Film "Amour"
#1
Widział już ktoś? Jak wrażenia? I co sądzicie o zakończeniu?

Wg mnie to małe arcydzieło, może z pominięciem chamskiego product placementu wody Evian. Film szokujący, boleśnie prawdziwy, pozbawiony sztucznych, perfekcyjnie pięknych ludzi o śnieżnobiałych zębach i nieskazitelnych uśmiechach. Film o starczych twarzach pełnych zmarszczek i plam na skórze. Bardzo naturalny i "czysty", oszczędny wręcz. Haneke nie idzie na żaden kompromis, pozostawia widza ze szczęką na podłodze.
Po projekcji całe kino ogarnęła absolutna cisza i nikt się nie ruszył przez dobrych parę minut. Film sprawił, że wciąż kołacze się we mnie mnóstwo pytań, o rodziców, o mnie samego, o moją dziewczynę, o nasze przyszłe dzieci, o starość, eutanazję, miłość, granice etyki, o wykorzystanie życia, póki czas... Sądzę, że minie conajmniej tydzień, zanim się otrząsnę.

To pierwszy film, który pozamiatał mną w takim stopniu od czasów "Requiem dla snu" Aronofskiego. Sztuka w czystej, nieskażonej efektami specjalnymi postaci.

Troszkę zastanawiająca końcówka, która moim zdaniem nie do końca łączy się z początkiem - chętnie podyskutuję. Oglądał ktoś już?
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości