Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
O dawaniu słowa
#1
Słowo nie bierze się z powietrza; dysponujemy informacjami. Wiarygodnymi lub nie. Na ich podstawie coś tam komuś obiecujemy. Jest to umowa i staramy się jej dotrzymać. Staramy się być lojalni wobec własnych decyzji.

Załóżmy, że decyzja dotyczy ślubu. Składamy przysięgę i w momencie jej składania wierzymy w nią święcie. Jesteśmy młodzi, zauroczeni, wydaje się nam, że przeniesiemy góry, a co dopiero seksowną kobietę przez próg.

Ale po miodowym miesiącu, czy tygodniu, zaczynają się dożywotnie schody: oblubienica lub oblubieniec nie są aniołami i wyciągają z rękawa swój prawdziwy charakter. Arsenał konwencjonalnych min. Teraz już mogą, bo klamka zapadła. Dla rozrywki lub z nudów, zaczyna bijać wybrankę, bo twierdzi, ze mięso duszone lepiej mu smakuje. Początkowo jest wstrzemięźliwy: robi jej pucówkę tylko w weekendy i nigdy przy gościach. Potem gania ja co dwa dni, a jeszcze później - codziennie....

Byle pretekst jest katalizatorem. A że nudzi się coraz częściej, awantury stają się tradycją. Co jej zarzuca? Rożne takie. Na przykład, że kiedy ją widzi, to chce mu się wyć. Żałosna cielęcina dwoi się i troi, by jej Pan i Władca przestał ją lać, więc, by w domu było jako tako, idzie do roboty, a stary na piwo.

Pracuje na dwa etaty. Robota pali jej się w rękach. Ubzdurała sobie, że kiedy na świecie pojawi się dziecko, mąż się ustatkuje. Jednak dziecko było dla niego dodatkową gębą przy stole, konkurentem do michy, niesfornym bachorem pętającym się pod nogami.

Malec, który widzi, jak tatulina kocha mamulinę, uczy się, że ciskanie mamą o ścianę jest objawem miłości. Z nauki tej wyciąga wniosek, że jak dorośnie, będzie taki sam.

A moje wnioski? Mam dwa. Pierwszy polega na informacjach. Jakimi dysponujemy, takie podejmujemy decyzje. Nie na darmo istniał w archaicznych czasach obyczaj długiego narzeczeństwa. Ludzie mieli możliwość obserwacji przyszłych dozgonnych. Kiedyś również mawiało się, że aby poznać drugiego człowieka, trzeba zeżreć z nim beczkę soli.
Drugi wniosek jest ten mianowicie, że podejmując jakiekolwiek zobowiązanie, muszę liczyć się z jego konsekwencjami. Ponieważ moje decyzje wpływają nie tyko na mnie. Przykład, to opisana tu niewolnica. Złożyła przysięgę i z tej przyczyny cierpi jej syn. Na razie tylko się moczy ze strachu przed mendą, na razie ma początki cukrzycy wywołanej stresem, ale nie będzie trzeba długo czekać na efekty ślubowania. Myślę, że do małżeńskiej przysięgi należałoby dodać słowa: i nie opuszczę Cię, dopóki mnie nie zatłuczesz.
Odpowiedz
#2
Teza słuszna, ale argumentacja niezbyt trafiona.
Jakieś patologie tu opisujesz, mości OWSIANKO i próbujesz je przedstawić jako standard pożycia małżeńskiego.
Tak się składa, że w tym miesiącu stuknie mi 13-sta rocznica nałożenia tych słodko-gorzkich kajdan. Jasne, że nie zawsze jest idylla, bo życie na nią nie pozwala i sprzeczki się zdarzają, ale moja żona jakoś wciąż uciekać przede mną nie musi a dzieci przejawiają większą ochotę, by się przytulić gdy wracam z pracy, niż aby chować się pod stół Smile.
Ja sam, gdyby mi dane było życie przeżyć ponownie, napewno znów bym się ożenił z tą samą kobietą i chciał mieć te same dzieciaki.

Z wnioskami także nie w pełni się zgadzam.
Napewno "obserwacje przedmałżeńskie" powinny być staranne a wybór przemyślany (choć w takim razie dziwię się, czemu moja żona mnie akurat wybrała, bo przez prawie cztery lata wzajemnego sondowania poprzedzającego "decyzję", dałem się poznać bardziej jako młodzieniec lubiący wino, kobiety i śpiew, niż materiał na męża i ojca), ale istnieją jeszcze uczucia, które niekiedy rozmywają i obraz i osąd.
Wiesz, taka ludzka słabość.
Co do "archaicznych czasów", to początkowo wyboru dokonywali rodzice gdy przyszli małżonkowie byli jeszcze w pieluchach, stąd obyczaj długiego narzeczeństwa. Oczywiście, wraz z biegiem historii okres ten skracał się, aż w końcu dozwolono by przyszli Państwo Młodzi sami się wybierali (wyjąwszy niektóre kultury), a że ewolucja w obyczajach wciąż trwa, mamy obecne, często nazbyt szybkie decyzje. Tak to jest: gorąca, młoda krew + gorąca, młoda głowa = błyskawiczna, często nie do końca przemyślana decyzja.
OWSIANKO napisał(a):Drugi wniosek jest ten mianowicie, że podejmując jakiekolwiek zobowiązanie, muszę liczyć się z jego konsekwencjami. Ponieważ moje decyzje wpływają nie tyko na mnie.
Absolutnie się zgadzam, choć Twoją argumentację ponownie uważam za chybioną. Miast zmieniać treść przysięgi małżeńskiej lepiej zmienić ludzi!
Choćby poprzez dawanie pozytywnych, a nie skrajnie złych, jak te, które przytoczyłeś, przykładów.
Obecnie to wygląda, jakbyś chciał ogień ogniem gasić...

