11-07-2013, 22:48
moje życie wisi na wierszach
więc myślę sobie - a może mnie zbawią
szybko nastawiam kawę żeby zdążyła wystygnąć
zasypuję kuchnię świeżymi okruchami
i biegam w kółko zamiast spacerować tak mi nagle spieszno
w końcu czas się kończy wychodzę z zamiarem powrotu na niby
później już tylko sam banał na przejściu nade mną
samochód w kolorze ładnym bo twarzowym
zbiegają się gapie sami znajomi chyba wszyscy święci
tego mi było trzeba rozanielona otwieram usta
i recytuję bez pamięci z samej głębi ducha
słysząc narastający okrzyk przemawiam jeszcze głośniej
a oni podrzucają mnie lekką jak chmurka z waty
oddają jeden drugiemu wędruję z rąk do rąk
lecz coraz wyżej jestem już prawie w niebie
aż niepotrzebnie krzyczę
zostawcie - to moje dzieło zbawienia
merytoryka otwiera mi oczy na bruk
teraz wracam naprawdę wołam od progu
- moje życie wisiało na wierszach
ale skończyło się na kilku zadrapaniach
liznęłam nieba co za okropna konsystencja budyniu
jeżeli to była pępowina z rodzaju tych okręconych
pomiędzy nią a szyję zdążyłam włożyć rękę
nim wywołałam swój publiczny poród na ulicy
gdzie jesteś mamo jestem głodna
chcę ci ładnie jeść gaworzyć robić siku
chcę dla kogoś żyć
więc myślę sobie - a może mnie zbawią
szybko nastawiam kawę żeby zdążyła wystygnąć
zasypuję kuchnię świeżymi okruchami
i biegam w kółko zamiast spacerować tak mi nagle spieszno
w końcu czas się kończy wychodzę z zamiarem powrotu na niby
później już tylko sam banał na przejściu nade mną
samochód w kolorze ładnym bo twarzowym
zbiegają się gapie sami znajomi chyba wszyscy święci
tego mi było trzeba rozanielona otwieram usta
i recytuję bez pamięci z samej głębi ducha
słysząc narastający okrzyk przemawiam jeszcze głośniej
a oni podrzucają mnie lekką jak chmurka z waty
oddają jeden drugiemu wędruję z rąk do rąk
lecz coraz wyżej jestem już prawie w niebie
aż niepotrzebnie krzyczę
zostawcie - to moje dzieło zbawienia
merytoryka otwiera mi oczy na bruk
teraz wracam naprawdę wołam od progu
- moje życie wisiało na wierszach
ale skończyło się na kilku zadrapaniach
liznęłam nieba co za okropna konsystencja budyniu
jeżeli to była pępowina z rodzaju tych okręconych
pomiędzy nią a szyję zdążyłam włożyć rękę
nim wywołałam swój publiczny poród na ulicy
gdzie jesteś mamo jestem głodna
chcę ci ładnie jeść gaworzyć robić siku
chcę dla kogoś żyć