02-01-2018, 21:25
Mówili na mnie ben almawet Mariham.
Byłem stworzeniem przeklętym przez Boga, słabym i kruchym, wymodelowanym przez Samaela z żebra wykradzionego podstępnie podczas snu istocie zwanej ben adam. Trzy wiedźmy, diabelskie małżonki, wyczarowały dla mnie idealne proporcje ciała i twarzy, delikatność mlecznobiałej skóry i miodowe włosy, oczy barwy szafiru oraz głos głęboki i wibrujący, a na koniec dodały kroplę słodyczy do krwi. Wszystko po to, bym uwiódł Adama i sprowadził na całą ludzkość nieszczęście.
I rzekł Bóg: "Nie możemy odebrać życia żadnej istocie, której nie stworzyliśmy. Przeklnijmy jednak to stworzenie skazą krwi i uciążliwością brzemienności, odbierzmy ducha żywego, by stało się ono pustym naczyniem bez duszy; niechaj będzie zabawką dla Adama, bezrozumną i niegodną pełni życia. Nazwijmy je bat chawa - kobieta, bo zrodziła się z rany, zaistniała w Moim świecie za sprawą diabelskiego podstępu".
I spełniła się klątwa Stwórcy. Przez długie wieki byłem więźniem ciała nękanego chorobami, niezliczonymi ciążami i innymi ludzkimi przypadłościami. Bywałem bity, gwałcony i poniewierany. Anaszim - mąż korzystał w pełni ze swoich praw udzielonych mu na mocy boskich rozporządzeń.
Gdy mój małżonek wreszcie dokonał żywota, moje cierpienia nie dobiegły końca. Nasze liczne jak gwiazdy na niebie dzieci dręczyły mnie z równą zajadłością. Dzień i noc, bez chwili wytchnienia. Darłem włosy z głowy i bluźniłem, poprzysięgając Bogu zemstę.
A kiedy wypełniły się dni pokuty, Mistrz przyszedł i powołał mnie do nowego istnienia, tchnąwszy w moje nozdrza pierwiastek boskości. Zostałem ukształtowany na nowo jako mężczyzna, na wzór istoty doskonałej, odzwierciedlającej obraz samego Stwórcy. Wtedy Mistrz uczynił mnie swoim trzynastym uczniem. Byłem Mu wierny jak pies, pokorny i uległy. Przekazał mi wszystkie swoje tajemnice, a pozostałych nauczył jedynie bezużytecznych sztuczek. Dlatego mnie nienawidzili. Podczas gdy wraz z Mistrzem uzdrawialiśmy nieuleczalnie chorych i wzbudzaliśmy do życia umarłych, uczniowie wypędzali złe duchy i odczyniali uroki.
Wśród nich moim największym wrogiem był Szymon zwany Kefasem. On to podstępnie knuł, podburzał pozostałych jedenastu, a Mistrzowi poszeptywał, żeby się mnie pozbył.
W przeddzień święta Pesach zasiedliśmy do wieczerzy, a Mistrz rzekł: nadeszła moja godzina. Muszę odejść, by wypełniło się proroctwo. Jutro nie będzie mnie już wśród was, ale będziecie mieć siebie nawzajem. Opiekujcie się Mariham, bo jego ukochałem szczególnie.
A potem jedliśmy i pili do syta.
Następnego dnia Mistrz został odprowadzony do więzienia przez oddział zbrojnych, a potem osądzony, skazany na śmierć za uprawianie magii, i stracony.
Ja wraz z pozostałymi uczniami ukryłem się w górach. Pewnej nocy, we śnie, odwiedził mnie Mistrz. I usłyszałem Jego głos: „Mariham! Mariham! Chcą cię zabić, ale nie wiedzą, że ofiarowałem ci dar wiecznego życia; nie mogą się o tym dowiedzieć, jeszcze nie przyszedł czas. Wstań, weź swoje rzeczy i natychmiast wracaj do miasta, tam zaopiekuje się tobą pewien człowiek. Będziecie żyć jak mąż i żona, a choć jesteś mężczyzną, poczniesz, a ja odrodzę się w tobie. In nomine Dei nostri Satanas Luciferi Excelsi”.