Łowca Demonów
Adam spojrzał pod nogi. Piasek. Wziął garść i przepuścił go przez palce. Był suchy, tak jak się spodziewał. To w końcu pustynia. Wstał i poprawił brązową chustę na twarzy. Z zawodu był łowcą demonów, czyścicielem stepów lub, jak woleli ludzie z Osady, magiem. Lubił swoje zajęcie, dostarczała rozrywek jakich pożądał
Kilka godzin wcześniej:
Karawana zajechała do miasta. Kupiec zeskoczył z kozła i podbiegł do staników przy bramie miejskiej, niewolnicy zajęli się rozpakowywaniem towarów.
- Gdzie jest najbliższa gildia łowców? - spytał gruby kupczyk.
Jeden z strażników podrapał się po głowie, drugi rozejrzał.
- My tu mamy tylko wolnych strzelców. - odparł pierwszy.
- Szlag by to! Gdzie ich mogę znaleźć?
Drugi wskazał palcem w stroną rynku.
- W karczmie. - odparł.
Kupiec podszedł do wozów i wydał kilka poleceń, poprawił złocony pas i poszedł w kierunku wskazanym przez gwardzistów.
Domki w tej osadzie zbudowane były z jasnożółtej gliny. Każdy był mniej więcej taki sam, kwadratowy. Jedyną różnicą był rozmiar.
Słońce paliło, było południe. Kupiec zbliżył się do karczmy i otworzył drzwi. Światło na moment oświetliło ciemne wnętrze. Kilku ludzi bliżej drzwi zasłoniło dłońmi oczy.
- Zamykaj! Ciepło leci!
Maga karawaniarz zauważył od razu. Człowiek w brązowych szatach sięgających ziemi siedział na środku sali i zabawiał czymś gości.
- Wywinołem się, uniknąłem najeżonego kolcami ogona, wyskoczyłem i zadałem demonowi ostateczny cios!
Tłumek pomrukiwał z zachwytem, niektórzy nawet zaczęli klaskać.
- Co było potem? Opowiedz - wołali.
- Nic ciekawego.
- O-po-wiedz! O-po-wiedz!- skandowali akcentując każdą sylabę uderzeniem kufla.
- Już dobrze, dobrze! Rzuciłem na niego zaklęcie blokujące żeby nie opanował mojego ciała. To wszystko.
- Jeszcze coś! – krzykną jakiś maluch z tłumu.
- Mały ma rację. Powiedz o innych walkach!
W tym Momocie łowca zauważył kupca.
- O. – Uniósł ręce w geście uciszenia. - Mam nowego klienta, opowiem wam później.
Zaprosił gestem gościa żeby usiadł.
- Słucham?
Karawaniarz wyciągną rękę.
- Nazywam się Abdul A’kar trzeci syn Mohana z Damaratu.
Mag parskną.
- Adam stąd.
Kupiec przyjrzał się rozmówcy.
- Jesteś dobry w tym co robisz?
- Mam trzydzieści dwa lata i wciąż żyję.
Łowca odchylił się do tyłu na krześle, położył nogi na stole a ręce za kark.
- Och. A gdzie pobierałeś nauki?
- Magii oczywiście w Osadzie, fechtunku tu.
Abdul zaburczał.
- Coś się nie podoba?
Nie wiadomo kiedy w dłoni Adama pojawił się nóż.
- Nie, nic. Wszystko w jak najlepszym porządku.
Ostrze schowało się w rękawie maga.
- Masz nietypowe imię jak na tą okolice.
- Wybrałem je podczas nauki, możemy przejść do interesów?
- Tak. Oczywiście. Chce żebyś ochraniał moją karawanę w drodze powrotnej do Damaratu.
- To kawał drogi.
- Wiem. I wynagrodzenie będzie sowite.
Łowca uśmiechną się.
- Chce jeszcze zobaczyć twoją twarz.
Adam milczał chwilę, potem rozpoczął odwijanie chusty.
Jego skóra był ciemna, ale nie brązowa. Oczy miał brązowe. Włosy krótkie, czarne. Twarz dość pospolitą.
Jechali już dzień i nie napotkali jeszcze żadnego Strażnika. Demony musiały coś szykować. Szczwane bestie. Zabójcze i fascynujące zarazem. Zawsze po zniszczeniu ich ciała rozpoczynały łowy, by znaleźć następne. Jedyne co zdolne jest powstrzymać ich duchy w truchle jest magia.
- Co wieziesz?
- Oręż, wcześniej złoto do wymiany.
Adam pokiwał głową. To dlatego demony nie zaatakowały go wcześniej, nie miały po co.
Czubek wydmy poruszył się.
- Padnij!
Przewrócił ręką kupca. Ten spadł z kozła. Przypuszczenia były uzasadnione, z piasku wyskoczyły stwory.
Łowca kalkulował szybko. Dwa demony ciała węża, jeden ciała jaszczurki, jeden ciała pustynnego wilka. Jedną ręką odpiął przeszkadzający płaszcz, drugą wyciągnął już kusze samopowtarzalną.
Dwa bełty posłał w kierunku czterometrowych węży, zaraz za nimi proste zaklęcie wiążące. Pierwszy padł, drugi zanurkował pod ziemię. Adam miał mało czasu. Pocisk wiążący zaraz przestanie działać.
Skoczył w przód, tak jak się spodziewał, wąż wyskoczył w miejscu gdzie stał. Obrócił się w piruecie, siła odśrodkowa wysunęła ostrze, które cięło już tułów potwora. Przyłożył rękę do demona i zapieczętował ciało. Dwa pozostałe przy życiu demony otaczały go już powoli. Adam szedł wolno w stroną ustrzelonego węża.
Wilk czołgał się na czterech łapach, był większy od zwykłych przedstawicieli swego gatunku, mocno też zmutowany. To oznaczało tylko że duch Strażnika siedzi w tym ciele dość długo. Jaszczurka nosiła zbroję, jej ciało było świeże. Gabarytowo zbliżona była do człowieka i jak on chodziła na dwóch łapach.
Adam był coraz bliżej truchła, wiedział że czas się kończy i duch demona wystrzeli zaraz z korpusu i opanuje jego ciało. Skoczył do przodu. Wilk był jednak szybszy. Wylądował pomiędzy magiem a półmartwym kompanem. Odruchowo łowca uniknął prawdopodobnego ciosu kucając, lecz Strażnik był równie doświadczony. Uderzył łapą maga tak, że ten upadł na piasek. Kątem oka łowca zauważył że jaszczurka wyciąga kuszę wybuchową.
Przeturlał się szybko po pisaku. Po chwili, w miejscu gdzie jeszcze przed sekundą leżał, wybuchł czerwony grot z demonicznej kuszy. Adam podniósł się błyskawicznie, lecz zaraz został przygnieciony przez wilka. Potężną łapą uderzył po twarzy. Mag wrzasną z bólu. Demon zamachną się po raz drugi, wyprężył i padł. Z jego pleców wystawał sztylet. Kupiec stał zaraz nad nimi. Trząsł się ze strachu.
- Uciekaj!
Adam wyciągnął rękę i już chciał zapieczętować ciało gdy to zmieniło się w kruchą szarą skorupę. Łowca rzucił szybką osłonę na siebie i uskoczył przed kolejnym bełtem. Z truchła wilka wyleciał szary obłok. Skierował się na chwilę w stronę maga lecz wyczuł barierę. Zakręcił momentalnie i wystrzelił w kierunku uciekającego kupca.
- Nie nawiedzę, jak się wtrącają!
Kolejny pocisk zaświszczał w powietrzu. Adam doskoczył do pierwszego węża i szybko zabezpieczył ciało. Wybuch odrzucił go w tył.
-Zaczynasz mnie denerwować!
Strażnik zaśmiał się tylko. Krzyk zza pleców oznajmił że kupiec został opanowany.
Kolejny bełt. I…
Klik!
- Osz! – Demon spojrzał na pas w poszukiwaniu kolejnego bębenka z bełtami. Nie było go tam.
Adam zaśmiał się głośno i zaszarżował na Strażnika. Los nie był mu jednak przychylny. Prawa noga zagrzebała mu się w piasku. Demon wykorzystał to i skoczył na niego. Nóż przebił udo Adama.
-Zostaw go!- Powoli do swego kompana zbliżał się Strażnik w nowym ciele. – Takie upokorzenie! Ciało człowieka! Daj mi sztylet! Wezmę chociaż Łowce.
-Dać lepsze ciało niż ja? To ja go zabije!
Łowca wykorzystał chwilę nieuwagi potworów i przeniósł się do miasta.
Nieprzytomny padł na środku rynku.
Ostatnie co zdążył powiedzieć to okrzyk: „ Polują w grupach, zbliża się wojna!”
Adam spojrzał pod nogi. Piasek. Wziął garść i przepuścił go przez palce. Był suchy, tak jak się spodziewał. To w końcu pustynia. Wstał i poprawił brązową chustę na twarzy. Z zawodu był łowcą demonów, czyścicielem stepów lub, jak woleli ludzie z Osady, magiem. Lubił swoje zajęcie, dostarczała rozrywek jakich pożądał
Kilka godzin wcześniej:
Karawana zajechała do miasta. Kupiec zeskoczył z kozła i podbiegł do staników przy bramie miejskiej, niewolnicy zajęli się rozpakowywaniem towarów.
- Gdzie jest najbliższa gildia łowców? - spytał gruby kupczyk.
Jeden z strażników podrapał się po głowie, drugi rozejrzał.
- My tu mamy tylko wolnych strzelców. - odparł pierwszy.
- Szlag by to! Gdzie ich mogę znaleźć?
Drugi wskazał palcem w stroną rynku.
- W karczmie. - odparł.
Kupiec podszedł do wozów i wydał kilka poleceń, poprawił złocony pas i poszedł w kierunku wskazanym przez gwardzistów.
Domki w tej osadzie zbudowane były z jasnożółtej gliny. Każdy był mniej więcej taki sam, kwadratowy. Jedyną różnicą był rozmiar.
Słońce paliło, było południe. Kupiec zbliżył się do karczmy i otworzył drzwi. Światło na moment oświetliło ciemne wnętrze. Kilku ludzi bliżej drzwi zasłoniło dłońmi oczy.
- Zamykaj! Ciepło leci!
Maga karawaniarz zauważył od razu. Człowiek w brązowych szatach sięgających ziemi siedział na środku sali i zabawiał czymś gości.
- Wywinołem się, uniknąłem najeżonego kolcami ogona, wyskoczyłem i zadałem demonowi ostateczny cios!
Tłumek pomrukiwał z zachwytem, niektórzy nawet zaczęli klaskać.
- Co było potem? Opowiedz - wołali.
- Nic ciekawego.
- O-po-wiedz! O-po-wiedz!- skandowali akcentując każdą sylabę uderzeniem kufla.
- Już dobrze, dobrze! Rzuciłem na niego zaklęcie blokujące żeby nie opanował mojego ciała. To wszystko.
- Jeszcze coś! – krzykną jakiś maluch z tłumu.
- Mały ma rację. Powiedz o innych walkach!
W tym Momocie łowca zauważył kupca.
- O. – Uniósł ręce w geście uciszenia. - Mam nowego klienta, opowiem wam później.
Zaprosił gestem gościa żeby usiadł.
- Słucham?
Karawaniarz wyciągną rękę.
- Nazywam się Abdul A’kar trzeci syn Mohana z Damaratu.
Mag parskną.
- Adam stąd.
Kupiec przyjrzał się rozmówcy.
- Jesteś dobry w tym co robisz?
- Mam trzydzieści dwa lata i wciąż żyję.
Łowca odchylił się do tyłu na krześle, położył nogi na stole a ręce za kark.
- Och. A gdzie pobierałeś nauki?
- Magii oczywiście w Osadzie, fechtunku tu.
Abdul zaburczał.
- Coś się nie podoba?
Nie wiadomo kiedy w dłoni Adama pojawił się nóż.
- Nie, nic. Wszystko w jak najlepszym porządku.
Ostrze schowało się w rękawie maga.
- Masz nietypowe imię jak na tą okolice.
- Wybrałem je podczas nauki, możemy przejść do interesów?
- Tak. Oczywiście. Chce żebyś ochraniał moją karawanę w drodze powrotnej do Damaratu.
- To kawał drogi.
- Wiem. I wynagrodzenie będzie sowite.
Łowca uśmiechną się.
- Chce jeszcze zobaczyć twoją twarz.
Adam milczał chwilę, potem rozpoczął odwijanie chusty.
Jego skóra był ciemna, ale nie brązowa. Oczy miał brązowe. Włosy krótkie, czarne. Twarz dość pospolitą.
Jechali już dzień i nie napotkali jeszcze żadnego Strażnika. Demony musiały coś szykować. Szczwane bestie. Zabójcze i fascynujące zarazem. Zawsze po zniszczeniu ich ciała rozpoczynały łowy, by znaleźć następne. Jedyne co zdolne jest powstrzymać ich duchy w truchle jest magia.
- Co wieziesz?
- Oręż, wcześniej złoto do wymiany.
Adam pokiwał głową. To dlatego demony nie zaatakowały go wcześniej, nie miały po co.
Czubek wydmy poruszył się.
- Padnij!
Przewrócił ręką kupca. Ten spadł z kozła. Przypuszczenia były uzasadnione, z piasku wyskoczyły stwory.
Łowca kalkulował szybko. Dwa demony ciała węża, jeden ciała jaszczurki, jeden ciała pustynnego wilka. Jedną ręką odpiął przeszkadzający płaszcz, drugą wyciągnął już kusze samopowtarzalną.
Dwa bełty posłał w kierunku czterometrowych węży, zaraz za nimi proste zaklęcie wiążące. Pierwszy padł, drugi zanurkował pod ziemię. Adam miał mało czasu. Pocisk wiążący zaraz przestanie działać.
Skoczył w przód, tak jak się spodziewał, wąż wyskoczył w miejscu gdzie stał. Obrócił się w piruecie, siła odśrodkowa wysunęła ostrze, które cięło już tułów potwora. Przyłożył rękę do demona i zapieczętował ciało. Dwa pozostałe przy życiu demony otaczały go już powoli. Adam szedł wolno w stroną ustrzelonego węża.
Wilk czołgał się na czterech łapach, był większy od zwykłych przedstawicieli swego gatunku, mocno też zmutowany. To oznaczało tylko że duch Strażnika siedzi w tym ciele dość długo. Jaszczurka nosiła zbroję, jej ciało było świeże. Gabarytowo zbliżona była do człowieka i jak on chodziła na dwóch łapach.
Adam był coraz bliżej truchła, wiedział że czas się kończy i duch demona wystrzeli zaraz z korpusu i opanuje jego ciało. Skoczył do przodu. Wilk był jednak szybszy. Wylądował pomiędzy magiem a półmartwym kompanem. Odruchowo łowca uniknął prawdopodobnego ciosu kucając, lecz Strażnik był równie doświadczony. Uderzył łapą maga tak, że ten upadł na piasek. Kątem oka łowca zauważył że jaszczurka wyciąga kuszę wybuchową.
Przeturlał się szybko po pisaku. Po chwili, w miejscu gdzie jeszcze przed sekundą leżał, wybuchł czerwony grot z demonicznej kuszy. Adam podniósł się błyskawicznie, lecz zaraz został przygnieciony przez wilka. Potężną łapą uderzył po twarzy. Mag wrzasną z bólu. Demon zamachną się po raz drugi, wyprężył i padł. Z jego pleców wystawał sztylet. Kupiec stał zaraz nad nimi. Trząsł się ze strachu.
- Uciekaj!
Adam wyciągnął rękę i już chciał zapieczętować ciało gdy to zmieniło się w kruchą szarą skorupę. Łowca rzucił szybką osłonę na siebie i uskoczył przed kolejnym bełtem. Z truchła wilka wyleciał szary obłok. Skierował się na chwilę w stronę maga lecz wyczuł barierę. Zakręcił momentalnie i wystrzelił w kierunku uciekającego kupca.
- Nie nawiedzę, jak się wtrącają!
Kolejny pocisk zaświszczał w powietrzu. Adam doskoczył do pierwszego węża i szybko zabezpieczył ciało. Wybuch odrzucił go w tył.
-Zaczynasz mnie denerwować!
Strażnik zaśmiał się tylko. Krzyk zza pleców oznajmił że kupiec został opanowany.
Kolejny bełt. I…
Klik!
- Osz! – Demon spojrzał na pas w poszukiwaniu kolejnego bębenka z bełtami. Nie było go tam.
Adam zaśmiał się głośno i zaszarżował na Strażnika. Los nie był mu jednak przychylny. Prawa noga zagrzebała mu się w piasku. Demon wykorzystał to i skoczył na niego. Nóż przebił udo Adama.
-Zostaw go!- Powoli do swego kompana zbliżał się Strażnik w nowym ciele. – Takie upokorzenie! Ciało człowieka! Daj mi sztylet! Wezmę chociaż Łowce.
-Dać lepsze ciało niż ja? To ja go zabije!
Łowca wykorzystał chwilę nieuwagi potworów i przeniósł się do miasta.
Nieprzytomny padł na środku rynku.
Ostatnie co zdążył powiedzieć to okrzyk: „ Polują w grupach, zbliża się wojna!”