30-01-2011, 16:34
Satyr siedział pogrążony w myślach. Tworzył nowy poemat w zaciszu swojej altanki. Z nad kartki oderwał go dźwięczny głosik:
- Ah mój Satyrku, czemu się zaszyłeś w tej głuszy? Od dawna nie widziałam cię w orszaku, a tyle było pięknych uczt.
Przybyłą okazała się nimfa. Cichutko wbiegła do środka, poruszając się z gracją, godną pozazdroszczenia. Włosy koloru intensywnej zieleni miała związane w długi warkocz, ustrojony kwiatem nasturcji. Swoje wdzięki skrywała pod strojem zrobionym z setek różnorodnych liści. Satyra zawsze dziwiło jak można w takim czymś chodzić?
- Witaj Hiobe. Jestem wdzięczny za troskę, ale zaszyłem się w tej głuszy, bo szukam samotności.
- Tak zrozumiałam aluzję – usta Hiobe wykrzywiły się ironicznie – nie zostawię cię jednak samego koziołku.
Faun wstał biorąc do ręki rękopis poematu.
- Miałaś mnie tak nie nazywać!
Ostro wypowiedziane słowa, nie zrobiły żadnego wrażenia na nimfie. Uśmiechając się wyrwała mu z ręki kartkę. Wybiegła z altanki i zaczęła głośno czytać.
- „ Ta chwila miła, staje mi przed oczami
Kiedy znów zostaniemy sami?
Afrodyto, pani mojego życia i snów
Pragnę ciągle twych słów
Wypowiedzianych szeptem…”
Już rozumiem ty ciągle o tym samym.
Spojrzała na czerwonego z wściekłości Satyra, który właśnie pojawił się w wejściu .
- Kto pozwolił ci to dotykać – warknął – oddawaj, natychmiast!
- Masz, proszę bardzo, tylko że tym wierszykiem nie zrobisz na niej wrażenia.
Dobrze ci radzę, wróć do orszaku i wyrzuć tą halucynację z umysłu. Bardzo mi cię brakuje.
- To było naprawdę, ile razy mam powtarzać. Zresztą nie mogę tak po prostu zapomnieć o niej, o najpiękniejszej bogini Olimpu.
Faun zrezygnowany oparł się plecami o pobliskie drzewo, opuszczając głowę.
- Jak chcesz więcej nie będę cię prosiła, o nie! Jesteś ślepym głupcem i wierzysz, że tym zdobędziesz jej serce.
- Nieprawda. Rozmawiałem z Hermesem, a on powiedział żebym coś napisał, bo pani Afrodyta to uwielbia.
Nimfa milczała, a jej oczy nabierały z każdą chwilą szkarłatnego odcieniu. Nienawidziła Satyra za to , że ciągle mówił, myślał, śnił o tamtej, a ją odwieczną towarzyszkę, zepchnął w zapomnienie, raniąc jej duszę.
- Pomogę ci Koziołku, ponieważ zęby poruszyć uczucia bogini należy czegoś więcej niż twoja poezja. Pamiętasz Orfeusza?
- Pewnie, że tak do tej por śpiewamy jego pieśni, ale cóż mi z tego przecież on teraz poniewiera się w Hadesie.
- Dlatego ci pomogę.
Satyr nie widział oczu Hiobe, skryte pod zmrużonymi powiekami.
***
Martwe wody rzeki poruszał jedynie powolny ruch łódki. Satyr wiedział, że do Hadesu można zejść, nigdy nie odmówią przyjęcia nowej duszy, wiedział również, że nie ma stąd wyjścia. Spojrzał na ponurego przewoźnika. Charon poruszał czasami sterem nadając odpowiedni kurs. Twarz ukrywał pod kapturem. Faun zacisnął palce na złotej harfie. Według Hiobe, dzięki temu instrumentowi uda mu się wydostać, podobnie jak to miał zrobić Orfeusz. Jak mówiła legenda, muzyką i śpiewem rozczulił Erynie do łez dzięki temu Hades pozwolił mu opuścić swoje królestwo razem z ukochaną, po którą poeta przybył. Nie mógł się jednak oglądać w czasie wędrówki na idącą z tyłu Eurydykę. Odwrócił się, skazując ich na wieczność w krainie umarłych. Satyr miał tylko nadzieję, że żadna powabna niewiasta nie będzie za nim szła, gdy wyrusz z powrotem. Smętnie uśmiechnął się do swojego dowcipu. To co ujrzał na drugim brzegu starło jego uśmiech. Cerber-obrońca Hadesa i strażnik wejścia. Ohydny trójgłowy pies stał przed ozdobnym wejściem wykutym w kamiennej ścianie. Łódź lekko uderzyła o mieliznę.
- Możesz jeszcze zawrócić, to nie jest miejsce dla ciebie – wychrypiał jak dotąd milczący przewoźnik.
- Muszę – odpowiedział Satyr. Wyszedł na brukowaną ścieżkę, a odgłos kopyt odbił się złowieszczo w rozległej jaskini.
Cerber gdy go mijał, zwrócił w jego stronę łby i wesoło zamerdał ogonem.
- Jakbym chciał wyjść to nie był byś już taki miły głupi kundlu.
***
Odnalazł Orfeusz na rozległej polanie oświetlonej promieniami słońca, pachnącą kwiatami i przesyconą odgłosami ptaków.
- Cóż tu robisz Satyrze, czyżbyś już zakończył swój długi żywot?
- Nie umarłem, jestem tutaj z własnej woli.
- Widzisz tą polanę – Orfeusz zakreślił łuk ręką – to jest piękne oblicze hadesu. Znalazłem się tu, bo pan podziemi uwielbia moje pieśni. Za śpiewanie przy jego tronie mogę się cieszyć względami. To nie zmienia prawdy o tym świecie. Jest on pusty, jałowy, wypełniony tęsknotą. Więc dlaczego dobrowolnie mu się oddałeś?
Faun opowiedział mu wszystko, zaczynając od spotkania z Afrodytą, kończąc na rozmowie z Hiobe.
- Pomyliłeś się mój przyjacielu, Erynie już nigdy więcej nie zapłaczą i o tym twoja nimfa wie. Na nic się ci on jednak przyda. Zostaniesz tutaj.
Obok niego pojawił się smukły młodzieniec, z kręconą blond czupryną.
- Witaj Orfeuszu i ty, jak mniemam, Satyrze. Słyszałem waszą rozmowę. Ty również faunie zapłonąłeś miłością do bogini?
- Ten młodzieniec to sławny Adonis – wtrącił się poeta – to o niego był bój władczyni podziemi właśnie z Afrodytą. Wygrała ta pierwsza i tak o to spędza tu trzecią część roku aby być blisko swej miłości.
- Nic dodać, nic ująć – uśmiechnął się blondyn – nie o mnie powinniśmy rozmawiać, a o tym miłującym tak, że wolał umrzeć – wybuchnął gromkim śmiechem - przypominasz mi mnie, dlatego wyciągnę cię stąd.
- Potrafisz to? – odezwał się zdumiony Satyr
- Chodź ze mną.
***
Łódka znowu kroiła monotonnie martwą rzekę. Przed oczami ciągle widział Persefonę i blond młodzieńca. Bogini z kwitem maku w dłoni, okazała się wyrozumiała i urodziwa, chociaż czarne, zimne oczy wywoływały drżenie nóg. Pamiętał również ostatnie słowa Orfeusza, gdy przy wyjściu powtórnie się spotkali: „ Zagrałeś na nosie Hadesowi. Wychodzisz bo tak chciała jego żona , ale pamiętaj nienawidzi on Adonisa, a to dzięki niemu masz jej wstawiennictwo. Strzeż się!” Niemiłe obrazy rozmyły się, znowu ujrzał Afrodytę w świątyni na brzegu morza. Uśmiechnął się do tych myśli.
- Ah mój Satyrku, czemu się zaszyłeś w tej głuszy? Od dawna nie widziałam cię w orszaku, a tyle było pięknych uczt.
Przybyłą okazała się nimfa. Cichutko wbiegła do środka, poruszając się z gracją, godną pozazdroszczenia. Włosy koloru intensywnej zieleni miała związane w długi warkocz, ustrojony kwiatem nasturcji. Swoje wdzięki skrywała pod strojem zrobionym z setek różnorodnych liści. Satyra zawsze dziwiło jak można w takim czymś chodzić?
- Witaj Hiobe. Jestem wdzięczny za troskę, ale zaszyłem się w tej głuszy, bo szukam samotności.
- Tak zrozumiałam aluzję – usta Hiobe wykrzywiły się ironicznie – nie zostawię cię jednak samego koziołku.
Faun wstał biorąc do ręki rękopis poematu.
- Miałaś mnie tak nie nazywać!
Ostro wypowiedziane słowa, nie zrobiły żadnego wrażenia na nimfie. Uśmiechając się wyrwała mu z ręki kartkę. Wybiegła z altanki i zaczęła głośno czytać.
- „ Ta chwila miła, staje mi przed oczami
Kiedy znów zostaniemy sami?
Afrodyto, pani mojego życia i snów
Pragnę ciągle twych słów
Wypowiedzianych szeptem…”
Już rozumiem ty ciągle o tym samym.
Spojrzała na czerwonego z wściekłości Satyra, który właśnie pojawił się w wejściu .
- Kto pozwolił ci to dotykać – warknął – oddawaj, natychmiast!
- Masz, proszę bardzo, tylko że tym wierszykiem nie zrobisz na niej wrażenia.
Dobrze ci radzę, wróć do orszaku i wyrzuć tą halucynację z umysłu. Bardzo mi cię brakuje.
- To było naprawdę, ile razy mam powtarzać. Zresztą nie mogę tak po prostu zapomnieć o niej, o najpiękniejszej bogini Olimpu.
Faun zrezygnowany oparł się plecami o pobliskie drzewo, opuszczając głowę.
- Jak chcesz więcej nie będę cię prosiła, o nie! Jesteś ślepym głupcem i wierzysz, że tym zdobędziesz jej serce.
- Nieprawda. Rozmawiałem z Hermesem, a on powiedział żebym coś napisał, bo pani Afrodyta to uwielbia.
Nimfa milczała, a jej oczy nabierały z każdą chwilą szkarłatnego odcieniu. Nienawidziła Satyra za to , że ciągle mówił, myślał, śnił o tamtej, a ją odwieczną towarzyszkę, zepchnął w zapomnienie, raniąc jej duszę.
- Pomogę ci Koziołku, ponieważ zęby poruszyć uczucia bogini należy czegoś więcej niż twoja poezja. Pamiętasz Orfeusza?
- Pewnie, że tak do tej por śpiewamy jego pieśni, ale cóż mi z tego przecież on teraz poniewiera się w Hadesie.
- Dlatego ci pomogę.
Satyr nie widział oczu Hiobe, skryte pod zmrużonymi powiekami.
***
Martwe wody rzeki poruszał jedynie powolny ruch łódki. Satyr wiedział, że do Hadesu można zejść, nigdy nie odmówią przyjęcia nowej duszy, wiedział również, że nie ma stąd wyjścia. Spojrzał na ponurego przewoźnika. Charon poruszał czasami sterem nadając odpowiedni kurs. Twarz ukrywał pod kapturem. Faun zacisnął palce na złotej harfie. Według Hiobe, dzięki temu instrumentowi uda mu się wydostać, podobnie jak to miał zrobić Orfeusz. Jak mówiła legenda, muzyką i śpiewem rozczulił Erynie do łez dzięki temu Hades pozwolił mu opuścić swoje królestwo razem z ukochaną, po którą poeta przybył. Nie mógł się jednak oglądać w czasie wędrówki na idącą z tyłu Eurydykę. Odwrócił się, skazując ich na wieczność w krainie umarłych. Satyr miał tylko nadzieję, że żadna powabna niewiasta nie będzie za nim szła, gdy wyrusz z powrotem. Smętnie uśmiechnął się do swojego dowcipu. To co ujrzał na drugim brzegu starło jego uśmiech. Cerber-obrońca Hadesa i strażnik wejścia. Ohydny trójgłowy pies stał przed ozdobnym wejściem wykutym w kamiennej ścianie. Łódź lekko uderzyła o mieliznę.
- Możesz jeszcze zawrócić, to nie jest miejsce dla ciebie – wychrypiał jak dotąd milczący przewoźnik.
- Muszę – odpowiedział Satyr. Wyszedł na brukowaną ścieżkę, a odgłos kopyt odbił się złowieszczo w rozległej jaskini.
Cerber gdy go mijał, zwrócił w jego stronę łby i wesoło zamerdał ogonem.
- Jakbym chciał wyjść to nie był byś już taki miły głupi kundlu.
***
Odnalazł Orfeusz na rozległej polanie oświetlonej promieniami słońca, pachnącą kwiatami i przesyconą odgłosami ptaków.
- Cóż tu robisz Satyrze, czyżbyś już zakończył swój długi żywot?
- Nie umarłem, jestem tutaj z własnej woli.
- Widzisz tą polanę – Orfeusz zakreślił łuk ręką – to jest piękne oblicze hadesu. Znalazłem się tu, bo pan podziemi uwielbia moje pieśni. Za śpiewanie przy jego tronie mogę się cieszyć względami. To nie zmienia prawdy o tym świecie. Jest on pusty, jałowy, wypełniony tęsknotą. Więc dlaczego dobrowolnie mu się oddałeś?
Faun opowiedział mu wszystko, zaczynając od spotkania z Afrodytą, kończąc na rozmowie z Hiobe.
- Pomyliłeś się mój przyjacielu, Erynie już nigdy więcej nie zapłaczą i o tym twoja nimfa wie. Na nic się ci on jednak przyda. Zostaniesz tutaj.
Obok niego pojawił się smukły młodzieniec, z kręconą blond czupryną.
- Witaj Orfeuszu i ty, jak mniemam, Satyrze. Słyszałem waszą rozmowę. Ty również faunie zapłonąłeś miłością do bogini?
- Ten młodzieniec to sławny Adonis – wtrącił się poeta – to o niego był bój władczyni podziemi właśnie z Afrodytą. Wygrała ta pierwsza i tak o to spędza tu trzecią część roku aby być blisko swej miłości.
- Nic dodać, nic ująć – uśmiechnął się blondyn – nie o mnie powinniśmy rozmawiać, a o tym miłującym tak, że wolał umrzeć – wybuchnął gromkim śmiechem - przypominasz mi mnie, dlatego wyciągnę cię stąd.
- Potrafisz to? – odezwał się zdumiony Satyr
- Chodź ze mną.
***
Łódka znowu kroiła monotonnie martwą rzekę. Przed oczami ciągle widział Persefonę i blond młodzieńca. Bogini z kwitem maku w dłoni, okazała się wyrozumiała i urodziwa, chociaż czarne, zimne oczy wywoływały drżenie nóg. Pamiętał również ostatnie słowa Orfeusza, gdy przy wyjściu powtórnie się spotkali: „ Zagrałeś na nosie Hadesowi. Wychodzisz bo tak chciała jego żona , ale pamiętaj nienawidzi on Adonisa, a to dzięki niemu masz jej wstawiennictwo. Strzeż się!” Niemiłe obrazy rozmyły się, znowu ujrzał Afrodytę w świątyni na brzegu morza. Uśmiechnął się do tych myśli.