Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Istota
#1
„Siedzę przy stawie.
Jest zimno. Mróz wdziera się każdym otworem do wnętrza mojej szarej bluzy. Lodowaty wiatr szarpie skórę na twarzy, jakby chciał świadomie zadawać tym ból.
Nie jestem sam.
Obok mnie siedzi Istota, której nigdy tak naprawdę nie poznam. Za chwilę będziemy się śmiać. Zawsze tak robimy. Nie wiem dlaczego.
Od tamtej chwili minęło juz dobre sześć miesięcy, a ja nadal o niej myślę. Zastanawiam się, czy mogłem coś wtedy zrobić.
Znów ciemność. Gapimy się na latarnię po drugiej stronie stawu, jakieś dwadzieścia metrów od nas. Świeci tak jasno i wesoło, że uznaję to za ironię. Z niej też się śmiejemy.
Nagle Istota odwraca twarz i spogląda na mnie tak, jakby widziała coś więcej niż zlepiony kawałek materii, złożony z kości, mięśni i ścięgien. Coś, czego nie jestem w stanie określić. Boję się.
- Boisz się? – spytała.
- Nie.
Kąciki jej ust uniosły się nieznacznie.
Podmuch lodowatego wichru wzburzył gładką jak lustro taflę wody. Czarne ptaki z pobliskich drzew wzbiły się panicznie w górę, młucąc skrzydłami zimowe powietrze.
Nie chcę lecieć z nimi.
Ujmuję nóż w zgrabiałe palce i robię nacięcie tuż powyżej linii brwi. Gęsta ciecz zalewa mi oczy, nos, usta i brodę.
Nie mogę się powstrzymać i wybucham głośnym śmiechem. Ona śmieje się głośniej niż ja. Rozpina kurtkę i sięga po ostrze. Przez krótką chwilę dotykam jej palców. To najpiękniejsza chwila w moim zyciu!
Istota podciąga czarną koszulkę i wbija zimną stal w pępek. Przekręca kilka razy. Nic, nawet kropelki.
Śmiech niesie się teraz po wzburzonej ciągłymi podmuchami wiatru wodzie.
- Myślisz, że coś jest nie tak? - pytam, jakby nie zależało mi na odpowiedzi. Dostaję ją.
- Ja nie myślę. Ja wiem.
- Co wiesz?
- Zadajesz za dużo pytań.
- Wcale nie. Chcę wiedzieć.
- Ale co?
- Że nie jesteśmy jakimiś pieprzonymi świrami, że to dzieje się naprawdę, że ty nie jesteś...
- Czym nie jestem?
- Nie jesteś mirażem.
Odkłada nóż na nierówny, chropowaty beton. Unosi prawą dłoń i kładzie dwa palce na moich wargach.
- Nie mówmy już więcej. Czasami tylko cisza powinna przemawiać.
Nie pytam już o nic.
Wiatr, szum wody, ptaki, latarnia, mróz i my. Chyba.
W głębi duszy czuję, że coś jest nie w porządku. Patrzę w jej duże zielone oczy i zastanawiam się czy odczuwa to samo.
Nadal milczymy.
Wtem zrywa się wiatr. Jest o wiele silniejszy i bardziej porywisty niż zwykle. Natychmiast wyrywa mnie z zamyślenia.
Rozglądam się wokół, ale nigdzie nie widzę Istoty. Nagły strach mrozi moje członki. A może to tylko mróz?
Gnany impulsem unoszę głowę i widzę... Tak, to ona! Unosi się jakieś pięć stóp nad ziemią, a jej twarz nie wyraża niczego poza smutkiem.
Oddala się. Próbuję ję złapać, ale jestem zbyt niski. Teraz jest już nad wodą. Bez wahania wchodzę do lodowatej toni i cały czas staram się ją zatrzymać.
Już nie krzyczę. Woda sięga mi aż do nosa. Zrobiłbym wszystko, żeby tylko być bliżej niej. Jeszcze bliżej.
Nie mogę wejść głębiej. Coś wstrzymuje mnie przed następnym krokiem. Wracam na brzeg. Ona wciąż unosi się nad taflą w tym samym miejscu, w którym się zatrzymałem. Czeka na mnie. Ponownie wchodzę do wody i nie czuję już zimna. Nie czuję nic. Bluza nasiąkła wodą ciągnie mnie teraz w dół, ku głębinie. Walczę!
Teraz przynajmniej wiem o co. Chcę być bliżej. Jeszcze bliżej.
Ciemność, plusk wody, krzyki.
Szpital. Zielono - białe ściany nadają temu miejscu aurę beznadziei. Wstaję z łóżka.
Idę przez korytarz z zabandażowaną głową i niechcący potrącam ludzi. Jest ich tu tak wielu...
Wracam i kładę się do łóżka. Wchodzi lekarz.
- Gdzie ona jest? - Pytam.
- Kto?
- Ona.
- Jaka znowu ona?
- Istota.
Brak odpowiedzi.
Poirytowany zamykam oczy i staram sie nie zwracać na niego uwagi, jakby to rzeczywiście mogło pomóc. Obchodzi moje łóżko i siada od strony okna.
- Miał pan wypadek. To cud, że jeszcze pan chodzi. Znaleziono pana na brzegu stawu, na Białodamskiej. Był pan cały przemoczony. Co panu strzeliło do głowy, żeby wchodzić do wody w środku grudnia?!
- Na brzegu? Byłem wtedy na brzegu?
- Przecież mówię. Jest pan prawdziwym szczęściarzem, że w ogóle pan żyje.
- Jak to na brzegu?
Wstaje bez słowa i wychodzi, machnąwszy ręką.
Siadam. Głowa pęka mi od pulsującego bólu. Pamiętam wszystko. Za drugim razem nie dopłynąłem do brzegu...”
Zamykam zeszyt. W pierwszej osobie jakoś lepiej brzmiało, a z drugiej strony chciałem przeżyć wszystko jeszcze raz. Teraz też siedzę, jednak nie na łóżku w szpitalnej sali tylko na krześle we własnym pokoju. Wciąż się zastanawiam, czy to mogło wydarzyć się naprawdę. Im dłużej myślę, tym bardziej wydaje mi się to wszystko omamem sennym, mirażem, a moja opowieść marną namiastką tego, co prawdopodobnie widziałem. Pewien jestem tylko jednego - mojego celu w życiu.
Jej.
Chcę podziękować.
Odpowiedz
#2
Cytat:Zastanawiam się[,] czy mogłem coś wtedy zrobić.

Cytat: Śmiech niesie sie po wzburzonej teraz ciągłymi podmuchami wiatru wodzie.
się, i "teraz" dałbym właśnie po tym "się"
Cytat: - Myślisz, że coś jest nie tak? - Pytam, jakby nie zależało mi na odpowiedzi. Dostaję ją.
pytam z małej litery
Cytat: Wiatr, szum wody, ptaki, latarnia, mróz i my. Chyba.
jak mróz, to woda raczej zamarznięta Big Grin
Cytat: Bez wachania wchodzę
wahania! wahadło!
Cytat: Bluza nasiąkła wodą[przecinek albo jakieś "i" czy "a"] ciągnie mnie teraz w dół, ku głębinie

Cytat: Idę przez korytarz z zabandażowaną głową
dlaczego miał zabandażowaną głowę?oO po podtopieniu tak się robi?:>
Cytat: Wciąż się zastanawiam[,] czy to mogło wydarzyć się naprawdę

Hmmmmmmmmm, i nie wiem, co mam powiedzieć. Wielu błędów nie ma, ale zbyt górnolotnie tego wszystkiego nie opisałeś. Proste zdania i już. Ale czy to tu można do psychologicznych opowiadań zaliczyć? Jak się mocno uprzeć, pewnie tak, ale nie porwałeś mnie tą opowieścią. Jakieś to takie mdłe Wink

Pozdrawiam
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#3
Dzięki wielkie za komentarz. Jesli chodzi o ten bandaż na głowie to nie na pisałem o tym dlatego, że się pomyliłem, ale dlatego, że bohater zrobił sobie nacięcie na głowie (doczytaj jeśli nie wierzysz). Wiem, że to trochę mdłe, jak się wyraziłeś, ale o coś takiego mi chodziło. Proste krótkie zdania miały budowac nastrój i służyły tylko do stworzenia jakiegoś klimatu. Nie rozpisywałem się w opisach, żeby nie zaćmić nimi wydarzeń, których i tak zresztą było niewiele. Zamieściłem to opowiadanie w tym dziale, ponieważ jakoś do miniatur czy horrorów średnio mi pasowało. Dzięki jeszcze raz za ocenę i korektę pozdrawiam serdecznie
Odpowiedz
#4
No tak, ale napisałeś, że rozciął sobie nad brwią, a bandaż na całej głowie to chyba za dużo, ale może się mylę Wink

Pozdrawiam
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#5
Ściślej mówiąc napisałem, że rozciął sobie nie nad brwią, ale nad linią brwii. Na dowód, że rana była głęboka, napisałem, że zalało mu OCZY (a nie oko, jakby to było w przypadku małej rany). Stąd wniosek, że rana musiała zostać opatrzona bandażem, a nie pojedynczym małym plastrem, i tym sposobem nasz bohater budzi się w szpitalu z opatrunkiem na głowie.
THE END
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości