Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Demony Wojny
#1
Nienawistnik obijał się. Chwilowo nie był w trakcie poszukiwań emanacji piekieł na ziemi, więc korzystał z czasu najlepiej jak umiał. Siedząc w swoim domu, w górach. Weronika robiła porządki na górze. Nie życzyła sobie jego pomocy, gdyż takie sprawy najlepiej załatwiała sama.
W takiej sytuacji Maciek zaszył się w kuchni. Tam przy kubku gorącej herbaty kontemplował swoją obecną sytuację.
Nagle wyczuł, że ktoś się zbliża. Człowiek.
Chwile później zadzwonił dzwonek przy drzwiach.
- Ja otworzę! – krzyknął.
W drzwiach stał starszy człowiek, ubrany w drogi garnitur. Na oczach miał okulary.
Maciek poznał go od razu.
- Sapiewicki! Nie wiem jak tu trafiłeś, ale dam Ci dwie minuty na opuszczenie okolicy. Chyba, że chcesz w trybie przyspieszonym opuścić ten świat – wycedził, a oczy zrobiły mu się całe czarne.
- Spokojnie Nienawistniku. Przychodzę do ciebie z...prośbą o pomoc. – Sapiewicki wydawał się zniesmaczony faktem, że musiał to powiedzieć. Maćka to zaciekawiło.
- Pomoc? Dla ciebie czy dla wydziału?
- I dla mnie i dla wydziału. W sumie z kadry zostałem tylko ja.
- No proszę. Elitarny wydział Siódmy zdziesiątkowany? Zaiste nastał chyba w końcu czas sądu....
- Daruj sobie te drwiny. Sprawa jest naprawdę poważna. Może ucierpieć wielu niewinnych ludzi.
- Powiadasz? Dobra, nie krzyw się bo ci tak zostanie. Wyczuwam, że istotnie mówisz prawdę. Wejdź tylko postaraj się nie nanieść brudu.
Maciek przyjął gościa w kuchni. Nie wiedzieć czemu, pomieszczenie to zawsze było centrum domu. Tam się przesiadywało, dyskutowało, tam toczyło się całe życie domu.
- Kawy, herbaty? Jest gorąca woda to mogę od razu zaparzyć.
- Herbaty proszę. Zwykłą i dwie łyżeczki cukru. Dziękuję. Całkiem nieźle się tu urządziłeś. I masz dziewczynę...
- A skąd ty to wiesz? – oczy Maćka zwęziły się.
- Damskie obuwie stoi przy wejściu, w domu unosi się subtelny zapach damskich perfum. Poza tym wiem, że z własnej inicjatywy nie postawiłbyś kwiatków w doniczkach przy oknie.
- No proszę...Istotnie mam, ale nic tobie do tego. A teraz do rzeczy. W czym problem?
- Taaak....Jakieś dwa lata temu kilku naszych agentów natrafiło na kryjówkę pewnego czarownika. Facet zajmował się nekrominacją i demonologią. Jego księgozbiór był niezwykle bogaty i interesujący. Pracownię też miał dobrze zaopatrzoną. Niestety ów czarownik przypadkowo został zabity.
W jego notatkach znaleźliśmy mnóstwo ciekawych rzeczy. Faceta szczególnie interesowały hybrydy demonów i ludzi. Łączenie zarówno na poziomie duchowym – czyli przeciętnie opętanie, jak i cielesnym. Hybrydy jakie stworzył były tylko prototypami, jednak zapowiadały się interesująco.
Postanowiliśmy kontynuować jego badania. Efekty były różne, jednak nie zrażaliśmy się tym. Prowadziliśmy testy polegające zwykle na krótkotrwałym łączeniu.
Tydzień temu postanowiliśmy stworzyć niewielki oddział takich hybryd. Oddanych krajowi, walczących w słusznej sprawie. Wszystko szło wyśmienicie. Jednak po udanej syntezie doszło do masakry. Owe hybrydy zbuntowały się. Zaczęły wyrzynać wszystkich w pień. Ledwo uciekłem.
Teraz nie wiem gdzie są. Szukamy ich, ale albo zabijają szpiegów albo skutecznie mylą tropy.
Twoje zadanie jest proste – znaleźć i zabić. Te istoty stanowią śmiertelne zagrożenie dla każdego kogo spotkają.
Nienawistnik patrzył na niego ze znudzonym wyrazem twarzy.
- Stworzyliście potwory nad którymi sami nie umieliście zapanować. Znaliście ryzyko. A teraz bezczelnie oczekujecie by ktoś po was posprzątał. Nigdy się, cholera, nie zmienicie. Ale dobrze...zrobię to. Jednakże nie za darmo.
Sapiewicki skrzywił się lekko.
- Czy ty aby nie przesadzasz? Twoim obowiązkiem jest wszelkich mrocznych sił! Powinieneś wziąć się za to od razu, bez żadnych warunków!
- Powinienem. – Nienawistnik popatrzył w okno z namysłem. – Ale to za waszą sprawą pojawił się oddział żołnierzy piekła rodem. Nie wspomnę już wcześniejszych waszych dokonań – otwieranie Bram, eksperymenty genetyczne, polowanie na „tych uzdolnionych”...
- Dobra, poddaję się – Sapiewicki oklapł kompletnie. – Czego chcesz w zamian?
- Spokoju – wasz wydział i każdy inny ma zostawić mnie oraz wszystkie osoby ze mną związane w spokoju. Ponadto przekażecie na pewne konto drobną sumę...
- Jak drobną?
- Milion. Okrągły milion złotych. Nie rób takiej miny, śmiesznie wyglądasz z tymi rozdziawionymi ustami. Jak ryba he,he,he. Poza tym na pewno zostało wam sporo środków finansowych.
Tak więc dokonasz przelewu. I bez żadnych kantów. A teraz, czy masz może coś co pozwoliłoby mi namierzyć tych żołnierzy?
- Tak, mam przy sobie parę ich rzeczy, którymi byli dość mocno związani emocjonalnie. Proszę.

***



Okolica laboratorium, w którym przeprowadzano badania była wyjątkowo odludna.
Las, łąki, bagna. Pusto i głucho...idealne miejsce na zakazane eksperymenty. Na powierzchni laboratorium składało się z niewielkiego budynku. Nie był nawet otoczony siatką. Drzwi były zamknięte. Wyłamał je. W środku pustka. Wnętrze przypominało jakiś niewielki, wiejski urząd.
Zasilanie działało bez zarzutu. Po krótkich poszukiwaniach odnalazł ukrytą windę. Przywołał ją. Tu, w podziemiach był jego pierwszy cel.


***


Zjazd na pierwszy poziom podziemi trwał trochę długo. Po wyjściu z windy zerknął na mapę, którą otrzymał od Sapiewickiego. Nic ciekawego, same pokoje sypialne. Mimo wszystko postanowił się tu trochę rozejrzeć.
Pokoje były opuszczone w pośpiechu. Wiele rzeczy nie zostało zabranych. Ten nieład i pośpiech w połączeniu z głuchą ciszą tworzyły dość upiorny nastrój. Ale Nienawistnik się nie bał.
W jednym z pokojów znalazł jakieś zdjęcie w ramce. Kobieta i mężczyzna, uśmiechnięci, przytuleni. Szybka trochę się w nim stłukła. Pewnie ktoś w pośpiechu go zapomniał i teraz pewnie szuka. Albo i nie... Pomyślał o Weronice.

***

Że Coooo?! Żołnierze Demony? I ty dałeś się w to wciągnąć?!
Mógł się spodziewać takiej reakcji. Weronika była zrozpaczona, gdy streścił jej rozmowę z Sapiewickim. Martwiła się o niego.
- Posłuchaj Weronka, jestem Nienawistnikiem. Moim zadaniem jest likwidować przede wszystkim emanacje piekieł. Nie ważne czy pojawiły się na tu same, czy ktoś je przywołał, czy coś innego. Mam je zniszczyć bez litości. Znam ryzyko, ale lubię to. Można się wyżyć.
Weronika westchnęła. Zawiesiła mu się na szyi i pocałowała w usta.
- Masz wrócić cały i zdrowy Nienawistniku Ty mój. I jak najszybciej.

***

Kolejny zjazd w dół. Tym razem dwa piętra niżej. Nie było sensu przeszukiwać następnego piętra mieszkalnego.
Teraz zaczynały się laboratoria. Atmosfera panowała tu taka sama jak na wyższych piętrach. Cisza, półmrok, nieład. Większość pomieszczeń była wykładana kafelkami. Nienawistnik nie zdziwił się, gdy na niektórych zobaczył zaschnięte rozbryzgi krwi. Dotknął jednej ze ścian. Słuchał. Emocje zachowane w ścianach uderzyły jak młot.
Ból....
Ciekawość...
Strach...
Odrzuciło go. Eksperymentowali na ludziach. Pewnie byli to jacyś bezdomni, albo jacyś notoryczni przestępcy.
Nie wyczuwał tu żadnych oznak życia. Dalej nie da się zjechać windą. Gdzieś były schody...są! obok mniejsza, ale nie działająca winda do przewozu „obiektów badań”.
Im bardziej schodził w dół, tym bardziej wyczuwał rosnącą aurę zła i gniewu. Biblioteka. Tu trzymano rozmaite tomy używane do rytuałów. Nienawistnik znał je wszystkie. Gdzieś w rogu dostrzegł komputer. Maszyna była kompletnie zniszczona. Zastanowił się, ile tomów zdążyli przekonwertować na format elektroniczny. Miał nadzieję, że niewiele. Trzeba będzie to wszystko zniszczyć, jak już się upora z problemem na najniższym poziomie.
Najniższe laboratorium zabezpieczone było wielkimi, metalowymi drzwiami. Miały prawie metr grubości. Nienawistnik przyjrzał się im. Pokrywały je symbole ochronne. Trzymały bestię w środku. Ciekawe czy długo będzie trzeba ją szukać, i jak ciężka będzie walka.
Wpisał na czytniku kod dostępu. Usłyszał cichy syk. Najniższy poziom stał otworem.
Aura zła była tu najsilniejsza. Nienawistnik wiedział z planów, że poziom składa się z sieci wąskich korytarzy prowadzących do wielkiej hali. Tam odbył się rytuał przywołania.
Próbował wyczuć, którym miejscu jest jego oponent, ale znaki chroniące ten poziom zagłuszały go. No trudno...
Powoli przedzierał się przez plątaninę korytarzy. Praktycznie co chwilę ściany były obryzgane krwią, leżały jakieś strzępy ubrania bądź kawałki broni lub innych rzeczy.
Co i rusz natykał się też na ciała. Spalone, rozerwane, zmiażdżone. Ich słodkawy odór gnicia wdzierał się w nozdrza i wwiercał w mózg.
Główna hala była doprawdy imponująca. Rozmiarami przypominała halę hipermarketu. Chaos jaki tu panował też dało się porównać z hipermarketem. Biurka oraz regały, które były tu poustawiane zostały rozniesione w drobny mak. Pełno było tu też ciał. Po krótkiej chwili dotarł do głównego centrum przywołania.
Od pozostałej części hali oddzielała je dość cienka ściana. W kilku miejscach były dość spore wyrwy. No cóż...nie można liczyć by potwór kulturalnie wyszedł drzwiami.
Nienawistnik musiał przyznać, że choć wydział zapomniał o zabezpieczeniach na wypadek ewentualnego buntu, to miejsce przywołania było przygotowane bardzo dobrze. Rozpoznał odpowiednie symbole otwierające Bramę. Znalazł też kilka ocalałych czarnych świec używanych do zakłócenia wibracji rzeczywistości. Ktoś się naprawdę postarał..
Odruchowo sprawdził czy Brama na pewno się zamknęła. To, że czegoś nie widać, nie oznacza, że tego nie ma.
Zamknięta, dobrze.
Cios w tył głowy spadł znienacka, bezszelestnie oraz brutalnie. Nienawistnik poleciał do przodu i zarył nosem w jakiegoś trupa. Wstał klnąc na własną nieostrożność i na wszechobecny syf.
Jego przeciwnik prezentował się imponująco. Mierzył około trzech metrów, posiadał ogromne umięśnione ręce i nieproporcjonalnie małą głowę. Wisiały na nim strzępy munduru.
- Dom, gdzie jest dom?! – ryknął i zaczął wpatrywać się w Nienawistnika swoimi żółtawymi ślepiami.
- A bo ja wiem... – Nienawistnik westchnął. Zaatakował równie błyskawicznie co jego przeciwnik wcześniej. Najpierw uderzył go łokciem w brzuch, poprawił w nos, a na końcu wymierzył solidnego kopniaka w klatkę piersiową. Przeciwnik z głuchym łoskotem zwalił się na ziemię. Przez chwilę leżał, najwyraźniej zaskoczony atakiem, lecz wtem zwinnie wstał.
Nienawistnik zaklął cicho. Spodziewał się, że oponent będzie wytrzymały, ale nie spodziewał się, że tak szybko się pozbiera. I tak zwinnie.
Bestia wydała z siebie ogłuszający ryk i przystąpiła do ataku. Atakował głównie swoimi długimi rękami. Mimo sowich rozmiarów poruszał się szybko, sprawnie i zwinnie.
Maciek nie miał czasu by sam zaatakować. Hybryda zmuszała go do ciągłej obrony. Uznał, że pora sięgnąć po parę asów. Pozwolił się potworowi powalić na ziemię. Gdy ten nachylił się nad przeciwnikiem, Nienawistnik złapał go za głowę i poraził sporą dawką energii nienawiści.
Ryk jaki wydał demon był głośniejszy niż wszystkie poprzednie. Teraz należało działać.
Nienawistnik skupił energię w dłoniach. Przykucnął uchylając się tym samym przed ciosem i oderwał przeciwnikowi nogi w kolanach. Potwór runął na ziemię z przeraźliwym łoskotem.
Przez chwilę machał bezradnie rękoma próbując się podnieść. Spojrzał na Nienawistnika. W jego wzorku nie było już dzikiej furii. Tylko strach i smutek.
- Dom, gdzie mój dom? Chcę do domu?
Maciek popatrzył w oczy byłego żołnierza. Trochę mu było szkoda tego człowieka.
- Nie martw się, odeślę cię do domu. Chcesz?
- Do domu? Tak, tak! Do domu!
- Dobrze....
Maciek przykląkł przed demonem. Wokół dłoni Nienawistnika zatańczyły czarne płomienie, a oczy zrobiły mu się czarne jak smoła.
- Spokojnie, zaraz będziesz w domu.
Zaczął wysysać duszę. Ciało stwora lekko podrygiwało, lecz na jego twarzy pojawił się błogi uśmiech.
- Dom...- wyszeptał cicho po czym osunął się bezwładnie na ziemię.
Maciek przez chwilę stał nieruchomo w całkowitej ciszy. Adaptowanie duszy żołnierza było dość ciężkie. Dawno tego nie robił, wyszedł z wprawy.
Teraz zrozumiał. Dom... a w nim żona i dwójka dzieci nieświadomych, że tatuś stał się bezmyślnym monstrum na zlecenie rządu. We wspomnieniach tego człowieka próbował odnaleźć odpowiedź, czy świadomie poddali się transformacji. Niestety na wskutek obłędu większość wspomnień uległa zatarciu. No trudno.
Należało jeszcze pozbyć się ciała. Dotknął go dłońmi. Czarne płomienie błyskawicznie objęły zwłoki, zostawiając po chwili tylko tłustą plamę na podłodze.
Przez chwilę trwał w zamyśleniu. Co do całego kompleksu.... wystarczyło jeśli spali bibliotekę. Nie było sensu zawalać całego laboratorium. Tąpnięcie mogło by mieć katastrofalny wpływa na krajobraz, a to ściągnęło by tu za dużo ciekawskich.

***

Będąc na zewnątrz odetchnął głęboko świeżym, czystym powietrzem. Popatrzył przez chwile na zawalona zewnętrzną cześć kompleksu. Teraz już raczej nie da się tu badać czegokolwiek.
Głęboki wdech. Zapach lasu i łąki poprawił mu nastrój.
Pora szukać kolejnych zbiegłych żołnierzy.

***


Pan Jerzyk w milczeniu gładził wąsa. Rzadko ktoś obcy zaglądał do jego sklepu. Działo się tak dlatego, że był to jeden z typowych wiejskich sklepików. Takie miejsca są zwykle centrum wsi. Zarówno gospodarczym, jak i kulturalnym. Jednak z uwagi na wyjątkowe odludzie, w jakim położona była ta wioska, obcy byli tu rzadkością.
I wzbudzali ciekawość.
Pan Jerzyk zdążył dokładnie zlustrować obcego. Młody, wyglądał na dwadzieścia kilka lat, brunet, ubrany normalnie. Brązowa kurtka, dżinsy, jakieś sportowe, lekko podniszczone buty. Wyglądał na przeciętnego turystę, ale było w nim coś, co wzbudzało niepokój. Coś, mrocznego.
- Tak, to ja poproszę jednego małego Tymbarka, i mała paczkę Lays’ów cebulowych.
- To będzie razem trzy złote.
- Wie pan – Pan Jerzyk postanowił trochę wybadać obcego, a nuż coś ciekawego się dowie, i będzie o czym potem gadać z ludźmi. – Rzadko tu zaglądają obcy. Co pana sprowadza do naszej wsi?
- A, wie pan. Podróżuję to tu, to tam...
- Ha, to wesołe macie życie, wy młodzi. Ci ostatni, co tu niedawno zaglądali też podróżowali.
Oczy obcego zwęziły się.
- Ostatni? Taka dwójka młodych ludzi, chłopak i dziewczyna. Zna pan ich?
- Znać znam – uśmiechnął się lekko - to moi... znajomi ze studiów. Mieliśmy się spotkać tu w okolicy. Nie wie pan może, w którym kierunku się udali?
- A proszę się kierować wzdłuż drogi głównej. W tamtym kierunku poszli. Może odbili gdzieś do lasu.
- Dziękuję, do widzenia.
Pan Jerzyk patrzył jak dziwny chłopak wychodzi ze sklepu i znika za rogiem budynku. Będzie o czym rozmawiać jednak, przeczuwał to.
Nienawistnik od dłuższego czasu podążał wzdłuż głównej drogi. Ślad był bardzo niewyraźny, ale widoczny. Ściemniało się.
Na samym końcu wsi, oddalony dobre pół godziny drogi piechotą od najbliższych zabudowań stał niewielki dom. Tam skierował swe kroki.
Furtka od ogrodzenia była otwarta. Podwórko było dość czyste. Jego uwagę przykuła psia buda, jednak psa nigdzie nie było widać.
- Czego Pan tu szuka?
W drzwiach domu stała niewysoka, zasuszona staruszka.
- Przepraszam, ale potrzebuję pomocy. Mam pewna chorobę serca i co jakiś czas musze brać leki. Zwykle wystarczą środki przeciwbólowe, ale skończyły mi się. Czy nie ma pani u siebie choć jednej tabletki jakiegoś Apapu czy czegoś? Proszę...
Staruszka przez chwilę lustrowała Nienawistnika, który udatnie udawał bóle w okolicach klatki piersiowej.
- Proszę wejść i zaczekać tu w holu, przy drzwiach. Zaraz przyniosę coś.
Czekał przez chwilę. Patrzył i weryfikował kilka rzeczy. Tak, wszystko pasowało idealnie...
Wróciła.
- Dziękuję – powiedział biorąc dwie tabletki i szklankę wody. – A czy wolno mi zapytać, jak trafić w lesie do tego bunkra?
- Bunkra? Jakiego bunkra?
- Bunkra, w którym podczas wojny ukrywała się pani z mężem pani Mario. Bunkra, w którym spędziliście prawie całą wojnę. Pamiętałaby pani o nim doskonale gdyby pani była naprawdę Marią Krysik.
Wykonał szybki unik w dół. W miejscu gdzie przed chwilą była jego głowa, tkwiła wbita we framugę drzwi łopata. Mocny wykop w tył. Trafił.
Straszy człowiek, który przed chwilą próbował go zdekapitować leżał teraz na podwórku trzymając się za krocze z wyrazem okrutnego cierpienia na twarzy. Staruszka próbowała uciec w głąb domu. Chwycił ja za rękę, szarpnął i wyrzucił na podwórko. Upadła tuż obok swojego niby –męża.
-Jacek i Daria Kołomscy...dziękuję za to wylewne powitanie. Ale obawiam się, że wasza egzystencja tu musi się zakończyć. Definitywnie.
Para podniosła się z ziemi. Nie byli już staruszkami, ale dwojgiem młodych silnych ludzi. I mieli pionowe źrenice.
- Wydział cię nasłał prawda? Nie wrócimy do laboratoriów! Nie będziemy bezwolnymi marionetkami!
- Marionetkami? Ale...
Nie zdążył dokończyć, zaatakowali go z dwóch stron, równocześnie.
Oboje celowali w tętnice.
Nie przewidzieli jednak jednego, małego faktu – Walczyli z Nienawistnikiem.
Błyskawiczny unik. Gwałtowny wykop w szczękę dla mężczyzny. Kobietę złapał z przedramię.
Szarpnięcie, strumień krwi, krzyk.
Daria Kołomska zatoczyła się. Jacek przeskoczył do niej z przerażoną miną i przytrzymał żonę.
- Czego od nas chcesz potworze? Nie chcemy nikogo krzywdzić! Tylko żyć w spokoju!
Nienawistnik zrobił krok w ich stronę. Chciał coś powiedzieć, ale nie dali mu dojść do głosu.
- Nie damy znów zrobić z siebie niewolników! – palce Jacka ułożyły się w znak Podpalenia.
Nienawistnik nie zdążył go powstrzymać. Para w ułamku sekundy objęta została całunem płomieni. Nie wydali z siebie żadnego dźwięku.
Tylko głuchy ryk płomienia i syk ognia.
Koniec, została po nich tylko plama sadzy. W kształcie dwóch splecionych ze sobą postaci.
Nienawistnik spojrzał na słońce zachodzące ponad lasem.
Podobno to oni są potworami, a ja bohaterem.
W taki razie dlaczego czuje się jak zwykły kat?
Nie wiem.
Westchnął. Pora na finał.

***


Zapach morza, połączony z szumem fal przyjemnie działały na Nienawistnika. Do tego powoli zapadający zmierzch.
Wszystkie te czynniki tworzyły razem pewną unikalną atmosferę, którą Nienawistnik bardzo lubił.
Niestety teraz ta atmosfera była zakłócana przez rytmiczne dudnienie basów niosące się dość szeroko wzdłuż plaży.
Dyskoteka „Posejdon” była jedną z największych w okolicy. Położona pomiędzy dwoma miejscowościami turystycznymi ściągała tu większość, spragnionej szalonej zabawy, młodzieży.
Nienawistnik szedł wzdłuż plaży. Nie spieszyło mu się. Budynek „Posejdona” był położony tuż przy plaży.
Na nagrzanym jeszcze słońcem piasku siedział młody mężczyzna. Ubrany był w krótkie spodenki oraz niebieską koszulkę. Stopami wymachiwał lekko w rytm muzyki.
- Jesteś w końcu. Czekałem na ciebie Nienawistniku.
- Ty na mnie? Jestem wzruszony.
- Niepotrzebnie silisz się na sarkazm. Wiedziałem, że Wydział wyśle kogoś by nas spacyfikować. To była tylko kwestia czasu.
- Który dobrze wykorzystałeś – wycedził Nienawistnik.
- O tak, dobrze go wykorzystałem. Na pewno czytałeś bądź słyszałeś te wszystkie doniesienia – brutalny mściciel, heros...
Nienawistnik parsknął.
- Heh, niezły sobie wykreowałeś wizerunek medialny. Pod pretekstem pomocy słabszym zbierasz dusze by stać się potężniejszym. I zaspokajasz przy tym też swoją żądzę krwi.
- To nie żaden pretekst! – wrzasnął mężczyzna. – Pomagam słabszym bo tak chcę! Brutalnie? Może, ale dzięki temu jestem postrachem złoczyńców.
-Do czasu – powiedział cicho Nienawistnik. – To tylko kwestia czasu nim twoja demoniczna żądza niszczenia i krwi wymknie ci się spod kontroli.
Wtedy zaczniesz zabijać każdego, bez wyjątku. Cieszy cię twoja siła i potęga, ale wiedz, że wszystko ma swoją cenę.
Im więcej krwi będziesz rozlewał, tym bardziej staniesz się tym, z czym cię połączono. Aż pewnego dnia staniesz się całkowicie bezmyślnym zwierzęciem
Pamiętaj, wszystko ma swoją cenę.
- Pierdolisz! – ryknął demon. – Umiem panować nad bestią, i jestem świadom tego co robię!
- Doprawdy? Więc powiedz mi, wielki mścicielu, dlaczego tu przyszedłeś? Dlaczego znajduję cię na plaży przy dyskotece – wielkim skupisku ludzi.
- Jestem tu bo podoba mi się ta muzyka, Zawsze lubiłem szybkie, elektroniczne rytmy. Co to za głupie pytanie?
Nienawistnik uśmiechnął się lekko.
- Nie jesteś tu dla muzyki i dobrze o tym wiesz. U siebie w domu masz sprzęt wystarczającej mocy. O tak, sprawdziłem dokładnie twoje mieszkanie, nie krzyw się.
Przyszedłeś w to miejsce kierując się twoją demoniczną intuicją. Wyczuwasz emocje, feromony...jak zwierzę, i to działa na ciebie pobudzająco. Robisz się coraz mnie człowieczy.
- Nie będziesz mnie pouczał pieprzony kacie! – ryknął Mściciel i rzucił się na Maćka.
Ten zrobił błyskawiczny unik, ale atakujący odbił się jak sprężyna od ziemi i uderzył Nienawistnika pięścią w twarz.
Maciek wpadł do wody, ale momentalnie stanął na nogi.
- No proszę jaki nerwowy – uśmiechnął się krzywo. – I mówisz, ze jednak panujesz nad tym. Ale refleks i siła, godne pochwały.
- Zaraz naprawdę pokaże ci siłę i refleks. Patrz i drżyj!
Mściciel zaczął się metamorfować.
On sam urósł do wysokości około dwóch i pół metra. Jego place wydłużyły się, a paznokcie przekształciły w nożowate szpony. Twarz mu się wydłużyła, a w rozwartych ustach błysnęły igłowate zęby.
Jego ciało przybrało zielonkawo – fioletowy odcień.
- Imponujące – sarknął Nienawistnik i zaatakował. Planował podciąć potwora i dobić ciosem w krtań. Plan dobry, jednak nie wziął pod uwagę tego, że bestia okazała się dużo szybsza niż założył.
Potężny cios szponiastej łapy odrzucił go na bok. Zanim zdołał wstać, potwór chwycił go podniósł do góry i zaczął rytmicznie walić Maćkiem w piasek.
- To ma być ten straszny Nienawistnik? Śmiechu warte! – ryczał przy każdym uderzeniu.
Wtem Maciek złapał go za dłonie i mocno ścisnął. Dało się słyszeć głośne chrupnięcie łamanych palców.
Ryk jaki wydał Mściciel sprawił, że piasek posypał się z wydm.
- Ty cholerny robaku! – zawył.
Po ciele Maćka przechodziły czarne błyskawice. Jego oczy przybrały kolor smoły a na szyi i ramionach zaczęły pulsować czarne żyły. Wokół jego dłoni skumulowała się energia w postaci ostrzy.
- Teraz możesz zacząć krzyczeć – Maciek uśmiechnął się sadystycznie i wystrzelił do przodu jak pocisk.
Zdziwiony potwór nie zdążył zareagować. Nagle zwalił się na piasek.
Ze zdumieniem skonstatował, że nie ma już nóg. Zanim zdążył się otrząsnąć z szoku stracił ręce.
Zaczął krzyczeć.
Ze wszystkich sił.
Z ogromnego bólu.
I jeszcze większego strachu.
Próbował się zregenerować, ale udało mu się tylko powstrzymać krwawienie.
Popatrzył w górę. Na stojącego nad nim Nienawistnika.
- Mocny byłeś, ale tylko gdy zabijałeś słabszych. Nie krzycz. Po uderzeniu skondensowaną energią nienawiści nie można zregenerować ran. A teraz... – wyciągnął rękę w kierunku wykrzywionej w przerażeniu twarzy Mściciela – żegnam.
Zaczął wchłaniać jego zło. Trwało to dłuższą chwilę, zanim przyswoił sobie cały ładunek wewnętrznej nienawiści Mściciela. Następnie spalił ciało.
Gdy skończył odetchnął głęboko i zwalił się na piasek. Był wykończony. Walka z potworem i jednoczesne podtrzymywanie iluzji ciszy oraz spokoju na plaży, by nikt nie zauważył tego co tam się działo dały mu mocno popalić.
Ale wygrał.
Jednak nie mógł się oprzeć wrażeniu, że coś przeoczył. Cos bardzo ważnego.
Skalkulował wszystkich wymienionych mu zmutowanych żołnierzy. Niee...wszyscy zginęli. Jednak czegoś mu brakowało, nie wiedział czego.
Ale nie należy się martwić na zapas. Wykonał zadanie, pora wrócić do domu. Do Weroniki.
Tak, dom...
ł?
Jgbart, proud to be a member of Forum Literackie Inkaustus since Nov 2009.
http://www.youtube.com/watch?v=4LY-n9nx5...re=related

Necronomicon " Possesed Again" \m/
Necrophobic "Hrimthursum" \m/

EVERYONE AGAINST EVERYONE - CHAOS!
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości