Mieliśmy już po dwadzieścia lat, gdy zakończyliśmy naukę i opuściliśmy szkołę. Niedługo potem, z powodu choroby zmarł jego ojciec – Król Certus, a on jako pierworodny syn stał się głównym kandydatem do tronu. Najwyższa Rada uznała go jako przywódcę i po kilku miesiącach obyła się koronacja. Jednak Tenarus nie był typem człowieka, któremu sława uderzała do głowy i nie zapomniał o swoich przyjaciołach. Pewnego dnia do mych drzwi zapukał strażnik i poinformował że król wzywa do siebie. Gdy zjawiłem się w zamku i ledwo zdążyłem przekroczył próg komnaty, ktoś znienacka rzucił mi się na szyję. Nie wierzyłem własnym oczom, była to Lizawieta - przez te 10 lat z dziewczynki zmieniła się w piękną kobietę. Wspólnie oświadczyli mi że chcą się pobierać i życzą sobie bym został przywódcą Gwardii Królewskiej. Wypełniłem wole króla i znów mogliśmy spędzać całe dnie w swoim towarzystwie. Jednak ta sielanka, nie trwała długo. Po śmierci króla Certusa, stosunki dyplomatyczne między królestwami znacznie się pogorszyły. Inne kraje zaczęły odczuwać nasz szybki rozwój. W ich głowach zaczęła rodzić się obawa i zawiązali przeciwko nam przymierze, co było głównym powodem wybuchu I Wielkiej Wojny, którą pewnie wielu z was pamięta. Bitwy toczyły się na wielkim obszarze, Gwardia Królewska z Tenarusem na czele gromiły wrogów na głównym froncie, na północ od naszego królestwa. Trwało to miesiącami, a końca nie było widać, mimo licznej przewagi wrogów odpieraliśmy naparcia skutecznie. Aż w końcu nadszedł ten przeklęty dzień, którego nie zapomnę go do końca życia. Był to chłodny listopadowy wieczór, przegrupowywaliśmy się po bitwie, a z nieba zlatywały rozwścieczone pioruny, powodujące ogromny huk, jak gdyby sami Bogowie ostrzegali nas przed niebezpieczeństwem. Zebraliśmy rannych i gdy mieliśmy już wracać do obozu, z lasu wyłoniła się armia wroga, która dopiero teraz przybyła z innego frontu jako wsparcie. Toczyliśmy zażarty bój, ja i Tenarus, ramie w ramie, jak brat z bratem. Jednak przez zdezorientowanie nagłą sytuacją, przeciwnikowi udało się ugodzić mnie mieczem w udo. Klęknąłem z bólu, nie mogłem się podnieść. Widziałem wojowników przebiegających obok mnie, odwróciłem się i zobaczyłem jak otaczają króla. Walczył do ostatniego tchu, jego ojciec były dumny z takiej śmierci. Nawet mając już wbity topór w plecy zabił jeszcze z dziesięciu. Widziałem jak pada na ziemie, a gdy próbowałem podczołgać się w jego kierunku, silne uderzenie w tył głowy pozbawiło mnie przytomności – w tym momencie zamilkł, wychylił kufel piwa do dna, podniósł głowę w górę i wpatrywał się w sufit.

Dopiero teraz zobaczył, że jego historii nie słuchali już tylko Gwardziści. Cały lokal, łącznie z karczmarzem i jego synkami przysłuchiwali się uważnie tej historii. Na ich twarzach pojawiały się różne emocje, od smutku po ciekawość co wydarzało się dalej, jednak nikt nie śmiał poganiać Gareva do opowieści i wszyscy czekali cierpliwie, aż sam zacznie mówić co wydarzyło się dalej.

- Ciekawi was pewnie, czemu dziś tu z wami siedzę i mogę to opowiadać? – spytał i popatrzył po twarzach, które wyraźnie przytakiwały.

- Po tak silnym uderzeniu padłem na glebę z takim hukiem, że wrogie musieli uznać mnie za martwego. Ba! Sam myślałem że już nie żyję! Lecz jak się okazało, gdy przeciwnicy opuścili już pole bitwy, na miejscu pojawili się mnisi z okolicznego zakonu, którzy pomagali rannym. Z całej Gwardii, przeżyłem tylko ja… I to jest w tym najgorsze, wolałbym już tam zginąć.

- Przestań tak mówić! To Bogowie sprawili, że możesz tu być dzisiaj z nami. Skoro nie pozwolili ci wtedy zginąć, to znak, że jesteś im potrzebny! Lizawieta cię potrzebuję! – krzyknął Jeffrey.

Twarz Gareva widocznie posmutniała, a do oczu napłynęły łzy. Nalał sobie pełny kufel piwa z dzbanka i wypił go do dna. Następnie wstał, chwycił swój płaszcz z oparcia i zmierzając w stronę drzwi, powiedział.

- Bogowie… Ci sami Bogowie pozwolili na śmierć mojego przyjaciela. Na dzisiaj to koniec opowieści, wracam do chaty, muszę się zdrzemnąć.

Po czym stanął w progu, machnął na pożegnanie wszystkim wpatrzonym w niego gapią i wyszedł zamykając za sobą drzwi. W karczmie, wśród ludzi już do końca wieczoru panowała głęboka refleksja nad opowieścią, którą dziś usłyszeli.

[Obrazek: Tavern_under_the_diving_Wyvern_by_Gwallchmai.jpg]
[Obrazek: Piecz2.jpg]
"Nigdy nie wiedziałem co jest poezją,
próbuję tylko wytłumaczyć parę spraw."
Odpowiedz
#15
Komentuje część drugą.

Cytat:Rozglądnął się dookoła. Dostrzegł przyjaciela, który cały czas bełkocząc coś do drewnianego kufla, wypijał kolejną kolejkę.

Zobacz tylko, ta końcówka nie brzmi zbyt dobrze. Postaraj się unikać takich zdań. Lepiej przeredagować.
Cytat:Wstał i wybiegł z królewskiej komnaty. Drzwi otworzyły się ze strasznym zgrzytem, do złudzenia przypominającym pisk zranionego Feniksa, któremu ktoś silnym ciosem wbił topór w krtań.

Przydługie i rozbij na dwa. Mniej środków wyrazu. Zbyt opisowo, to męczy.

Nie mam w zwyczaju robić łapanek, wolę nakreślić w paru zdaniach. Powiem tak, w połowie tekstu mi się przysnęło, a broda jeździła mi po śmietanie na talerzu, co oznacza że budujesz akcje zbyt wolno(tak, wyglądam jak mikołajka przez to)
Radzę się skupić na tym, oraz poprawnym formułowaniu zdań. Jest dużo poradników , a jeden znajduje się na forum w "Kąciku Literata"
Na prawdę zasnęłam, zobacz która godzinaWink?
[Obrazek: Piecz2.jpg]






Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości