Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Listy pani Gås
#1
Niewielu ludzi wie, skąd Gåstorget ma swoją nazwę, ba! Niewielu się nad tym kiedykolwiek zastanawiało. Tak, wiem, teraz właśnie zacząłeś o tym myśleć. Na tym niepozornym placyku na sztokholmskiej starówce delektujesz się właśnie jedną z najdroższych kaw w swoim życiu, więc zastanawiasz się dwa razy, zanim pociągniesz kolejny, mały łyk. Patrzysz na pomarańczowy budynek po lewej i nierówny bruk pod swoimi stopami i zastanawiasz się: Dlaczego to miejsce nazywa się właściwie Gåstorget?
Pewnie będziesz rozczarowany, kiedy ci po prostu powiem, że w szesnastym wieku wszystkie budynki wokół tego placu należały do mężczyzny nazwiskiem Gås. Mieszkał tutaj, pod czwórką, wraz ze swoją piękną, młodą żoną. Niczego im nie brakowało, jak się zapewne domyślasz. Nawet teraz, będąc właścicielem kilku kamienic w samym centrum Sztokholmu, byłbyś ustawiony do końca życia. Tak samo było z państwem Gås. Pan Gås lubił rozpieszczać swoją małżonkę, a ona się temu nie opierała. Mówiąc, że pragnie nowej sukni, dostawała od razu trzy, a to nie byle co – wiesz przecież, jak się ubierano w tamtych czasach. Powłóczyste, bogato zdobione stroje, wymyślne nakrycia głowy… Mógłbyś pomyśleć, że ludzie, którzy swoim czynszem co miesiąc finansowali im te fanaberie, nienawidzili ich z całego serca. Może i tak, ale póki pan Gås dbał o to, by w kamienicach wszystko funkcjonowało jak należy, nikt nawet nie śmiał się skarżyć.
Jednak nie było mu dane cieszyć się tym do późnej starości, gdyż zmarł nagle i niespodziewanie. Pech chciał, że w tamtych czasach kobieta nie mogła być właścicielką nieruchomości, a pan Gås nie miał żadnych męskich krewnych. Cóż więc zrobiła pani Gås? Czyżby po prostu położyła się na swym łożu boleści i tam doczekała swojego smutnego końca? Nie, jej umysł, całkiem dobrze radząc sobie z żałobą po mężu i poczuciem nieodżałowanej straty, którą mógł przeliczać na kolejne pary butów i kapelusze, wpadł na pomysł genialny w swojej prostocie. Pani Gås siadła więc przy stole i napisała dwa listy.
Pierwszy zaadresowała do samej siebie.

Najdroższa Żono!
Gdyby mi się coś stało, dopilnuj proszę, by cały mój majątek przeszedł w ręce mojego młodszego brata.
Kochający Mąż


Drugi napisała do Rady Miasta.

Z przykrością muszę donieść, iż mój najdroższy Małżonek zszedł z tego świata. Jego ostatnią wolą było, aby cały majątek przeszedł w ręce jego brata. Niestety brat ów jest obecnie w podróży, więc póki nie wróci, pozwólcie, że zaopiekuję się dobytkiem mego Męża.

Obydwa listy zamknęła w jednej kopercie i wysłała do Rady Miasta. Nie czekała długo na odpowiedź.

Przykro nam słyszeć o śmierci Pani Męża. Proszę nas powiadomić, gdy pojawi się jego brat.

Życie pani Gås nie zmieniło się więc nawet odrobinę. Nadal posiadała comiesięczne, kosmiczne wpływy z czynszu swoich lokatorów, więc jak za dawnych czasów, mogła pozwalać sobie na wszystko. Spacerowała uliczkami starówki odziana w najdroższe suknie, które od śmierci pana Gåsa zawsze mogła wybierać sobie sama. I o ile wcześniej nikomu to nie przeszkadzało, to z upływem czasu lokatorzy coraz częściej patrzyli na nią nieprzychylnym okiem.
Pani Gås nie była chętna do wykonywania tych wszystkich robót, jakimi do tej pory zajmował się jej mąż. Na wszelkie skargi o nieszczelnych oknach, zepsutych drzwiach czy odpadającym tynku, odpowiadała zawsze krótko i zwięźle:
- Niestety nie mogę nic z tym zrobić. Proszę poczekać z tym na powrót brata mojego męża. Jeśli jest taka potrzeba, można wysłać mu list.
Wreszcie znalazł się ktoś, kto postanowił coś z tym zrobić. Jeden z lokatorów słysząc po raz kolejny tę samą wymówkę, wreszcie zrozumiał, że brat pana Gåsa nigdy nie zjawi się w Sztokholmie. Uknuł więc podłą intrygę, która miała na celu pozbycie się złej gospodyni raz na zawsze.
Pewnego wieczora wraz ze swoim przyjacielem zapukał mocno do drzwi pod numerem cztery.
- Pani Gås, szybko, musi coś pani zrobić! Pali się!
Kobieta uniosła tylko brwi. W żadnym z sąsiednich budynków nie dostrzegła dymu ani ognia, więc uznała, że to widocznie mały pożar, który może całkowicie zbagatelizować.
- Niestety nie mogę nic zrobić. Jeśli pan sobie życzy, może pan napisać list do brata mojego męża – odparła z czystej uprzejmości. Już przyzwyczaiła się do tego, że żaden list nigdy nie powstał, dlatego zdziwiła się, gdy mężczyzna zawołał:
- Z przyjemnością – po czym wszedł do środka razem ze swoim przyjacielem.
Drugi mężczyzna zasiadł za tym samym stołem, na którym powstały kiedyś dwa wcześniej wspomniane, sławne listy. Chwycił skwapliwie za pióro i zaczął przelewać na papier wszystkie swoje żale, podczas gdy pierwszy mężczyzna krążył nerwowo po pomieszczeniu.
Pani Gås poczuła się dziwnie, gdy tak spacerował, co chwilę znikając jej z pola widzenia. Nie czuła się do końca u siebie, gdy jeden mężczyzna rozsiadł się wygodnie za jej stołem, a drugi chodził w tę i z powrotem. Wsłuchiwała się w miarowy stukot jego obcasów i nagle… zapadła całkowita cisza.
Nie zdążyła się obrócić. Dłonie mężczyzny zacisnęły się na jej szyi z diabelską precyzją. Próbowała się uwolnić, ale zanim jej ręce dosięgły gardła, wydała z siebie ostatnie tchnienie.
Mężczyzna spojrzał na swoje koszmarne dzieło, nie przeczuwając jeszcze fali wyrzutów sumienia, która miała go nie opuszczać przez długie lata po zbrodni. Razem z przyjacielem zaniósł ciało pani Gås do piwnicy, a rankiem stanął na środku Gåstorget i krzyczał tak długo, aż we wszystkich oknach pojawiły się zaciekawione twarze.
- Drodzy mieszkańcy! Jestem młodszym bratem pana Gås i od dzisiaj to ja sprawuję opiekę nad kamienicami. W związku z tym mam dla was dwie wiadomości. Po pierwsze: czynsz idzie w górę. Po drugie: pani Gås musiała nagle wyjechać. Jeśli mają państwo jakąś pilną sprawę, proszę... napisać do niej list.
"Odkąd cię poznałam, noszę w kieszeni szminkę, to jest bardzo głupie nosić szminkę w kieszeni, gdy ty patrzysz na mnie tak poważnie, jakbyś w moich oczach widział gotycki kościół. (...) I kiedy cię żegnam, moje umalowane wargi pozostają nie tknięte, a ja i tak noszę szminkę w kieszeni, odkąd wiem, że masz bardzo piękne usta."
Halina Poświatowska

[Obrazek: Piecz2.jpg]
Odpowiedz
#2
Dobry koncept. Odświeżam wątek, bo nie ma komentarza i dobrze, gdyby ktoś się zainteresował, bo historia jest niby banalna i przewidywalna, ale ładnie ubrana w słowa i ciekawie poprowadzona. Spodziewam się, że w dalszej części tej historii, mężczyznę czeka podobny los, co właścicielkę. Cóż, taki los łajdaków. Wink
Swoją drogą, dlaczego ciało zanieśli do piwnicy? Przecież rozkład, smród, podejrzenia itd.
Odpowiedz
#3
No cóż Bell. W piwnicy z łatwością daje się wykopać gustowny dołek. Tak z półtora metra głęboki. Jeśli użyje się potem wapna, o żadnym smrodzie mowy być nie może. Zaletą jest, że nie trzeba nieboszczyka nigdzie wynosić. Przecież przypadkowy przechodzień może coś zobaczyć.

Historia całkiem ciekawa. W sam raz na rozmyślania w kawiarnianym ogródku. A że kawa droga. No cóż, turysta to w zasadzie wszędzie zwierzątko służące do skrupulatnego dojenia.
Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#4
Mnie też historia zaciekawiła. Bardzo fajnie napisana - płynnie i bez zgrzytów. Całość może się wydawać dość naiwna i banalna, ale sposób ujęcia i prowadzanie zdecydowanie nadrabia. Z przyjemnością przeczytałam. Smile
[Obrazek: Piecz2.jpg]






Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości