26-10-2013, 23:24
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 18-08-2015, 18:37 przez Taiteilija.)
„Brzoskwinie z puszki i masło orzechowe”
– Dwie tabletki rano i wieczorem, syrop trzy razy dziennie i krople popołudniu. To wszystko. Proszę stosować się do zaleceń... i tylko żadnych słodkości! Przyjdę pojutrze, żeby sprawdzić, jak się pani miewa. To tyle. Do widzenia.
– Yhm, yhm. Tak, tak. Do widzenia, pani.
Pielęgniarka wyszła z pokoju, pozostawiając za sobą jedynie nikły zapach szpitalnej czystości i lekarstw. Po chwili z korytarza dobiegł dźwięk zamykanych drzwi i szczęk klucza w zamku.
– Uch... - westchnęła pani Niezapominajka – było blisko!
Rozejrzała się uważnie po pokoju, zwężając oczy w podejrzliwe szparki.
Pomieszczenie było niezaprzeczalnie puste, pozbawione podsłuchu i ukrytych kamer. Na pewno puste. Było tu tylko łóżko przy oknie, w którym leżała pani Niezapominajka, szafa, szafka nocna, komoda pełna pożółkłych czasopism i książek, zakurzone radio i nieduży telewizor.
Pusto.
Poczekała jeszcze chwilę.
Upewniwszy się, że pielęgniarka nie wróci, starsza pani wyjęła spod kołdry pokaźną puszkę brzoskwiń w syropie.
– … i żadnych słodkości – wymamrotała zgryźliwie pod nosem, atakując widelcem soczysty owoc.
Leżała w łóżku od miesięcy, słysząc wieczne tylko te zapewnienia i mądre gadki napuszonych ważniaków w białych kitlach.
– … że „będzie dobrze”, że „zapalenie powinno przejść”, że „serce ma pani takie, a takie”, a „wątroba to balon”... – szeptała zawzięcie.
Z dnia na dzień ubywało nadziei, mniej rozrywek, mniej „dobrego”, a więcej ograniczeń.
Już nawet słodycze mogły ją zabić! Zabić? Zabić! A to ci dopiero! Niech i tak będzie! Córka nie odwiedza, syn za granicą, listy przysyła, pieniądze przysyła, tylko siebie nie przysyła wcale.
Więc niech i tak będzie!
Pani Niezapominajka zobaczyła kątem oka swoje odbicie w okiennej szybie. Białe włosy spływały fikuśnymi loczkami na kark, oczy, kiedyś niebieskie, teraz szare, wielkie, ogromne w zapadniętej chorobowo twarzy, poprzecinanej siateczką zmarszczek, patrzyły na nią z nieznośnym uporem dziecka.
– Yhm, yhm. Tak, tak. Do widzenia, pani.
Pielęgniarka wyszła z pokoju, pozostawiając za sobą jedynie nikły zapach szpitalnej czystości i lekarstw. Po chwili z korytarza dobiegł dźwięk zamykanych drzwi i szczęk klucza w zamku.
– Uch... - westchnęła pani Niezapominajka – było blisko!
Rozejrzała się uważnie po pokoju, zwężając oczy w podejrzliwe szparki.
Pomieszczenie było niezaprzeczalnie puste, pozbawione podsłuchu i ukrytych kamer. Na pewno puste. Było tu tylko łóżko przy oknie, w którym leżała pani Niezapominajka, szafa, szafka nocna, komoda pełna pożółkłych czasopism i książek, zakurzone radio i nieduży telewizor.
Pusto.
Poczekała jeszcze chwilę.
Upewniwszy się, że pielęgniarka nie wróci, starsza pani wyjęła spod kołdry pokaźną puszkę brzoskwiń w syropie.
– … i żadnych słodkości – wymamrotała zgryźliwie pod nosem, atakując widelcem soczysty owoc.
Leżała w łóżku od miesięcy, słysząc wieczne tylko te zapewnienia i mądre gadki napuszonych ważniaków w białych kitlach.
– … że „będzie dobrze”, że „zapalenie powinno przejść”, że „serce ma pani takie, a takie”, a „wątroba to balon”... – szeptała zawzięcie.
Z dnia na dzień ubywało nadziei, mniej rozrywek, mniej „dobrego”, a więcej ograniczeń.
Już nawet słodycze mogły ją zabić! Zabić? Zabić! A to ci dopiero! Niech i tak będzie! Córka nie odwiedza, syn za granicą, listy przysyła, pieniądze przysyła, tylko siebie nie przysyła wcale.
Więc niech i tak będzie!
Pani Niezapominajka zobaczyła kątem oka swoje odbicie w okiennej szybie. Białe włosy spływały fikuśnymi loczkami na kark, oczy, kiedyś niebieskie, teraz szare, wielkie, ogromne w zapadniętej chorobowo twarzy, poprzecinanej siateczką zmarszczek, patrzyły na nią z nieznośnym uporem dziecka.
– No i to tyle jeśli chodzi o urodę i młodość – powiedziała na głos rzeczowo, stwierdzając fakt dokonany i oczywisty jak zieleń trawy, czy zapach cynamonu.
Odłożyła widelec na szafkę nocną. Posłała odbiciu bezzębny uśmiech, który, pomimo upływu lat, nie stracił bynajmniej na dawnej złośliwości.
Straszny był z niej łobuz i okropna złośnica, więc nie ma co się dziwić, że została sama... i w to jej graj! Sąsiad przemycił owoce w puszce, przekupiony niewielką kwotą pieniędzy, zatem było po co żyć. Choćby dla smaku soczystych brzoskwiń w gęstym, słodkim syropie. Pycha! Uwielbiała je! Kochała! Od kilku tygodni dusiła się zaleceniami nieubłaganej pielęgniarki, ale wczoraj nie wytrzymała. Tak zachciało jej się brzoskwiń! Cudu młodości, wydłubywanego niegdyś z ciasta mamy. Ależ mama była wtedy zła!
– Hi, hi, hi... – zarechotała chrapliwie do wspomnień.
Wyciągnęła jeszcze jedną brzoskwinię i zjadła ją zachłannie, po czym odstawiła puszkę na szafkę.
Rozejrzała się uważnie po pokoju.
Nadal był pusty; bez szpiegów, natrętów i wszelkich innych form inwigilacji.
Pani Niezapominajka, upewniwszy się, że jest bezpiecznie, sięgnęła do szafki nocnej i wyjęła olbrzymi słój masła orzechowego. Oczy starszej pani pojaśniały z prostej uciechy, jaką sprawiał jej od zawsze dreszcz łamania zasad. Cudownie! Masło orzechowe! Jest uczulona? Zaszkodzi? BREDNIE! Niech, więc sobie szkodzi!
Starsza pani odwinęła łyżeczkę, starannie zawiniętą w chusteczkę higieniczną, i otworzyła słój.
Wspaniale mdlący zapach orzechów uderzył ją w nozdrza niespodziewanie. To także kupił jej skorumpowany sąsiad, pan Zapominalski. Jakże cudownie jeść łyżką masło orzechowe! Och, jak zupełnie wspaniały ma smak! Mdły, drewniany! Pycha!
Zupełnie jak kiedyś, gdy tata przyłapał ją pod stołem, wcinającą masło orzechowe bez opamiętania! Ależ był wtedy wściekły! Ależ rozzłoszczony!
Rzężący chichot znów wyrwał się z jej krtani, wstrząsając całym ciałem rubasznie, głośno, nieskrępowanie. Stanął w gardle nagle w połowie faktu. W pół dokonania.
Zostawił na ustach uśmiech szeroki, dziecinny i okropnie złośliwy, powykrzywiany siateczką zmarszczek. Kubistyczny.
Zrobiło się obco, cicho w tym nieinwigilowanym pokoju staruszki.
W powietrzu unosił się klejący orzechowy zapach pełen upartej słodyczy; zapach brzoskwiń z puszki i masła orzechowego.
Odłożyła widelec na szafkę nocną. Posłała odbiciu bezzębny uśmiech, który, pomimo upływu lat, nie stracił bynajmniej na dawnej złośliwości.
Straszny był z niej łobuz i okropna złośnica, więc nie ma co się dziwić, że została sama... i w to jej graj! Sąsiad przemycił owoce w puszce, przekupiony niewielką kwotą pieniędzy, zatem było po co żyć. Choćby dla smaku soczystych brzoskwiń w gęstym, słodkim syropie. Pycha! Uwielbiała je! Kochała! Od kilku tygodni dusiła się zaleceniami nieubłaganej pielęgniarki, ale wczoraj nie wytrzymała. Tak zachciało jej się brzoskwiń! Cudu młodości, wydłubywanego niegdyś z ciasta mamy. Ależ mama była wtedy zła!
– Hi, hi, hi... – zarechotała chrapliwie do wspomnień.
Wyciągnęła jeszcze jedną brzoskwinię i zjadła ją zachłannie, po czym odstawiła puszkę na szafkę.
Rozejrzała się uważnie po pokoju.
Nadal był pusty; bez szpiegów, natrętów i wszelkich innych form inwigilacji.
Pani Niezapominajka, upewniwszy się, że jest bezpiecznie, sięgnęła do szafki nocnej i wyjęła olbrzymi słój masła orzechowego. Oczy starszej pani pojaśniały z prostej uciechy, jaką sprawiał jej od zawsze dreszcz łamania zasad. Cudownie! Masło orzechowe! Jest uczulona? Zaszkodzi? BREDNIE! Niech, więc sobie szkodzi!
Starsza pani odwinęła łyżeczkę, starannie zawiniętą w chusteczkę higieniczną, i otworzyła słój.
Wspaniale mdlący zapach orzechów uderzył ją w nozdrza niespodziewanie. To także kupił jej skorumpowany sąsiad, pan Zapominalski. Jakże cudownie jeść łyżką masło orzechowe! Och, jak zupełnie wspaniały ma smak! Mdły, drewniany! Pycha!
Zupełnie jak kiedyś, gdy tata przyłapał ją pod stołem, wcinającą masło orzechowe bez opamiętania! Ależ był wtedy wściekły! Ależ rozzłoszczony!
Rzężący chichot znów wyrwał się z jej krtani, wstrząsając całym ciałem rubasznie, głośno, nieskrępowanie. Stanął w gardle nagle w połowie faktu. W pół dokonania.
Zostawił na ustach uśmiech szeroki, dziecinny i okropnie złośliwy, powykrzywiany siateczką zmarszczek. Kubistyczny.
Zrobiło się obco, cicho w tym nieinwigilowanym pokoju staruszki.
W powietrzu unosił się klejący orzechowy zapach pełen upartej słodyczy; zapach brzoskwiń z puszki i masła orzechowego.