Co do samego tekstu, jest jak zwykle warsztatowo świetny.
Po raz kolejny powtarzam: zazdroszczę Ci talentu i pióra!
Pozdrawiam!
[Obrazek: eyes480c.jpg]

Mruczę, więc jestem!



Odpowiedz
#3
Bo Pan Owsianko ma tendencje do przedstawiania TYLKO jednej strony medalu, i wyolbrzymiania rzeczywistości na zła, spaczoną i zdegradowaną. Tak jakby gdzieś tam kiedyś było inaczej. Przestałem na to zwracać uwagę Kocie :-) Warsztat dobry, treść jak zwykle... inna.
Namaste, Tygerski
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#4
Kot

Przede wszystkim jestem wdzięczny za komentarz. Widzę, że wokół moich tekstów powstają nieporozumienia interpretacyjne. Z jednej strony to dobrze, bo komentarze uczą mnie, że odbiór utworu jest inny niż moje intencje. A drugiej – niebardzo, ponieważ wynika z nich, że skoro artykulik budzi kontrowersje, a czasem – nazbyt uproszczone emocje, winę ponosi autor. A ponosi dlatego, że nie potrafił napisać wyraźnie, o co mu szło. Więc biję się w piersi, gdyż w moich tekstach istotnie jest źle zaakcentowana intencja. Powinienem od razu powiedzieć, że nie wszystkie rodziny składają się z sadystów i męczennic, nie wszystkie dzieci są świadkami małżeńskich bijatyk, że w ślubnej przysiędze zawarty był żart. No, ale gdybym napisał tego rodzaju tekst, byłby to nie felieton, ale suchawy raport policyjny zawierający dane na temat wieku i numeru kołnierzyka bohatera. Podanie treści na talerzu, treści jednoznacznej i od razu czytelnej, mija się z celem literatury, bo literatura wymaga aktywnego uczestnictwa, psychicznej współpracy pomiędzy adresatem tekstu, a jego autorem.
pozdrawiam
Odpowiedz
#5
Dobra. To może teraz dla odmiany napiszesz o czymś wesołym? Big Grin

Oczywiście, takie małżeństwa istnieją, przykre to. Masz rację, dzieci przyswajają błędne wzorce i kółeczko się zamyka. Ale powtórzę się znowu, nie wszędzie i nie zawsze. U mnie w domu obserwuję małżeństwo całkiem dobre - co z nimi? Co ze mnie wyrośnie? Smile
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#6
OWSIANKO,
oczywiście zgadzam się z Twoim twierdzeniem, że literatura "dopowiedziana" staje się po części kroniką.
Dlatego właśnie potrzebna jest dyskusja.
Zwłaszcza, jeżeli osoba z Twoim polotem i ciętym dowcipem bierze pod lupę temat taki jak ten.
W naszym forumowym gronie są także ludzie bardzo młodzi, nie do końca emocjonalnie ukształtowani, którzy gotowi pomyśleć, że Twoj tekst jest stricte o małżeństwie a nie o "Dawaniu słowa" jego dotrzymywaniu (bądź nie) i tego konsekwencjach.
Jako twórca jesteś niezależny i nie musisz na powyższe uwagi zwracać (ba! byłaby to wręcz zbrodnia popełniona na tym felietonie), ja zaś, jako administrator, już tak.
Uznałem, że pewne kwestie winny tu być powiedziane o ile nie dopowiedziane.
Stąd mój komentarz taki, nie inny.

Nie umniejsza to faktu, że wciąż uważam iż użyta przez Ciebie w tym konkretnym utworze argumentacja jest nieco zbyt "ciężka" a wykorzystane w niej przykłady drastyczne.
Pocieszam się jedynie, że ten "skurcz", którego doświadczyłem czytając Twój utwór, był efektem zamierzonym przez Ciebie, a te konkretnie przykłady obliczone na wywołanie takiego właśnie wstrząsu.
Bo iluż to dawanych słów i obietnic nie dotrzymaliśmy?
Setek?
Co najmniej, rzadko przy tym licząc się z konsekwencjami takich a nie innych, dokonywanych przez siebie wyborów oraz ich wpływem na innych, często bliskich nam ludzi.
[Obrazek: eyes480c.jpg]

Mruczę, więc jestem!



Odpowiedz
#7
Jak zwykle dobrze się czyta i jest ok. Przykłady drastyczne? Czasami wydaje mi się, że tak to właśnie wygląda. Więcej jet ludzkiego szlamu niż gwiazd.



Pozdrawiam.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości