Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
,,Gratka" Puchatka
#1
Wstęp
Jak wiecie, jest to moja ostatnia parodia/przeróbka. Napisałem to głupstwo, po to, by wypisać wszystkie moje pomysły, gdyż muszę wziąć się za coś oryginalniejszego, mądrego i (przede wszystkim) normalnego oraz poważniejszego od tego, co tutaj przeczytacie. Radzę wam tego nie czytać, ale nie kasujcie tego tematu. To moje (mam nadzieję) ostatnie takie opowiadanie. I nie wincie mnie za ortografię (bo naprawdę nie wiem, jaki człowiek takie coś, jak ,,ortografia" wymyślił, ale jakbym takiego kolesia spotkał, to bym go chyba zabił). Więc bardzo przepraszam. Ale cóż, przynajmniej nie będzie to spam...

B.B.Bezell
,,Gratka" Puchatka


PROLOG

Stumilowy Las. Piękny Stumilowy Las. Wielki, żyjący i piękny Stumilowy Las. Piękny Stumilowy Las. Stumilowy Las. Stumilowy...
Ciepły poranny wiaterek, wilgotny od wczorajszej mżawki, pięknie i cichutko niczym myszka zatańczył suchymi liśćmi, zataczając koła pomiędzy dużymi i stabilnymi drzewami. Cichy, lekki i łagodny wiaterek o zapachu polnego bzu i ptasiego gówna zbudził mieszkańców lasu.
Dzień zaczął się tak samo jak każdy o tej porze roku. Każdy robił to, co zwykle, a dokładniej mówiąc, nie robił zazwyczaj nic.
Puchatek jak zwykle czytał połykając naraz duże ilości przeróżnych książek, które to leżały na jego półeczce obok małego i ciepłego łóżeczka, na którym zwykł leżeć całe dnie, nie wstając z niego ani na chwile, gdyż wszystko, co mu było potrzebne, miał pod ręką.
Z książek leżących na półce można było przeczytać następujące tytuły: ,,Władca Sygnetów: Powrót Królika”, ,,Pierwsze Marzenie” Andrzeja Sapstrowskiego i wiele innych dzieł, które niegdyś wstrząsnęły całym światem. Wśród nich leżały na pewno jakieś komedie, poezje, czy nawet przeróżne horrory.
Inni mieszkańcy Stumilowego Lasu także robili to, co robili zawsze i wszędzie.
Królik zmęczony już życiem oraz ciągłym uprawianiem swojego pola marihuany wylegiwał się jeszcze w łóżku gryząc korniszona i liżąc swój piękny, złocisty od białego deszczu łokieć.
Prosiaczek, także jeszcze ziewający po niewyspanej nocy, słuchał MP3, jak zwykle pewnie metalu, którego wręcz kochał sam podśpiewując ostro. Pośród płyt leżących na podłodze były wytwory Irommai-Mana, czy też autorstwa zespołu ,,Maraton”.
Tygrysek natomiast popijając Cola-Cocę biegał i skakał marząc o jakiejś pięknej tygrysicy, która złagodziłaby mu jego nocne pragnienia...
Klapodupy zaś, wypalał kolejną już paczkę króliczego towaru mamrocząc coś pod nosem. Tygrysek od zawsze mówił mu, że przyjdzie kiedyś taki czas, gdy narkotyki zrujnują Klapodupego. Lecz on nie słuchał przyjaciela, być może dlatego, iż był wtedy na haju.
Kangurzyca oglądała telewizję, w tym seriale, jak ,,Kran”, ,,M jak Mdłości (z miłości)” oraz ,,Modę na Suknie”. Lubiła też filmy, obecnie ,,Trzy dni kondona (kondoma?)”, czy też ,,Monsters in Dreams”.
Reszta mieszkańców lasu albo wylegiwała się w łóżku, albo jadła już śniadanie. Nic ponadto. Jedynie mały Kangurek bawił się z kolegami w ,,zabijanie” krzycząc coś po niemiecku typu ,,ACHTUNG! SCHNELL!”. Po za tym, kangurek kochał grać na komputerze. Tak więc poranek był taki jak zwykle...
Jednak coś wciąż nie pozwalało myśleć mieszkańcom Stumilowego Lasu. Coś, co było ważne, co za chwilę odmieni ich życie na zawsze... Ale nie wiedzieli co to... To ,,coś” się ciągle zbliżało...
Miły wiaterek zamienił się w ulewę.



TAJEMNICZE MENTOSY

Krzyś stał obok niedawno ogolonego Doubledora z dużym zarostem, który sięgał mu do nosa. Doubledor śmiał się płacząc na widok trumny stojącej przed nim i Krzysiem.
- Horry Peter! Zmarł mając tysiącpięćsetstodziewięćset jesieni w tym tutaj Howardzie. On zawsze był jakiś dziwny. Na czole miał znak, symbolizujący, jak duże mogą być kontakty między człowiekiem a żelazkiem. – tłumaczył uczniom w szkole magii Doubledor – Horry był pracowitym bezrobotnikiem konstruując najnowszy model miotły do czyszczenia podłóg o nazwie ,,Nimbus 2010”. Niestety, pomimo wysokiego wtajemniczenia w magii, zmarł na sraczkę...
Wszyscy płakali ocierając łzy o podłogę, bo w tym urok ,,Pronto”.

***
Krzyś był małym chłopcem, o dużych, niebieskich odcieniach zielonej czerwieni oczu. Miał zaledwie 13 lat, a już uczył się w zakresie magii... Na razie niestety używał magii do rosołów i innych potraw, ale to też nie była łatwa praca. Na pytanie, dlaczego wstąpił w szeregi magów, odpowiadał zawsze, że chciał być asasynem, a raczej ASa synem. Gdy Krzyś szedł przez park, zawsze kątem prawego ucha u dołu jego kwadratowej głowy słyszał jedno magiczne słowo: ,,żal”.
Stał teraz opierając się o swoją lewą rękę i pisał list do mamy, której nie widział chyba z dwa lata. Nie był on zbyt długi, gdyż Krzyś napisał go w parę sekund i wrzucił do skrzynki pocztowej.

***
Mama Krzysia była rudą blondynką o czarnych włosach w kolorze brąz... Gryząc kiszonki i podcierając sobie dupe o wiosło siedziała oglądając telewizję. Kanapa, na której siedziała była z sałatą i z keczupem.
- Dzień dobry! Przyniosłem list od pani syna! – rzekł listonosz Staś – Dostanę coś w zamian?
- Chyba kopa w dupę! – zaśmiała się mama Krzysia i kopnęła listonosza w dupę, o czym on nie wiedział. To był atak z zaskoczenia.
Pokój, w którym mama Krzysia oglądała TV był, jak to mówią very messy. Obok telewizora leżała reklamówka na zakupy z napisem: ,,Tesco: dla ciebie, dla gadziny”. Mama Krzysia nadal podcierając sobie tyłek i jedząc pizzę otwarła list. Rozwinęła go i przeczytała:

Kochana mamo!
Na początku swego listu chciałbym już go zakończyć.
Twój krzyŚ.


List najwyraźniej mocno wzruszył mamę Krzysia, gdyż kładąc delikatnie list na stole zaśmiała się głośno i zacharczała odbytem, niczym słoń wdychający nikotynę przez gardło w kształcie niebieskiej wiewiórki oglądającej w telewizji mecz piłkarski.

***
Krzyś biegnąc szybko po ulicach Howardu, szedł powolutku po chodniczku. Nagle zobaczył porozrzucane mentosy, które leżały na ziemi i aż prosiły o zjedzenie ich. Jednak Krzyś był sprytny i nie dając się przechytrzyć jakimś tam mentosom, zjadł je gryząc powoli i dokładnie. Nagle ziemia się obróciła, chmury uciekły, a słońce zdechło.
Krzyś obudził się w dziwnym lesie.




PROSIACZEK MA GRYPĘ

- DRRRRRYYYŃŃŃŃŃ – rozległ się dźwięk ,,Zjebensa”, który leżał w kieszeni Puchatka.
- Halo? – odpowiedział chwytając pusta...cegłę.
- Siemka Puchaty! – brzmiał głos Tygryska – Jest sprawa! Prosiaczek jest chory! Spotkamy się koło naszej ,,Pierdołowni”! Czekamy!
Puchatek odłożył słuchawę.
- Kuźnia! - zaklął


***
Kumple Puchatka już tam czekali. ,,Tam”, czyli obok miejsca, gdzie grali w pokera na żołędzie.
Był tam Tygrysek, Królik oraz Gofer, głuchoniemy kret.
Szli do Prosiaczka nic nie mówiąc. Ciszę, jak zwykle musiał przerwać nadpobudliwy Tygrys.
- Ej, ja to chyba sobie piersi powiększę! – zażartował machając ogonem
- Heh, i tak cię nikt nie bzyknie! – odpowiedział mu również z uśmieszkiem na mordzie Królik
I znowu cisza...
I znowu ją przerwał pewien tygrys z ADHD
- Co tam czytasz, Puchaty?
- Ostatnio zacząłem wielką encyklopedię pokemonów oraz ,,Hobbita”. – odrzekł Kubuś
- Ja natomiast piątą część trylogii Parawieliczydoła pod tytułem ,,Kał i Sperma”! – pochwalił się Królik
- Nikt cię nie pytał o zdanie! – burknął Tygrysek – Sprawa jest poważna. Prosiaczek jest chory na grypę. Musimy mu pomóc!
Po dosyć krótkiej rozmowie, Kubuś i przyjaciele byli już w domku chorego.
- Co ci dolega? – zapytał cieniutkim głosikiem Puchatek
- Nie wiem... – rzekł zmęczony Prosiaczek – Chyba grypa...
- WIEM! – krzyknął Tygrysek – Może to grypa prosiaczkowata?
- A jest taka? – zdziwił się Puchacz...yyy....Puchatek, oczywiście!
- PEWNIE, ŻE JEST!!!!!!!!! – rzekł cicho i spokojnie Królik – Słyszałem o tym od Sowy Dupogłowy!
- Tak, czy kwak musimy się udać do Sowy, tylko ona może coś tu poradzić. – rzekł głuchoniemy Gofer
- A nie lepiej zadzwonić do Goździkowej? – wiadomo kto zadał to pytanie J


***
Wieża Sowy Dupogłowy stała na prawo od przepaści i na południe od miasta. Po lewej stronie wieży płynęło (a raczej stało) małe jeziorko, a obok niego stała owieczka. Tam też było wejście do ciemnego tunelu, do którego nikt nie zaglądał (wiadomo z jakiej przyczyny).
- Pani Wozignojowa zawsze wspominała, że najlepszym lekarstwem na grypę, jest świeże jeszcze jajo łasicy upaćkane w gnojówce! – tłumaczyła Sowa Dupogłowa
- A skąd niby wytrzaśniemy gnój?! – zapytał Tygrysek
- Lepiej martw się o jajo! – wrzasnął Puchatek pogryzając hamburgera – Podobno łasica może wytropić wroga z kilometra, a zjeść z dwóch!
- Nie przesadzajmy – rzekł Królik – Może po prostu damy prosiakowi porcję mojego towaru?
- Absolutnie! – krzyknął cicho Kubuś
- Więc trzeba będzie zapolować... – wyszeptał głośno Tygrysek trzymając w ręku strzelbę na kasztany





PRZYGOTOWANIA

Poranek zaczął się wcześniej niż zwykle. Chłodny wiatr przeszywał wszystkie organy mieszkańców Stumilowego Lasu, który liczył sobie dwieście mil. Puchatek szedł wolniutko przez uliczkę, popijając lekko piwko z buteleczki. Podszedł do Kangurzycy, która właśnie plewiła swój ogródek.
- Jak tam życie? – wymamrotał troszeczkę podpity już Kubuś
- Ech, jakoś leci. Nie ma co robić, synek mój mały siedzi przy komputerze 30 godzin na dobę, a ja w chwili obecnej dłubię sobie w kręgosłupie i gotuję naszą ulubioną potrawę. – powiedziała z niechęcią siedzenia na dachu i udawania koguta, Kangurzyca
- A jakaż to potrawa tak wam smakuje? – spytał Puchatek
- Zakalec, oczywiście. Jest wręcz przepyszny, a jeżeli się doda takiego gazu, jakim jest Dwupierdzian Kapusty, jest po prostu zajeplażowe! – wykrzyczało z radością zwierzę z torbą na wierzchu


***
Zapadła noc. Była ona tajemniczo dziwna. Tygrysek podchodząc do WC (skrót od Wytwórnia Czekolady) wyjął z kieszeni podręcznej łopatę i trzy koparki, po czym z ziemi wydobył pięknego i dużego obrzyna z piękną złotą lufą. Zachichotał głośno i chrapliwie, a następnie schował broń do kieszeni. Zapadła cisza...


***
Zbiorowisko zgromadziła Sowa. Trzymając w ręku cienką pałeczkę przypominającą, nie powiem co, tłumaczyła pokazując na mapie, gdzie znajduje się największa grota łasicy.
- ... i wejdziecie do środka, po czym zabijecie ją strzelając jej headshota w nogę.
- Ja piertole! – wykrzyknął z podnieceniem na szyi Tygrysek
- Piąty raz powtarzam, że nie można klnąć!
- Przecież ja, kurwa nie klnę! – wywrzeszczał Tygrysek, cały upaprany w wiosennym śniegu
- Tak, więc musicie przynieść jajo! A gnojówą zajmę się osobiście! – wytłumaczyła Sowa Dupogłowa, następnie weszła do swego domu, po drodze targając pieroga
- Hehe, wyglądasz jak żołnierz! – zażartował patrząc na Tygryska Puchatek
- Wyraz ,,żołnierz” wymawia się przez ó otwarte, matole!


***
- Co słychać? – zapytał Puchatek
- Różne dźwięki – odparł Tygrysek
- Ja, to chyba zapiszę się do PGZG – (skrót od Podwórkowa Grupa Zbieraczy Gwoździ)
- Chyba cię suty szarpią, nigdy byś się tam nie zapisał! – parsknął płaczem Tygrysek wkładający sobie w lewe ucho kabanosa
- Co wziąłeś na drogę?
- Gofry z masłem i trzy dziurawe skarpetki.
- Kiedy w ogóle wyruszamy?
- Nie wiem, ale nie mogę się doczekać, tej chwili, kiedy rozpieprzę tą ścierę z ceraty!
- Opanuj emocje, Tygrysku!
- Okej, okej!
- Kurde, boli mnie skarpeta! Muszę odwiedzić Sowę!
- Dobra, ale wyruszamy jutro z rana!
- Spoko, tylko nie zapomnij, żeby wziąć rodzynki z ciastem!
- Okej! Narka!
- Jaka nerka?
- Już nic!





INTRUZ

Prawdziwe piekło...Ufff! Gorąco. Szli tak, przez łąkę Królik, Puchatek, Tygrysek oraz lekko przygłuchawy Gofer. Jak zwykle, dużo przy tym narzekając.
- Och! Uff! Pffff... – męczył się Tygrysek – Już mnie gardło boli od tego chodzenia!
- A mnie język! – majaczył już ateista, Gofer - Jeśli, dałby Bóg, Pana Boga nie ma – to chwała Bogu, ale jeśli, nie daj Boże, Pan Bóg jednak jest – to niech nas ręka Boska broni!
- Masz może w tym plecaku jakiś kisiel? – wysapał ze zmęczenia Kubuś
- Niestety nie! Ostatnio umówiłem się z Kangurzycą do MCdonalda! I zjedliśmy cały budyń! – wymamrotał Tygrys trzymający w ręku truskawkowego czupaczupsa
- Co tam zajadasz? – spytał się Puchatek
- Malinowe truskawki o smaku jabłkowej pomarańczy! – odparł Tygrysek wyjąc z bólu
Szli tak i szli, aż dotarli do miejsca, gdzie zobaczyli coś dziwnego. To coś się uśmiechnęło i pokazało język przybyszom ze Stumilowego Lasu, który ma 200 mil.
- To ta szmata! – krzyknął Tygrysek chwytając za obrzyna – Ty sucza dupo! Ty ruska mendo!
Tygrysek strzelał, jak postrzelony strzelając w śmiejącą się łasicę. Najwyraźniej miała ona jakieś chacki, czy coś, gdyż strzały nie robiły jej nic.
- Masz jaja ze stali?! Zaraz zrobię z nich emememsy, gadzino! – wrzeszczał szeptem Tygrysek – Ty gadzie zielony, jeden!
Tygrysek się wkurzył, otworzył konsolkę tyldą i wpisał ,,Immortality”. Chwilę potem strzelił z orzecha...znaczy się z obrzyna tak, że z dupy łasicy wyleciały fistaszki.
- HAHAHAHAHHA!!!! I co?! Spurałaś się na żwir?! Zaraz będziesz srać piachem! – krzyczał, śmiejąc się jednocześnie, Tygrysek
Strzelał tak jeszcze długo... Bardzo długo...


***
Minęły dwa lata.
- Już nie mogę...! ...uff!...puFf! Niestety! Umieram! Już nigdy nie zobaczę żadnego zachodu słońca! Żegnajcie! – lamentował zmarły już, Gofer leżący na trawie – Złamałem paznokieć! Nie mogę iść dalej! Zostawcie mnie!
Wszyscy płakali. Nawet Gofer, który już dawno nie żył. Jego przyjaciele czuli jego łzy na pośladkach. Jednakże, nic nie było takie, jakim było, kiedy nie było, tego, co było wtedy, kiedy jeszcze nic nie było. Coś jednak w tym było.


***
- AVE HITLER! – wrzeszczał majacząc już Puchatek – VIVA Las Vegas! Są pieniądze. Jest Las Vegas. Nie ma pieniędzy! AVE Geralt z Rivii! AVE Winnetou! AVE CESAR! AVE michael Jazzgot! AVE ESLI PRESLI! AVE Jan Kowalski...!


Hej! Dzieci, jeśli chcecie
Zobaczyć tamten świat
Podłączcie się pod tysiąc VAT!!!
Kontakt spięcie...


- Cicho! – przerwał Tygrysek niosący jajo łasicy – Zamknijcie dupy!
Nagle, poruszyło się coś w krzakach. Znienacka zza gęstwiny wyłoniła się postać, bardzo gruba. Wolę nie myśleć o tym, co robiła ona w tłusty czwartek! Z wielkości jej oczu, można było wywnioskować, że jest murzynem.
- Co to za gówno?! – zdziwił się nieobecny już, Gofer
- Mam na imię Krzyś!






POCZĄTEK


Puchatek siedział od rana na ławce, myśląc o tym, skąd w Stumilowym Lesie mógł wziąć się człowiek, o imieniu Krzyś. Nagle zobaczył Tygryska idącego w jego stronę.
- Nie usiądziesz?
- E, tam! Jeszcze grzybicy dupy dostanę!
- Co myślisz o tym...
- Szybko! Chodźcie! – przerwała Puchatkowi krzycząca Kangurzyca – Wszyscy! Szybko!
- Co się stało? – spytał zsapany Królik
- Patrzcie! – Kangurzyca wskazała palcem telewizor – I słuchajcie!
Z telewizji można było usłyszeć takie oto gadanie:

Dobry wieczór w porannych Świadomościach! Dziś poroz...
Wiadomość z przedostatniej chwili!
Pewien złodziej, za dwukrotne morderstwo tej samej osoby został skazany na dwa lata, w zawieszeniu na dożywocie! Pięknie grzał sobie dupe w pierdlu, dopóki nie uciekł i nie ukrył się w Stumilowym Lesie, który liczy sobie 200 mil! Podobno dowodzi tam grupą wściekłych Hefalumpów, które od dawna prowadziły wielką wojnę z mieszkańcami Stumilowego Lasu!


- I co o tym myślicie? – zapytała Kangurzyca
- Pewnie Hefalumpy chcą przejąć nasze kopalnie, skąd wydobywamy Dwupierdzian Kapusty! – wrzeszczał Puchatek
- Ale my się nie damy! Bośmy nie lamy! – rymło się Tygryskowi – Zabijemy poczwary! Wbijemy im miecze w szpary!
- Wszyscy, przygotujcie się na ostateczną wojnę! Zniszczymy was! Wszyscy muszą się przygotować, a jutro wyruszamy na podbój! ŚMIERĆ HEFALUMPOM!





PRZYGOTOWANIA DO BITWY

Dzień rozpoczął się niespokojnie. Kangurzyca z dziwnym czopkiem (czyt. czopem) przygotowywała apteczki, a Kłapołuchy wypalał nowe skręty, które dostał od Królika na gwiazdkę. Puchatek załadował granaty, kiedy to Tygrysek szykował Thomsony, Obrzyny i inne bronie. Mały Kangurek miał za zadanie patrolować teren i szpiegować. Królik szykował nowy pojazd:
- Łał! Co to za fura?! – podniecił się Tygrysek wchodząc do garażu
- To Hugokopter marki 500! – odpowiedział Królik, z pognieceniem sobie palca u lewej nogi, w głosie
Do garażu wszedł również Prosiaczek (już wyzdrowiał):
- WoW! – krzyknął również podniecony
- WoW? Nie gram, obecnie moja babcia w metina trochę! – odparł Tygrysek – Ale, cóż! Trzeba będzie ich pokonać!
Granaty, Panzefausty, Obrzyny, Snajperki gotowe?
GOTOWE!!!!!!
- Ale najpierw, muszę się wieczorem dziś spotkać z przywódcą, by wypowiedzieć wojnę! – rzekł z powagą (NA SERIO!!!) Tygrysek


***
Wieczór. Mała polanka w gęstwinie lasu, pusta, ogrodzona tylko małymi kamyczkami. Na niej stał Tygrysek. I czekał. Czekał na przywódcę Hefalumpów. I się w końcu doczekał. Przywódca był ciemny, nosił duży kaptur.
- Jestem sam – rzekł grubym głosem przywódca
- Widzę. Ja też. – mówił Tygrysek – Zwą mnie Tygrysek. A ty? Przedstawiłbyś się, co?
- Sam – powtórzył zakapturzony
- Fajnie. Widzę przecież, że jesteś sam, już to mówiłeś! Jesteśmy tutaj tylko my dwaj. Nikt więcej. Więc jak się nazywasz? – zdenerwował się lekko Tygrys
- Sam... – powiedział po raz trzeci przywódca – Mam na imię Sam.
- No, to trzeba było tak od razu! – krzyknął Tygrysek – Po co nas w ogóle atakujesz? Jaki masz w tym cel?
- Chcę – tu, przywódca się wyprostował i uśmiechnął – Chcę przejąć wasze kopalnie.
- I nie da się tego jakoś odkręcić, gówniarzu?
- Nie. Chłopaki! Wychodźcie! Czas rozprostować kości! – krzyknął kaptur, po czym zza krzaków wyłoniły się postacie przypominające słonie
- Ale... jak to?! – zająkał się Tygrys
- Powiedziało się o jedno słowo za dużo! HAHAHAHA!!! Brać go!
- No dobra! – krzyknął Tygrysek – Ziomale, wyłaźcie! Czas troszeczkę rozlać krwi!
W tym momencie do lasu wjechał wielki czołg z Puchatkiem na czele, który strzelał, jakby się dowiedział, że Gears of War 2 wyjdzie na PC.
- HAHAHAHAHA! – rył ze śmiechu – Rozwalę was!
Jednak zakapturzeni nie byli tacy głupi, jak nasi obecni posłowie. Wzięli w ręce chałbicę i dwie armaty, a następnie napierdzielali, tak, jakby im nie poszło mario demo, albo gra ,,Pieprznij go gaśnicą! – wersja mikołajkowa”, którą jako jedyną część spośród pięciu da się wyłączyć! (ale włączyć się nie da...)
- Ty penisisto! – ryczał Tygrysek trzymający w ręku obrzyna – Masz buta na ryju, dziadu jeden, ty! Chuj ci w chuja!
- Zabiję cię żywcem! – odparł Sam – I utopię w pralce!
Strzelanina robiła się coraz większa.
- Zabiję cię na śmierć! – groził Tygrys – Jeśli zaraz nie zdechniesz, to niech mnie piorun jasny...
Cisza. Tylko niebo się lekko zachmurzyło, a ze sklepienia niebieskiego, walnął ogromny grzmot i ciął wszystkie okoliczne drzewa, wraz ze skałami. Jasna moc błyskawicy cisnęła w środek lasu, raniąc przy tym wszystkich tam zebranych oraz przód potylicy Tygryska.
- Pozdrówcie moją babcię! – krzyknął i dodał – Jeszcze cię dorwę, Sam! Możesz być tego pewien!
Upadł i zdechł, a jego zapach potu (zapachy spod pachy) zmieszał się z tlenem, powodując powstanie Dwupierdzianu Kapusty, który wynalazła znana na całym świecie – Jogobela Zott.
Tak, więc wszyscy zdechli...




UWIĘZIENI


Dzień przeleciał szybko, jak pociąg z Teleexpresu. W powietrzu unosił się jeszcze zapach siarki z wczorajszej strzelaniny.
Tygrysek otworzył oczy. Zaklął, po czym puścił bąka z cichacza, niczym Bruce Lee.
- Czy tak wygląda niebo? – spytał ,,pasiasty”, leżąc na podłodze – O jejciu!
Wokół niego piętrzyły się ściany dziwnego lochu, a naprzeciwko nich stały zamknięte na amen kraty. Obok krat stał wysoki człowiek z tarczą w ręku. Nosił on piękny, duży hełm.
- Nosisz na głowie nocnik? – zapytał, łapiąc się za ogon Tygrysek
- Hasło nieprawidłowe! Proszę podać hasło! – odpowiedział mu strażnik przypominający rycerza
Rycerz ten miał dziwaczną, różową zbroję.
- Nie szmata zdobi człowieka – pomyślał Tygrysek, mówiąc wszystko na głos w swojej głowie, głośno – Ej, kupo złomu! Tak, do ciebie mówię! Jakie jest hasło?
- Hasło nieprawidłowe! Proszę podać hasło! – odparł identycznie, jak wcześniej robot
- Hmm, muszę się dowiedzieć jakie jest hasło, inaczej stąd nie wyjdę! – myślał Tygrys – Cwele jedne, skwary! Takich to tylko powiesić za jaja na latarni w Chinatown!
Tygrysek postanowił zgadywać jakie jest hasło:
- Zamknij paszczę, bo ci naszczę?
- Masz sweterek z kozich jąderek? Buta z koziego suta? Czy rękawiczki z koziej piczki?
- Chuj w musztardzie? W majonezie?
Po wielogodzinnych próbach odgadnięcia hasła, Tygrys zauważył staruszka siedzącego 2 metry trójkątne długości od niego.
- Co tutaj robisz? - zapytał
- Siedzę. – odpowiedział staruszek
- Czemu siedzisz?
- Bo nie stoję – odparł dziadek
- A to czemu nie stoisz? – próbował dalej Tygrysek
- Bo siedzę...
- Kim ty w ogóle jesteś?
- Więźniem... Siedzącym więźniem... Nie stojącym... Siedzącym...
- A możesz się położyć?
- Nie...
- Dlaczego?
- Bo ja chcę stać
- A to czemu nie stoisz?
- Bo siedzę...
W tym momencie Tygrysek się musiał poddać. Nie był cierpliwy w stosunku do dzieci upośledzonych, a już tym bardziej do staruszków chorujących na Kaczą Grypę.
- Wiesz może, jakie jest hasło?
- Tak...
- Jakie?
- Cicho! – krzyknął staruszek
Tygrysek czekał na dalsze reakcje dziadka. Nie doczekał się. Stał tak z dwie minuty i 65 sekund i nic nie słyszał. Spróbował ponownie:
- Znasz hasło?! – tym razem zapytał już troszkę bardziej głośno i nerwowo Tygrys
- No, znam... – odparł spokojnie dziadek
- To, jak ono brzmi?
- Cicho! – wrzasnął dziadek
Minęło 5 minut.
- Słuchaj, pasożycie! – denerwował się Tygrysek – Ile chcesz za to hasło?
- Masło? – dziadek był widocznie opity – Jakie masło?
- HASŁO! – nie wytrzymał pasiasty – Ile chcesz za hasło?!
- Mogę ci powiedzieć za darmo, ale pod jednym warunkiem!
- Jakim?
- Takim, że musisz mi dać 50 złotych!
- Powiedziałeś, że mi powiesz za darmo!
- Powiedziałem, że ci SPRZEDAM za darmo!
Tygrysek zwariował.
- Jakie jest hasło?! - krzyczał
- Cicho!!!!!!!!!!!!!!!!!!
- Przecież nic nie słychać, pasożycie!!!!!!!
- Nie rozumiesz?! Hasło brzmi ,,cicho!” – wytłumaczył dziadek
- To trzeba było tak od razu!!!!!! – zaskrzeczał Tygrys, po czym podszedł do rycerza – CICHO!!!!!!!!!!!!!!!
- Hasło prawidłowe! – odpowiedział rycerz, następnie otworzył drzwi
Tygrysek już miał wyjść, jednak odwrócił się podchodząc do staruszka i rzekł przytulnie:
- Wielkie dzięki za hasło. Nie wiem, jak mogę się odwdzięczyć!
- Wystarczy pięć tysięcy złotych i nowe auto. – odparł dziadek
Tygrysek wyszedł z groty.



OSTATECZNA WOJNA

- Przygotować machiny opieprznicze! – krzyczał Sam, przywódca Hefalumpów, grając w cymbergaja na swoim owłosionym dupsku – Nie obijać się!
Nagle zza horyzontu wyłonił się legion liczący dziewięciu mocno uzbrojonych żołnierzy. Był to Kubuś Puchatek, Królik, Tygrysek, niewidzący Gofer, Klapodupy, rodzina Kangurów, Prosiaczek oraz Sowa Dupogłowa. Wszyscy trzymali bronie, godne zastanawiania się, czy warto z nimi zadzierać.
Sam wyjął pistolet i strzelił w niebo.
- DO ATAAAKUUUU!!!!!!!!!!! - krzyknął


Puchatek strzelał z obrzyna, aż się uszy trzęsły. Gofer zamiast zupy naftowej, wlał do swojego miotacza ognia płyn do mycia naczyń oraz odplamiacz do czystych ubrań.
- Wy wieprze, knury, świnie, prosiaki! – wrzeszczał cichutko mówiąc, krzyczący z bólu Tygrysek
Strzelanina była ostra, jak keczup Pudliszki: łagodny z biedronki. Całe ściany budynku, w którym ta wojna akurat się nie toczyła, wręcz ociekały krwią. Prosiaczek wyjął miniguna, którego nie miał i strzelał strzelając do tych strzelających, do których strzelał ze swojego Uzi. Hefalumpy aż się ślizgały po krwi, która lała się litrami, a nawet kilogramami. Tygrysek uskoczył do Sama, a następnie przestrzelił mu obrzynem nerki, wątrobę, serce oraz coś, co nie było podobne do żadnej ze wcześniej wymienionych (być może śledziona). Puchatek natomiast, wyciął jednemu z Hefalumpów kręgosłup i zrobił sobie z niego drabinę. Ranny już Królik, wstał i wyrwał wrogowi tchawicę, wkładając na jej miejsce rurę od odkurzacza. Następnie oskalpował przeciwnikowi rzyć, po czym kazał mu robić damskie pompki na ścianie (czy ja już kiedyś tego czasem nie pisałem?). Skończyło się na tym, iż Gofer pierdnął.
I tak wyginęły dinozaury.


***
Po niczyjej wygranej, na polu bitwy pojawiła się postrzępiona, nadtargana, fruwająca reklamówka z napisem: ,,Tesco: Dla ciebie – Dla Godzilli”. A potem King Kong założył stringi... A Puchatek zjadł ,,Gratkę”.

KONIEC.
Miejmy nadzieję, że baba do lekarza będzie przychodzić, póki żyjemy.
Odpowiedz
#2
'Radzę wam tego nie czytać' - w takim razie po co publikujesz? Złośliwa byłam i przeczytałam.
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#3
Ja też byłem złośliwyBig Grin
Muszę przyznać, że były fragmenty, z których się na prawdę uśmiałemBig Grin
Te wszyskie oksymorony trochę denerwują, nie widzę jakoś uzasadnienia ich istnienia.
Odpowiedz
#4
Bezell wybacz, ale powtórzę to jeszcze raz. Chłopie. Nie ma w tym NIC. Humor najniższych lotów i znowu te wszechobecne oksymorony. Lepiej prawdę w oczy niż słodką wazelinę. Stary, zmień hobby.
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości