Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Niezależna jednostka twórcza
#1
Prosta matematyka: moje wrażenia czytelniczo - filmowe + odrobina fikcji literackiej.
Częstujcie się Smile



Jestem swoją własną jednostką twórczą – powiedziała nieco smutno, ale z uśmiechem, które to zdanie zaczerpnęła z jakiegoś dziennikarskiego podręcznika. Każdy, kto odwiedzał nas na ulicy Hercena, pamiętał je, ale nikt nie zdawał sobie sprawy w jakim stopniu stało się ono jej myślą przewodnią.


Scena pierwsza: Poddają się


Dawno, dawno temu stali razem na balkonie.
Ona uśmiechała się, z dziecinną wręcz ciekawością patrząc na kłębowisko ludzkie. Wydawało się, że najchętniej sama znalazłaby się tam, na dole, żeby manifestować wspólnie z nimi. Wybornie rozumiała doniosłość momentu. Te wartości, których oni bronili, wyniosła z domu i dość ostentacyjnie stosowała w codziennym życiu. Triumfowała, bo to, co kiedyś było zuchwałe, teraz miało stać się naturalne.
- Widzisz to? – Ucieszył się On, wskazując ręką na flagi, transparenty i trzymających się za ręce ludzi. – Wrogowie się poddają!
Nieoczekiwanie zaczęła się śmiać. Tłumiła ten wybuch wesołości, ale nie mogła go ukryć. Radość po prostu w niej wybuchała, rozkwitała na ładnej, młodej twarzy.
- Poddają się, poddają! – Powtarzał niczym rozentuzjazmowane dziecko.
Ona nic nie mówiła, słuchała okrzyków i ciągle się śmiała.

Scena druga: Swoje myśli chowam dla siebie

Znowu to samo. Starał się, nie wyszło. Za śmiałe, zbyt obrazoburcze, chaotyczne. Nie i nie.
Odczuwał niepowodzenie całym sobą – tak bardzo chciał, żeby ktoś docenił i zauważył jego pracę.
Zniechęcony, odłożył długopis. Wsłuchał się w dochodzący zza ściany głos żony. Czytała dziś dzieciom historyjkę o dzielnym, ołowianym żołnierzyku. A potem jeszcze jedną, pamiętał ją ze swojego dzieciństwa: o małym Gavroche’u z „Nędzników”.
Nawet nie zauważył, kiedy w końcu do niego przyszła.
- Ej, ej, przejmujesz się?
- Jak cholera – mruknął niechętnie.
Westchnęła ciężko.
- Myślisz, że ja mam lepiej? Poszłam do tej redakcji, wiesz, do „Gwizdka”. A oni co? Kazali mi zacząć artykuł od słów „Co słychać, kolejarzu?”. Przecież... przecież nie można tak pisać! A buty na zimę same się nie kupią, prawda?
- Nie martw się, przebieżki na bosaka po śniegu dobrze mi robią...
- Oj, jaki ty jesteś – westchnęła, czule strzepując z jego ramienia jakiś niewidoczny pyłek.
Przez chwilę milczeli oboje. Pierwsza odezwała się Ona:
- Powiedz, czemu piszesz tylko do pracy, a nigdy dla siebie?
- Wiesz, mała, kiedyś byłem młodym wrażliwcem i nawet prowadziłem dziennik. Kiedy poszedłem do wojska, pewnego dnia sierżant wyciągnął go z szafki. Przeczytał na głos całemu oddziałowi. Dlatego teraz zachowuję myśli w głowie. Żaden bufon z pagonami się do nich nie dorwie.
Pokiwała głową ze zrozumieniem.
- To jeszcze nie było najgorsze – droczyła się z uśmiechem.
- Naprawdę? A co było?
- To, co napisałam o wyścigach motocyklowych: „... i tak mit o siedmiomilowych butach zrealizował się częściowo w idei silnika o spalaniu wewnętrznym”. Oni to wykorzystali, rozumiesz?
Śmiali się z siebie. Niezależne jednostki twórcze wciąż czekające na swój Uśmiech Słonecznego Zeusa.

Scena trzecia: Czy przeczytałeś to?

Czasami rzeczy prozaiczne są początkiem czegoś nadzwyczajnego.
W jej przypadku tą rzeczą było pranie. Wywracając na drugą stronę kieszenie puchowej kurtki męża, znalazła karteczkę.
„Zwracamy się do Pana ze względu na Pańskie materiały o Czarnobylu” – nagląca prośba o pomoc. Napisana odręcznie, czerwonym atramentem.
- Czy przeczytałeś to?
- Nie.
Patrzy na niego z naganą, a on od razu czuje, że popełnił wielką, niewybaczalną wręcz gafę.
- Musisz natychmiast zadzwonić! – Wykrzykuje karcąco, niemal popychając go w stronę telefonu.
Jej determinacja jest tak wielka, że tydzień później znajduje się tam, skąd dopiero co wrócił. Kamera robi zamazane zdjęcia, żeby pokazać światu dramat. Bohaterowie dramatu płaczą.
Pracował daleko od domu, kiedy ktoś inny wyemitował ten reportaż. Ona nie dała mu spokoju, nalegała, żeby sam zobaczył, czy sytuacja się zmieniła.
Zmieniła się radykalnie. Sprawczyni zamieszania była zachwycona, a On – ścigający się z nią zawodowo w zespole złożonym z męża i żony – po raz pierwszy pomyślał, że ma przy sobie osobę absolutnie niesamowitą.

Scena czwarta: Czemu takim pomagasz?

Minęło kolejnych kilka lat. Ona osiwiała i zbrzydła, a On wyłysiał. Mieli własne mieszkanie, dorastające dzieci i dobermana. Stabilizacja. Tylko telefon dzwonił coraz rzadziej.
Ona pojechała na wojnę - wróciła odmieniona. Bardzo smutna. Z każdym rokiem śmiała się coraz mniej.
zajmował się teraz polityką. Przyjeżdżał do domu i skarżył się, prawie wypłakiwał w rękaw żony: czuł się oszukany i rozdarty moralnie w absolutnie beznadziejny sposób.
- To po co takim pomagasz? – Pytała Ona, nagle chłodna i zdystansowana.
Kiedy mówił, że dla pieniędzy, patrzyła na niego z wyraźną naganą w oczach.
- Spróbuj pomóc uczciwemu człowiekowi i to za darmo. Od razu poczujesz się lepiej.
Naprawdę nie rozumiała, że On się męczył.
Nie mogli już siebie znieść.
Różnice nie do pogodzenia.
Polityka i moralność.

Scena piąta: Przeżyliśmy. Jeszcze raz.

Dziwny facet, myślała, wspominając pułkownika.
Siedział obok niej w wojskowym helikopterze. Szum zagłuszał każdy inny odgłos, nie można było normalnie rozmawiać. Mimo to, pochylił się i szeptał – tak właśnie, szeptał, jej wprost do ucha.
- Skąd jesteś?
- Z daleka – odpowiedziała trochę niechętnie.
- No, ja też. Jestem pułkownikiem.
- A ja dziennikarką.
Ze zdziwieniem obserwowała, jak śmieje się i podskakuje, kiedy tylko postawił stopy na ziemi. Dziecinna radość nie pasowała do żołnierza, zwłaszcza takiego, który codziennie oglądał ohydną, brudną wojnę.
- Chyba powinniśmy iść do restauracji – rzucił wesoło.
Spojrzała na niego nieufnie, unosząc brwi.
- Mamy jakąś okazję do świętowania?
- Jeszcze tego nie rozumiesz? – Zaśmiał się. – Oj, chyba nie bywasz tu zbyt często.
Nie podobało jej się to, co mówił. Kolejny, szowinistyczny, przekonany o własnej wyższości facet.
- Będziemy świętować, bo żyjemy. Znowu! Nie jesteśmy na wojnie. Ja żyję, rozumiesz? Kolejny raz!
Wtedy zdała sobie sprawę, że chyba po raz pierwszy w życiu źle kogoś oceniła.
- To się kiedyś skończy. Obiecuję – powiedziała nagle, z głębi serca. – Ja dużo napiszę...
- Uważaj. My jeszcze poznamy znaczenie słowa „nigdy”.


Scena szósta: Najdalszy zakątek Starego Świata

Pomimo całego przywiązania do kraju, miasta, mieszkania i psa, lubiła wyjazdy za granicę. Były jak łyk świeżego powietrza i szczepionka przeciw wielkomocarstwowemu myśleniu, które Wielka Piramida Władzy starała się im wpoić.
Przystanek: Molde. Najdalszy zakątek Starego Świata.
Cmentarz w Molde był bardzo spokojnym i cichym miejscem, pomimo bliskości fiordu i nieokiełznanego oceanu. Idąc alejką odczuwała, że życie to coś cennego. Należy je przeżyć tak po prostu – dobrze.
Surowy, prawdziwie skandynawski granit, okolony morzem czerwonych róż. Wyryte na nagrobnym kamieniu litery układały się w najgorsze na świecie słowa.
Ingeborg chciała pomagać innym. Opuściła spokojne miasteczko nad Atlantykiem, żeby ratować tych, którzy cierpieli z powodu ohydnej wojny. Przegrała zabawę w chowanego z żołnierzami. Dołączyła do Elzy, Wachy, Zelimchana... i wielu innych, których łączyło jedno – niewinność.
Død Tsjetsjenia.
Świat o niej zapomniał. Przypomni sobie, już Ona tego dopilnuje. Czuje się winna, chociaż to po prostu głupie.
Chciałaby przeprosić tę matkę, steraną życiem Sigrid, w imieniu wszystkich odpowiedzialnych za śmierć dzielnej Ingeborg: państwa, systemu, żołnierzy, polityków i całej tej cholernej Piramidy Władzy. Chciałaby, ale to nic nie da. Jedyne, co może, to napisać o Norweżce, która zrobiła więcej niż wymagał tego jej obowiązek.
Sigrid poprawia pasemko siwych włosów, które uparcie wchodzi jej do oczu. Nie płacze; jest jedną z tych niezłomnych, zahartowanych przez życie Norweżek. Zniesie wszystko.
- To, że pamiętałaś o Ingeborg, dało mi kilka dodatkowych lat życia – mówi. – Ludzie potrzebują odpowiedzi na pytania, które ich najbardziej dotyczą gdy jeszcze żyją. To może być najważniejsza rzecz, jaką mogą zrobić ci, którzy są u władzy.
Atlantyk huczał i krzyczały mewy.
Dziennikarka wracała do domu smutna, chociaż wypełniła swój obowiązek.
Dlaczego ludzie myślą, że świat jest tak ogromny, że wszelkie wojny toczą się daleko i ich nie dotyczą?
Może właśnie teraz, na pewno ktoś, na pewno ktoś umiera
I w czyichś ramionach wylewa łzy.
Może on, może ona – najważniejsze, że nie ty.




Scena siódma: Kowierny


Kowierny to rosyjski klaun. Jego rola była dość niewdzięczna: zabawiał ludzi w przerwach między kolejnymi numerami, ale koniecznie musiał spodobać się publiczności. Jeśli działo się inaczej, właściciel cyrku go wyrzucał.
Mogła powtarzać sobie, że lubi swoją pracę, wykonuje ją rzetelnie, tylko co z tego? Po kilku dobrych dniach musiał przyjść taki, jak ten – męczący i zakończony potężnymi łzami, bo znowu ktoś na nią wrzeszczał i wyzywał od najgorszych. Kowierny nie spodobał się publice.
„Gdyby to ode mnie zależało, kazałbym cię rozstrzelać”, „kanalia”, „gnida”, „zdrajczyni”, „kwalifikuje się do likwidacji” – mogła zrobić konkurs na najohydniejsze określenie swojej osoby.
Czasem miała ochotę wyjść na ulicę i krzyczeć.
Błagam was, zlitujcie się i zabijcie mnie.
„Pisałam tylko prawdę” – zwierzyła się kiedyś czytelnikom. Jednak tylko nieliczni chcieli ją znać.
„Mamo, chyba zaczynam rozumieć, o czym piszesz” było w tym wszystkim jak promyk słońca. Wiedziała jednak, że to za mało, kropla w morzu. Co może jeden rozumny w zderzeniu z masą ślepców?

Scena ósma: Życie, którego nie żal.


Koniec, który obiecała pułkownikowi, nie nadszedł.
Nikt się nie zatrzymał. Nie zastanowił. Nie zrozumiał.
Pytali po co to wszystko było albo oburzali się – bo zdradzała.
Żyje sobie w zbiorowej podświadomości, nie niepokojona przez nikogo.
Zdrajczyni.
Wariatka.
Niezależna jednostka twórcza.
Stryczek Cwietajewej.


*cytat z początku pochodzi z książki "Tylko prawda".
* cytaty kursywą w scenie siódmej i szóstej pochodzą z piosenki "Anastazja jestem".
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#2
Meees, wreszcie się zabrałem za coś Twojego. Dumna jesteś? Big Grin

Cytat:Jestem swoją własną jednostką twórczą – powiedziała nieco smutno, ale z uśmiechem, które to zdanie zaczerpnęła z jakiegoś dziennikarskiego podręcznika.
Podoba mi się „jednostka twórcza”, nie podoba mi się, że wyszło na to, że „uśmiech” jest zdaniem zaczerpniętym z dziennikarskiego podręcznika. Mam nadzieję, że motto nie jest jakimś cytatem i nie okaże się, że poprawiam tutaj właśnie Hercena, Tołstoja czy innego Gogola xD

Cytat:Odczuwał niepowodzenie całym sobą – tak bardzo chciał, żeby ktoś go docenił i zauważył.
Zawsze można to wrzucić na forum internetowe. Głupi On!

Cytat:Pierwsza odezwała się ona:
Czemuż to nie z wielkiej tutaj?

Cytat: Niezależne jednostki twórcze wciąż czekające na swój Uśmiech Słonecznego Zeusa.
Oookeeej... Uśmiech Słonecznego Zeusa. Spoko. Słoneczny Zeus. Pewnie, mam to. Ok… znaczy się nie ok… bo nawet taki fajny obrazek chciałem znaleźć w sieci, który by mi to sprytnie wyjaśnił. Ale nie ma Sad Rozjebrałaś system… (Albo to jakiś liryczny symbol, którego wybitnie nie ogarniam. Albo (może być też tak, bo generalnie jestem ignorantem) znów śmieję się z jakiegoś Dostojewskiego. Ech, jednostki twórcze…)

Cytat:Czasami rzeczy prozaiczne są początkiem czegoś nadzwyczajnego.
Do tej pory naprawdę udawało Ci się uniknąć coehlizmów i innych banałów. Szkoda, że walnęłaś takim czymś.

Cytat: a on wyłysiał.
To od Czarnobyla. A ja już nie wiem, kiedy ma być z wielkiej, a kiedy nie…

Cytat:i dobermana. Stabilizacja.
To mi się podoba! Poważnie.

W scenie czwartej coś Ci się zjadło. I tak mi trochę zgrzytają te krótkie zdania (w sumie nie tylko w czwórce). Czasami przesadzasz, nawet żadnych „linking expressions” nie raczysz dać. Opowiadanie przez to wydaje się być w niektórych momentach szarpane, co – przy i tak „fragmentarycznej konstrukcji” tekstu – zaburza płynność odbioru, nie pomaga w skupieniu się nad Sprawami Naszego Świata Doczesnego, Nad Którym Uśmiech Słonecznego Zeusa Góruje. Co za dużo to niezdrowo (i kto to mówi, nie!?).

Cytat:patrzyła na niego z wyraźną naganą w oczach.
Miałem okazję w swym krótkim życiu widzieć kobiety z oceanem w oczodołach, ach. Zdarzają się też takie, co mają kurwiki. Są również laski tak puste, że nawet oczu nie uraczysz… Twoja bohaterka najwyraźniej reprezentuje nową (zapomnianą przeze mnie) kategorię – naganooką Tongue

Cytat:Spróbuj pomóc uczciwemu człowiekowi i to za darmo. Od razu poczujesz się lepiej.
Ta, pewnie. Bo Ona się czuła lepiej…

Cytat:Kolejny, szowinistyczny, przekonany o własnej wyższości facet.
Wypatruję i wypatruję samca niedokochanego gdzieś tu, uuu…

Cytat:*cytat z początku pochodzi z książki "Tylko prawda".
Big Grin Big Grin Big Grin
A nie mówiłem. Poprawiam Politkowską, patrzcie, jaki fajny, zadufany w sobie jestem hipokryta. Angel

O polityce trzeba umieć pisać. Podobnie zresztą o miłości (sic!). Wiadomo. Ty tutaj łączysz i jedno, i drugie, dodając nawet więcej, bo też wojnę, Rasiję, kwestie społecznego zaangażowania… Uff, dużo tego, jak na tak krótki tekst, nie? Krótko trochę. I tylko to mi się w sumie nie podoba. Z drugiej strony tekst pewnie straciłby na swym „niedopowiedzianym” uroku. Odwieczny paradoks długości, że małe jest piękne, ale duże może więcej. No ale nie kłóćmy się tutaj, że rozmiar nie ma znaczenia…

Mąż Politkowskiej fascynował mnie już przy okazji Twojego dramatu. Znowu nie było seksu, znowu wyszedł na pantoflarza zdominowanego samicą, której naganny wzrok wystarczy, by pojechać na piknik pod wiszącym Czarnobylem. Ale psychologicznie na pewno go pogłębiłaś i ukradł Ci pierwszą połowę tekstu (co nie jest wadą! bo Twoją bohaterkę też określa jej otoczenie, nie?). Końcówka już praktycznie tylko o Annie. I kto nie zna historii, ten trąba.

Muszę też przyznać, ze zmienił Ci się styl. Z dziewczęcego, nad którym tak się kiedyś rozpływałem, została Ci złamana brutalną reporterką niewinność. Połączone z dziennikarką daje nieco abstrakcyjny efekt, może nieco za bardzo poetycki, liryczny, ale to w końcu epitafium, tren nad Politkowską, prawda? Smutny, nostalgiczny sonet do idola, wszyscy to przerabialiśmy. Naprawdę dobry tekst.

Z drugiej strony, gdybym Cię nie znał, pewnie miałbym większy problem z interpretacją/odnalezieniem kontekstów. Wink

Dobra, koniec tego dobrego, byłem zbyt poważny jak na mnie. Jednak znalazłem! Niech Uśmiech-Słonecznego-Zeusa-Yo będzie z Tobą!

[Obrazek: zeuscowhorsepicachumino.jpg]
Odpowiedz
#3
Cytat:Meees, wreszcie się zabrałem za coś Twojego. Dumna jesteś?
Zaiste Big Grin

Cytat:Zawsze można to wrzucić na forum internetowe. Głupi On!
Wtedy to On nie miał neta Tongue Straszne czasy, ni?

Cytat:Oookeeej... Uśmiech Słonecznego Zeusa. Spoko. Słoneczny Zeus. Pewnie, mam to. Ok… znaczy się nie ok… bo nawet taki fajny obrazek chciałem znaleźć w sieci, który by mi to sprytnie wyjaśnił. Ale nie ma Rozjebrałaś system… (Albo to jakiś liryczny symbol, którego wybitnie nie ogarniam. Albo (może być też tak, bo generalnie jestem ignorantem) znów śmieję się z jakiegoś Dostojewskiego. Ech, jednostki twórcze…)
Big Grin

Cytat:Do tej pory naprawdę udawało Ci się uniknąć coehlizmów i innych banałów. Szkoda, że walnęłaś takim czymś.
Już będę grzeczna Big Grin

Cytat:To od Czarnobyla. A ja już nie wiem, kiedy ma być z wielkiej, a kiedy nie…
Oj taak, zapewne od Czarnobyla. A z tymi literkami to moje niedopatrzenie. Po nocach pisałam.

Cytat:To mi się podoba! Poważnie.
Doberman czy stabilizacja? Big Grin

Cytat:Ta, pewnie. Bo Ona się czuła lepiej…
Ano, twierdziła, że się czuła. Kto by się tam pogróżkami przejmował, hm?

Cytat:Wypatruję i wypatruję samca niedokochanego gdzieś tu, uuu…
W pierwszej wersji był niedokochany - w drugiej chyba mu to wybaczyła Tongue Zabujał się facet, co go miała stresować.

Cytat:A nie mówiłem. Poprawiam Politkowską, patrzcie, jaki fajny, zadufany w sobie jestem hipokryta.
Konkretnie to jej męża poprawiasz. Sasza skopie Ci tyłek Tongue

Cytat:O polityce trzeba umieć pisać. Podobnie zresztą o miłości (sic!). Wiadomo. Ty tutaj łączysz i jedno, i drugie, dodając nawet więcej, bo też wojnę, Rasiję, kwestie społecznego zaangażowania… Uff, dużo tego, jak na tak krótki tekst, nie? Krótko trochę. I tylko to mi się w sumie nie podoba. Z drugiej strony tekst pewnie straciłby na swym „niedopowiedzianym” uroku. Odwieczny paradoks długości, że małe jest piękne, ale duże może więcej. No ale nie kłóćmy się tutaj, że rozmiar nie ma znaczenia…
Ja lubię duże, ale ciągnięcie tego tekstu byłoby nużące. Poza tym opisywanie jakichś scen z Czeczenii - fe.

Cytat:Mąż Politkowskiej fascynował mnie już przy okazji Twojego dramatu. Znowu nie było seksu, znowu wyszedł na pantoflarza zdominowanego samicą, której naganny wzrok wystarczy, by pojechać na piknik pod wiszącym Czarnobylem. Ale psychologicznie na pewno go pogłębiłaś i ukradł Ci pierwszą połowę tekstu (co nie jest wadą! bo Twoją bohaterkę też określa jej otoczenie, nie?). Końcówka już praktycznie tylko o Annie. I kto nie zna historii, ten trąba.
Mnie zaciekawiła jego postać z kilku powodów:
a) Na początku został przedstawiony jako tępy idiota, który się żali nie wiadomo na co.
b) Później stwierdziłam, że chyba trochę mu żona pojechała, bo nie jest tak źle.
c) Na koniec facet narobił sobie u mnie długów - wisi mi dwie paczki chusteczek higienicznych.

A historii znać w sumie nie trzeba. To zapis moich wrażeń, wybór scen, które zapadły mi w pamięć. Ty fajnie ogarniasz, bo mnie znasz, ale ktoś niech sobie dośpiewa coś innego, zobaczymy, co z tego będzie Smile

Cytat:Muszę też przyznać, ze zmienił Ci się styl. Z dziewczęcego, nad którym tak się kiedyś rozpływałem, została Ci złamana brutalną reporterką niewinność. Połączone z dziennikarką daje nieco abstrakcyjny efekt, może nieco za bardzo poetycki, liryczny, ale to w końcu epitafium, tren nad Politkowską, prawda? Smutny, nostalgiczny sonet do idola, wszyscy to przerabialiśmy.
Sonet do idola? No, nie do końca. Jak już mówiłam, to w pewien sposób zapis moich wrażeń i refleksji. Co nie zmienia faktu, że Anię podziwiam i żal mi jej.

Cytat:Naprawdę dobry tekst.
Dzięki!

Cytat:Muszę też przyznać, ze zmienił Ci się styl. Z dziewczęcego, nad którym tak się kiedyś rozpływałem, została Ci złamana brutalną reporterką niewinność.
O, serio? Tego to nie zauważyłam.

Cytat:Dobra, koniec tego dobrego, byłem zbyt poważny jak na mnie. Jednak znalazłem! Niech Uśmiech-Słonecznego-Zeusa-Yo będzie z Tobą!
Dzięki za komentarz! Big Grin






"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#4
Mes -
Podobała mi się ta recenzja?opowiadanie?esej?, ale
1. jeżeli to recenzja - to .... to nie, bo brakuje elementów odsyłających do recenzowanego
2. opowiadanie - to... to nie, bo brakuje elementów strukturalnych świata, które umożliwią rozumienie motywacji, psychologii bohaterów.
3. esej... pewnie najbliżej, ale hermetycznie, zbyt powierzchownie, mało osobiście, a jednocześnie niesamodzielnie w stosunku to przestrzeni tekstu źródłowego dla refleksji.


To pierwsze uwagi, moje ale - bo nie znając kontekstu, żadne z rozwiązań nie zadowala, wydaje się skazywać Twoją pracę na funkcjonowanie satelitarne wobec Politkowskiej

WIEM - znalazłam określenie - to improwizacja literacka - solówka jednego instrumentu, kiedy zespół (tu Politkowska) gra temat.... Ciekawe się robi... bo zaczynam chcieć usłyszeć brzmienie całości
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#5
O, Natasza mądrze mówi. Podoba mi się porównanie tego tekstu do improwizacji. Taki jamming i palcówka na gitarze...

A Słoneczny Uśmiech Zeusa wciąż wymiata Cool
Odpowiedz
#6
Ja zawsze mądrze mówię o literaturze, kiedy głupieję w miłości. Homeostaza? Tongue

ale fajny off top, Mes wybacz.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#7
Ten tekst dla mnie jest za ambitny. Czyta się świetnie, chce się dowiedzieć co dalej, ale na końcu nasunęła mi się myśl "O kurczę, a co to było?" Smile Albo za krótko żyję, albo za głupia jestem. Niemniej, podoba mi się. Po prostu.
Odpowiedz
#8
Cytat:Ten tekst dla mnie jest za ambitny.
Łoł! Big Grin

Cytat:Czyta się świetnie, chce się dowiedzieć co dalej, ale na końcu nasunęła mi się myśl "O kurczę, a co to było?"
To, co wspomniałam na początku plus trochę improwizacji. Wpadłam jednak na pomysł, żeby trochę jeszcze ten tekst rozszerzyć.

Cytat:Niemniej, podoba mi się. Po prostu.
Cieszę się z tego Big Grin

Dziękuję Ci za lekturę i komentarz.
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości