Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Orientacja
#1
W starej wiosce Patita, żyła pewna kobieta. Kobieta ta- starucha, albowiem wiosen przepadło jej około 40. Niezbyt wysoka, za czasów swej młodości musiała być płodna, gdyż kształty jej jeszcze bardziej uwydatnił czas, choć bardziej wyglądem przyrównał ją do hipopotama. Twarz jej, była nader interesująca, można by stwierdzić że i zgubić się w niej można było, wpadając w odmęty niezliczonych przepaści. Tak, twarz jej była tak pełna cieni, jak i ciemne miała serce. Piersi, obwisłe chyba już do samej ziemi, przytrzymywał jedynie stary poniszczony gorset, i kilka szmat które raz za czas na siebie wrzucała.

Postać ta, w małym miasteczku była bardzo znana. Wiadomym jest, że ludzie o specyficznych pasjach znani są w okolicy. I ona miała pasję- brzoskwinie... Tak jest, młode, jędrne, soczyste brzoskwinie. Jaki był cel jej działań? Wypieki, tworzyła wypieki. Zanim ów wypiek powstał, starucha wciskała w brzoskwinki swoje stare paluchy, ale nade wszystko, uwielbiała wciskać w ich wnętrze jęzor, stary i wysuszony. Nie bez powodu takie działania podejmowała. Gdy uskuteczniała swój obrzęd z brzoskwini kapał słodki sok, spływał po brzoskwini, palcach, języku, aż resztki jego upadały na ziemię, co wielce czyniło przyjemność starej kobiecie.
Wypieki robione przez nią były znane, kobiety z całego miasteczka przychodziły nauki owej zaznać, a i nawet córki przyprowadzały, by poznały metody staruchy, które w przyszłości przydatne by być mogły.
Zwykle starucha wybierała jedną z pośród wielu kobiet przybyłych na nauki, aby kierując nią, i wydając polecenia, reszcie pokazać rzecz w której ukryty jest sekret ów wypieków. Zwykle padało na kobietę najbardziej nieśmiałą, aby nauka ta zapadłą jej w pamięci, i byłą dobrą lekcją.
Gdy kobiety wracały po zajęciach do domów, do swych mężów, ci akurat wracali z własnych posiedzeń, które zwykle odbywały się w dość ubogiej łaźni publicznej.

Gdy starucha umarła, nikt już nie robił wypieków, z brzoskwini, tylko kobiety piekły swym mężom, lecz były to placki przeważnie jabłkowe, albowiem wszystkie drzewka brzoskwiniowe uschły wraz ze staruchą.

Powiadają, że w pewnym momencie życia człowiek staje na rozstaju dróg, którą drogę wybierze, ta stanie się jego do końca życia. Sęk w tym, że trzeba wiedzieć która jest dla nas właściwa. Zawrócić jednak się nie da.
Starucha skręciła na Patita, wybierając brzoskwinie.
Odpowiedz
#2
Omamulu!
protestuję przeciwko 40letnim obleśnym staruchom! Są koleżankami 19letnich niedorobionych gówniarzy.

Ale nie w ramach protestu, ino z prostej uczciwości - język tego tekstu to koszmarek.

spływał po brzoskwini, palcach, języku, aż resztki jego upadały na ziemię - wybrałam ilustracyjnie ten babolec. Resztki języka upadły na ziemię!

Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#3
bardzo dziwny tekst, niemniej, bardzo ciekawy Smile nie podoba mi się tylko określenie "obwisłe piersi" - można to inaczej określić, albo pominąć...

moja puenta - każdy ma swoje brzoskwinie czasem w życiu Smile
Odpowiedz
#4
Stworzenie takiego klimatu bylo celowe. Mam wrazenie cold-light, ze zrozumiales ukryty sens... Ciesze sie Smile
Odpowiedz
#5
Gratuluję więc tekstu i pobudzenia do refleksji Smile
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości