Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Niebieska Gorączka
#1
Niebieska Gorączka


Ciemność ogarnęła całym lasem. Ale nie w całym była TYLKO ciemność. W pewnej małej drewnianej chatce mieszkał czarnoksiężnik. No, może nie aż czarnoksiężnik, ale taki mroczny czarodziej. Panował tam MROK, czyli Międzyświatowe Rozpieprzanie Okazyjnego Kurewstwa.
Ten mroczny mag na imię miał Gargamel i miał wprost bzika na punkcie Smerfów - małych niebieskich istot, które prowadziły sobie spokojne życie w swoich wioskach. Nikt nie wierzył w te stworzonka, z wyjątkiem tego staruszka po przejściach. Gargamel miał pecha. Nigdy nie udało mu się złapać choć jednego Smerfa. A kiedy już tego dokonał, uciekały mu one. Spytacie zapewne: Po jaką cholerę on je nadal gnębi?
A to z powodu takiego, że ich ciała można zmienić w złoto. To już znacie odpowiedź...

- Spierdalaj, Klakier! - krzyknął nerwowy dziad - Włóczysz mi się pod nogami jak... nie wiem sam co!
Wystraszony kocur o rudej sierści czmyhnął szybko pod łóżko swojego pana.
- Sczypta zeschniętej spermy żółwia... - mruczał pod nosem łysy czarodziej, mieszając jakieś składniki w rozgrzanym kotle - Jad teściowej... (z tym ostrożnie!) i jescze tylko wąs kota. Klakier! Wyłaź! Czas cię ociąć, rudy skurwielu!
Kot się wzdrygnął na samą myśl.
- Chodź tu, ty tępy skurwysynu! - wrzeszczał swoim ciapowatym głosem - No wyłaź do swojego pana!
W końcu wyjął z półki zdechłego szczura i postanowił wywołać uparte zwierzę podstępem.
- Chodź, ty cholero! Mam myszkę!
Klakier dobrze wiedział, że to pułapka, ale był tak głodny, że drapieżnie żucił się na żarcie.
Staruch odziany w czarną szatę pasującą do jego charakteru, chwycił kota za ogon i wyrwał mu z całej siły włos z jego nosa. Krew wypłynęła i biedny kotek zapiszczał z cierpienia.
- Zamknij ryj, poczwaro jedna zajebana! - klął Gargamel - Musimy być bogaci, rozumiesz? Musimy wybić to paskudztwo! Smerfy zasrane!
Wrzucił do kotła wąsa, którego wyrwał swojemu kotu i dokładnie wymieszał zawartość. Nachylił się i powąchał. Wąchał egzystencję wywaru.
- Dobrze jest... - wymruczał ochrypłym głosem - Jest zajebiście, kurwa! Wreszcie ugotowałem to gówno! Klej w czystej postaci! Kto stanie na tym, już nigdy nie...yyy...nie wyjdzie!
Wyprostował swe krzywe plecy.
- Kiedy te niebieskie pizdy staną na moim eliksirze, będą przyklejone jak ta dziwka, Honorata do mojego kutasa! Hehehe! - staruch wlał kleistę breję do małego garnka i odłożył go na stolik - Kurde, głodny jestem. Trza coś złowić, ale mi się wędka spierdoliła. I chuj, wezmę szpadel.... a nie, nie! Chodź Klakier, idziemy czego poszukać w tym gównianym lesie!
I szli tak dosyć długo, aż nie zauważyli babuni w chustce stojącej przy ścieżce.
- A ta dziwka czego tu? Na okazję czeka, czy jak? - wymruczał stary, podszedł do niej i zapytał się grzecznie - A co taka piękna pani tutaj porabia, hm?
- Sprzedaję grzyby, kurwa! Nie widać?!
- Ach, tak, tak. Widzę! A po ile to gówno?
- Jeden grzyb, pięć monet!
- Dobrze, weźmiemy z osiem tego chujstwa!
- Dobra, zapakować?!
- A w co za przeproszeniem pani to pakuje?
- A w gówno! Kocie, a co się panu nie podoba?
- Nie, nic proszę pani. Po prostu ja tego gówna mam już dość!
- No więc jak?
Gargamel stracił nerwy i cierpliwość do bycia ,,miłym“.
- Dobra, dawaj to kurwo! Osiem grzybów, no i płacę chyba zgodnie z pani obliczeniem czterdzieści-pięć monet, ta?
- He, he, he! Chyba ci na mózg poszło, imbecylu robiony przez krzywą agrafkę! Pięć razy osiem to pięćdziesiąt-dwa!
- Dobra, dobra... - przytaknął nie umiejący liczyć stary konus - A co te grzyby takie jakieś czerwone, czy cuś?
- A co, czerwonych nie widziałeś? Widzę, że znasz się na grzybobraniu jak pizda na gównie!
- A te białe plamki?
- Lukier, nie widać? Dobra, spieprzaj pan! Bo mi pan klientelę przestraszy!
- Do widzenia, miła pani!
- Spierdalaj!
Gargamel niosąć osiem grzybów skierował się do domu.
- A to pieprzone ruchadło jedne! Sprzedała mi osiem grzybów za pięćdzieśiąt-dwa! Kurwa, liczydło se kupię chyba!

Gargamel położył na swój talerz pięć grzybów, a na Klakiera miskę pół grzybka.
- Żryj to gówno pierwszy. Najwyżej zdechniesz.
Jednak kot nie rusał jedzenia siedząc w kącie.
- No ja pierdolę, trza będzie kogoś poczęstować, jeszcze to zatrute będzie i co...?
Wtem popatrzył w okno.
- Oho! Jakieś sarny tam stoją. Może ich nie przestraszę! - stary chuj podszedł cichutko do sarenek. Najdziwniejsze było to, że one wcale nie uciekły. (chyba głupie!)
- Macie grzybka... bardzo dobry grzybek od jebniętego ruchadłą stojącego na środku drogi i sprzedającego zatrute gówno z dupy swojej matki... - mówił cichutko w stronę zwierząt, ale te nie słuchały - No żryjcie to, kurwa!
Przestraszyły się. Jedna z nich została.
- Masz jedzonko, moja miła...
Najwyżej będzie mogiła...
I sarenka zjadła z dłoni Gargamela. Czekał. Stał. Stał i czekał. Czekał i stał. Stał i st...
- No i jak się czujesz? - staruch nie zauważył nic dziwnego w zachowaniu sarny - Dobre grzybki, jednak to ruchadło z krzywą dupą się na coś sprzydało do jedzenia do kurwy nędzy!
(To te grzybki są do jedzenia, czy do kurwy nędzy?)
Zniknął w domku. Została tylko sarna, której nagle oczy zmieniły się na niebieskie, a na jej głowie obrosła dziwna sierść.
Co jest, kurwa? - pomyślała.
Nagle ni z tąd, ni zowąd uderzyła się samowolnie o studnie. Potem jeszcze raz. I jeszcze, i jeszcze, aż się nie zmęczyła i nie pobiegła w stronę jeziora.

Chrupanie, mlaskanie, chrupanie i mlaskanie...
- Mniam, mniam... Nawet mi smakuje to ścierwo! - Gargamel zjadł niemal wszystkie prócz tego, który dostała sarna i połoy tego, o zjadł Klakier. - Dobre to gówno, aż mi trudno uwierzyć! Trzeba to będzie jeszcze kiedyś zakupić od tej jędzy jebanej!
W końcu zrobiło się późno, i Gargamel wraz z Klakierem położyli się spać. Oczywiście staruszek na łóżku, a kocur na podłodze (a jakże). Śniły im się różne rzeczy. Gargamelowi smerfy, z kolei Klakierowi świeże myszki na obiadek.
Nagle Klakier się zbudził. Coś go załaskotało na jego głowie. Spojrzał w prawy kąt, gdzie niczego nie było. Ale pomimo tego, zwierzak się czegoś przestraszył.
- Miaaaaauuuuu!!!! - zamiauczał ze strachu budząć Gargamela - Miauuuuu!!!!!
- Czego kurwa, zjebie porąbany?!
Kot patrzył w kierunku kąta i strasznie się żucał.
- Ej, tam nic nie ma, Klakierku...
- Miauuuu!!!!!
- No kurwa, jak nie przestaniesz, to ci zaraz tak przyjebę, że...
Nagle Gargamel też coś zauważył. W kącie leżał smerf.
- A ten skąd tu...?
Miał już chwycić za dwururkę, ale na swojej szafce zauważył jeszcze dwie niebieskie istoty z czerwonymi oczami i wyjętymi rękoma.
- Móóóózg....! - mówiły przeciągle - Zjeść móóóózg Gargamela!

(Stop! Chciałbym zaznaczyć, co ominąłem wcześniej, że ta miła pani sprzedająca grzyby nazywała się Ha. Lucynka. Dobrze, proszę dalej!)

Gargamel wystraszony strzelił w jednego, ale nic mu się nie stało.
- Ej, co jest? - strzelał tak jeszcze kilka razy - No nie! Aaaaaaaaa!!!!
Klakier widział tylko tego jednego, a jego pan widział ich więcej.
- Co robić, co robić? - zapytał się Klakiera
- Miauuuuu! - odparło mu zwierzę
- Jaki miał? Nie mam miału, tylko węgiel!
W końcu zdecydował się na wyjście z domku, ale gdy tylko otworzył drzwi, zauważył pięćset innych smerfów.
- Aaaaaaaa! Nie! Nie! - krzyczał oszołomiony czrodziej - Chwilka, pomyślmy tylko... pokonam te zajebane gówna!
Miał już podnieść rękę w kierunku stolika, ale jeden z tych małych potworków zrzucił garnek z klejem na nogi Gargamela.
- Nieeeeeeeeeee!!!!!! - wrzeszczał, krzyczał i szamotał się, jednak nic to nie dawało - Aaaaa! Nieeeee!!!!
Smerfy podeszły do niego i zjadały powoli jego mózg. Trwało to jeszcze chwilę, jednak w pewnym momencie niebieskie stworzonka znikły.
- Gdzie te mendy? - Gargamel popatrzał na swój dom, a raczej na jego pozostałości. Klej tak naprawdę się na niego nie wylał. - To przez te grzyby! Kurwa mać! Klakier, rozjebałeś mi cały dom! Jak ja cię złapie, kurwa, to popamiętasz!!!!!!!
I gonił go tak przez długi czas. Z reszą wyjżyj przez okno, może ich zobaczysz.

A morał z tego taki: NIE KUPUJ UŻYWEK OD NIEZNAJOMYCH!!!!


A, i jeszcze jedno, proszę pani.
- Tak?
Skąd się pani wzięła w tym opowiadaniu, skoro jest pani staruszką z Królewny Śnieżki i Siedmiu Krasnoludków?
- A, bajki mi się popierdoliły.





Kuniec.
Miejmy nadzieję, że baba do lekarza będzie przychodzić, póki żyjemy.
Odpowiedz
#2
Dużo literówek, halooo! Nawet w pierwszym zdaniu, nie czytacie obywatelu tego, co piszecie? Chaos straszny widzę w tym tekście, język prosty, i na co tyle chujów, kurew i innych bluzgów? Co za dużo to niezdrowo, miało wyjść ziomalsko, w wyszła wiocha.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości