Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Opowieść o dwóch siostrach
#1
Opowieść o dwóch siostrach

- Śpij, maleńki. Niech ci się przyśnią piękne sny.
Kobieta pochyliła się głębiej nad łóżeczkiem, całując czółko leżącego w nim dziecka. Maleństwo poruszało się miarowo i spokojnie, próbując zrzucić z siebie kołderkę, póki naturalna potrzeba częstego snu nie zamknęła mu powiek, a drobna łapka nie zacisnęła się na rogu otulającego je kocyka. Judyta uśmiechnęła się, spojrzawszy na małego człowieczka oddychającego nieśpiesznie w najlepszym dla niego miejscu, pod jej czułą, matczyną opieką. Podniosła głowę, sprawdzając zegar ścienny wiszący na sąsiedniej ścianie cichego, utrzymanego w secesyjnym porządku, gustownie urządzonego pokoju. Była dopiero szósta po południu. Dziewczyna wstała i powoli wyjrzała przez okno, mrużąc delikatnie swe piękne, brązowo-czarne oczy w majestatycznym blasku zachodzącego słońca. Uśmiechając się lekko do siebie, jeszcze raz upewniła się, że z dzieckiem wszystko w porządku i czym prędzej wybiegła z zakurzonej posiadłości na pogrążające się miarowo w ciemności i opadłych liściach lekko zaniedbane podwórze. Ciepła, wczesnojesienna pora sprzyjała długim spacerom, szczególnie wzdłuż łąk położonych za domem, gdzie odbijające się zewsząd łagodne refleksy ostatnich promieni dnia nadawały stonowanemu krajobrazowi nieuchwytnej, baśniowej atmosfery. Judyta nie zamierzała jednak zapuszczać się aż tak daleko w trosce o bezpieczeństwo podopiecznego - z przemierzanej nieśpiesznie frontowej części ogrodu w każdej chwili mogła doskonale usłyszeć jakiekolwiek niepokojące dźwięki dobiegające od strony sypialni chłopczyka. Docierając ścieżką do furtki, odwróciła się przez ramię ku pogrążonym już w mroku i porośniętym dziką winoroślą ścianom zabytkowego domostwa, któremu oddała swe życie, poświęcając ostatnie miesiące na samotną opiekę nad wielowiekową spuścizną rodziny i jego narodzonym niespełna pół roku wcześniej mieszkańcem. Ta długa samotność niezbyt służyła jej jako kobiecie, choć nadal zachowywała cień dawnej urody, pozwalającej z powodzeniem na łamanie męskich serc, gdyby tylko kiedykolwiek przyszła jej na to ochota. Lecz ona nie przebierała się w czarne, zamaszyste suknie ani nie przycinała swych gładko zaczesanych mysich włosów dla nikogo konkretnego, z wyjątkiem swojego Aniołka. On zawsze znajdował się przy niej. Choć tak naprawdę nie była matką, nigdy nie czuła się oddalona od niego bardziej niż zwykła postrzegać zdrowe relacje pomiędzy rodzicielką, a umiłowanym cudem natury, jej dzieckiem. Na moment zawiesiła spojrzenie na wychodzące z pierwszego piętra okno, w mroku którego odpoczywał nieskalany jeszcze złem tego świata bezbronny skarb. Nie zaszkodzi, jeśli wyjdę na chwilę nad mostek; w tak krótkim czasie nie powinno się chyba wydarzyć nic złego, pomyślała, uspokojona ciszą.
Opuściwszy teren posiadłości, skierowała się pewnym krokiem ku rzece, nad którą rozciągał się niewielki, marmurowy most, skąd, jeśli się dobrze przypatrzyć, dawało się już dostrzec daleki zarys ich najbliższego miasteczka. Judyta oparła się lekko o chłodną barierkę, kontemplując w zamyślaniu idealną harmonię rozpościerającego się przed nią świata. Widok malowniczych pól i pobliskiego zagajnika nie potrafił jej zachwycić, wystarczał jednak, by mogła poczuć się szczęśliwa, mimo, iż stan ducha w jakim się obecnie znajdowała nie pozwalał na uzewnętrznianie podobnych emocji. Już miała wracać do swojej pociechy, gdy wtem, niespodziewanie, dostrzegła niewyraźną sylwetkę człowieka zmierzającego w jej kierunku od strony miasteczka. Z czasem postać stawała się coraz większa, aż w końcu ukazała się w pełnej krasie, zatrzymując swe kroki tuż przed zaskoczoną Judytą. Dziewczyna spojrzała na przybyszkę twarzą pozbawioną wyrazu, dając chłodny popis skrywanej niechęci dla nieoczekiwanego gościa, którego powrotu bynajmniej nie przewidywała uświadczyć w przeciągu kilku kolejnych lat, a przynajmniej miesięcy. Tajemnicza kobieta miała na sobie szary płaszcz z kapturem, spod którego dawało się dojrzeć jasne pukle starannie poukładanych włosów, a jej ładna twarzyczka, nosząca na sobie wyraźne ślady licznych zmartwień i świeżo przebytej podróży, zdawała się promieniować tym samym spokojnym blaskiem brązowych oczu, jaki na co dzień bił ze stonowanego, pogrążonego w mrokach wewnętrznych doświadczeń, gorzkiego spojrzenia Judyty.
- Cześć, siostro – przywitała się podróżna.
Na moment wszystko zamilkło, jakby w tej samej chwili całe ich otoczenie przestało mieć rację bytu. Nikt nie chciał przerywać ani wypełniać tej pustki. W powietrzu unosiła się wielka niepewność.
- Nie przywitasz się? – dodała nieśmiało, jedną ręką zdejmując swój kaptur. Od Judyty odróżniał ją przede wszystkim naturalny blask lśniącego wodospadu blond włosów. – Szłam tutaj tak długo, że sama straciłam rachubę. Chyba nie zamierzasz nie wpuścić mnie do domu?
- Anno… – odpowiedziała Judyta, po czym umilkła, odwracając się plecami do rzeczki znów cicho szemrzącej pod dwiema parami zmęczonych stóp. – Jest zimno – rzuciła, jak gdyby rozprawiały o tym przez ostatnie pół godziny. Było to aż nazbyt oczywiste kłamstwo. – Nie powinnaś była tutaj przychodzić.
- Pozwól mi chociaż z sobą porozmawiać – poprosiła jej siostra, nerwowo pocierając o siebie dłońmi. – Tak bardzo chciałabym go zobaczyć. Dowiedzieć się, jak się zmienił.
- Naprawdę jest zimno. Chodź – usłyszała w odpowiedzi. Obie udały się w stronę domu, w którym od zbyt długiego już czasu przebywało samotnie kilkumiesięczne dziecko. Gdy przekroczyły ciemny próg sieni, mały cicho kwilił, zaniepokojony nagłym zniknięciem swojej życiowej opoki i jedynej wiernej opiekunki w potrzebie, Judyty.

***

- Bałam się przez chwilę, że wyrzucisz mnie za drzwi – odezwała się Ania. Siedziały w przestronnej kuchni, z racji braku wewnętrznej ściany połączonej w jedno pomieszczenie z korytarzem i schodami prowadzącymi na wyższe piętra. Judyta patrzyła na młodszą siostrę spode łba, częściowo zajęta karmieniem piersią swego uspokojonego już wychowanka. Obie miały na karku ponad dwadzieścia lat, lecz w oczach gospodyni Anna wciąż pozostawała tym samym wiecznie nieogarniętym, samolubnym dzieciakiem. Nie zamierzała jej odpowiadać na takie nieistotne stwierdzenia.
- Nawet się ze mną nie przywitałaś, ale rozumiem – ciągnęła tamta. – Nie mam do ciebie pretensji. Wiem, że zachowałam się niewłaściwie.
- Trudno, żebyś oczekiwała ciepłego powitania – mruknęła starsza siostra, wyłączając gotujący się imbryk z herbatą.
- Nie po tym co zrobiłam, wiem – odpowiedziała jej Ania. – Ale teraz chcę to naprawić.
- Ciekawe! – zawołała Judyta, na tyle gwałtownie, że dziecko na moment przestało ssać, wyczuwając targające jej ciałem emocje. – Nie było cię prawie pół roku. Chyba się myślałaś, że sam twój powrót wszystko rozwiąże? Dom jest teraz mój, a ja nie pozwolę ci zniszczyć owoców mej pracy. – to rzekłszy, wstała i wraz z kończącym jeść dzieckiem ruszyła w kierunku schodów.
- Nie napijemy się razem herbaty? – zapytała niespokojnie jej siostra.
- Nie. Najpierw pójdziemy na górę.
- A mogę go chociaż przewinąć? – zawołała za nią.
Nie odpowiedziała jej ani słowem.

***

- Zaśnij prędko, królewiczu
Tarczo słońca, mój paniczu…

Judyta nuciła małemu jego - jak sama utrzymywała - ulubioną kołysankę, w praktyce jedyną, jaką udało się jej zapamiętać ze swego niekoniecznie szczęśliwego dzieciństwa. Nie zawsze jej życie wydawało się być tak opanowane jak przez ostatnie kilka miesięcy. Gdy wiecznie narwana młodsza siostra rzuciła wszystko, łącznie z rodziną, by wyjechać do miast i „zrobić karierę”, w gruncie rzeczy cieszyła się, że po raz pierwszy będzie mogła być sama i zająć się wychowywaniem dziecka. Później zdarzył się wypadek, który przesłonił wszystko. Mimo pozornego spokoju, świat wokół niej już nigdy nie miał wydawać się tak bezpieczny i uporządkowany jak kiedyś. Narażona na niepokoje i postępującą troskę o jutro, dzień za dniem coraz bardziej pogrążała się w labiryncie własnej psychiki i fanatycznym wręcz przywiązaniu do jedynego towarzyszącego jej człowieka, ostatniego za którego chciała i potrafiła być odpowiedzialna. Postępująca dewastacja terenu i kurczące się zapasy środków do życia nie przeszkadzały im czuć się tu całkiem nieźle, z dala od wszelkich spraw nienależących do ich ciasnego, szczelnie ogrodzonego świata. A teraz jej siostra zapragnęła wrócić i poukładać wszystko wedle własnego uznania. Świetnie. Po prostu wspaniale.
- Wspaniale to robisz – odezwała się Ania, obserwując z twardego krzesła przy drzwiach sypialni, jak Judyta zgrabnie i bez pośpiechu kolebie małego do snu. – Po prostu urodziłaś się stworzona do opieki nad dziećmi. Czy teraz ja mogłabym go potrzymać? – dodała nieśmiało.
- Właśnie zasnął – szepnęła z wymówką jej siostra, gestem dając znać, że lepiej będzie im dwóm przenieść się do pokoju gościnnego po drugiej stronie korytarza. Judyta najwyraźniej postanowiła zaniechać unikania trwałej konfrontacji. – Chodź, będziemy mogły normalnie porozmawiać – powiedziała.
- Nareszcie, jak siostra z siostrą! – szepnęła radośnie Ania.

***

- Teraz słucham. Możesz mówić, co tylko chcesz – oznajmiła Judyta, stale unikając jej wzroku.
Niespodziewanie, tym razem to Anna zdawała się tracić zapał do prowadzenia rozmowy. W dłoniach obracała nerwowo jedną z zabawek chłopca, coraz bardziej stresując się perspektywą gry w prawdę podjętej na warunkach swej siostry.
- Nie chcę przesłuchania – powiedziała otwarcie.
- Nikt cię nie przesłuchuje. Twoja obecność bynajmniej nie jest do tego zachętą. Uprzedzam cię tylko, że być może jest to nasze ostatnie spotkanie. Przypuszczam, że chciałabyś jednak wytłumaczyć mi to i owo…
- …zanim na dobre się pożegnamy – dopowiedziała dziewczyna.
- Jeżeli tego właśnie chcesz, to tak. Zdecyduj się, raz a dobrze.
- Ale ja nie chcę! Wolę zostać tu z tobą i pomóc wychować dziecko. Zobaczysz, że na coś się przydam.
- Niemożliwe. Nigdy nie dam ci na to zgody.
- Przecież to ja jestem jego matką!
- Nie – przerwała Judyta, a ciemne oczy rozbłysły jej gniewem, jakiego dotąd jeszcze nie zaznała. – Jesteś jego matką co najwyżej na papierze. Nie byłaś nią, gdy wpychałaś go w ręce opieki społecznej, a później naszych rodziców. Nie byłaś przy nim od kiedy skończył miesiąc, wolałaś balować w miejscach, których nazw nie potrafiliśmy nawet odnaleźć na mapach i robić karierę jako… coś. Już nawet nie wiem, na co w końcu padło - piosenkarka, modelka, kelnerka? Mniejsza z tym, musiało ci nie wyjść, skoro bez słowa wyjaśnienia postanowiłaś zjawić się tutaj. Czyżby Ricardo nie okazał się dość dobrym menedżerem? Nie zapewnił ci sławy? A może zabrakło pieniędzy?
- Ricardo nigdy nie był dla mnie właściwym facetem. – odpowiedziała z namysłem Anna. – Pieniądze, sława… Przed tobą nie mam czego ukrywać - nie wyszło. Z rodzicami też byłabym szczera. Nie mam już nic.
- Wiesz, co się z nimi stało, prawda? – Judyta nie zamierzała przechodzić swobodnie obok tematu.
- Wiem. Zginęli w wypadku.
- Samochodowym. Dwa tygodnie po twoim odejściu. Nie pojawiłaś się nawet na ich pogrzebie. Nigdy nie odwiedziłaś ich grobów.
- To ojciec prowadził, tak? – spytała Anna. W jej głosie nie było słychać skruchy. Wydawała się pogodzona ze stratą.
- O ile wiem, tak. Wiesz, jak nasza matka nie znosiła kierowania pojazdami – Judyta uspokoiła się, rozbawiona starym wspomnieniem, które na moment rozpogodziło jej umysł. – Teraz to i tak bez znaczenia – ciągnęła po chwili. – Rodzice zainwestowali wszystko prócz domu w tę nową limuzynę. Ich życia są dla mnie najcięższą stratą, ale patrząc obiektywnie, skasowanie wozu doprowadziło nas do ruiny. Nie zdążyli go ubezpieczyć. Jak cię znam, wzbogacasz domowy budżet przywożąc ze sobą kolejne długi. Dobrze umiałaś tylko wydawać. Dasz mi jeszcze jakiś powód, by trzymać cię pod jednym dachem?!?
- Ja… nie wiem. – stwierdziła przepraszająco. - Chyba mogłybyśmy znowu zamieszkać razem. Nadal wierzę, że wspólnie możemy wszystko naprawić.
Judyta zaśmiała się złośliwie.
- Na to już trochę za późno.
- Możesz mnie ulokować w moim starym pokoju. Albo, jeśli nie chcesz, to nawet na strychu. – wyliczała dziewczyna. - Możemy sprzedać część moich rzeczy. Na pewno pomogą mi spłacić długi. To znaczy, spłacić te długi nam. Moje i nasze…
- Spóźniłaś się. Twój pokój to teraz gołe ściany. Sprzedałam wszystko.
- Sprzedałaś… moje rzeczy? – wymamrotała Ania. – Jak mogłaś?
- Tak było trzeba. Pamiętaj, że gdy nas opuściłaś, rodzice się ciebie wyrzekli. Myślisz, że dzięki czemu mogę tu jeszcze mieszkać i opiekować się ostatnią częścią rodzinnego majątku? Nigdy nie zgodzę się sprzedać domu. A przecież jeść trzeba. Mały potrzebuje pieluch. Nie widzisz, że wokół brakuje połowy mebli? Tylko dzięki temu przestano nas niepokoić. Wątpię, żeby ktoś taki jak ty potrafił to docenić.
- Rozumiem – odparła bez przekonania. – Dla mnie strata, ale powiedzmy, że cię rozumiem. Gdzie w takim razie każesz mi mieszkać? Jak mówiłam, strych mi wystarczy.
- Nigdzie. Nasze straty powinny ci wreszcie uświadomić, że w tym budynku nie ma dla ciebie miejsca. Zrozum to wreszcie i przestań zakłócać nasz spokój.
- Wiedziałam. Wyrzucasz mnie na zbitą twarz w czarną noc?
- Wszystko mi już jedno. Możesz zostać do rana – skapitulowała Judyta. – A potem się wyniesiesz.
- Co za szczęście. Dobra z ciebie siostrzyczka.
- A co to miało niby oznaczać, hm?
- Teraz już nic – mruknęła dziewczyna. Jej uwagę przykuł przedmiot, który od dłuższego czasu miętosiła w dłoniach. Był to pluszowy miś, niegdyś ulubiona zabawka małej Judyty. – Ale co swoje, to zostawiłaś. Zabawne.
- Chodzi ci o coś?
- Nie, skądże. Poza tym, że odmawiasz mi kolejnej szansy, kontaktu z dzieckiem, wszystkiego!
- Wiń o to wyłącznie samą siebie, Anno. Rodzice uznali, że nie istniejesz. Ciebie już dawno nie ma.
- Ale Judy…
- Zamknij się. Dla mnie też nie istniejesz.
Ania wstała. Jej oczy zalśniły łzami.
- Nie masz pojęcia, jak wiele nocy przepłakałam z tęsknoty za wami. Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo pragnęłam powrotu. Zniosłam tak wiele. Więc dobrze, odejdę. Zabiorę tylko swoją część majątku.
- Nic ci się nie należy.
- Nie zostawisz mnie przecież na lodzie!
- Tak jak ty nie zostawiłaś nas.
- Nie rozśmieszaj mnie! – zawołała hardo, choć głos łamał się jej przy co drugim słowie. Dziewczyna płakała, jednak nie zamierzała przestać walczyć. – Dobrze wiem o twoich błyskotkach schowanych pod listwą na strychu. Takie stare skąpiradło jak ty nigdy by ich nie sprzedało, mam rację? Możesz podźwignąć NASZ dom z ruiny i jeszcze nam OBU zostanie!
Judyta przełknęła ślinę.
- Nie będziesz dyktować, jak mam zarządzać MOIM spadkiem. A teraz won. Czas dobroci się skończył. Wynoś się z mojego domu!
- Dobrze, wyjdę. Ale zabiorę też swoje dziecko.
- Nie zrobisz tego.
- Chcesz się założyć? - Ania ruszyła ku drzwiom dziecięcej sypialni, lecz Judyta była szybsza i zagrodziła jej drogę własnym ciałem.
- Nigdzie nie pójdziesz – powiedziała.
- Przepuść mnie. Dziecko jest moje.
- Nie.
- PRZEPUŚĆ DO KURWY NĘDZY JASNEJ CHOLERY!!!
- Powiedziałam: NIE!
- Ty…
Ania schwyciła starszą siostrę za bluzkę, za co tamta nie pozostałą jej dłużna. Szamotanina była równie intensywna, co krótka. Judyta upadła na podłogę, obficie krwawiąc z potylicy rozciętej o krawędź futryny. Była martwa. Jej siostra pospiesznie wycofała się z miejsca wypadku, potykając się o własne nogi i tracąc przytomność. Ostatnim obrazem, jaki odnotował jej mózg, była opadająca bezwładnie na bok głowa złodziejki, przybranej matki jej dziecka. Dwa ciała ułożyły się nieruchomo w niewielkiej odległości od siebie, pogrążając się w szkarłacie wypełniającym posadzkę…

***

- Śpij mój królewiczu… czy tam coś. Nie pozwolę, by komuś z nas stała się krzywda.
Pół godziny później ukryta pod osłoną nocy kobieca postać w czarnym stroju wymknęła się potajemnie z posiadłości Judyty z dzieckiem w nosidełku i zamykaną na klucz pozłacaną skrzyneczką ukrytą w wewnętrznej kieszeni plecaka. Nie miała zbyt wiele czasu. Wiedziała, że prędzej czy później ktoś odwiedzi dom i zacznie szukać jej synka. Wówczas jeszcze nie potrafiła trzeźwo ogarnąć sytuacji. Miała wrażenie, że wszystko to dzieje się w jej śnie lub czytanej powieści science-fiction. Jeszcze nie wiedziała, dokąd się uda.
Być może znowu spróbuje „zrobić karierę”.





Odpowiedz
#2
Bardzo lekko płynąca, ciekawa opowieść. Niewątpliwym atutem są tutaj opisy: krajobrazów, postaci, natury. Trochę skromne, jak na mój gust opisy emocji są nieźle rekompensowane dobrymi dialogami. Wychwyciłam jedną nieścisłość: jeżeli Judyta jest tylko "zastępczą matką" dziecka swojej siostry, to jakim cudem mogła je karmić własną piersią? Do końca opowieści oczekiwałam wyjaśnienia tego szczegółu, ale zostawiłeś to w zawieszeniu.
(Nie wiem, czy jesteś mężczyzną, czy kobietą. Z tej nieścisłości wnioskowałabym, że mężczyzną - sorry!). Chyba, że będzie dalszy ciąg.
Poza tym wydaje mi się, że opis śmierci Judyty jest potraktowany tak trochę po macoszemu. Umarła i już. Oczekiwałabym tu szerszego opisu, może nie upajania się opisem śmierci, ale w porównaniu z wcześniejszymi, bogatymi, naprawdę bardzo obrazowymi opisami otoczenia ten fragment, ukazujący zaprzestanie istnienia jednej z głównych bohaterek jest moim zdaniem za skromny. Byłby do przyjęcia, gdyby podobna powściągliwość była zachowana w całym tekście, jako specyficzny środek wyrazu.
Opis tego, co się stało z Anną także do mnie nie przemawia.
" Jej siostra pospiesznie wycofała się z miejsca wypadku, potykając się o własne nogi i tracąc przytomność."Z tego wynika, że potknięcie o własne nogi jest bezpośrednią i bezdyskusyjną przyczyną utraty przytomności?
Czytając Twoją opowieść odniosłam wrażenie, że autor na początku podszedł do swego dzieła z wielką miłością i staraniem, pieszcząc je dopracowaniem szczegołów, doborem porównań, pięknem przenośni i bogactwem słownictwa. W końcu opowieści zaś zaczął się śpieszyć, lub nudzić już swoim dziełem i zakończył je - byle szybciej, bez dbałości o szczegóły. A szkoda, bo temat ciekawy i zgrabnie przedstawiony.
Tekst podoba mi się. Prezentuje bogactwo słownictwa i łatwość pisania.
Pozdrawiam serdecznie.
Odpowiedz
#3
Jak miło, że ktoś zadał sobie tyle trudu, by napisać szerszy komentarz do mojej pracy. Dziękuję za tak szczerą opinię i zwrócenie uwagi na pewne sprawy, które nie wyszły tak dobrze jak powinny, a samemu - jako autorowi - nie zawsze daje się je wychwycić. Cała końcówka to rzeczywiście dyskusyjny temat, być może za bardzo zawierzyłem wyobraźni, nie wykładając wszystkiego dokładnie i w szczegółach, po tak obfitym w opisy początku... Tylko widzisz, ja akurat bardziej od przesadnej powściągliwości i skrótów obawiam się utopienia czytelników w przydługich opisach przy których całość mogłaby stać się kompletnie nietykalna... Nie zgodzę się tylko z zarzutem dotyczącym karmiącej Judyty - otóż istnieją też kobiety mające mleko w piersiach przez znaczną część życia, tak zwane mamki (w dawnych czasach był to często praktykowany zawód), a pewna popularność owego zjawiska zwolniła mnie od wyjaśniania tego w tekście. Również pozdrawiam.
Odpowiedz
#4
Nie chciałabym być posądzona o czepialstwo w sprawie karmiącej Judyty, dlatego pozwolę sobie pobronić troszkę swojej poprzedniej wypowiedzi w tym temacie.Jestem kobietą, matką dzieciom, poza tym ponad 25 lat w służbie zdrowia i na temat karmienia wiem to, że mleko w piersi u kobiety pojawia się na skutek podwyższonego poziomu hormonu zwanego prolaktyną (między innymi). Poziom podwyższa się u kobiet po porodzie przez stymulację przysadki odpowiednimi hormonami płciowymi lub u kobiet z zaburzeniami hormonalnymi z różnych powodów. Pojawienie się mleka w piersi u kobiety, która nie urodziła dziecka, lub nie jest tuż przed jego urodzeniem jest objawem nieprawidłowości i to czasami bardzo poważnej.Mamki, popularne w dawnych czasach przeważnie były to młode kobiety same mające niedawno urodzone dzieci i mleko dla nich we własnych piersiach. Tak wyglądają obiektywne fakty. W świetle nich właśnie pozwoliłam sobie na uwagę zawartą w poprzednim poście. Wiem jednak, że są na świecie rzeczy, o których się filizofom nie śniło, więc może ktoś jeszcze się wypowie.
Pozdrawiam bardzo serdecznie. Shy
Odpowiedz
#5
E tam, czepialstwo. Tongue
Powiedzmy zatem, że Judyta miała anomalię hormonalną. To do niej pasuje.
Odpowiedz
#6
Niezły pomysł! Undecided Wart rozwinięcia.
Pozdrawiam.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości