Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Obrona Jasnej Góry
#1
Szczerze powiedziawszy, ze względu na zawartość tekstu, nie do końca byłam przekonana, gdzie mam umieścić to opowiadanie. Powstało ono w wyniku podjęcia przeze mnie rękawicy, rzuconej na arenie przez niejakiego Lukaszn'a. Biorąc pod uwagę, że pomimo licznych PW mój konkurent chyba jednak nie stanie ze mną w pojedynkowe szranki, postanowiłam umieścić gdzieś napisany przeze mnie alternatywny fragment historii Polski. Biorąc pod uwagę ponad trzymiesięczny brak odpowiedzi ze strony oponenta, traktuję pojedynek jako oddany walkowerem i niniejszym umieszczam tekst oficjalnie, coby się nie kurzył. Enjoy.

- Nie, nie i jeszcze raz nie! Nie zamierzam powtarzać po dwakroć, mości panowie! Decyzję podjąłem i nie wycofam się z niej, choćbym miał krwią własną za upór zapłacić! – Ksiądz Kordecki po raz kolejny przemierzył długim krokiem kamienną salę, mijając zebranych ojców i oficerów. Pochmurne oblicze ciskało błyskawice, jaśniejące w ocienionych krzaczastymi brwiami oczach. Siadł zmęczony na szerokim, zdobionym krześle i zasłonił twarz opierając długie palce o czoło. Ponownie spojrzał na dokument leżący na biurku i ogarnęła go taka wściekłość, jakby sam Belzebub czy inne Behemoty chciały kapitulacji domu jego ukochanej Przenajświętszej Panienki. Zerwał się tedy ze swojego miejsca, chwycił papier i jął rozdzierać go na strzępy w szale czerwoną gorączkę przypominającym. Gdy ostatni wiór dotknął kamiennych płyt podłogi zwrócił wilcze wejrzenie ku posłowi, który miał nieszczęście owe nowiny Kordeckiemu przedstawić. Biedny poślina skurczył się był w sobie tak mocno, iż gdyby nie szyja, to nawet nosa znad kołnierza widać by mu nie było.
- Powiedz Burchardowi, że prędzej Lewiatan z Bałtyku wypełznie i pożre cały Gdańsk jednym szczęk kłapnięciem, niż wpuszczę tu jego heretyckie bękarty! – Poseł zgiął się wpół w dworskim ukłonie, zamiatając strojnym w strusie pióro kapeluszem posadzkę i rychło zebranie opuścił, by przekazać swemu dowódcy nieugiętą decyzję księdza Kordeckiego. Ledwie odrzwia za nim zatrzaśnięto, już się liczne głosy podniosły, jedne popierające stanowczość, inne błagające o ponowne decyzji przemyślenie i przybytku świętego w Szwedów ręce poddanie.
- Dość! – krzyknął na zebranych rozgniewany ksiądz Kordecki.
- Wszystkich nas swym próżnym uporem zgubisz, ojcze Augustynie! – Starzec o czerstwej jak wiejski chleb twarzy wyciągnął błagalnie ku jasnogórskiemu przywódcy dłonie.
- Walkę o cześć i godność bożego domu do próżności przyrównujesz?! W ręce innowierców przecudną Mateczkę chcesz wydać?! Wiarę tym, którzy dzielnie w polu za ojczyznę stają, giną i krew przelewają chcesz odebrać?! Zważ na słowa, ojcze Joachimie, rozważ w sercu swe myśli, nim je następnym razem pochopnie twój język wypowie! – Ojciec Joachim umilkł, zgarbił się jeszcze bardziej i nic nie odpowiedział, lecz zaciśnięte siną kreską usta świadczyły, iż z przełożonym swoim w ogóle zdania nie podziela. Łypnął złym okiem na przeora i w tłum się wycofał, szemrząc pod nosem. Tymczasem Kordecki rozejrzał się po zebranych, każdemu jakby w duszę zaglądając i rzekł:
- Panowie, nie możemy odpuścić. Nowy Sącz dzielnie staje, Podlasie takoż. Radziwiłłowi lód zimowej zmarzliny pod nogami pęka. Jego sojusz ze Szwedami już nie jest tak korzystny, jak mu się wcześniej zdawało. Jan Kazimierz zbiera siły i przejdzie przez Polskę, zabierając ze szwedzkich łap wszystko, co te skraść próbowały. Nie możemy się poddać, Bóg jest z nami, dlatego zwyciężymy. – Pomruk aprobaty dla tych słów przetoczył się po sali, niczym grzmot na burzowym niebie. – Wytrwajcie, proszę was, powierzcie się Najświętszej Panience i walczcie. – Echo ostatnich słów odbiło się od kamiennych ścian i uleciało między płachty sztandarów, dumnie pyszniących się pod sufitem. Ojciec Augustyn odprawił wszystkich i pozostał sam na sam z dręczącymi go demonami. Słońce zaszło za horyzont już dawno, świece w lichtarzach dopalały się, gasnąc jedna po drugiej i pogrążając salę w coraz gęstszym mroku. Wraz z nacierającą ciemnością w serce dzielnego Kordeckiego zaczynał wlewać się niepokój, który po chwili przerodził się w strach, a ten zolbrzymiał i stał się paniką. Ręce i nogi odmówiły mu posłuszeństwa, język spuchł w ustach, nie pozwalając oddychać. Ksiądz zwalił się z krzesła na podłogę z głuchym łoskotem, leżał na wznak, wpatrując się szeroko otwartymi oczyma w czerń nocy, rozpościerającej swój rozgwieżdżony płaszcz nad śpiącym światem. Patrzył z niedowierzaniem w pustkę i modlił się bezgłośnie. Nie za siebie, nie o ratunek, ale o przebaczenie dla tego, który go otruł.

- Ojcze, zbudźcież się! Ojcze Augustynie! Księże Kordecki! – Młody paulin na próżno starał się wyrwać ze snu przeora. Blada twarz, oczy fioletem podkrążone i białe usta, pocałowane przez śmierć pozostały nieruchome.
- Ratunku, na rany Chrystusa, na pomoc! – krzyknął, gdy zorientował się, co zaszło. Do komnaty zaraz wbiegło kilku paulinów. Zatrzymali się na progu, zbledli, widząc Augustyna Kordeckiego martwym, uczynili znak krzyża i szeptem odmówili krótką modlitwę za jego duszę.
- Boże, miej nas w swojej opiece, bowiem brakło nam pasterza...
- To właśnie przejaw boskiej opieki, bracie Michale – ozwał się ojciec Joachim, który pojawił się nagle, jakby wyrósł spod ziemi.
- Co ty bredzisz?
- Bogu widać nie spodobał się zamysł urządzania z jego domu obozu wojskowego, brukania świętych komnat krwią i narażanie Tabernakulum. – W ciszy, która zapadła nieomal było słychać kotłujące się myśli. A jeśli stary paulin ma rację? Jeżeli faktycznie walcząc, narażamy się na gniew Pana? Czyż nie powiedział, że mamy nadstawiać drugi policzek? Ale czy nie powiedział również, że przyszedł po to, by dać nam miecz? Rozterki targały świątobliwymi duszami, których w Sali było coraz więcej; inni zakonnicy zwabieni podniesionymi głosami przekraczali próg i ich serca ściskała rozpacz i bezradność. Wydawać by się mogło, że tylko wojskowi oficerowie zachowali zimną krew.

Ciało księdza Augustyna umyto, ubrano w biel i złożono w kaplicy, na straży stawiając mu dwie gromnice. Nikt nie domyślał się, dlaczego tak nagle zasnął, rozważano chorobę jakąś, którą Augustyn skrywał, myślano, że serce z żalu pękło. Dopuszczono również, iż to sam Pan za pychę księdza pokarał. Świątynia była pełna, ojciec Joahim stał przy katafalku, wznosząc ręce ku Bogu i prowadził pieśń nieco drżącym, ochrypłym głosem, który niknął w basowych chórze.
-...Oro supplex et acclinis,
Cor contritum quasi cinis:
Gere curam mei finis.
Lacrimosa dies illa,
Qua resurget ex favilla
Iudicandus homo reus:
Huic ergo parce, Deus.
Pie Iesu Domine,
Dona eis requiem.
Amen. – Gdy umilkła ostatnia nuta odwrócił się do zebranych, w oczach błyszczały mu łzy. Ruszył powoli ku wyjściu, pozostawiając braci ze zmarłym, którego ze smutkiem na cudownym obliczu niemo błogosławiła Matka Boska Częstochowska. Zapłakała cicho krwią, lecz spomiędzy klejnotów zdobiących jej twarz nikt nie wyłowił dwóch czerwonych kropel. Łkała więc niezauważenie, żegnając na ziemskim padole swego dzielnego syna.

Kaplicę przyciemniono, za jedyny blask pozostawiając równo palący się płomień gromnic. Zakonnicy opuścili ją w posępnym milczeniu, przygnieceni strachem. Lecz nie było czasu bać się, trzeba było zastanowić się nad dalszymi poczynaniami, by przybytek przed Szwedami uratować. Zebrali się tedy ponownie w wiekiej sali, gdzie oczekiwał ich stary paulin.
- Musimy się poddać – powiedział cicho, gdy tylko przybyli.
- Ojcze Joachimie, jesteś pewien, że tak właśnie należy nam postąpić?
- Tylko kapitulacja klasztoru może go ochronić, bracie Andrzeju. Nic innego. Szwedzi mają armię, działa, muszkiety...
- My też mamy armaty i muszkiety!
- Ale oni potrafią ich używać, przyjacielu. Jeżeli poddamy klasztor, będziemy mogli pertraktować, ba, żądać bezpieczeństwa najświętszych obrazów i Tabernakulum. W innym razie, gdy już skruszą mury, spalą wszystko, zabiorą skarby i kupią więcej muszkietów, zaciągną większe rzesze najemników a świętości zbezczeszczą. Żaden z nas również nie zachowa życia. – Prawdziwość słów wypowiadanych ze spokojem przez ojca Joachima trafiła na żyzną glebę i od razu w niej zakiełkowała. Uśmiechnął się łagodnie.
- Mnie również nie przychodzi to z lekkim sercem, wierzcie mi. Ale to jedyna droga ratunku. – Nastała cisza, która dzwonić poczęła wszystkim w uszach. Nikt nie ważył się wypowiedzieć czarnych myśli na głos, jakby owe milczenie miało stać się tarczą przeciw czyhającemu za bramami złu.
- Pójdę do Mullera z poselstwem. – Młody oficer o jasnym spojrzeniu i twardej szczęce wystąpił naprzód, kładąc dłoń na szabli. Wyprostował się i stuknął obcasami.
- Uszykuję pisma. Ruszysz bezzwłocznie – odrzekł starzec i powoli, z wyraźnym trudem, wyszedł ze zdobionej sztandarami komnaty.

Śnieg przykrywał błonia skrzącą się mrozem kołdrą. Czyste, błękitne niebo przecinały łopoczące skrzydła szwedzkich sztandarów, ustawionych tak gęsto, iż zdawać by się mogło, że przed klasztorem jakowyś przedziwny las wyrósł. Zbigniew Krzywicki siedział prosto w siodle, po dwóch stronach mając kompanów. Koń parł z mozołem naprzód przez zaspy, białą flagę, trzymaną przez Jerzego, jadącego po lewicy posła, szarpał porywisty wiatr, gnający nad Częstochowę czarne chmury, póki co majaczące gniewnie na horyzoncie. Zatrzymali się przed linią obozu i imć Jerzy ozwał się grzmiącym głosem:
- Zbigniew Krzywicki, herbu Kierdeja, poseł przenajświętszego klasztoru jasnogórskiego przybywa mówić z Burchardem Müllerem von der Lühnen!
- Tędy, mości posłowie! – Na ich spotkanie wyjechał jasnowłosy Szwed, znać było po mundurze, że nie byle żołnierz, a oficer. Ruszyli więc w serce wrażego obozu, zatrzymując się przed rozłożystym namiotem, do którego zaraz ich poproszono. Przepych, jaki panował we wnętrzu pasował bardziej do królewskich pałaców niźli wojskowego pawilonu. Von der Lühnen siedział wygodnie rozparty na rzeźbionym krześle, z dłońmi splecionymi na pokaźnym brzuchu i przyglądał się posłom spod przymrużonych powiek. Polak skłonił mu się, przedstawił i wyciągnął pismo, opatrzone jasnogórskimi pieczęciami. Burchard nawet nie drgnął, zdawałoby się, że przysnął nawet, gdyby nie świdrujące oczy, bystro obserwujące przybyszów przez wąskie szparki. Młody chłopak, służący dowódcy szwedzkiego natarcia, wziął pergamin od Krzywickiego i podał go swemu panu. Tamten, nadal bez słowa, leniwie rozpostarł zwój i skupił wzrok na pięknie kaligrafowanych literach, nieco nierównych, bowiem drżącą, starczą dłonią kreślonych, z każdym czytanym zdaniem coraz szerzej się uśmiechając.
- Więc, jak rozumiem, doniesiono wam, iż Lewiatan połknął Gdańsk? – Spojrzał drwiąco na polskiego oficera i wstał. Obszedł biurko, założywszy ręce za plecy. Stanął naprzeciw Polaka, który górował nad nim wzrostem i godnością.
- Nic nie odpowiadasz. Małomówny jesteś, jak na posła. Przystaję na wasze warunki, wpuśćcie mnie i moich ludzi. Zakonowi nie stanie się krzywda. Tak też przekaż swemu dowódcy. – Zbigniew skłonił się sztywno i w wojskowy sposób odwrócił się, by opuścić namiot.

- Przyjęli wszystkie warunki, ojcze Joachimie – powiedział do starca, gdy tylko powrócili za klasztorne bramy, gdzie niecierpliwie ich wyczekiwano.
- To dobrze, to bardzo dobrze. – Za murami rozległ się hałas, jakby tatrzańska lawina w doliny schodziła, lecz było to tylko szwedzkie wojsko, idące miarowym krokiem ku twierdzy. Kratownicę podniesiono i zamorska armia rozlała się po dziedzińcu. Von der Lühnen, jadący na czele pochodu, rozejrzał się triumfalnie wokół i spojrzał wprost na ojca Joachima.
- Dobrze się spisałeś, przyjacielu. Nie na darmo mówiono mi, iż jesteś człekiem pragmatycznym. – Rzucił zakonnikowi pękatą sakiewkę pod nogi. Duchowny zbladł, nie ruszył się jednak z miejsca.
- Ty psi bękarcie, ty zdrajco! – Zbigniew wyszarpnął szablę z pochwy i już miał ruszyć ku starcowi, by ukarać go za występek, gdy poczuł piekący ból w boku i legł na bruku w kałuży własnej krwi, bez tchu i czucia. Polscy oficerowie nacierali i ginęli w nierównej walce jeden po drugim, aż w końcu nie ostał się nikt, kto mógłby bronić świętego przybytku, podstępem lisim zdobytego. Ojciec Joachim przyglądał się temu wszystkiemu jakby nie stał pośrodku, lecz za zasłoną, jakby widział przedziwny spektakl, w którym nie bierze udziału. Część zakonników własną piersią zasłoniła wejścia do kaplic, lecz wyrwano im serca. Burchard przekroczył piętrzące się na progu trupy i wszedł do sanktuarium, w którym pysznił się przecudowny obraz, opłakujący paulinów. Gdy zobaczyła perliste, krwawe łzy na twarzy Matki Boskiej przeląkł się, jak diabeł święconej wody się obawia. Minął śpiącego wiecznym snem Augustyna Kordeckiego i zerwał malowidło ze ściany, ciskając nim o ziemię.
- Spalić! – wrzasnął. – Spalić wszystko!

Ojciec Joachim siedział w swojej celi i płakał. Rzewne łzy płynęły, tworząc słone potoki w bruzdach zmarszczek. Opłakiwał Augustyna, który posiadł większą mądrość, którego serce było czyste. Którego zamordował. Dopiero teraz dotarła doń potworność tego postępku. Pocałował jezusowy policzek, niczym Judasz w ogrodzie. Zdradził. W zamian otrzymał srebrniki.

Ogień lizał ściany, czerniąc je i czyniąc podobnym piekłu. Gdy dotknął stóp starca, ten już nie żył, kołysał się tylko cicho na sznurze oplatającym jego indyczą szyję. Wieża zawaliła się z głuchym łoskotem, grzebiąc zamkniętych w niej zakonników. Klasztor jęczał i krzyczał, lecz nie było dlań ratunku. Gęsty dym, unoszący się ku niebu, łączył się z gnanymi wiatrem chmurami, nabrzmiałymi śniegiem. Ale ten ani myślał spaść i ocalić choć niewielką część klasztoru. Symbol upadł, ostatnia ostoja, ku której wszyscy broniący kraju wznosili oczy pełne nadziei, zgasła. A Polska wraz z nią.


Marks BorderPrincess napisał(a):Kto tam był sędzią, bo czegoś nie czaje. Skoro Laik zaledwie kopnął w udo, a Andrzej trafił z pięści w twarz, to czemu Laik wygrał turniej?

Odpowiedz
#2
Bardzo i się podobało. Trudno to dać pod fantastykę - nie ma tu elementów "nieziemskich", chyba jedynie krwawe łzy portretu NMP. Jest to raczej historia alternatywna, ukazująca jak wiele zależy od jednostki.

Styl trzyma w realiach epoki, czasami może zdawać się zbyt pompatyczny, zbyt rozbuchany, ale taki był XVII wiek i Polska szlachecka.
"Problem w tym, mili moi, że za mało tu kowboi, a za dużo się wypasa świętych krów"
Z. Hołdys, Lonstar, "Countrowersja" 

Kroniki Białogórskie: tom I - http://www.via-appia.pl/forum/showthread.php?tid=2143 (kto szuka ten znajdzie wersję płatną Wink ); tom II - http://www.via-appia.pl/forum/showthread.php?tid=9341.

kronikibialogorskie.pl, czyli najbrzydsza strona www w internetach
Odpowiedz
#3
nie mamy działu: historie alternatywne Tongue
A nie jest to ani dramat, ani akcja, ani psych. Poezja czy miniatura tym bardziej

Dziękuję Rafale za dobre słowo Wink
Marks BorderPrincess napisał(a):Kto tam był sędzią, bo czegoś nie czaje. Skoro Laik zaledwie kopnął w udo, a Andrzej trafił z pięści w twarz, to czemu Laik wygrał turniej?

Odpowiedz
#4
Cześć koleżanko Smile

Cytat:Obrona Jasnej Góry

Nim jeszcze do tekstu ciekawy tytuł taki Szwedzki Big Grin

Cytat:alternatywny fragment historii Polski.

<3

Cytat:ocienionych

wiem że chodzi o cień ale gdy szybko czytałem wyszło mi ocenionych xD słowo nieczęsto używane jednak zbliżone do wykorzystywanego niemal na co dzień.

Cytat:czy inne Behemoty chciały kapitulacji domu jego ukochanej Przenajświętszej Panienki.

czy aby Behemot miałby powody? Czy to określenia byłoby odpowiednim w tamtej sytuacji? Ojj nie wiem. Poza tym zdaje mi się że liczba mnoga jest także błędem Księga Hioba wspomina o jednym.

Cytat:Powiedz Burchardowi, że prędzej Lewiatan

Jeszcze tylko ptaka Ziza brak i mamy komplet Big Grin

Cytat:świece w lichtarzach dopalały się, gasnąc jedna po drugiej i pogrążając salę w coraz gęstszym mroku.

nie wiem jak to z nimi jest nie znam się lub znam się za mało jednak wydaje mi się że to nie takie proste z tym gęstym mrokiem po wypieleniu świec. Ktoś winien o to dbać a i same świece żywotne być powinny.

Cytat:niepokój, który po chwili przerodził się w strach, a ten zolbrzymiał i stał się paniką.

przemiana zbyt prosta obdarta z tego czegoś. Niepokój który przeradza się w strach? Wywołany ciemnością? Bardziej lęk. Może dobór słów nie taki a może tylko mi coś nie gra.

Cytat:Ręce i nogi odmówiły mu posłuszeństwa, język spuchł w ustach, nie pozwalając oddychać.

bo ciemność? Ciemność wywołała strach z kolei ten prawie go zabił jak rozumiem? Spuchniętym językiem można się udusić.

Cytat:Ksiądz zwalił się z krzesła na podłogę z głuchym łoskotem, leżał na wznak, wpatrując się szeroko otwartymi oczyma w czerń nocy, rozpościerającej swój rozgwieżdżony płaszcz nad śpiącym światem.

Był w pomieszczeniu. Wiem że zapewne przez szybę która powinna być? była? mała i pewno prawie nic lub mało co by dojrzał a opis wskazuje jakoby leżał na polanie pośrodku nigdzie. Smile

Cytat:ale o przebaczenie dla tego, który go otruł.

Teoretycznie wyjaśnia to powyższe. Stanowi także fajne zakończenie tegoż kawałka. Jednak cały czas ta ciemność i te gwiazdy. Wszystko to jakby drzwi przez które nadal wkrada się ziąb mimo iż ładne i nowe.

Cytat:Młody paulin

Paulini? Nawet nie wiedziałem Smile

Cytat:gdy zorientował się, co zaszło.

nie mógł zorientować się co zaszło jedynie co nastąpiło.

Cytat:widząc Augustyna Kordeckiego martwym

Młody nie krzyczał "śmierć-umarł-etc" mógł nawoływać do pomocy z innego powodu. Zmarły przecież mógł po prostu zemdleć osłabnąć zachorować nie pytali co się stało od razu walili z grubej rury ze zdrowaśki.


Pierwszy dialog jako całość jest raczej słaby. Nie trudno się w nim zagubić a i jego wartość gdzieś uleciała.

Cytat:-...Oro supplex et acclinis,
Cor contritum quasi cinis:
Gere curam mei finis.
Lacrimosa dies illa,
Qua resurget ex favilla
Iudicandus homo reus:
Huic ergo parce, Deus.
Pie Iesu Domine,
Dona eis requiem.

Co do fragmentu takie moje przemyślenia. Spotykamy się z obcymi językami w filmie czy literaturze. Nie rozumiemy zakładam że często wynika to z koncepcji autora. Ja osobiście zawsze mam dylemat czytać i nie zrozumieć czy pominąć zakładając że i tak bym nie zrozumiał.

Cytat:w oczach błyszczały mu łzy

znów mi coś nie gra. Może oczy błyszczały od łez? Lub jakiś inny zastępczy tekst wskazujący na płacz.

Cytat:Kaplicę przyciemniono, za jedyny blask pozostawiając równo palący się płomień gromnic.

zaraz i tak zgasną xd

Cytat:trafiła na żyzną glebę i od razu w niej zakiełkowała

xD

Cytat:skrzącą się mrozem kołdrą.

czy z odmianą nie jest coś nie tam?

Cytat:Czyste, błękitne niebo przecinały łopoczące skrzydła szwedzkich sztandarów, ustawionych tak gęsto, iż zdawać by się mogło, że przed klasztorem jakowyś przedziwny las wyrósł.

By dostrzec chorągwie należało spojrzeć w dół niebo było ku górze.

Cytat:czarne chmury póki co majaczące gniewnie na horyzoncie

czarne chmury czy czyste błękitne niebo? Może i są daleko ale to takie na siłę wszystko.

Cytat:ozwał się grzmiącym głosem:

odezwał - literówka Smile

Cytat:królewskich pałaców niźli wojskowego pawilonu

not! - napisałbym to dokładnie odwrotnie.

Cytat:rzeźbionym krześle

Cóż to takiego? Jeśli to mini tron to praktycznie każdy był rzeźbiony jeśli zwyczajowe krzesło no to raczej nigdy się ich nie rzeźbiło.

Cytat:nierównych, bowiem drżącą, starczą dłonią kreślonych,

raczej nie takim starym kiedyś średnia wieku była niższa a i wprawy pewno dużo dużo więcej niż dziś.

Cytat:iż Lewiatan połknął Gdańsk?

Cóż okazuje się że całkiem ten świat mały. Mnogość identycznych sformułowań.

Cytat:naprzeciw Polaka

Polaka literówka Smile

Cytat:iż jesteś człekiem pragmatycznym.

złe dobrane słowo. Pragmatycznym całkowicie nie pasuje do epoki niestety.

Cytat:Rzucił zakonnikowi pękatą sakiewkę pod nogi. Duchowny zbladł, nie ruszył się jednak z miejsca.

Halo halo Judasz? Tu Szatan dzwonię w prawie podatku Big Grin

Cytat:Dopiero teraz dotarła doń potworność tego postępku. Pocałował jezusowy policzek, niczym Judasz w ogrodzie. Zdradził. W zamian otrzymał srebrniki.

Nie lubię oklepanego motywu nawrócenia po złym - wiem sam go stosuje jednak wciąż bardzo nie lubię cóż poradzić.



No i tak jakoś udało mi się dojechać do samiuteńkiego końca. Podoba mi się jako opowiadanie jednak jako historia alternatywna i to polski raczej nie bardzo. Brakuje mi większej ilości aspektów historycznych. Brakuje mi także RON'u Sad Jeśli Twój przeciwnik wybrałby inny okres i opisał to równie dobrze niestety bym nie zagłosował xD a tak no to cóż cztery gwiazdki na pięć nie wiem czy uczciwie może ktoś kiedyś mnie skoryguje.

Pozdrawiam
Patryk.


ps. Fantastyka to dobry dział nawet bardzo dobry bo historii tutaj mało

ps. Wolę Twoje bardziej fantastyczne opowiadania. ^^


Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide...


"The Edge... there is no honest way to explain it because the only people who really know where it is are the ones who have gone over."
Odpowiedz
#5

Cytat:
Cytat:ocienionych



wiem że chodzi o cień ale gdy szybko czytałem wyszło mi ocenionych xD słowo nieczęsto używane jednak zbliżone do wykorzystywanego niemal na co dzień.

ale pasowało mi do opisu

Cytat:
Cytat:czy inne Behemoty chciały kapitulacji domu jego ukochanej Przenajświętszej Panienki.

czy aby Behemot miałby powody? Czy to określenia byłoby odpowiednim w tamtej sytuacji? Ojj nie wiem. Poza tym zdaje mi się że liczba mnoga jest także błędem Księga Hioba wspomina o jednym.
jakby jest tutaj kluczowe. Poza tym Behemoty nie odnoszą się do konkretnej persony. To coś na wzór babcinych wywodów, przynajmniej moja babcia taką składnię stosowała, a tutaj pasowało.

Cytat:
Cytat:świece w lichtarzach dopalały się, gasnąc jedna po drugiej i pogrążając salę w coraz gęstszym mroku.

nie wiem jak to z nimi jest nie znam się lub znam się za mało jednak wydaje mi się że to nie takie proste z tym gęstym mrokiem po wypieleniu świec. Ktoś winien o to dbać a i same świece żywotne być powinny.
w coraz gęstszym, a nie nieprzeniknionym. To raz, dwa: wywalił wszystkich, nikt nie chciał przeszkadzać.

Cytat:
Cytat: niepokój, który po chwili przerodził się w strach, a ten zolbrzymiał i stał się paniką.

przemiana zbyt prosta obdarta z tego czegoś. Niepokój który przeradza się w strach? Wywołany ciemnością? Bardziej lęk. Może dobór słów nie taki a może tylko mi coś nie gra.

Tobie nie graTongue nie, nie wywołany ciemnością, wyjaśnia się dwa zdania później

Cytat:
Cytat:Ręce i nogi odmówiły mu posłuszeństwa, język spuchł w ustach, nie pozwalając oddychać.


bo ciemność? Ciemność wywołała strach z kolei ten prawie go zabił jak rozumiem? Spuchniętym językiem można się udusić.

j.w.

Cytat:
Cytat: Ksiądz zwalił się z krzesła na podłogę z głuchym łoskotem, leżał na wznak, wpatrując się szeroko otwartymi oczyma w czerń nocy, rozpościerającej swój rozgwieżdżony płaszcz nad śpiącym światem.


Był w pomieszczeniu. Wiem że zapewne przez szybę która powinna być? była? mała i pewno prawie nic lub mało co by dojrzał a opis wskazuje jakoby leżał na polanie pośrodku nigdzie.

wpatrywał się w czerń, nie w gwiazdy. To, że nie kapie Ci na głowę, nie oznacza, że deszcz nie pada.

Cytat:
Cytat:gdy zorientował się, co zaszło.


nie mógł zorientować się co zaszło jedynie co nastąpiło.

zaszło to, że się księdzu zeszło.


Cytat:
Cytat:widząc Augustyna Kordeckiego martwym


Młody nie krzyczał "śmierć-umarł-etc" mógł nawoływać do pomocy z innego powodu. Zmarły przecież mógł po prostu zemdleć osłabnąć zachorować nie pytali co się stało od razu walili z grubej rury ze zdrowaśki.

tutaj masz niejakie przesłanki, że ksiądz nie żyje. Poza tym, bracia zakonni i księża w tamtym okresie byli z reguły nieźle rozeznani w kwestiach śmierci, więc...

Cytat:Blada twarz, oczy fioletem podkrążone i białe usta, pocałowane przez śmierć pozostały nieruchome.


Cytat:
Cytat: w oczach błyszczały mu łzy


znów mi coś nie gra. Może oczy błyszczały od łez? Lub jakiś inny zastępczy tekst wskazujący na płacz.
Nie. W oczach błyszczały łzy. Koniec i kropka.

Cytat:
Cytat:Kaplicę przyciemniono, za jedyny blask pozostawiając równo palący się płomień gromnic.


zaraz i tak zgasną xd

już lepiej po dziennej dozie złośliwości Wink Tongue

Cytat:
Cytat:skrzącą się mrozem kołdrą.


czy z odmianą nie jest coś nie tam?

Wszystko jest tam, gdzie być powinno. Kołdra skrzy się mrozem, więc skrzącą się mrozem kołdrą jest poprawne.


Cytat:
Cytat:Czyste, błękitne niebo przecinały łopoczące skrzydła szwedzkich sztandarów, ustawionych tak gęsto, iż zdawać by się mogło, że przed klasztorem jakowyś przedziwny las wyrósł.

By dostrzec chorągwie należało spojrzeć w dół niebo było ku górze.

Ale na tle nieba wyglądają bardziej dostojnie, niż na tle szaroburego błocka.

Cytat:
Cytat:ozwał się grzmiącym głosem:


odezwał - literówka Smile

Wcale nie literówka, tylko archaizm Wink

Cytat:
Cytat:królewskich pałaców niźli wojskowego pawilonu


not! - napisałbym to dokładnie odwrotnie.

A ja nie. Coś dostojnego czy bogatego bardziej pasuje do królewskiego pałacu, niż wojskowego namiotu.

Cytat:
Cytat:iż Lewiatan połknął Gdańsk?


Cóż okazuje się że całkiem ten świat mały. Mnogość identycznych sformułowań.

a czy czasami na początku opowiadania Kordecki nie powiedział:

Cytat:Powiedz Burchardowi, że prędzej Lewiatan z Bałtyku wypełznie i pożre cały Gdańsk jednym szczęk kłapnięciem, niż wpuszczę tu jego heretyckie bękarty! – Poseł zgiął się wpół w dworskim ukłonie, zamiatając strojnym w strusie pióro kapeluszem posadzkę i rychło zebranie opuścił, by przekazać swemu dowódcy nieugiętą decyzję księdza Kordeckiego.

Ergo nie jest to podobieństwo sformułowań, a kpina i ironia w ustach Burcharda, dokładnie cytującego odpowiedź Kordeckiego.

Cytat:
Cytat:naprzeciw Polaka


Polaka literówka

Gdzie Ty masz tu literówkę Huh oślepłam, nie wiem, o co chodzi Dodgy


Cytat:Halo halo Judasz? Tu Szatan dzwonię w prawie podatku

Gdy to przeczytałam, to aż oplułam monitor herbatą, gdy parsknęłam śmiechem. KApitalnie Ci wyszło Big Grin

Dzięki, Mag, za komentarz. Odnoszę wrażenie, że miałeś gorszy dzień, bo często "czepiałeś" się bzdurDodgy Ale cóż, licznik do ruletki tyka Tongue

A teraz na serio. To nie moja tematyka i zdaję sobie sprawę, że można to odczuć. Dziękuję Ci za poświęcony czas, sugestie i dobre słowo. I nie obrażaj się za powyższe, just a joke Wink


Marks BorderPrincess napisał(a):Kto tam był sędzią, bo czegoś nie czaje. Skoro Laik zaledwie kopnął w udo, a Andrzej trafił z pięści w twarz, to czemu Laik wygrał turniej?

Odpowiedz
#6
Wybacz mi kapadocjo moją nieobecność, lecz straciłem dostęp do swojego konta i musiałem założyć nowy.

Wybaczam Wink// kapadocja

A utwór ciekawy, stukrotnie lepszy od mojego, zatem nie będę go publikował. Był o alternatywnej historii Wiślan, gdzie możny wiślański objął władzę i odparł atak księcia wielkomorawskiego.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości